ROZDZIAŁ 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               W życiu zdarzają się chwile, których mamy już serdecznie dosyć. Chcielibyśmy zatrzymać czas, albo najlepiej go cofnąć, i uniknąć tego, co może nas zranić. Czegoś, co może nas, całkowicie nieświadomie lub świadomie, zranić i przybić gwóźdź do trumny. Cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń tak, aby nikt nie musiał ucierpieć, aby nikt nie musiał umrzeć. Tak, każdy by tego chciał, jednak to nierealne.

               Wiele razy myślałam nad zaklęciem, które pozwoli mi podróżować w czasie. Nawet nie wiecie jak wiele razy siedziałam nad różnymi księgami i szukałam czegoś, co mogłoby mi w tym pomóc. Oczywiście nigdy nie odnalazłam odpowiedzi na pytania, które we mnie siedziały. Nigdy nie udało mi się odnaleźć czegoś, co pomogłoby mi naprawić błędy z przeszłości. Musiałam nauczyć się z tym żyć, tak jak dzisiaj, tak jak teraz.

               Dzisiejszy poranek okazał się być jednym z tych najgorszych. Nie chciałam wstawać z łóżka wiedząc, co mnie czeka. Nie chciałam wychodzić z pokoju wiedząc, że wcale nie będę uśmiechnięta. Nie chciałam opuszczać domu wiedząc, że dzisiejszy dzień będzie do dupy. Nic nie układało się tak, jakbym tego chciała. Nic nie działo się tak, by było dobrze. Spotkały nas kolejne problemy, z którymi będziemy musieli się zmierzyć. Nie jestem jednak pewna, czy mam siły na kolejne walki.

               Wczorajszy wypad do lasu okazał się być złym pomysłem, nieprzemyślanym pomysłem. Chłopcy nie znaleźli nic, co mogłoby pogrążyć Theo, a do tego wszystkiego napotkaliśmy na naszej drodze powrotnej Prawdziwego Alfę. Powiedzenie, że był zły, to cholernie wielkie niedomówienie. Był wściekły i wcale mu się nie dziwiłam. Byliśmy stadem, rodziną, a w rodzinach nie powinno być tajemnic ani potajemnych misji, jak to nazwał Stiles. Nasza trójka jednak zignorowała wszystko i spotkała się w lesie, rozpętując kolejną burze, która zaczęła się kilkanaście minut od mojego przybycia na miejsce.


* wspomnienie *

- Co tu robisz? - zapytałam zdziwiona, patrząc na Scott'a.

- Raczej ja powinienem zapytać, co wy tu robicie – spojrzał na mnie zły. Już wiedziałam, że będzie gorąco.

- Byliśmy na spacerze – palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.

               Muszę szczerze przyznać, że moje wymówki robią się coraz gorsze. Nie mam pojęcia, czy to moja wina czy zbyt długie przebywanie w towarzystwie Stiles'a, który nigdy nie był w tym dobry. Wiedziałam jednak, że muszę nieźle nad sobą popracować, inaczej wpakuję się w niezłe bagno, jak na przykład teraz.

- Na spacerze o tej godzinie?

- No wiesz co? Jestem wampirem, uwielbiam nocne spacery.

- A oni? - kiwnął głową na chłopaków stojących za mną. Też mi odważni faceci.

- Chcieli mi potowarzyszyć i tyle – wzruszyłam ramionami. - O co robisz tyle hałasu?

- O to, że mnie okłamujecie – warknął, patrząc na mnie złowrogo. Dlaczego to zawsze mi się obrywa?

- Niby kiedy Cie okłamaliśmy?

- W momencie, w którym powiedziałaś o spacerze.

- Spacerowaliśmy, przecież auta stoją tutaj – ponownie wzruszyłam ramionami. - Dalej nie rozumiem, o co Ci chodzi.

- Może zapytam inaczej, w jakim celu spacerowaliście po lesie?

- Czuję się jak na przesłuchaniu – mruknął cicho Stiles.

- Chcieliśmy powdychać świeże powietrze – wyrwał się z odpowiedzią Liam.

               Młody wilkołak zaczął mnie coraz bardziej zaskakiwać swoim zachowaniem. Na początku był biednym, zranionym i wystraszonym chłopakiem, który za cholerę nie panował nad swoim gniewem. Zbiegiem czasu zmienił się w odważną osobę, która była gotowa pójść na walkę i nie miał zamiaru się z niej wycofać. Teraz potrafi kłamać Prawdziwemu Alfie, który, teoretycznie, powinien mieć nad nim władzę. Istnieje oczywiście możliwość, że znowu coś przespałam i ominęłam, co byłoby całkiem normalne w moim życiu.

- Czyli całkowitym przypadkiem jest to, że Theo również był w lesie?

- Był tu? - Stiles udał zdziwienie, co z pewnością mu nie wyszło.

- Po co wam to wszystko? Co chcecie udowodnić?

- To, że jest z nim coś nie tak – odpowiedziałam. - Musimy go sprawdzić, aby mieć pewność co do niego. Przecież nie robimy nic złego.

- Śledzicie go! Urządzanie prywatne śledztwa, nie informujecie mnie o tym.

- Nie musielibyśmy tego ukrywać, gdybyś choć raz nas posłuchał i nam pomógł - warknęłam.


               Kolejny raz Nina Fortem nie potrafiła się ugryźć w język i rozpoczęła trzecią wojnę światową. Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się obrazów z wczorajszego dnia, które pojawiły się w mojej głowie. Zbyt wiele słów i określeń poleciało z moich ust. Przestałam nad sobą panować w pewnym momencie i tak jakoś wyszło. Oczywiście Scott nie był mi dłużny, również pokazał swoją gorszą stronę, przez co prawie doszło między nami do walki, jednak w ostatnim momencie zostaliśmy powstrzymani.


* wspomnienie *

- Przestań panikować i się uspokój – mruknęłam po dziesięciominutowym wykładzie na temat naszej nieodpowiedzialności i głupoty.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

- Mogę powiedzieć więcej, Scott, ale nie mam zamiaru się z Tobą kłócić.

- Może czas najwyższy! Mam dość tego, że decydujesz o wszystkim, co się dzieje w stadzie.

- Spokojnie, Panie Alfo – parsknęłam śmiechem. - Z tego, co wiem, to nikomu nie rzucam rozkazów.

- To pewnie Twój cholerny pomysł, aby tu przyjść, co?

- To był mój pomysł – odezwał się Stiles, stając w mojej obronie. - To ja chciałem tu przyjechać.

- Bo namieszała Ci w głowie! - krzyknął Scott, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. - To wszystko Twoja wina!

- Pewnie, wszystko co złe, to Nina.

- A nie? Przez Ciebie są problemy. Stwarzasz je, bo za bardzo Ci się nudzi w życiu.

- Oczywiście, że tak – przytaknęłam, zaciskając mocno pięści. - Specjalnie sprowadzam na nas wrogów, aby mogli was zabić, bo za bardzo się nudzę.

- Mieszasz wszystkim w głowach – warknął. - Narzucasz im swoje zdanie, aby wszystko było po Twojemu. Ma być tak, jak wielka Nina Fortem sobie zażyczy.

- Szkoda, że na Ciebie to nie działa – warknęłam. - Wtedy życie byłoby piękniejsze bez upartego Alfy, który próbuje uratować każdego, byleby wykazać się niesamowitą dobrocią serca. Nieważne, że wiele jego bliskich osób może na tym ucierpieć, ważna jest ta jedna, obca osoba.

- Nikogo nie narażam! To Ty to w kółko robisz!

- Pewnie, bo wcale nie walczę w waszej obronie!

- Uspokójcie się – mruknął Liam, wchodząc między nas. - To nie jest dobry moment na kłótnie.

- Jego też przeciągnęłaś na swoją stronę?

- Przecież to Twój Beta, nie mam nad nim władzy!

- Czyli już próbowałaś, co?

- Jaki Ty jesteś głupi, Scott. Gdybym chciała mieć nad wami władzę, to już dawno bym ją zdobyła, bez użycia siły.


               Zacisnęłam mocno powieki, chcąc przestać o tym wszystkim myśleć. Później było już tylko gorzej i gdyby nie obecność Liam'a, to mogłoby się to źle skończyć. Głos Stiles'a nie miał żadnego przebicia, więc jego słowa do nas nie trafiały. Jedynie siła Liam'a mogła w jakikolwiek sposób nas obudzić z dziwnego transu w który oboje wpadliśmy.

                Weszłam pod prysznic, odkręcając wcześniej wodę i ustawiając na letnią, i zamknęłam oczy, starając się rozluźnić. Prawda była taka, że byłam cholernie wściekła. Nie na Scott'a, nie na Stiles'a czy Liam'a, ale na samą siebie. Byłam od nich starsza i bardziej doświadczona w wielu sprawach. Powinnam zamknąć się czasami i zacząć tłumaczyć wszystko na spokojnie, a nie do razu atakować czy krzyczeć, bo to nigdy nic dobrego nie przyniosło. Powinnam być bardziej spokojna i ugodowa, spróbować się z nimi dogadać, a nie od razu zachowywać się jak agresywny krwiopijca. Popełniłam błąd, który musiałam za wszelką cenę naprawić.

               Woda wcale nie pomogła mi się rozluźnić, co mnie zbytnio nie zdziwiło. Moje ciało było cholernie spięte i nie wiem, czy cokolwiek pozwoliłoby mi się rozluźnić. Nie potrafiłam poradzić sobie z własnymi myślami, które goniły się wzajemnie i pokazywały kolejne obrazy z wczorajszego dnia. Chciałam o tym po prostu zapomnieć i zacząć naprawiać to, co zepsułam, ale wiedziałam, że to wcale nie będzie takie proste. Czekała mnie teraz walka nie tylko z moimi przyjaciółmi, ale również z samą sobą.

               Wyszłam z łazienki, wcześniej susząc włosy za pomocą magii i nakładając makijaż w ten sam sposób, i skierowałam się do garderoby. Nie miałam zamiaru zbyt długo wybierać dzisiejszego ubioru, od razu wzięłam do ręki czarny komplet bielizny, do tego czarną bluzkę z dłuższym rękawem, który był pokryty koronką, szare spodnie i czarne, długie buty na obcasach oraz czarny żakiet. Do tego dobrałam naszyjnik z niebieskim kamieniem, który dostałam kiedyś w prezencie od Klaus'a. Miałam cichą nadzieję, że przyniesie mi szczęście i pomoże w trudnej sytuacji, jak zawsze.

              Gotowa zeszłam na dół, kierując się od razu do kuchni. Wzięłam się za robienie kawy, sprawdzając co chwile telefon, który zgarnęłam po drodze. Niestety, nie miałam żadnych wiadomości od wczoraj, nikt się nie odezwał. Nie wiedziałam, czy uznać to za dobry czy zły znak. Z jednej strony bałam się, że doszło do czegoś więcej, a ja o tym nie pamiętałam, a z drugiej byłam spokojna, bo nikt nie napisał mi, jak bardzo mnie nienawidzi.

               Byłam cholernie zagubiona w swoich myślach i w swoim życiu. Przestałam kontrolować to, co działo się wokół mnie, a tego zawsze chciałam uniknąć. W moim świecie nie może być błędów, nie można się potknąć i myśleć, że ktoś przyleci Ci z pomocą. Musiałam być silna i nie okazywać swoich słabości, które już wyszły niestety na światło dzienne. Moi bliscy byli moją słabością, która potrafiła mnie zniszczyć w każdym momencie życia. Nie byłam w stanie żyć spokojnie z myślą, że oni nie chcą mnie znać. To mnie rozwalało od środka i niszczyło psychicznie, nie pozwalając normalnie funkcjonować.

               Wypiłam szybko kawę i wyszłam z domu z prędkością światła. Miałam cichą nadzieję, że świeże powietrze pozwoli mi odświeżyć umysł i przygotować się na to, co może za chwilę nastąpić. Wiedziałam, że dzisiejszy dzień w szkole wcale nie będzie taki łatwy, jak zawsze. Dodatkowo martwiłam się tymi cholernymi szeptami, które jakoś dziwnie umilkły. Z doświadczenia jednak wiem, że to tylko cisza przed burzą, która może się rozpętać w każdej chwili.

               Droga minęła mi zadziwiająco spokojnie, nie miałam ochoty nawet krzyczeć na kierowców, który jeździli po swojemu. Nie przekroczyłam dozwolonej prędkości, co, w moim wypadku, było cholernie dziwnie. Nie miałam ochoty nikomu zajeżdżać drogi i atakować go później za szkody, które narobił. Po prostu jechałam, jak zwyczajny człowiek próbujący dostać się do jakiegoś celu.

               I takim oto sposobem znalazłam się w samym środku piekła, zwanego inaczej szkołą. Nie miałam ochoty wychodzić z samochodu, chciałam nawet odjechać i zapomnieć o tym, że miałam się tu dzisiaj pojawić, jednak oczywiście z pomocą wyszła mi Lydia Martin, jedyna i niezastąpiona. Podeszła do mojego auta i puknęła dwa razy w szybę, machając do mnie ręką. Nie miałam większego wyboru, musiałam zmierzyć się z tym wszystkim.

- Chciałaś uciec – bardziej stwierdziła niż zapytała, gdy tylko wysiadłam z samochodu.

- Cóż za miłe powitanie – mruknęłam z sarkazmem.

- Cześć, Nina, jak Ci minęła noc? Bardzo jesteś zła i smutna? Miło Cie widzieć, chciałaś uciec – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem na twarzy.

- Zabawne, bardzo – prychnęłam. - Ucieczka przeszła mi przez myśl, owszem.

- Wiedziałam co robię, podchodząc do Ciebie.

- Niestety – mruknęłam cicho.

- A teraz głowa do góry i idziemy do reszty.

- Chyba na skazanie – prychnęłam. - Nie jest między nami najlepiej.

- Wiem – dziewczyna westchnęła i spojrzała na mnie. - Stiles mi powiedział.

- O czym dokładnie?

- O wszystkim. Tak, o tym, że chcieliście się pozabijać też.

- Kurwa – ponownie mruknęłam, nie do końca wiedząc, czy być na niego zła, czy podziękować za wyręczenie mnie.

               Wiedziałam, że sama nie dałabym rady powiedzieć Lydii o tym, co wczoraj miało miejsce. Najbardziej chodziło o wstyd, który mnie ogarniał. Powinnam się zachować inaczej, a zrobiłam z siebie kogoś, kto nie panuje nad agresją. Nie powinnam skakać do Scott'a i starać się pokazywać mojej siły nad nim. Każdy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Wilczek mógł nie przeżyć starcia ze mną, a ja zamiast zrobić wszystko, aby się mnie nie bał, to zrobiłam całkowicie odwrotnie. To było coś, czego nie powinnam robić.

- Nie myśl o tym – powiedziała Lydia, ściskając moje ramię. - To nie Twoja wina.

- Nie wszyscy tak myślą – odpowiedziałam. - Narozrabiałam, znowu.

- Wcale nie, to nie tylko Twoja wina, Scott też nie był lepszy.

- Jednak to ja jestem starsza i powinnam odpuścić.

- Nie, powinnaś walczyć o swoje i nie pozwalać młodym rządzić swoim życiem.

- Czyli co? To ja mam rządzić wami?

- Nie do końca o to mi chodziło. Masz stawiać na swoim i pomagać nam odnaleźć drogę, gdy się zgubimy. Scott się pogubił i doskonale o tym wiesz, więc pomóż mu, nakieruj go.

- Gdyby jeszcze chciał mnie słuchać – westchnęłam ciężko.

- Posłucha, zaufaj mi – uśmiechnęła się lekko.

               Podeszłyśmy do reszty, która już stała na naszym stały miejscu. Atmosfera nie była zbyt przyjemna, można było ciąć powietrze nożem. Przywitałam się cicho ze wszystkimi, chcąc jak najszybciej zapaść się pod ziemię. Widziałam oczy Scott'a, które wyrażały złość. Wiedziałam, że wczoraj lekko przesadziłam, ale Lydia miała rację, nie byłam jedyną winną tej sytuacji. On również powiedział o kilka słów za dużo, więc nie mógł wszystkiego zwalać na mnie.

- Jak noc? - zapytał Stiles, chcąc przerwać ciszę.

- Dobrze się spało po nocnym spacerze? - dodał złośliwie Scott.

- Świetnie, oczyściłam umysł – odpowiedziałam spokojnie.

- Z pewnością – odparł Alfa. - Agresja minęła?

- A Tobie upartość?

- Przegięłaś wczoraj – powiedział, nie odpowiadając na moje pytanie.

- Ty nie byłeś lepszy, Scott.

- Możecie przestać? Kłótnie do niczego dobrego nie prowadzą – odezwał się Mason, patrząc na nas.

- Mógł nie zaczynać, nie moja wina, że jest zbyt ufny i wszystkich chce ratować.

- Ty za to chcesz wszystkich pozabijać.

- Nie wszystkich – wzruszyłam ramionami. - Tylko...

               Nie dokończyłam, nie byłam w stanie tego zrobić. Moja głowa ponownie zaczęła boleć, tym razem ze zdwojoną mocą, która odebrała mi wszystkie siły. Upadłam na ziemię, trzymając się mocno za głowę i krzycząc przez zaciśnięte zęby. Głosy, które słyszałam wczoraj, tym razem był głośniejsze i bardziej bolesne, przyprawiając mnie o ogromny ból głowy. Eksplozja, która wybuchła w moim umyśle, mogła mnie zabić, wiedziałam to.

              Czułam, jak ktoś przy mnie kuca. Czułam obecność przyjaciół, jednak nie wiedziałam, czy tylko oni znajdują się w moim pobliżu. Nie wiedziałam, czy coś do mnie mówią, ponieważ szepty zaczynały przybierać na sile, atakując mnie z każdej strony. Czułam gniew, który zaczął rozpalać się we mnie od środka. Czułam zmianę w moim ciele, oczy, które zaczęły zachodzić czernią, żyłki pod oczami, kły wystające z ust.

               Chciałam spojrzeć na przyjaciół i prosić o pomoc, jednak chyba to nie był dobry pomysł. Gdy tylko otworzyłam oczy, ujrzałam ich strach. Bali się, obawiali się mojej osoby. Bali się, że mogę zrobić im krzywdę. Nie chciałam tego, nie chciałam ich straszyć, a tym bardziej atakować. Zaczęłam panikować, wbijając pazury w wewnętrzne strony dłoni. Musiałam jakoś się tego pozbyć, to wszystko musiało zniknąć.

               Jak przez mgłę słyszałam głos Lydii, która coś do mnie krzyczała. Czułam jej rękę na moim ramieniu i słyszałam słowa otuchy ze strony Stiles'a. Słyszałam głos Scott'a, który był gdzieś w pobliżu i starał się mnie uspokoić. Poczułam również ból w drugim ramieniu i krew, która zaczęła spływać po moim ciele. Zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam głęboko oddychać, myśląc jednocześnie o mojej rodzinie, która zawsze była przy mnie i mi pomagała.

                Nie mam pojęcia, ile trwała moja walka z samą sobą i tymi głosami, jednak wszystko zaczęło zanikać. Nagle świat stał się spokojniejszy, moje oczy wróciły do normalnej barwy, a kły się schowały. Przestałam odczuwać gniew i strach, czułam jedynie ciszę i spokój. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy, ponownie patrząc na przyjaciół, którzy przyglądali mi się ze strachem i uwagą.

- Co to było, do cholery? - szepnął wystraszony Scott.

- Chyba muszę wam o czymś powiedzieć – wysapałam, patrząc na nich.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro