ROZDZIAŁ 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Czasami wydaje nam się, że wszystko jest proste i przejrzyste, chociaż w rzeczywistości jest całkowicie inaczej. Wierzymy w coś, co nie ma najmniejszego sensu. Chcemy mieć jasność co do sytuacji i zachowania najbliższych, chociaż wydaje się to być niemożliwe. Próbujemy zrozumieć coś, czego nie da się zrozumieć. Chcemy wiedzieć więcej, niż powinniśmy. Pragniemy odkryć prawdę, której lepiej nigdy nie ujawniać, ponieważ tak jest lepiej dla innych. Co mamy zrobić? Jak mamy się zachować?

               W swoim życiu nauczyłam się tego, że pojawia się więcej pytań, niż odpowiedzi. Staram się rozwiązać każdą sprawę, jaką spotkam na swojej drodze, ale wcale nie jest to takie proste. Nie każdy z nas potrafi przewidzieć to, co może się wydarzyć. Jedno wydarzenie może okazać się czymś, co totalnie pociągnie nas na dno, a my nic z tym nie zrobimy. Jak ochronić kogoś, kto wcale nie chce tej ochrony? Jak uratować kogoś, kto nie chce zostać uratowany?

               Chciałabym móc pomóc wszystkim, ale nie jestem w stanie tego zrobić. Chciałabym stać się Aniołem Stróżem każdej osoby, która tego potrzebuje, ale nie posiadam takiej mocy. Nie umiem wszystkim czytać w myślach i przewidywać przyszłości, która ma wielkie znaczenie dla naszego życia. Nie potrafię również pogodzić się z przegraną, bo to oznacza, że jestem zbyt słaba, aby uratować wszystkich. Mam zbyt wielkie ambicje, które w pewnych momentach mnie zwyczajnie przerastają. Chcę ratować każdego, a nie potrafię uratować samej siebie.

               Postawiłam sobie za cel honoru pomoc bliskim i tym, którzy tego potrzebują. Zawsze byłam otwarta na rozmowę i ewentualne doradzanie, jednak nie każdy tego chciał. Byłam znana z morderstw i złego traktowania innych, nie chcieli mi zwyczajnie zaufać. Może jednak było inaczej, nie potrafili mi zaufać, a to było najważniejsze. Nie każdy chciał żalić się osobom, które były uznawane za morderców i brane do wora z tymi najgorszymi. Nie dziwiłam się, wcale nie należałam do dobrych osób.

               Z własnego doświadczenia wiem, że czasami łatwiej mówić głośno o tym, co nas boli i co nam nie pasuje. Zwykła rozmowa potrafi nas podnieść na duchu i dać nam siłę do kolejnej, ciężkiej, walki. Jednak gdy mamy świadomość tego, że nie jesteśmy sami, o wiele lepiej nam się walczy. Mamy o wiele więcej siły, która uzupełnia się co dnia. Wiemy, że mamy dla kogo i za kogo walczyć, a to jest najważniejsze.

               Mój poranek nie był zbyt pozytywny, co nigdy więcej miało mi się nie zdarzyć. Chciałam żyć w spokoju i harmonii, jednak wyszło całkowicie inaczej. Chciałam walczyć za wszystkich, jednak nie każdy tego chciał. Nie każdy słuchał moich słów i postępował po swojemu. To mnie bolało, jednak nie chciałam dać tego po sobie poznać. Prawda jest taka, że słowa czasami bardziej nas bolą, niż jakiekolwiek czyny drugiej osoby.

               Z wielkim bólem w sercu wstałam z łóżka i do razu skierowałam się do łazienki, aby oczyścić umysł i uspokoić nerwy. Wczorajszy dzień nie wyglądał tak, jakbym tego chciała. Scott uparcie twierdził, że każdy z nas zasługuje na drugą szanse i nie można oceniać kogoś po wyglądzie. Nie docierały do niego żadne argumenty mówiące o tym, że nowa osoba może przynieść nam kłopoty. Uparcie trwał przy swoim, co doprowadziło do małej kłótni między nami. Tak bardzo się tego bałam, a sama do tego doprowadziłam. Zamiast trzymać buzię na kłódkę, to musiałam dodać swoje trzy grosze.


* wspomnienie *

- Nie powinniśmy mu ufać – odparłam spokojnie, patrząc na Scott'a.

- A to niby czemu? Bo Ty masz takie przeczucie?

- Nie znamy go, Scott. Widziałeś go ostatni raz kilka ładnych lat temu.

- Chce po prostu znaleźć stado i przestać być omegą.

- Wiec dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Dlaczego dopiero teraz się na to zdecydował?

- O wiele bardziej ufałaś bliźniakom, którzy chcieli nas wcześniej zabić przez Deucalion'a.

- Bo ich znałam, Scott. Oni pokazali, czego naprawdę chcą i można było im ufać. Pokazali, że im zależy i pokazali, że się zmienili.

- Nie znasz Theo, więc nie oceniaj go.

- Nie mam zamiaru - westchnęłam ciężko. - Po prostu ciężko mi jest uwierzyć w jego wymówkę. Coś mi tu nie pasuje.

- Tobie zawsze coś nie pasuje – prychnął zły. - Zawsze masz jakiś problem.

- Nie zawsze, tylko wtedy, gdy mam złe przeczucia.

- Więc przestań je mieć. To ja jestem Alfą i to ja decyduje, kto dołączy do stada – warknął na mnie.


               Z jednej strony rozumiałam jego postępowanie i chęć pomocy, jednak powinien być bardziej ostrożny. Nie wiemy, kim tak naprawdę jest Theo i jakie ma zamiary. Jego słowa nie muszą być przecież prawdą, może chcieć tylko zamydlić nam oczy i zaatakować wtedy, gdy nie będziemy się tego spodziewać. Niestety, to również nie obchodziło Scott'a, który z każdym moim słowem był coraz bardziej zły.


- Może spróbujmy najpierw go wyczuć? - zapytałam spokojnie, nie chcąc się kłócić. - Odkryjmy jego prawdziwe zamiary.

- Przecież powiedział nam, czego chce. Poszukuje stada, które go przyjmie.

- Dlaczego akurat Ty, Scott? Dlaczego nie znalazł nikogo innego?

- A Ty dalej swoje – westchnął ciężko. - Może dlatego, że mnie zna? Uznał, że bycie w stadzie Prawdziwego Alfy jest czymś dobrym.

- A jednocześnie łatwo go omotać, bo ufa każdemu, kto pojawi się na jego drodze.

- Serio? Więc tak o mnie myślisz? Jestem naiwny? - spojrzał na mnie jednocześnie zdziwiony i zły.

- Tak, Scott, właśnie tak Cie widzę. Ufasz wszystkim, nie przyglądając im się wcześniej. Żadne z nas nie wie, kim jest Theo. Ja nie potrafię odczytać jego myśli, jego zapach nie jest taki, jak Twój czy Liam'a, więc może być jakimś mieszańcem. Na dobrą sprawę nic o nim nie wiemy.

- Już rozumiem – zaśmiał się cicho. - Masz problem z tym, że on może dojść do naszego stada. Nie podoba Ci się to, bo ktoś może zająć Twoje miejsce.

- O czym Ty pieprzysz? - spojrzałam na niego, marszcząc brwi.

- To samo było z Kirą, nie chciałaś jej w naszym stadzie i robiłaś wszystko, aby mnie zniechęcić. To samo robisz teraz z Theo, nawet jeśli on nie jest lisem, który jest Twoim naturalnym wrogiem. Robisz wszystko, aby nie przyjmować nowych osób, które tego potrzebują.

- Chyba sobie żartujesz – popatrzyłam na niego zdziwiona. - Czy Ty wierzysz w to, co mówisz?

- A Ty? - odbił piłeczkę, co mnie lekko wkurzyło.

- Tak! Do cholery jasnej, wierzę we własne słowa. Wiem, że Ty jesteś inny, ale mieliśmy się wspierać, Scott. Mieliśmy razem decydować o naszej przyszłości, miałeś z nami rozmawiać. Nie mam problemu z przyjmowaniem nowych osób do stada, ale należy je najpierw sprawdzić. Z Kirą historia wyglądała całkowicie inaczej, niż z Theo i doskonale o tym wiesz.

- Przypominam Ci, że to ja jestem Alfą i ode mnie zależy, kto w tym stadzie jest, a kto go opuści.


              Wyszło na to, że jednak jestem tą złą, bo chciałam mieć pewność co do Theo. Między nami rozpętała się kłótnia, którą chciał zatrzymać Deaton, jednak nie bardzo mu to wyszło. Scott nie chciał słuchać nikogo, oprócz samego siebie. Był przekonany, że nie chcę przyjąć Theo, bo boję się o swoje miejsce w stadzie. Jak można było do czegoś takiego dojść? Nie oszukujmy się, ten cały Raeken nie ma ze mną najmniejszych szans w walce i życiu, nikt z nich nie ma. Scott'a to nie obchodziło, uparł się przy swoim i nie chciał słuchać nikogo innego.

               Wyszłam spod prysznica zła na samą siebie i na swój długi język. Niektóre uwagi mogłam po prostu pozostawić dla siebie i nie wypowiadać ich na głos. Wkurzyłam jedynie Scott'a i doprowadziłam do awantury, która teraz mogła nieźle namieszać. Wiedziałam, że w tym momencie Alfa nie będzie mnie słuchał ani tego, co mam do powiedzenia na dany temat. Skreśli mnie za to, że wyraziłam swoje zdanie i obawy względem nowej osoby. Cóż, takie jest życie i muszę się z tym pogodzić.

                 Nałożyłam makijaż na twarz, aby zakryć zmęczenie i smutek, oraz ułożyłam włosy, które wyjątkowo mnie posłuchały. Przynajmniej jeden pozytyw tego dnia, zawsze to coś. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby, w której nie miałam zamiaru siedzieć zbyt długo. Złapałam za czarny, koronkowy zestaw bielizny, niebieską bluzkę na ramiączkach, czarne spodnie, czarne szpilki oraz czarną skórę.

               Ubrana zeszłam na dół, zabierając po drodze jeszcze telefon. Skierowałam się do kuchni, patrząc na ekran i czytając wiadomości, które przyszły do mnie wczorajszego dnia. Oczywiście większość była od Rebekah, która narzekała na nudę i tęsknotę za mną. Z wielką chęcią bym ją tu sprowadziła, gdyż również mi jej brakuje. Miałabym przy sobie kogoś, kto popiera moje pomysły i słucha do końca tego, co mam do powiedzenia. Może jednak przekonam Klaus'a i Rebekah będzie mogła do mnie przyjechać? Zawsze mogę powiedzieć, że mam kłopoty i potrzebuję jej wsparcia. Małe kłamstwo nie jest złe, nie zrobię tym nikomu krzywdy.

               Na śniadanie zrobiłam sobie tylko kawę i nalałam do szklanki krew. Nie miałam ochoty na jedzenie, pewnie i tak bym nic w siebie nie wcisnęła. Kłótnia ze Scott'em mnie zabolała i ciążyła mi na sercu. Nie chciałam ponownie wchodzić w to samo, co kilka miesięcy temu. Nie chciałam mieć w nim wroga i kłócić się na każdym kroku o byle głupotę. Jesteśmy stadem i powinniśmy się wspierać oraz słuchać nawzajem, od tego przecież jesteśmy. Szkoda tylko, że on jest uparty jak osioł i nie przyjmuje żadnych argumentów, które mogą być prawdziwe.

                 Theo Raeken stał się osobą, o której teraz najczęściej myślę. Nie jest to nic pozytywnego, gdyż ten chłopak jest dla mnie jedną, wielką zagadką, którą mam ochotę rozwiązać. Wiem jednak, że to wcale nie będzie takie proste, na jakie wygląda. Nie mogę włamać się do jego umysłu, nie znam jego adresu ani tego, czym jest, a dodatkowo na wsparcie Scott'a nie mam co liczyć. Dobra wiadomość jest taka, że mam po swojej stronie Stiles'a. Może razem uda nam się coś odkryć?

                 Dokończyłam swoje napoje i wyszłam z domu, zabierając po drodze torbę, którą pozostawiłam w przedpokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do BMW, które znowu stało przed domem. Oby nikomu nie wpadł do głowy pomysł, aby ukraść mi ten samochód, bo zabiję na miejscu. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę do miejsca, które dzisiaj z wielką chęcią omijałabym szerokim łukiem. Cholerna szkoła i moja cholerna głupota. Lepiej być już chyba nie mogło.

               Droga była cholernie zawalona innymi samochodami, które przeszkadzały mi w szybkiej jeździe. Miałam ochotę krzyczeć z wściekłości, jednak ostatkami sił się powstrzymywałam. Nie mogłam się przecież wkurzać na ludzi, którzy zapewne śpieszą się do pracy czy do szkoły. Sprawa z Theo nie powinna doprowadzać mnie do takiego stanu, nie pozwolę sobie na kolejny brak kontroli, który tym razem pewnie skończyłby się czyjąś śmiercią. Kto wie, może to właśnie Raeken stałby się moją ofiarą?

               Po kilkunastu minutach nareszcie wjechałam na szkolny parking i od razu odnalazłam swoje stałe miejsce. Zaparkowałam samochód i zgasiłam silnik, wzdychając ciężko. Za jakie grzechy ja to robię? Wysiadłam z pojazdu i zamknęłam drzwi, następnie kierując się w stronę przyjaciół, którzy stali na naszym stałym miejscu spotkań. Byli tam wszyscy, oprócz oczywiście mnie. Jak zwykle, Nina Fortem musi być ostatnia.

- Hej – przywitałam się kulturalnie ze wszystkimi, omijając Kirę i Scott'a, który najwyraźniej w dalszym ciągu był na mnie zły za wczoraj.

- Jak noc? - zapytała Lydia po chwili niezręcznej ciszy, która zapadła między nami.

- Niezbyt przyjemnie, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić – wzruszyłam ramionami.

- Skoro jesteśmy w komplecie, to coś wam powiem – zaczął tajemniczo Stiles. - Jak wiecie, byłem wczoraj na komisariacie i sprawdziłem Theo.

- Teraz Ty zaczynasz? - zapytał zły Scott.

- Musimy go sprawdzić, przecież go nie znamy – bronił się chłopak. - W każdym razie Raeken jest czysty jak łza, ma jedynie jeden mandat, który podpisał jego ojciec.

- I co w tym dziwnego? - zapytała zdziwiona Malia.

- To, że jest młody i to nie jest normalne, że ma jeden mandat.

- A Ty ile ich masz? - zapytała dziewczyna.

- Ani jednego – wzruszył ramionami.

- Dobra, inaczej, ile byś ich miał, gdyby nie Twój ojciec?

- Siedemnaście – odpowiedział zmarnowany Stiles. - I właśnie o to chodzi, nawet ja mam pełno mandatów, a raczej miałbym je, gdyby nie tata.

- Stiles, to nie jest przestępstwo, może po prostu jeździ zgodnie z przepisami? - odparłam spokojnie, nie chcąc nikogo wkurzać.

- A Ty ile masz mandatów? - zapytał z uniesioną brwią.

- Ani jednego – wzruszyłam ramionami. - Gdyby nie hipnoza, to tak z trzy razy straciłabym prawko za przekraczanie prędkości.

- Widzicie? Nina ratuje się hipnozą i dlatego nie ma mandatu. Może Theo robi coś podobnego i to dlatego ma tylko jeden?

- Mam dość – odezwał się Scott. - Oboje oszaleliście i szukanie problemu tam, gdzie go nie ma. Odpuście sobie i przestańcie drążyć temat Theo. Jeśli będę chciał, to wpuszczę go do stada, a wasze argumenty mi w niczym nie przeszkodzą.

                  Spojrzałam zdziwiona na Alfę, który właśnie złapał za rękę Kirę i skierował się z nią do szkoły. Dobra, chyba zaczynamy grać mu na nerwach, a to nie wróży nic dobrego. W sumie argumenty Stiles'a są nawet dobre, skoro zapach Theo nie jest do końca zapachem wilkołaka, to może być jakimś mieszańcem, którego nie znamy. Może używać czegoś, co przekonuje innych do jego racji i dlatego jest tak czysty?

- No to klops – odezwała się Malia. - Po co to zaczynałeś?

- Chciałem dobrze – westchnął Stiles. – Nie znamy go, więc przydałoby się dobrze przyjrzeć jego osobie. Scott przegina, powinien nam pomóc.

- Przecież go znasz, jest uparty – odparła Lydia. - Nie da sobie nic wytłumaczyć.

- Czyli jesteś po naszej stronie? - zapytał z nadzieją chłopak.

- Trzeba go sprawdzić i odkryć, kim jest i czego chce.

- Przynajmniej jedna mądra osoba, która się ze mną zgadza.

- Wypraszam sobie – oburzyłam się. - Ja walczę u twojego boku od początku, a jakoś mnie mądrą nie nazwałeś.

- Ty nie lubisz Theo od samego początku, więc to normalne, że starasz się go odkryć.

- Chyba zmienię zdanie – prychnęłam. - Chodźcie do szkoły.

- Nina, przepraszam, no – jęknął chłopak. - Jesteś najlepsza na świecie.

- Lepiej – zaśmiałam się.

               Wychodzi na to, że nie jesteśmy ze Stiles'em sami, mamy pomoc innych. Może nie wszystkich, ale to zawsze coś. Malia zapewne stanie po naszej stronie, gdyż uwielbia takie sytuacje, a Lydia jest mądrą osobą i sama pewnie chce odkryć prawdę na temat Theo. Stiles po prostu szuka sensacji, a ja to ja, uwielbiam takie sprawy i chętnie odkryję tożsamość tego dziwnego chłopaka, który jest przystojnym brunetem. Tak, musiałam to dodać, bo to trochę miesza w sytuacji.

- Zabierzcie go ode mnie – jęknął Liam, podchodząc do naszych szafek, przy których właśnie staliśmy.

- Kogo? - zapytałam zdziwiona.

- Tego pajaca, który wydaje swoje oszczędności na jakieś stare księgi.

- Nie jestem pajacem, robię to w dobrym geście – odparł Mason. - Można się z nich wiele nauczyć i dowiedzieć.

- Jasne, bo Berserkerowie są Ci potrzebni do życia.

- A nie? Co, jeśli ponownie nas zaatakują?

- Już z nimi walczyliśmy – odparł Stiles. - Wiemy, jak ich pokonać.

- Nie zmienia to faktu, że trzeba być przygotowanym na wszystko. W tych księgach jest wiele informacji o istotach nadprzyrodzonych, które mogą mi się kiedyś przydać. Nie ma oczywiście ani słowa o Ninie, ale to nic.

- To nic? Moja osoba Cie nie interesuje? - zapytałam, udając oburzenie.

- Nawet nie wiesz jak bardzo go to interesuje – parsknął śmiechem Liam. - Przez pół nocy żalił mi się, że nie może się o Tobie odpowiedzieć czegoś więcej, bo nikt o tym nie napisał.

- No co? Bycie pół wampirem i pół czarownicą to coś, co jest rzadko spotykane. Tym bardziej, gdy ktoś się takim urodził, a nie został stworzony, jak Ci cali Heretycy.

- Jakbym widziała Stiles'a – parsknęłam śmiechem, a ten spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie patrz tak na mnie, Ty byłeś podobny.

- Nie miałem aż takiej obsesji – prychnął zły.

- Nie? A kto zadawał mi milion pytań na sekundę, że nawet nie byłam w stanie na nie odpowiedzieć, bo cały czas gadałeś?

- Dawno i nie prawda – machnął ręką lekceważąco.

- W każdym razie Nina mi coś o sobie opowie – stwierdził Mason. - Prawda?

- Pewnie, w wolnej chwili zapraszam na prywatną naukę historii w moim domu – zaśmiałam się.

- Wiedziałem – odparł uśmiechnięty chłopak.

- Ale wiesz, że ona żartowała? - zapytała poważnie Malia.

- Nie żartowała, przecież nie zrobiłaby mi tego – Mason spojrzał na mnie z nadzieją.

- Spokojnie, odpowiem na wszystkie pytania dotyczące mojej osoby – puściłam mu oczko. - Co teraz...

- Wiem! - krzyknął nagle Stiles, przerywając mi. - Nina, kocham Cie.

- Co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Czy Ty mnie kochasz? - spojrzał na mnie uważnie.

- Ty się dobrze czujesz? Masz gorączkę? - zapytała zmartwiona Malia.

- Odpowiedz – powiedział twardo, patrząc mi w oczy.

- Kocham Cie, ale co to ma do rzeczy?

- Wpadłem na genialny pomysł – odpowiedział uśmiechnięty.

- Twoje genialne pomysły nigdy takie nie są i zawsze kończą się źle. Dodatkowo teraz ma to coś wspólnego ze mną, prawda?

- Dokładnie - przytaknął. - Chcemy odkryć Theo, więc mam pomysł. Kontroluj go, miej na niego oko. Jesteś w tym najlepsza i sobie poradzisz.

- Niby jak mam to zrobić, geniuszu? Nie mam z nim wszystkich lekcji.

- To zmień swój plan, abyś miała – wzruszył ramionami.

- Co? - on oszalał, prawda?



**************************

Hej, Kochani :*

Należą się wam słowa wyjaśnienia w związku z tą sytuacją, która ma właśnie miejsce. Obecnie jestem w trakcie pakowania się i już w niedzielę wyruszam w daleką drogę, czyli wielka przeprowadzka. Jak wiadomo, to zabiera dużo czasu i ciężko mi jest cokolwiek zrobić na spokojnie, już nie wspomnę o pisaniu rozdziałów. Dlatego właśnie dzisiejszy pojawia się o tej porze i może zawierać jakieś błędy, których nie zdążyłam poprawić czy wyłapać, za co najmocniej przepraszam. Może również być słaby, ale po całym dniu biegania ciężko jest pisać normalnie xD 

Ze względu na stan,  w którym obecnie się znajduje i sytuację życiową, rozdziały mogą się pojawiać nieregularnie. Nie zawieszam ,,książki'', więc nie martwcie się o to. Obiecuję wstawiać rozdziały tak szybko, jak tylko będę w stanie to robić. Mam na głowie tyle spraw, że chyba w przerwach będę pisać albo w nocy, ale na pewno coś się będzie pojawiać.

Dziękuję wam bardzo za cierpliwość, którą do mnie macie, bo sama do takich osób nie należę, brak cierpliwości to moje drugie imię :D W zamian za waszą wytrwałość postaram się ogarnąć jakiś maraton, jednak z pewnością nie będzie on w najbliższym czasie. 

Dziękuję wam za to, że ze mną jesteście i dajecie mi ogromne wsparcie, bez którego bym chyba nie dała sobie rady. Przeprowadzam się cholernie wiele kilometrów od miejsca zamieszkania (około 700 km), w całkowicie nowe miejsce, którego nie znam zbyt dobrze, a wy dajecie mi siłę, abym to przetrwała. DZIĘKUJĘ! <3

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro