ROZDZIAŁ 108

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kochani! 

Wróciłam! Na samym początku chciałabym was przeprosić na długi czas mojej nieobecności. Było wiele spraw, które spadły na mnie nagle i ułożenie ich w logiczną całość wcale nie było takie proste. Jak mam być szczera to w dalszym ciągu nie wszystko jest takie, jak powinno, ale cóż, takie już jest życie.

Rozdziały będą się pojawiać, jednak nieregularnie. W związku z tym proszę, nie pytajcie ,,Kiedy next?'', bo tego nie wiem nawet ja. Postaram się być o wiele bardziej aktywna, niż w ostatnim czasie.

Może jest coś, co chcielibyście, aby pojawiło się w tej części? Może chcielibyście, aby coś się zmieniło? Pamiętajcie, zawsze jestem otwarta na różne pomysły i propozycje ;)

Dziękuję tym, którzy pozostali i witam tych, którzy się pojawili <3

Miłego czytania! <3

*****************************************************************


             Czasami tak jest, że aby iść dalej trzeba pogodzić się z przeszłością i wybaczyć sobie błędy z dawnych lat. Nikt przecież tak naprawdę nie jest idealny. Każdy, bez wyjątku, żyjący na ziemi, zrobił coś złego czy głupiego. Sztuką nie jest naprawienie zła czy wybaczenie wrogom, sztuką jest przebaczenie przede wszystkim samemu sobie.

                 Ostatnimi czasy byłam kłębkiem nerwów skulonym gdzieś z boku. Nie potrafiłam ogarnąć samej siebie i swoich myśli, które kotłowały się w mojej głowie niczym ubrania w pralce ustawionej na najmocniejszym wirowaniu. Nie ważne było to, gdzie spojrzałam, zawsze widziałam jedynie nasz upadek i ból z nim związany. Pomimo tego, co głosiłam wokół, nie widziałam dla nas przyszłości. Nie widziałam przyszłości, dla nich, dla nas, dla siebie. Postawiłam nas w miejscu, w których nikt nie chciałby się zjawić. Byliśmy zwykłymi przegrywami.

               Zawsze pragnęłam dobra moich bliskich. Kiedyś przyrzekłam sobie, że do końca moich dni będę stać u boku osób, które kochałam całym sercem. Nigdy nie pozwolę zginąć komuś, kto był dla mnie w jakiś sposób ważny, a później zjawili się wrogowie i wszystko spierdolili. Wychodziło więc na to, że moje słowo niewiele znaczyło, a ja, jako osoba niby mega wiarygodna, traciłam w oczach wszystkich swoją prawdziwość.

              Cuda jednak się zdarzały i miałam tą cholernie wielką przyjemność przeżyć to na własnej skórze. Pomimo przeciwności losu, które nas spotykały, zaczynaliśmy powstawać z kolan. Ciemność, która nad nami się ostatnimi czasy rozciągała, zaczynała powoli przepuszczać słońce, które gdzieś tam jeszcze dla nas świeciło. Kolejny raz pojawiła się mała nadzieja lepszego jutra. Ta nadzieja wystarczyła, abym ponownie zaczęła wierzyć nie tylko w samą siebie, ale w nas, nasze stado, naszą przyjaźń i naszą rodzinę.

             Obudziłam się z rana w dość dobrym humorze. Wyjątkowo byłam spokojna, co w ostatnich dniach było wyczynem. Nie martwiłam się o to, co za chwile mogło nas spotkać. Wyjątkowo czułam totalny spokój, który, zapewne, nie tylko mnie w dniu dzisiejszym nawiedził. W końcu, po tylu męczących dniach, pojawiło się światełko w tunelu, które mogło nas wyciągnąć na samą powierzchnie po turbulencjach, które musieliśmy przeżyć. Nareszcie w naszym życiu pojawiło się coś pozytywnego, co dawało nam nadzieję na lepsze jutro. Tyle mi wystarczyło, ta mała iskierka, która zapłonęła na nowo w naszych sercach.

              Postanowiłam zrobić sobie wolny dzień, z dala od ludzi, dram i kłopotów. Chciałam cieszyć się spokojem, który w końcu zawitał u moich drzwi. Nie mogłam zaprzepaścić takiej okazji, bo one zdarzają się naprawdę raz na milion. Zresztą, gdy choć przez jeden dzień zniknę z radarów to chyba nic się nie stanie, prawda? Każdy potrzebuje dnia na regenerację, ja również. To, że jestem w połowie wampirem wcale nie oznacza, że jestem niezniszczalna psychicznie.

              Powoli zwlekłam się z łóżka, kierując swoje kroki do łazienki. Uśmiech nie znikał z mojej twarzy, towarzysząc mi przy każdym ruchu. Powrót do zdrowia Szeryfa był najlepszą nagrodą za ciężkie dni, jaką tylko mogłam sobie wymarzyć. Ten człowiek był zbyt dobry, zbyt niewinny, by cierpieć. Nigdy nic złego nikomu nie zrobił, zawsze był chętny do pomocy. Nie mógł płacić za nasze błędy, nie mógł za nas zginąć.

               Weszłam do wanny, do której chwilę wcześniej napuściłam wodę, nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię. Z przyjemnością przyjęłam dużą ilość ciepła, które od razu otuliło moje całe ciało. Cieszyłam się tym, że w końcu mogłam się zrelaksować. Nie musiałam brać szybkiego prysznica z myślą, że w tej chwili mógł ktoś właśnie ginąć. Pierwszy raz od dawna postanowiłam o tym nie myśleć. Zrobić sobie krótki urlop od złych myśli. Każdemu należy się wolne, mi również.

              W wannie spędziłam dobrą godzinę, ciesząc się ciszą, która mnie otulała. Cały czas myślałam o Szeryfie, który dochodził do siebie w szpitalnym łóżku. Pomimo tego, co sobie obiecałam od razu po przebudzeniu, nie potrafiłam tak do końca przestać o nim myśleć. Wiedziałam, że poniekąd w szpitalu był bezpieczny, ale niestety zdarzały się już sytuację, gdy wrogowie atakowali nas właśnie tam. Świadkowie nie byli dla nich problemem, wręcz przeciwnie, byli dla nich zaproszeniem do działania. Miałam jednak cichą nadzieję, że tym razem sobie odpuszczą.

               Szeryf Stilinski był jednym z tych kawałków układanki, której nie potrafiłam rozgryźć. Na dobrą sprawę nie był do niczego potrzebny Doktorom. Nie wniósłby nic nowego do ich eksperymentów, nie był również w stanie im jakoś poważnie zagrozić. To, że był Szeryfem nic nie dawało. Oni byli ponad prawem, którego on nie był w stanie przeskoczyć. Po co więc mieliby po niego przychodzić?

               Wiedziałam, że to Noah był winny. Wiedziałam, że to on przyczynił się do choroby Szeryfa, wbijając swój kawałek kości w ciało Szeryfa. Nie jestem pewna tylko dlaczego to zrobił, choć miałam pewne podejrzenia. Noah był w jakimś stopniu zły na Stilinskich. Szeryf doprowadził do jego aresztowania, nie stając po jego stronie. Pozwolił zakłuć go w kajdanki i wyprowadzić na komisariat niczym prawdziwego przestępcę. Stiles? No cóż, wbrew pozorom ten chłopak narobił sobie sporo wrogów swoim zachowaniem, nawet jeśli robił to całkowicie nieświadomie.

               Nie wiedziałam do czego są zdolni Doktorzy. Nie znałam ich natury, stylu bycia , celów. To byli wrogowie, których w żaden sposób nie potrafiłam rozgryźć. Byli dla mnie wielkim wyzwaniem, które nie należało do najłatwiejszych. Za każdym razem, gdy o nich myślałam, w głowie zapalała mi się czerwona lampka, która sugerowała jakieś niebezpieczeństwo z nimi związane. Jednak w dalszym ciągu nie mogłam za cholerę rozgryźć o co w tym chodzi. Dlaczego miałam dziwne przeczucie, że spotkanie w Beacon Hills niebyło naszym pierwszym spotkaniem?

             Doktorzy byli sprytni, nie odkrywali kart na pierwszym spotkaniu, z czym wielokrotnie się spotykałam. Niejednokrotnie moi wrogowie, chcąc pokazać swoją siłę i potęgę, na pierwszym spotkaniu pokazywali wszystko, na co ich stać, dzięki czemu wiedziałam z kim bądź z czym mam do czynienia. Tym razem jednak było inaczej, Doktorzy byli zbyt skryci, aby w jakikolwiek sposób mi pozwolić na rozwikłanie zagadki z nimi związanej.

              Gdy tylko wyszłam z wanny i okryłam się ręcznikiem, usłyszałam dźwięk mojego telefonu i, automatyczne, jęknęłam zawiedziona. Coś czułam, że to nie był żaden przedstawiciel próbujący wcisnąć mi jakąś umowę czy kredyt. Byłam niemal pewna, że to jeden z moich przyjaciół i, będąc tą wredną, postanowiłam nie odbierać. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie zerknęła na ekran telefonu i nie zobaczyła, kogo tym razem przyszło mi zignorować.

              Gdy zobaczyłam, że na ekranie widnieje imię Stiles'a z serduszkami ukłuło mnie lekko gdzieś tam, gdzie normalny człowiek ma serce. Mogłam olać dosłownie każdego, nawet Scott'a, ale nie jego. Chłopak wystarczająco dużo przeszedł w ostatnim czasie, walcząc również o życie własnego ojca. Poza tym bałam się, że coś mogło być nie tak z Szeryfem, nie potrafiłam tego zignorować, nie teraz.

- Stiles? - zapytałam od razu po odebraniu telefonu. - Czy coś się stało?

- Hej, Nina – westchnął chłopak. - Nic się nie stało, spokojnie.

- Właśnie słyszę – prychnęłam. - Dlaczego masz taki głos?

- Masz czas?

- Dla Ciebie zawsze, o co chodzi?

- Potrzebuję porozmawiać, Nina. Bardzo tego potrzebuję.

- Jasne, nie ma sprawy – odparłam natychmiastowo. - Jestem cały czas w domu, możesz śmiało wpadać.

- A mogłabyś przyjechać do szpitala?

- Jasne, daj mi pół godziny i jestem.

- Jesteś najlepsza, wiesz?

- Wiem, Stiles – uśmiechnęłam się lekko, po czym rozłączyłam się.

                Nie musiałam się domyślać, gdzie znajduje się młody Stilinski, bo nawet gdyby nie wyjawił mi, gdzie jest, nie trudno było zgadnąć jego aktualne położenie. Zapewne całą noc spędził w szpitalu, chociaż obiecał mi powrót do domu na noc. Pewnie kolejny raz spędził noc na szpitalnym korytarzu, układając krzesełka w łóżko. W życiu nie zostawiłby taty samego. Zresztą wcale mu się nie dziwiłam. Sama zapewne zrobiłabym dokładnie to samo. Nigdy nie chciałabym opuścić osoby, na której mi zależy. Nawet jeśli miałoby to być tylko kilka godzin.

               Niewiele myśląc zrzuciłam z siebie ręcznik i ruszyłam do garderoby. Nie zastanawiałam się nad ubiorem, wzięłam pierwsze ubrania z brzegu i, po ubraniu bielizny, narzuciłam je na siebie. Postanowiłam tym razem skorzystać z magii, aby nie tracić czasu, i narzuciłam na siebie standardowy, dosyć mocny, makijaż. Cóż, magia górą.

               Łykając na szybko krew z woreczka, który wyjęłam chwile wcześniej z lodówki, wyszłam z domu i skierowałam się do garażu. Wybrałam pierwszy samochód, który stał z brzegu i wyjechałam na ulicę, ruszając z lekkim piskiem opon. Cóż, zdecydowanie rozumiem niektórych moich sąsiadów, którzy za mną nie przepadają. Kto by lubił kogoś, kto o każdej porze dnia lub nocy potrafi ruszyć w taki sposób spod domu, robiąc przy tym niemały hałas?

                 Jadąc ulicami miasta obserwowałam ludzi, którzy swobodnie przechadzali się chodnikami, nieświadomi niebezpieczeństwa, jakie wokół nich się kłębi. Dziwnym trafem, nie mam pojęcia dlaczego, zachciałam sprawdzić, co Ci ludzie myślą. Najłatwiejszym i najbardziej znanym wśród wampirów sposobem jest wbicie się w tętnicę szyjną potencjalnej ofiary. Kurwa, ja serio nie potrafię tego wyciszyć.

- Nie mogę kogoś kolejny raz zaatakować – warknęłam przez zaciśnięte zęby.

             Prawda była taka, że nie tyle, że nie mogłam, ale raczej nie chciałam. Nie zabijałam swoich ofiar, zostawiałam ich przy życiu, modyfikując ich wspomnienia. Nikt nie mógł domyślić się, że jestem czemuś winna. Pilnowałam się na tyle mocno, aby nikt nigdy nie wpadł na mój trop. A jeśli nawet zdarzało mi się kogoś zabijać to robiłam to z osobami, które serio na to zasługiwały. Dbałam o to, aby takie osoby były tymi złymi, aby ich śmierć była na rękę wielu osobom.

             Nawet nie wiem kiedy zaparkowałam pod szpitalem, otrząsając się ze swoich krwawych myśli. Nie chciałam ponownie karmić się ludzką krwią prosto z żył, bo doskonale wiedziałam, do czego to wszystko mogło prowadzić. W pewnym momencie przestałabym się kontrolować i śmierć ponosiłyby osoby nie tylko winne, ale również te niewinne, zasługujące na długie życie. Nie mogłam do tego dopuścić, nie z mojej winy.

              Wysiadłam z samochodu w totalnym szoku. Wiedziałam, że byłam zdolna do wszystkiego. Szok wywołał fakt, że coraz ciężej było mi się kontrolować. Przestawałam mieć jakąkolwiek władzę nad własnym ciałem i umysłem. Przerażało mnie to, ponieważ doskonale pamiętałam, do czego w takim stanie byłam zdolna. Zdecydowanie nie chciałam, aby historia sprzed kilku lat się powtórzyła.

              Przez moje chwilowe roztargnienie nawet nie zauważyłam mojego obserwatora. Zajęło mi chwilę, zanim doszło do mnie to, że na parkingu wcale nie jestem sama. Brunet opierał się o ścianę budynku, zerkając delikatnie w moją stronę. Jego postawa jasno mówiła o tym, że nie jest zbyt pewny siebie. Z daleka można było wyczuć strach i smutek, które od niego biły. Przerażenie było wymalowane w jego brązowych, smutnych oczach. Coś się stało, tylko jeszcze nie byłam pewna, co takiego.

- Stiles? – zapytałam niepewnie, podchodząc do niego.

               Miałam mieszane uczucia. Nie potrafiłam odgadnąć co tak naprawdę się wydarzyło. Nie wiedziałam czy winna temu była aura, która się wokół nas roztaczała, czy moje roztargnienie, które ostatnio jakoś nie chciało mnie opuścić i skutecznie blokowało moje ,,moce''. Nie potrafiłam nawet wbić się do umysłu Stilinskiego i sprawdzić, czy nie stało się nic złego.

              Ze względu na brak chwilowej koncentracji magicznej postanowiłam iść za ludzkimi zmysłami. Przyjrzałam się chłopakowi, który zaczął unikać mojego wzroku. Gołym okiem było widać to, że jego serce biło zbyt mocno. Ręce, które zaplutł na piersi, lekko dygotały, co mogło wskazywać na silny stres. Wzrok, który tak usilnie mnie omijał, był rozbiegły, nie mogący skupić się na jednej rzeczy. Oddech, który był zbyt głośny i ciężki, jednoznacznie wskazywał na stres, który przejął jego ciało.

- Czego się tak boisz, Stiles? - zapytałam, robiąc krok w jego stronę.

- Czy Ty kiedyś przestaniesz wchodzić mi do głowy? - prychnął, spuszczając wzrok.

- Nie zrobiłam tego - powiedziałam spokojnie.

- Co? - Stiles spojrzał na mnie zdziwiony.

- Gdybym weszła do Twojej głowy to zapewne wiedziałabym co jest powodem Twojego stanu – wyjaśniłam. - Nie trzeba posiadać magii ani być istotą nadprzyrodzoną, aby wiedzieć, że coś Cię trapi. Widać to z kilometra.

- Jest aż tak źle? Aż tak to widać?

- Tak – przytaknęłam, stając naprzeciw chłopaka. - Chcesz o tym pogadać, prawda?

               Starałam się mówić bardzo spokojnie, aby w żaden sposób go nie wystraszyć. Znałam Stiles'a na tyle dobrze, aby wiedzieć, że odpowiednie podejście do niego może zdziałać cuda. Niby był silny i twardy, jednak jego psychika nie zawsze taka bywała. Niejednokrotnie, odkąd się znamy, ujawniał przede mną swoją wrażliwą stronę, choć nie zawsze umyślnie. Nie dziwiło mnie to, nie był nieśmiertelny, choć chyba wielokrotnie chciał udawać, że jest inaczej. Cóż, jeszcze potrafiłam czytać między wierszami, nawet gdy nie byłam w stu procentach sobą.

- Czy coś się stało Szeryfowi? - zapytałam, siląc się na spokój.

- Nie, nie – zaprzeczył od razu chłopak. - Z tatą wszystko w porządku.

- Więc co Cię gryzie? Dlaczego jesteś smutny?

- Chodzi o śmierć Donovana – powiedział niepewnie chłopak.

               Śmierć Donavana była dosyć świeżą i ciężką sprawą. Chłopak zginął z rąk osoby, która w życiu by muchy nie skrzywdziła. Dodatkowo to była totalnie przypadkowa i nieplanowana śmierć, podyktowana jedynie próbą przetrwania. Wiedziałam, że Stiles specjalnie tego nie zrobił, czułam to, widziałam jego wspomnienia. Niestety moje słowa nie zawsze były odbierane jako prawda, ponieważ już wielokrotnie w przeszłości naginałam prawdę. Cóż, taka moja natura, co poradzić.

- Twój tata to zrozumie.

- A jeśli nie?- spojrzał na mnie zrozpaczony. - Co jeśli uzna mnie za mordercę?

- Wtedy będziesz stał na równi ze mną – palnęłam, zanim dobrze przemyślałam moje słowa. Stiles spojrzał na mnie jak na wariatkę, dlatego szybko postanowiłam wyprostować swoje słowa. - A tak na serio Twój tata to mądry człowiek. Szeryf nigdy nie wyciąga pochopnych wniosków.

- Skąd możesz być tego taka pewna?

- Spójrz na mnie – powiedziałam pewnie, wskazując na samą siebie.

               Szeryf był jedną z niewielu osób, które nie oceniły nie niczym książki po okładce. Postanowił najpierw dobrze mnie poznać, a dopiero później wydać osąd. Co prawda moja osoba w prawdziwej postaci go zadziwiła i musiał pogodzić się z alkoholem, ale jakoś to zniósł. Może i początki nie były łatwe, a samo dowiedzenie się o świecie nadprzyrodzonym nie było łatwe, ale nie poddał się. Nie patrzył na mnie przez pryzmat bycia wampirem i mordercy. Dotarł do mojego serca i uwierzył w to, że wcale nie jestem taka zła, jaką mnie malują. Uwierzył we mnie, a to było naprawdę wiele, przynajmniej dla mnie.

- Musisz z nim porozmawiać, Stiles – odparłam. - Musisz wyznać mu prawdę.

- A jeśli nie zrozumie? Jeśli będzie zły?

- Cóż, w moim domu zawsze jest wolne łóżko, także ten – powiedziałam, udając zakłopotanie.

- Ty to wiesz jak poprawić człowiekowi nastrój.

- W końcu od tego mnie macie – powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. - No, między innymi.

               W większości sytuacji starałam się rzucić jakiś dziwny tekst, absolutnie nie pasujący do sytuacji tylko po to, aby wprowadzić kogoś z osłupienie, a chwile później w rozbawienie. Nie było inaczej tym razem. Pomimo początkowej smutnej miny Stiles'a, chwilę później na jego ustach zaczynał pojawiać się uśmiech. Cóż, to zawsze działa. Czasami z lekkim opóźnieniem, ale jednak.

- To Ci wyszło – parsknął Stiles z uśmiechem na twarzy.

- Zawsze mi wychodzi – wzruszyłam ramionami, oddając uśmiech. - Szeryf Cię zrozumie.

- Czyli to czas, aby do niego pójść i powiedzieć prawdę?

- A myślałam, że to tylko ja czytam w myślach.

               Ruszyliśmy do szpitala, nie mówiąc nic więcej. Wiedziałam, że Stiles się denerwował. W końcu niecodziennie przyznaje się ojcu do morderstwa. Był synem Szeryfa i przez to zawsze uważał, że musi być idealny. Musi przestrzegać prawa, bo przecież jego ojciec był stróżem prawa. Jakby to wyglądało, gdyby syn Szeryfa był na bakier z prawem? Cóż, jak dla mnie, to całkiem normalnie.

               Od razu wyczułam zapach Szeryfa, więc skierowaliśmy się w jego kierunku. Wiedziałam, że Stiles z każdym krokiem coraz bardziej się denerwuje. Chcąc dodać mu otuchy złapałam go za dłoń i uśmiechnęłam się lekko. Musiał wiedzieć, że przy nim jestem i nigdy go nie zostawię. Cokolwiek by się nie działo, ja zawsze będę. Cokolwiek by się nie wydarzyło i czegokolwiek by nie zmajstrował, ja zawsze będę stać u jego boku. Jak nie cieleśnie, to chociaż duchowo.

                Dotarliśmy do kostnicy, która źle mi się kojarzyła. Może dlatego, że już kilkukrotnie do niej trafiałam w swoim życiu? Stiles zatrzymał się jak wryty, ponieważ doskonale wiedział, co zastaniemy w środku. Nie mogłam podjąć za niego tej decyzji, musiał to zrobić sam. Ja jedynie mogłam stać obok i go wspierać. Nawet gdyby teraz odwrócił się i uciekł w drugim kierunku, ruszyłabym za nim.

- Zostaniesz ze mną? - spojrzał na mnie z nadzieją. - Wejdziesz tam ze mną?

- Tak – uśmiechnęłam się lekko. - Zawsze przy Tobie będę.

               Weszliśmy do kostnicy po chwilowym przemyśleniu chłopaka. Stiles westchnął głęboko i otworzył drzwi do tego cholernego miejsca, za którym nie przepadałam. W oczy od razu rzuciła mi się postać Szeryfa, który stał nad ciałem młodego chłopaka. Nawet nie musiałam przyglądać się trupowi, aby wiedzieć, że to Donovan. Wychodziło na to, że nawet trupa potrafiłam wyczuwać.

               Samo pomieszczenie nie napawało optymizmem, co nie było dziwne. Ściany pomalowana w jasne kolory, co, choć trochę, nie przypominało pomieszczeń w psychiatryku. Tak, w nim też kiedyś zdążyłam wylądować. Na krótko, ale jednak. Wzdłuż ściany po lewej stronie rozciągały się srebrne drzwiczki, za którymi znajdowały się ciała martwych osób. Tak, to miejsce nigdy nie trafi na moją listę najlepszych miejsc na świecie.

- Tato? - zapytał niepewni Stiles.

- Był taki młody – zaczął Szeryf. - Miał dużo życia przed sobą.

- Nie był idealny – powiedziałam cicho, chcąc jakoś pomóc Stiles'owi.

- Nikt nie jest idealny, Nina. Ale to wcale nie oznacza, że nie zasługuje na życie.

- Niektórzy na nie nie zasługują – kontynuowałam. - Mordercy na przykład.

- Był za młody na mordercę.

- A to jest jakaś instrukcja mówiąca o tym, ile minimalnie może mieć morderca lat?

- Wiesz, że nie to miałem na myśli.

- Chyba właśnie nie do końca wiem. W każdym wieku można zostać mordercą.

- Tak, ale...

- Jestem mordercą – powiedział nagle Stiles. - To ja go zabiłem.

                Cisza. Cóż, momentami ją uwielbiam, jednak teraz zdecydowanie nie była nam potrzebna. Albo jej po prostu nie chciałam, wszystko jedno. Patrzyłam na ojca i syna, na stróża prawa i tego, który uważał się na mordercę. Za krew z krwi, za winnego i tego, który powinien ukarać winnego. Za tego, który wielokrotnie łamał prawo i na tego, który prawa pilnował i egzekwował za wszelką cenę. To nie była zbyt łatwa sytuacja.

               Nigdy nie winiłam Stiles'a za śmierć Donovana. Doskonale wiedziałam, w jakich okolicznościach i dlaczego do tego doszło. Cały czas miałam ten obraz przed oczami i wcale nie dziwiłam się Stilinskiemu, że to robił. Nie miał wyjścia, był przyparty do ściany, nigdy wcześniej by nie był w takiej sytuacji.

- Co? - zapytał zdziwiony Szeryf. - Co zrobiłeś?

- To był wypadek – jęknął załamany chłopak. - Nie wiem jak Ci mam to powiedzieć.

- Ale ja wiem – wtrąciłam i podeszłam do Szeryfa. - Pokażę Ci.

               Dziwnym trafem w swoim mózgu posiadałam coś takiego, jak twardy dysk. To co już zobaczyłam, byłam w stanie odtworzyć ponownie, ukazując to innej osobie. Złapałam Szeryfa za dłoń i pokazałam mu to, co widziałam wcześniej w umyśle Stiles'a. Ukazałam mu sytuację, w której Stiles naprawdę nie mógł uratować Donovan'a. Chłopak sam zaczął, Stiles nie miał wyjścia.

- O mój Boże - szepnął Szeryf, odrywając się ode mnie. - Czyli Theo kłamał.

- Co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Theo powiedział mi, że to on go zabił. Że to z jego rąk zmarł Donovan.

- Ten chłopak przekracza wszelkie granice. Co on knuje?

- Ja nie chciałem, tato – powiedział łamiącym się głosem Stiles.

- Wiem – powiedział Szeryf podchodząc do niego. - Wiem o tym, synu.

- Zabiłem go, rozumiesz? Zabiłem.

- To było w samoobronie, Stiles.

- Powinienem iść siedzieć. Powinieneś mnie zamknąć.

- Nie, synu – powiedział Szeryf przytulając chłopaka. - To była samoobrona.

- Ale go zabiłem, powinienem siedzieć!

- To on Cię zaatakował, Stiles. Nie jesteś niczemu winien, to był nieszczęśliwy wypadek.

- Nie jesteś zły? Nie zamkniesz mnie?

- Prędzej był zginął, niż pozwolił Cię zamknąć. Jesteś moim synem i zrobiłbym dosłownie wszystko, aby Tobie nie stała się żadna krzywda.

- Nie miałbym Ci za złe, gdybyś mnie zamknął. Przecież...

- Nie, Stiles – przerwał mu Szeryf. - Nie zabiłeś go dlatego, że chciałeś.  Broniłeś siebie i mnie. Wszystko widziałem, synu.

- Nic mi za to nie grozi? Nie ma na to paragrafu?

- Nie ma – powiedział Szeryf, choć wiedziałam, że naginał prawdę. - Nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić, synu. Nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro