ROZDZIAŁ 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

              Każdy z nas dochodzi do takiego momentu w życiu, w którym musi podjąć pewną decyzję. Nie zawsze jest to łatwe i przewidywalne, czasami musimy się nad tym bardzo mocno zastanowić. Nasza decyzja może zaważyć na naszej przyszłości, może zaszkodzić komuś innemu, bliskiemu nam. Musimy podjąć decyzje, która nie zawsze jest łatwa. Czym w takich sytuacjach się kierować: sercem czy rozumem?

               Ja najwyraźniej kierowałam się sercem, które jest po części oddane w ręce moich przyjaciół. Czasami żałuję tej decyzji, gdyż nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Niby jestem silną osobą, ale nie zawsze potrafię im odmówić. Bzdura, nigdy im nie potrafię odmówić. Zawsze staram się robić wszystko, aby ich uszczęśliwić i zrobić wszystko, aby było im dobrze. Jestem gotowa poświęcić dla nich dosłownie wszystko, nawet samą siebie.

              Dlatego właśnie w tej chwili, wściekła na siebie jak nigdy wcześniej, kieruję się do pieprzonej sali, w której odbywa się pieprzona rozszerzona biologia. Czy ktoś mi może wytłumaczyć, po jaką cholerę to robię? No tak, dla mojego chorego na głowę przyjaciela, który zawsze musi wpaść na jakiś durny pomysł, w którym ja muszę ucierpieć. Cóż, przynajmniej biologia jest lepsza od matematyki, zawsze to jakieś pocieszenie duchowe.

              Załatwienie zmiany planu zajęć nie było zbyt trudnym zadaniem, szybko się z tym uporałam. Wystarczyło zahipnotyzować sekretarkę, aby pokazała mi plan Theo Raeken'a i zahipnotyzować dyrektora, aby zgodził się na zmiany, które chciałam wprowadzić. Najłatwiejsza część była już za mną, teraz dopiero zacznie się moje prywatne piekło, nazywane cholerną nauką w cholernej szkole, która ani trochę mnie nie obchodzi.

- Dlaczego zawsze muszę mu ulegać? - jęknęłam załamana.

              Prawda była taka, że gdybym faktycznie była silna, to za cholerę nie zgodziłabym się na ten durny pomysł. No proszę was, kto normalny zgadza się na przepisanie na rozszerzoną biologię, gdy nawet nie musi chodzić do szkoły? Oczywiście, nikt normalny i to idealnie pasuje do mnie. Wszystkie moje działania są głupie i nie zawsze przemyślane, tak samo było w tym wypadku. Stiles wcale długo mnie nie przekonywał do swojego pomysłu. Prawie od razu się zgodziłam. Właśnie, prawie.


* wspomnienie *

- To proste, Nina. Pójdziesz do dyrektora i zmienisz swój plan tak, aby pokrywał się z planem Theo.

- Ty serio coś brałeś – parsknęłam. - Wszystko z Tobą dobrze?

- Będzie ze mną dobrze, gdy to dla mnie zrobisz.

- Dlaczego nie zrobisz tego sam?

- Proszę Cie, ja i biologia nigdy nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi.

- To tak jak ja i szkoła, a jednak jakoś to wychodzi.

- Pani Finch od razu każe mi wyjść z klasy, zresztą ja nie mam super słuchu.

- A Lydia? Przecież ona chodzi na rozszerzoną biologie, może mieć go na oku.

- Nie umiem czytać w myślach – wtrąciła dziewczyna. - Nie mam tak rozwiniętych zmysłów, jak Ty.

- Dlaczego zawsze to muszę być ja? Nie możemy wpaść na jakiś lepszy pomysł?

- Nie musisz tego robić – odparł smutno chłopak. - To nic, że nie będziemy na niego mieli żadnego haka. Ja nie będę mógł spać spokojnie i będę zamartwiał się o przyjaciółmi. Będę obwiniał się, gdy coś złego się stanie, bo nie odkryłem prawdy związanej z Theo. To nic, że...

- Dobra, rozumiem – przerwałam mu. - Idę do dyrektora.

- Mówiłem Ci już, że Cie kocham? - uśmiechnął się szeroko.

-  A ja coraz bardziej Cie nienawidzę – mruknęłam pod nosem.


              I niech mi ktoś teraz powie, że nie jestem uległą osobą. Kilka durnych argumentów Stiles'a, które nie miały sensu i oparcia na prawdzie, a ja już biegnę jak piesek i wykonuję jego życzenie. Niestety, nic nie poradzę na to, że tak bardzo mi na nim zależy. Wiem, jak źle musi się czuć w sytuacji, w której oboje się znaleźliśmy. Jakby nie patrzeć, na Scott'a nie możemy liczyć, gdyż ten uważa, że przesadzamy.

              Takim oto sposobem stoję pod klasa biologiczną i zastanawiam się, czy lepszym wyjściem nie byłoby wyrwanie sobie serca i ,,przespanie'' kilku następnych godzin. Później uświadamiam sobie, że przecież gdy zobaczą mnie martwą, to będzie afera na całe miasto. Dodatkowo zapewne później znowu pozbyłabym się serca za sprawą Stiles'a, który zabiłby mnie za niedotrzymanie słowa. Więc wychodzi na to, że wielkiego wyjścia z tej sytuacji nie mam. Jak to mówią, raz się żyje, nie?

             Złapałam za klamkę i wzięłam głęboki oddech, a następnie weszłam do środka, uciszając przy tym rozmowę nauczycielki z uczniami. W tym momencie wzrok wszystkich był wlepiony we mnie, jakbym weszła tu co najmniej umazana krwią. Czy to aż takie dziwne, że Nina Fortem chodzi na dodatkowe lekcje? Nie przesadzajmy, nie jest ze mną aż tak źle. Cholerny Stiles i jego cholerne pomysły.

- Czy Ty przypadkiem nie pomyliłaś klas? - zapytała zdziwiona nauczycielka.

- Biologia rozszerzona? - kiwnęła mi głową w odpowiedzi. - To nie, dobrze trafiłam.

- Jesteś pewna? Nie spodziewałam się zobaczyć Cie na tych zajęciach.

- Postanowiłam poprawić swoją wiedzę, to chyba nic złego?

- Nie, oczywiście, że nie. Usiądź – odpowiedziała zdziwiona Pani Finch.

               Z ciężkim sercem i nerwami, które mną szarpały do środka, skierowałam się do ławki, która znajdowała się idealnie za Theo. Czyli będę blisko chłopaka, którego mam ochotę w tym momencie udusić gołymi rękoma. Gdyby nie on, to zapewne siedziałabym sobie teraz spokojnie gdzieś, gdzie nie musiałabym słuchać o DNA i cieszyła się życiem, które i tak jest do dupy.

               W dalszym ciągu nie bardzo ogarniam samą siebie i to, dlaczego się na to wszystko zgodziłam. Prawda była taka, że umysł Theo był dla mnie zamknięty i nie mogłam się do niego przebić. Stiles oczywiście miał nadzieję na mój sukces i chyba właśnie to mnie przekonało do podjęcia tej decyzji, tak całkowicie. Wierzył we mnie, więc i ja uwierzyłam w to, że dam radę.


* wspomnienie *

- Wiesz, że niewiele zdziałam? - zaczęłam, gdy tylko zgodziłam się na ten durny plan.

- Dlaczego? - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. - Przecież możesz o wiele więcej od nas.

- Niby tak, ale nie potrafię się przebić do jego umysłu.

- Raz Ci się nie udało, nie oznacza to jednak, że nie dasz rady.

- To nie jest takie proste, Stiles – westchnęłam ciężko. - Jeśli jego umysł ma blokadę, to mogę jej nie zdjąć.

- Zawsze dawałaś sobie radę, teraz też dasz – uśmiechnął się do mnie pocieszająco.

- Pamiętasz chwile, w których byłeś opętany? - zapytałam niepewnie, a on kiwnął głową. - Nogitsune założył na Twój umysł pewną barierę, której nie potrafiłam rozwalić. Nie miałam sił, aby z nim walczyć i przedrzeć się do Twojego umysłu. Z Theo może być podobnie, nie jestem aż tak silna, aby zrobić wszystko.

- Nogitsune miał ponad tysiąc lat, Theo tylu nie ma. Jesteś silna i wiem, że sobie poradzisz.

- A jak nie? - zapytałam, nie patrząc na niego.

- Jesteś najsilniejszą osobą, jaką spotkałem w swoim życiu. Dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma sytuacji bez wyjścia. Ja wiem, że sobie poradzisz, znowu wpadniesz na genialny pomysł i nasze wszystkiego wyciągniesz.

- Powinnam otworzyć jakąś firmę z pomocą dla innych – parsknęłam śmiechem.

- Nie ma takiej opcji – wtrąciła Malia. - Pomagasz tylko nam, bo tylko nas kochasz. Nikomu Cie nie oddamy.

- I tu się zgodzę – przytaknęła Lydia. - Jesteś tylko nasza.

- Nasza wampirzyca zdolna do wszystkiego – uśmiechnął się Stiles. - Wiem, że sobie poradzisz.


               Wiara innych była dla mnie zawsze ważna, w każdej sytuacji. Gdy ktoś wierzy w Twój sukces, to Ty również zaczynasz to robić. Nieważne, jak bardzo wcześniej się zapierałeś, wiara przyjaciół dodaje Ci nowej siły do walki i chęci do dalszego działania. Czasami kilka słów wystarczy, aby rozbudzić w Tobie nadzieję, która wcześniej wydawała się być martwa. Tak było w tym przypadku, Stiles dał mi nadzieję.

              Właśnie dlatego przyszłam na tą cholerną rozszerzoną biologie i siedzę za Theo Raeken'em, którego mam zamiar sprawdzić na każdy możliwy sposób. Jeśli nie uda mi się przebić jego bariery, to wypróbuję na nim wszystkie zaklęcia, jakie siedzą w mojej głowie i dowiem się prawdy. Nawet jeśli oznaczałoby to kolejną kłótnie i niepotrzebne sprzeczki. Zrobię to, aby mieć czyste sumienie i spokój ducha. Jeśli Theo okaże się być niewinny, to po prostu zostawię go w spokoju.

,,Co Ty tu robisz?'' zapytał w myślach Scott.

,,Siedzę'' wzruszyłam lekko ramionami wiedząc, że właśnie mnie obserwuje.

,,Jeśli znowu coś kombinujesz, to Cie uduszę.''

,,A ja obudzę się po kilku godzinach i zrobię Ci to samo.''

,,Nina, dajcie sobie spokój z Theo, przecież on nic złego nie robi.''

,,Przecież nawet go nie zaczepiam, chcę się pouczyć.''

,,Myślisz, że ja w to uwierzę?''

,,Myślę, że jesteś na tyle naiwny, że uwierzysz dosłownie we wszystko.''

             Scott spojrzał na mnie wściekły, jednak nie skomentował moich słów. Może to i dobrze? Wiem, że mogłam tego nie mówić i go nie obrażać, jednak nie mogłam się powstrzymać. Jego naiwność jest tak przewidywalna, że każdy jego wróg to wykorzysta. Scott jest zbyt młody, aby zrozumieć zagrożenie, jakie jest wokół niego. Prawda jest taka, że na każdym kroku czai się ktoś, kto chce go pokonać ze względu na status i siłę, jaką w sobie posiada. Szkoda tylko, że on nie chce w to uwierzyć.

             Bycie istotą, która jest rzadko spotykaną, jest czymś niesamowitym i jednocześnie niebezpiecznym. Ze względu na swoją inność musimy być gotowi do walki o każdej porze dnia i nocy. Ze swojego doświadczenia wiem, że niektórzy nie akceptują mojej odmienności i z wielką chęcią pozbyliby się mnie najszybciej, jak to tylko możliwe. Niektórzy zrobiliby to z zazdrości, że jestem silniejsza i mogę więcej. Inni przez to, że jestem cholernym odmieńcem, który nie powinien istnieć. A jeszcze inni ze strachu przed moją osobą, na której kompletnie się nie znają i nie wiedzą, do czego byłabym zdolna. Takie jest życie i niestety trzeba się z tym nauczyć żyć na co dzień.

              Prawdziwym Alfą nie staje się każdy, tylko ten, który posiada siłę walki, mocny charakter, siłę woli oraz dobroć. To ktoś, kto nikogo nie zabił, a uratował wiele żyć. To ktoś, kto jest silniejszy od zwykłego Alfy, który stał się taki poprzez zabicie swojego poprzednika. Rzadkością jest zobaczenie takiego Alfy na własne oczy, gdyż pojawiają się nawet co sto lat. Scott stał się Prawdziwym Alfą dzięki swojemu charakterowi, sile walki oraz dobroci serca. Robił wszystko, aby uratować miasto i swoich przyjaciół. Starał się uratować każdego, kto był w niebezpieczeństwie. Nie chciał nikogo zabić, chciał tylko ratować. Jest wiele istot, które mogą jedynie pomarzyć o jego tytule, więc z zazdrości mogą chcieć go zabić za to, kim się stał. Jest w niebezpieczeństwie, musi mieć tego świadomość.

- Miło, że przyszłaś – Theo wyrwał mnie z zamyśleń, odwracając się w moją stronę.

- Ta – mruknęłam cicho.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się biologią.

- Nie znasz mnie, więc akurat to mnie nie dziwi.

- Ale chciałbym Cie poznać – uśmiechnął się lekko.

- Bez wzajemności, skarbie – uśmiechnęłam się sztucznie. - Możesz zająć się lekcją?

- Wolałbym Tobą, poznać Cie i spędzić trochę czasu.

- Może innych razem – odpowiedziałam lekceważąco.

- Co robisz po szkole? - szepnął, nie zrażony moim tonem.

- Theo, czy ja Ci przeszkadzam? - odezwała się Finch.

- Nie, Pani profesor - uśmiechnął się do niej.

- Więc skończ rozmawiać z Niną i zajmij się tematem zajęć.

- Tak jest – odpowiedział spokojnie.

              Chyba jednak zacznę lubić Panią Finch, nie jest taka zła, na jaką wygląda. Oczywiście nie mam zamiaru słuchać jej i tego, co ma do powiedzenia na niektóre tematy, ale zacznę się normalnie zachowywać na jej lekcjach. To zawsze jakiś krok w dobrą stronę, prawda? Od czegoś trzeba zacząć, a to wydaje mi się być najlepszym rozwiązaniem.

              Z całych sił, jakie w sobie posiadałam, skupiłam się na Theo, który tym razem był odwrócony do tablicy. Chciałam zrobić wszystko, aby zaglądnąć do jego umysłu i sprawdzić, co tak naprawdę w nim siedzi. Nie mogłam przekonać się do tego, że jest w mieście tylko po to, aby odnaleźć stado. Ta wymówka jakoś mi nie pasowała i nie potrafiłam tego w żaden sposób zaakceptować. Dodatkowo, gdyby taka była prawda, to po jaką cholerę blokowałby swój umysł? Przecież nie robi tego osoba, która nie ma nic do ukrycia.

              Umysł Theo Raeken'a okazał się być dla mnie jednak trudnym orzechem do zgryzienia, gdyż nie potrafiłam go ugryźć z żadnej strony. Nieważne, ile siły i magii bym w to wkładała, nie potrafiłam przedrzeć się przez jego barierę. Próbowałam różnych sposobów, które zazwyczaj były przydatne, jednak w tym jednym, wyjątkowym wypadku nie zdziałały nic, dosłownie nic. Byłam na siebie wściekła i jednocześnie zawiedziona, gdyż nie podołałam zadaniu.

              Cała lekcja zleciała mi na próbach dostania się do jego umysłu, bezskutecznych oczywiście. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wściekła zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy, trącając wszystkich ramieniem. W tym momencie jednak się tym zbytnio nie przejmowałam, miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Musiałam rozładować złość, która we mnie aktualnie siedziała, a przebywanie wśród śmiertelników nie było najlepszym pomysłem, gdyż mogłam ich w każdej chwili zaatakować.

             Swoje kroki skierowałam do wyjścia ze szkoły, aby chociaż na chwile odetchnąć świeżym powietrzem. Za wszelką cenę musiałam się uspokoić i przestać wkurzać, ponieważ nie chciałam nikogo zaatakować. Wyjątkiem był Theo Raeken, którego miałam ochotę rozszarpać na małe kawałeczki za utrudnianie mi zadania. Oczywiście, jak to bywa w moim przypadku, nie zaszłam za daleko, bo przede mną, jakby spod ziemi, urósł Stiles Stilinski, człowiek wpadający na najgłupsze pomysły na świecie.

- I jak? - zapytał zadowolony chłopak.

- Szczerze? Mam ochotę Cie zamordować za Twoje głupie pomysły.

- Co zobaczyłaś w jego umyśle?

- Nic, kompletnie nic – westchnęłam ciężko. - Nie mogłam nic zrobić.

- A zaklęcia? - zapytała Malia.

- Nic nie dały, cholerny dupek jest dosyć silny. Musiałabym posiedzieć nad nim dłużej.

- Czyli możemy go porwać i gdzieś zamknąć – wzruszyła ramionami.

- To nie byłby głupi pomysł, gdyby nie...

- Alfa – wtrącił Scott, stając za mną. - Mieliście dać sobie spokój.

- Kto tak powiedział? - zapytałam, odwracając się w jego stronę.

- Nina, nie dobijaj mnie.

- Ty mnie też, Scott. Przecież nic złego nie robimy, chcemy jedynie się upewnić, że Theo nie jest naszym wrogiem.

- A dlaczego miałby być?

- Czy Tobie trzeba tłumaczyć jak małemu dziecku? Już podałam Ci wystarczająco dużo powodów, abyś stanął po naszej stronie.

- To się robi męczące, macie odpuścić.

              Scott najwyraźniej nie miał ochoty na dłuższą rozmowę z nami, bo od razu, po wypowiedzeniu tych słów, odwrócił się i odszedł wściekły w drugą stronę. Nie miałam do niego siły i nawet nie miałam zamiaru kolejny raz przekonywać go do swoich racji. Wracaliśmy do punktu, którego nie chciałam ponownie zahaczać. Nie chciałam się kłócić z Alfą, jednak jego naiwność i brak słuchania innych doprowadzał mnie do szału.

- Co teraz? - zapytał zrezygnowany Stiles.

- Jakoś go rozgryziemy, spokojnie – odparłam spokojnie, w głowie układając kolejny plan odkrycia Theo.



********************************

Hej, Kochani :*

Przyznam się bez bicia, że pisałam ten rozdział prawie śpiąc. Jestem padnięta i jedyne, o czym myślę, to łóżko, jednak musiałam w końcu coś dla was napisać. Nie ważne, że od siódmej rano muszę być na nogach xD

Z całego serca przepraszam was za brak rozdziału i za moją małą aktywność, jednak nie miałam jak usiąść do czegokolwiek. W miejscu, w którym teoretycznie mieszkam, jestem może trzy razy w tygodniu, prawie codziennie jeżdżę po minimum sto pięćdziesiąt kilometrów. Uwierzcie, prowadzenie firmy jest cholernie trudne i męczące.

Chciałabym dodawać coś częściej, abyście nie musieli czekać, ale nie potrafię obiecać wam tego. Postaram się pisać tak często, jak tylko będę w stanie to robić. Nie pytajcie, kiedy kolejny rozdział, ponieważ tego nie wie nikt.

Dziękuję wam za wyrozumiałość i wytrwanie, to wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że zostaliście ze mną i czekaliście na mnie <3

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro