ROZDZIAŁ 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, Kochani :*

Tak jak obiecałam wczoraj, rozpoczynamy maraton!

Krótka informacja: maraton składa się z ośmiu części, w tych rozdziałach jest opisany cały dzień naszych bohaterów, nie ma szans na przedłużenie go, niestety. Rozdziały będą pojawiać się co pół godziny.

Mam nadzieję, że wam się spodoba, liczę na szczere opinie i gwiazdki, jeśli uważacie, że na to zasługuję ;)

Miłego czytania :*

MARATON 1/8

               Czasami bywają sytuacje, w których zaczynamy się gubić. Chcemy myśleć o wszystkim pozytywnie i nie brać pod uwagę intuicji, która podsuwa nam złe myśli. Chcemy wierzyć w to, że nasze życie zaczyna się od nowa, zaczyna się lepszy świat. Skoro tak bardzo chcemy w to wierzyć, to dlaczego ja tego nie potrafię? Chciałabym czasami przestać przejmować się wszystkim dookoła i po prostu być, żyć. Wiem jednak, że mój świat wcale nie jest taki prosty, piękny i kolorowy, powinnam się z tym pogodzić.

               Chłopcy jakiś czas temu opuścili mój dom, zostawiając mnie samą w ścianach pustego pomieszczenia. Wpadłam nawet na pomysł, aby przygarnąć jakiegoś psa, ale szybko wycofałam się z tego. Ten biedny psiak nie miałby żadnej radości z mieszkania ze mną pod jednym dachem. Więcej mnie nie ma, niż jestem, dużo podróżuję. Chyba pozostanę sama na dłuższy czas, powinnam zacząć się do tego przyzwyczajać.

                Miałam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, albo coś będzie nie tak. Moja intuicja podpowiadała mi, że właśnie nastąpi koniec spokojnego czasu. Właśnie nastaje zły, ciemny czas, który może nas wszystkich pogrążyć. Chciałam to olać i nie zastanawiać się nad tym, co może się stać, ale najzwyczajniej na świecie nie potrafiłam tego zrobić. Wiem, że ona nigdy mnie nie okłamała i zawsze dobrze mi podpowiadała, więc i tym razem może się nie mylić.

               Wolny czas postanowiłam zorganizować tak, aby być dostępna wieczorem dla chłopaków. Wiem, że dzisiejsza pełnia może narobić niemałego zamieszania, w którym będę musiała im pomóc. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że cholernie mi tego brakowało. Tęskniłam za chwilami, w których mogłam stanąć przed przyjaciółmi i wziąć na siebie wszystkie ciosy skierowane w ich stronę. Brakowało mi tych chwil, w których musiałam ratować ich życie i bronić przed wrogami. Tęskniłam za naszymi wspólnymi chwilami, nawet za naszymi kłótniami. Chyba nigdy więcej ich nie pozostawię, nie dam rady żyć bez nich.

               Wstałam z kanapy, na którą usiadłam po pozbyciu się przyjaciół z domu, i zaniosłam brudne naczynia do kuchni. Nic się tu nie zmieniło, cały dom jest identyczny, jak go zostawiłam. Miałam obawy, że Stiles urządził niezłe piekło w moich ścianach, jednak pozytywnie mnie zaskoczył. Wszystko było wysprzątane, więc wygląda na to, że chłopcy dbali o dom, gdy mnie nie było. I jak tu ich nie kochać? Wsadziłam brudne naczynia do zmywarki i wróciłam do salonu.

                Czas, który miałam spędzić samotnie, bardzo mi się dłużył. Musiałam się czymś zająć, aby nie zwariować. Przypomniałam sobie o pewnej sprawie, która kilka miesięcy temu nie dawała mi spokojnie spać. Podeszłam do jednej ze ścian i wymówiłam cicho zaklęcie, następnie kalecząc dłoń i podsuwając ją do otworu, który był niewidoczny dla ludzkiego oka. Ściana rozsunęła się, ukazując kilkanaście półek wypełnionych księgami zawierającymi informacje o wszystkim, co dotyczyło świata magicznego. To jest to, czym zajmę się przez następne godziny.

               Weszłam do pomieszczenia, które było dodatkowo oświetlone małymi lampami przywieszonymi pod sufitem. Nie wyobrażam sobie, aby mój wróg tu wszedł i wziął wszystko, co kiedyś zostało spisane przez moją mamę. Wtedy świat mógłby stanąć w płomieniach, a istoty nadprzyrodzone straciłyby swoje życie. Mama była szczegółową osobą, która spisywała dosłownie wszystko, co tylko mogło się kiedyś przydać innym. Wolała być przygotowana na każdą sytuację, więc chciała mieć wszystko na papierze.

               Wzięłam z półki trzy księgi, które od razu przeniosłam na stolik znajdujący się w salonie. Postanowiłam zabrać się za to powoli, aby nie stracić niczego, co mogłoby okazać się dla mnie przydatne. W dalszym ciągu sprawa dotycząca Niszczyciela nie została rozwiązana, a mogła okazać się być dla nas niebezpieczna. Nie miałam pojęcia, kto nim jest i jak go aktywować, a tym bardziej unicestwić. Rozmawiałam co prawda na ten temat z Freyą, jednak nie wpadłyśmy na nic ciekawego. Miałyśmy tylko dwie podejrzane, mnie i Hope. Obie zgadzałyśmy się z opisem, wszystko do nas pasowało, jednak nie miałyśmy pewności, że to któraś z nas. Mogło się okazać, że szukamy w złym miejscu i nie zdążymy w żaden sposób powstrzymać tego, co może nas zniszczyć.

               Usiadłam wygodnie na podłodze i otworzyłam pierwszą księgę. Oczywiście, jak to ja, zapomniałam pozaznaczać sobie strony, które mogłyby mi ułatwić zadanie. Kilka miesięcy temu pozbyłam się wszystkich zakładek i ponownie narzuciłam blokady, aby przypadkiem ktoś niepowołany nie odczytał nic z ksiąg. Wyszło na to, że zdecydowanie więcej czasu zajmie mi odszukiwanie dobrych stron, niż ogarnięcie tej całej sytuacji. Jak mieć pecha, to po całości, a co.

               Kilkadziesiąt minut później nareszcie natrafiłam na coś, co mogło mnie zainteresować. Oczywiście narzucona blokada nie ułatwiała mi zadania, ale na szczęście pamiętałam zaklęcie, którym mogłam odczytać to, co było zawarte na stronach księgi. Wyszeptałam słowa, które dla śmiertelnika są niezrozumiałe, a już po chwili przede mną pojawiły się litery, które zaczęły składać się w jasne zdania.

,,Z ciemności wyłoni się istota potężniejsza od każdego stworzenia na ziemi. Pokona każdą przeszkodę, aby zaprowadzić spokój na świecie, likwidując zło stworzone przez złych. Powstanie z popiołów, aby zniszczyć to, co powinno zostać dawno zniszczone. Odrodzi się po to, aby świat zapomniał o tych złych. Na świecie pojawi się ktoś, kto nie powinien istnieć. Istota tak potężna, zdolna do wywołania zamieszania w świecie nadprzyrodzonym. Urodzi się piętnastego dnia, gdy księżyc będzie górował nad ziemią, a gwiazdy będą świecić wokół niego. Każdy będzie miał przednią obawy, chociaż sama w sobie nie będzie groźna. Jednak stanie się niszczycielem, jeśli dobrze się jej nie przypilnuje. Ma moc, o której nikomu się nie śniło. To od niej zależy, co się stanie. Ona ma siłę i władzę. Każdy jej zaufa, czy ona zaufa komuś? Każdy, kto ją zobaczy, obdarzy ją miłością i wiernością, zaufaniem i sympatią. Zamieniona przez krew, która płynie w jej krwi. Czująca jedynie to, co powinna czuć. Żądza władzy będzie tak silna, że nie zdoła się jej oprzeć. Śmierć poniesie każdy, kto nie należy do świata ludzkiego. Potężna istota stworzona po to, aby zniszczyć wszystko, co nie jest dobre.''

,,Niszczyciel – przebudzona istota trafiająca w ciało silnej osoby, ponownie uśpiona. Cechuje go brak empatii i uczuć. Niszczy wszystko, co należy do świata nadprzyrodzonego. Stworzony po to, aby ludziom żyło się lepiej, bez jakiejkolwiek rasy nadprzyrodzonej. Niszczyciel to potężna istota zwiastująca koniec tego, co nie powinno nigdy powstać. Ciężko zidentyfikować osobę, która go w sobie nosi. Najczęściej objawia się on negatywnymi cechami, brakiem chęci pomocy innym, żądzą zemsty i śmierci, nagłymi atakami agresji. Można go zabić jedynie specjalnym sztyletem, jednocześnie zabijając nośnika. Niszczyciel nie posiada sumienia, dla niego śmierć istot nadprzyrodzonych jest czymś dobrym. Nie posiada pozytywnych cech, tak samo jak sam nośnik. Aby odkryć prawdziwe oblicze podejrzanej osoby, należy dokładnie obserwować jej ruchy przez kilka dni, zanim osądzi się ją o bycie Niszczycielem.''

               I to by było na tyle, niestety. Zapewne w dalszej części również uda mi się coś znaleźć, ale postanowiłam najpierw zająć się tym, co już odnalazłam. Nic nie jest jasne, chociaż może się wydawać, że sprawa jest prosta. Niszczycielem jest ten, kto urodził się piętnastego podczas pełni, powstał z popiołu, z krwi płynącej w jego krwi, ma siłę i władze, wszyscy mu ufają i go kochają, jednak on nie posiada w sobie pozytywnym emocji, może go zabić specjalny sztylet, które zabije również nośnika. I to by było na tyle.

               Przez dłuższy moment zastanawiałam się nad tym, czy przypadkiem nie ja jestem nośnikiem Niszczyciela. Niektóre fakty się zgadzają, jednak coś mi mówiło, że to wcale nie jest takie proste. Dodatkowo przecież byłam pod obserwacją mamy, która odkryłaby, gdyby ze mną było coś nie tak. Z pewnością powiedziałaby mi o tym, abym uważała na to co robię. Może by mnie nie zabiła, ale zrobiłaby wszystko, abym nie aktywowała złego genu. Dodatkowo posiadam uczucia, którymi obdarzam najbliższych, jestem gotowa poświęcić życie dla nieznajomych i bronić ludzi w każdej sytuacji. Czy mogłabym być Niszczycielem?

                Moje przemyślenia zostały przerwane przez dźwięk telefonu, który leżał na kanapie. Z ciężkim westchnięciem podniosłam się z podłogi i sięgnęłam po urządzenie, sprawdzając, kto dzwoni. Na ekranie pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej Pierwotnej, która była dla mnie jak siostra. Mój humor się poprawił i natychmiastowo zapomniałam o tym całym Niszczycielu i intuicji, która ponownie chciała mnie zastraszyć. Przeciągnęłam palcem po ekranie, jednocześnie odbierając połączenie i przystawiłam urządzenie do ucha.

- Miło, że dzwonić – odezwałam się pierwsza. - Co tam?

- Tęskniłam – jęknęła dziewczyna. - Bez Ciebie jest tu cholernie nudno.

- Nie powinnaś się nudzić, masz zwariowane rodzeństwo przy sobie, świeżą Hybrydę i mniej świeżego wampira, a do tego fajnego faceta u boku. Czego chcieć więcej?

- Ciebie – ponowne jękniecie. - Nie mam z kim imprezować.

- A Kol? Przecież on zawsze był chętny.

- Zmienił się – westchnęła ciężko. - Od ostatniej akcji nie jest sobą, serio. Zaczął dbać o nas wszystkich i pomagać innym bezinteresownie. Twój Derek jest pod jego stałą opieką, jakby był małym dzieckiem.

- To nie mój Derek – zaprzeczyłam od razu. - Kol chce po prostu naprawić błędy z przeszłości.

- Mógłby na chwile stać się starym, aroganckim dupkiem i pójść ze mną na imprezę.

- A Marcel? Przecież to on powinien iść z Tobą.

- I był, ale to nie był dobry pomysł. Cały czas był przy moim boku, odganiał facetów i nie pozwalał za dużo pić. Przecież to chore!

- Martwi się – powstrzymałam z ledwością śmiech. - Chce, abyś była bezpieczna.

- Jestem Pierwotnym wampirem, mam ponad tysiąc lat na karku, co może mi się stać?

- Ktoś Cie może porwać – zasugerowałam.

- Po co? Przecież nie wytrzymaliby ze mną godziny.

- Coś w tym jest – parsknęłam śmiechem. - Chociaż ja bym Cie porwała.

- Porwij – jęknęła błagalnie. - Zabierz mnie od tych sztywniaków.

- Myślisz, że w Beacon Hills jest lepiej? Cały dzień siedzę w domu, a później robię za opiekunkę wilkołaków.

- Pomogę Ci, tylko mnie skąd zabierz.

- Przypomnij sobie, co działo się ostatnio, gdy zniknęłaś. Klaus by mnie za to zabił.

- Wiedziałby, gdzie jestem. Nina – jęknęła błagalnie moje imię.

- Skoro chcesz przyjechać, to wsiadaj w samochód i przyjeżdżaj.

- Myślisz, że mnie puszczą? - prychnęła. - Nie dadzą mi wyjechać, bo za bardzo się boją.

               Tu muszę przyznać jej rację. Każdy z nas doskonale wie, że Rebekah jest nieprzewidywalną osobą i nigdy nie wiadomo, co strzeli jej do głowy. Jest strasznie nierozważna, jeśli chodzi o alkohol i imprezowanie, a to mogłoby się dla niej źle skończyć. Osobiście wiem, że Rebekah poradziłaby sobie w każdej sytuacji, w końcu jest jedną z Pierwotnych. Jej rodzeństwo ma co do tego inne zdanie, już kiedyś ktoś wykorzystał ją, aby dorwać Klaus'a i wiem, że drugi raz na to nie pozwoli. Nawet, jeśli Rebekah miałaby przyjechać do mnie, Pierwotna Hybryda mogłaby mieć z tym jakiś problem, co wcale by mnie nie zdziwiło.

- Jeśli tak bardzo Ci zależy, to pogadam z Klaus'em i zobaczę, co da się zrobić.

- Chętnie bym przyjechała, chociaż znasz chłopaków. Marcel z pewnością nie puści mnie samej, bo będzie się bał, a Klaus prędzej wyrwie mi serce.

- Mogę ich przekonać, ale nie daję sobie głowy uciąć, że to coś da. Postaraj się dopasować do sytuacji, a ja coś wymyślę.

- Wiesz, że Cie kocham, prawda? Cholernie mi Cie brakuje.

- Mi Ciebie też – powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. - Jeszcze się spotkamy, spokojnie.

- Właśnie tego się boję – powiedziała niepewnie.

- O co chodzi? - zapytałam, wstając z kanapy i skierowałam się do kuchni po sok.

- Mam wrażenie, że nie wyjdziesz cało z kłopotów. Nie oszukujmy się, Ty uwielbiasz wpadać w tarapaty. Już dwa razy, odkąd jesteś w Beacon Hills, ktoś groził Ci bronią, którą można Cie zabić. Boję się, że za trzecim razem komuś się to uda i więcej Cie nie zobaczę.

                Muszę szczerze przyznać, że jej wyznanie lekko mnie zaskoczyło. To prawda, Kate i Jennifer już próbowały mnie zabić, jedna z nich nawet zabiła mojego sobowtóra. Wiem, że Rebekah nie poradziłaby sobie z moją śmiercią i na odwrót, ja bym się załamała, gdyby nagle jej zabrakło. Zbyt wiele dla mnie znaczy, aby jej śmierć mnie obeszła. Zresztą, każdy z Pierwotnych jest dla mnie ważny i nie wyobrażam sobie, aby nagle miało ich zabraknąć. Sama wolałabym oddać swoje życie, aby oni tylko żyli.

- Nie martw się, nic mi nie grozi.

- Ta, tylko chwilowo – prychnęła blondynka. - Z Tobą nigdy nic nie wiadomo, masz wszędzie wrogów.

- U Ciebie jest podobnie. Przez tysiąc lat zdążyłaś bardziej narozrabiać, niż ja.

- I tu bym się kłóciła – zrobiła nagle dramatyczną pauzę. - Ty jesteś magnesem na kłopoty i to Ciebie chcą bardziej zabić, niż mnie. Każdy wie, że broń na Pierwotnych jest ciężko znaleźć i nawet nie próbują się wysilać, ale w Twoim przypadku jest inaczej.

- Możemy skończyć temat śmierci? Jakoś nie bardzo chcę rozmawiać o moim zejściu z tego świata.

- Przepraszam – westchnęła ciężko. - Po prostu się o Ciebie boję.

- Tak jak ja o was, każdego dnia i każdej nocy. Takie jest nasze życie, Rebekah, nic na to nie poradzimy.

- Wiem, ale i tak się boję. Musisz być przy mnie, bez Ciebie zwariuję.

- Żadna z nas nie wybiera się na tamten świat, więc nie ma obaw. Zresztą, zawsze możemy się przywrócić do życia, nie?

- Nie bardzo – mruknęła smutna. - Nie jestem wiedźmą jak Ty.

- Ale masz znajomości – rzuciłam na pocieszenie. - Damy radę, zawsze przecież mogę po was zadzwonić.

- Nie oszukujmy się, nie zrobisz tego - odparła z wyrzutem. - Zawsze chcesz wszystko załatwiać sama, nawet jeśli nie masz siły na walkę. Jak było z Kol'em? Nie dałaś znać, abyśmy przyjechali. Gdyby nie upartość Klaus'a, to zapewne sama poszłabyś walczyć z tymi dziwnymi stworami. Nie jesteś robotem, Nina, nie poradzisz sobie ze wszystkim sama. Masz od tego nas, my zawsze Ci pomożemy.

- Wy macie swoje kłopoty, moje są wam niepotrzebne.

- Przypomnij sobie, ile razy to Ty przyjeżdżałaś i nam pomagałaś. Ile razy narażałaś swoje życie dla nas czy dla Hope? To przez nas masz tylu wrogów.

- Mam ich sama przez siebie. Gdybym chciała, to bym was olała. Uratowaliście mnie przed Deucalion'em, więc byłam wam coś winna. Wy staliście się moją rodziną, a rodzinie trzeba pomagać.

- To działa się w dwie strony. Obiecaj mi, że dasz znać, gdy będziesz potrzebować pomocy. Obiecaj mi to, Nina. Nie zniosę Twojej śmierci.

- Obiecuję – odparłam pewnie. - Obiecuję, że od razu zadzwonię, gdy wpadnę w kłopoty.

- Nie wierzę Ci, ale dobra, odpuszczam - westchnęła ciężko. - Muszę kończyć, bo Marcel na mnie dziwnie patrzy.

- Pozdrów wszystkich ode mnie i ucałuj.

- Nie zrobię tego wszystkim, bez przesady - parsknęła śmiechem. - Uważaj na siebie.

- Wy też, dzwońcie o każdej porze dnia i nocy.

- To samo się tyczy Ciebie, skarbie. Do usłyszenia.

- Pa, Rebekah – westchnęłam i się rozłączyłam.

               Nie mam za złe Rebekah za to, że się martwi. Na jej miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. Boję się, że pewnego dnia przyjdzie do mnie informacja o ich śmierci, a ja się załamię. Rodzina Mikaelson jest mi cholernie bliska i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Wyjątkiem jest Finn, którego nie trawię od samego początku znajomości z wiadomych przyczyn. Reszta jest dla mnie bliska, nawet Kol. Gdybym miała przeżyć śmierć któregoś z nich, to zapewne bym się załamała i pozabijała połowę ludzi w mieście, jak nie wszystkich.

               Postanowiłam nie myśleć o śmierci i wziąć się za porządki. Dopiero teraz zauważyłam, że na dworze zaczęło się ściemniać, więc za chwilę ktoś może potrzebować mojej pomocy. Zabrałam księgi, wcześniej zaznaczając odpowiednie strony, i skierowałam się do tajemniczego pokoju. Ułożyłam je na osobnej półce, aby później wiedzieć, że muszę do nich wrócić. Już chciałam wypowiedzieć zaklęcie, aby zasunąć ścianę, ale w oczy rzuciła mi się pewna fotografia. Niepewnie podeszłam do niej i się przyjrzałam z bliska. Byłam tam ja, mama, tata i Elizabeth. To były dziesiąte urodziny mojej starszej siostry. Każdy z nas stał uśmiechnięty, ja przytulałam do siebie siostrę i nie chciałam jej wtedy puścić. Pamiętam dokładnie, jak płakałam przez pół dnia, bo stwierdziłam, że teraz jest duża i nie będzie chciała się ze mną bawić. Tak, dziecinne zachowania mnie teraz śmieszą, ale wtedy byłam załamana z powodu jej wieku. Dopiero do godzinie się uspokoiłam, gdy Elizabeth mnie zapewniła, że dalej będzie mnie kochać i będzie się ze mną bawić. Tak, byłam dziwnym dzieckiem.

               Pokręciłam głową z uśmiechem na twarzy i wypowiedziałam zaklęcie, które zasunęło za mną ścianę. Miałam ochotę śmiać się z samej siebie, jednak ostatkiem sił się powstrzymałam. W mojej głowie pojawiło się wiele scenariuszy z mojego dzieciństwa i muszę szczerze stwierdzić, że miałam świetne życie. Nigdy niczego nam nie brakowało, a rodzice starali się nas wychować na dobre osoby. Nie zawsze im to wychodziło ze względu na nasz, a szczególnie mój, buntowniczy tryb życia, ale walczyli z naszymi charakterami. Byli najlepsi na świecie, nigdy nie spotkałam lepszych ludzi od moich rodziców.

               Postanowiłam zmienić tok myślenia i podeszłam do telefonu, który pozostawiłam na stoliku w salonie. Spojrzałam na ekran i do razu na moich ustach pojawił się uśmiech. Na tapecie miałam ustawione zdjęcie z rodziną Pierwotnych, które zrobiłam kilka tygodni temu. Dlaczego akurat to zdjęcie? Prosta odpowiedź, ich nie mam na co dzień i brakuje mi ich z każdą godziną coraz bardziej. Jakby nie patrzeć, to właśnie oni mi pomogli i są ze mną o wiele dłużej. Pokazali mi świat, którego wcześniej nie znałam. Zawdzięczam im naprawdę wiele.

               Ostatni raz spojrzałam na tapetę i weszłam w kontakty, a następnie wybrałam numer Scott'a. Musiałam dowiedzieć się, jakie mają plany na noc, podczas cholernej pełni księżyca. Nigdy nie lubiłam tego okresu, ponieważ najczęściej kończyłam pogryziona przez wilkołaki. Na całe szczęście miałam krew Klaus'a, która była lekarstwem na jad zmiennokształtnych. Chłopak odebrał w miarę szybko, co mnie nieźle zdziwiło.

- Gdzie jesteście? - zapytałam od razu.

- W lesie – parsknął śmiechem. - Możesz mnie namierzyć?

- Zaraz będę – rzuciłam i się rozłączyłam.

               Byłam szczęśliwa, że moje kontakty z Wilczkiem się zdecydowanie poprawiły. Wcześniej kłóciliśmy się na każdym kroku, ale po tym nie ma już ani śladu. Doszliśmy do porozumienia i staramy się ze sobą więcej rozmawiać, dzięki temu nie ma między nami żadnych kłótni czy niedopowiedzeń. Bardzo zależy mi na kontakcie z nim, gdyż jest dla mnie jak młodszy brat. Życie bez niego straciłoby sens.

                Zabrałam klucze od samochodu i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Dziwnie jest żyć ze świadomością, że musisz się zamykać i nikt nie będzie na Ciebie czekał. To by jeden z głównych argumentów, przez które chciałam, aby Hale wrócił ze mną do Beacon Hills. Chciałam go tu chronić i mu pomagać, ale Klaus się nie zgodził. Derek potrzebował wsparcia kogoś, kto się na tym doskonale zna, a ja nie byłam odpowiednią osobą do tego. Po prostu życie bez Hale'a było dziwne, a ja musiałam się tego nauczyć. Bez niego było inaczej, tak dziwnie pusto. Musiałam ruszyć do przodu, on również. Może znajdzie kogoś, kto ukradnie jego serce i nie odda w najbliższym czasie?

               Wsiadłam do swojego BMW, ciesząc się przy tym jak małe dziecko. Strasznie brakowało mi mojego garażu, w którym ukrywały się moje skarby. Niby jestem kobietą, ale uwielbiam moje samochody i nikomu bym ich nie oddała. Jestem dziwna? Owszem, to u mnie całkowicie normalne. Kto mnie zna, ten wie, że jestem zdolna do wszystkiego. Teraz czas na ratowanie młodego wilkołaka, który ponoć nie panuje nad sobą. Aż muszę to zobaczyć na własne oczy, inaczej nie uwierzę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro