ROZDZIAŁ 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Czas nieubłaganie pędzi do przodu, nie pozwalając nam na obmyślenie dokładnie danej sytuacji. Zanim się obejrzysz, będziesz dorosłą kobietą z dwójką dzieci i wnukiem w drodze. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ile Cie omija, bo patrzysz tylko w jeden punkt, który powinien być Twoją przeszłością, czymś, o czym powinnaś zapomnieć. Jednak nigdy tego nie zrobisz. Wiesz dlaczego? Bo Twój umysł nigdy Ci na to nie pozwoli, ciągnąc Cie na dno przez błędy z przeszłości.

                Bardzo często zdarza mi się wspominać to, co wydarzyło się kiedyś. Nie kontroluję tego, to po prostu przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Siedząc w kinie na jakiejś komedii nagle przypomina mi się śmierć rodziny, która zginęła przeze mnie. Stojąc na cmentarzu przypomina mi się zabawna historia związana z moimi przyjaciółmi. Będąc w sklepie i robiąc spokojnie zakupy, nagle dostaję ataku, przez który chcę pozabijać każdą osobę znajdującą się w tym samym pomieszczeniu, co ja. To jest coś, czego nie da się zatrzymać, to po prostu jest.

                Bardzo często słyszałam o tym, że noc jest najlepszą porą na myślenie i wyciszenie się. Może i jest to prawda, ale na pewno nie wtedy, gdy jesteś wampirem. Jesteśmy nazywani ludźmi nocy, ponieważ kiedyś, zanim wynaleziono pierścienie, które osłaniają nas przed promieniami słońca, żyliśmy tylko nocą. Wychodziliśmy tylko wtedy, gdy słońce zachodziło, aby nie narazić się na spalenie żywcem. Nie było wtedy czasu na siedzenie w ciszy i przemyślenia dotyczące naszej marnej egzystencji. Każdy żył swoim życiem i nie martwił się o drugiego człowieka, byliśmy najważniejsi dla samych siebie. W przeciągu tych lat jednak wiele się zmieniło, zapewne nieodwracalnie.

               W dzisiejszych czasach każdy wampir stara się żyć w zgodzie z naturą i innymi. Większość z nas udaje kogoś, kim wcale nie jest. Teraz nawet lekarz, który przeprowadza operacje, może być wampirem. Zaczęliśmy zachowywać się jak śmiertelnicy, chcąc wtopić się w tłum. Nie chcemy się wyróżniać i zwracać na siebie uwagi, chcemy żyć w spokoju. Oczywiście są również wyjątki, które chcą z siebie zrobić gwiazdy nocy. Zabijają każdego, kto po zmroku urządza sobie spacery, wraca pijany z imprezy czy po prostu wyprowadza psa na nocny spacer. Tego nie da się kontrolować, tak samo jak myśli czy wspomnień.

               Dzisiejsza noc minęła mi cholernie męcząco, przynosząc ze sobą okropny ból głowy. Nie zmrużyłam oka, ponieważ wszystkie myśli zaczęły nagle napływać do mojego umysłu. Męczyła mnie sytuacja wypadku i tego, co mogło się tam wydarzyć. Jak nigdy wcześniej zaczęłam przejmować się losem ludzi. Zaczęłam myśleć o tym, co się wydarzyło i o tym, co mogło się jeszcze stać. Było to dla mnie dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie martwiłam się innymi, chyba że chodziło o moich bliskich. Tym razem jednak żaden z moich przyjaciół nie był zagrożony, więc nie musiałam się martwić o ich życie. No, przynajmniej tak mi się wydawało.

                 Przez całą noc analizowałam sytuację, która miała miejsce kilkanaście godzin wcześniej. To niesamowite, jak w kilka minut mogą zmienić się plany i przyszłość. Jakby nie patrzeć, miałam całkowicie inaczej zaplanowany wieczór, który skończył się na miejscu zbrodni. Obiecałam Szeryfowi pomoc, którą zawsze ode mnie otrzymywał. Chciałam pomóc mu w rozwiązaniu sprawy i znaleźć tego, który jest wszystkiego winny. Nie mogłam jednak się przekonać do tego, że zrobił to Donovan. Dodatkowo zastanawiałam się nad Tracy, której zapach rozpoznałam na miejscu zbrodni. Nie była jednak jedyną osobą, której zapach unosił się w powietrzu. Był tam również ktoś inny, ktoś, kto ostatnio siedział w moich myślach. Oczywiście nie powiedziałam o tym przyjaciołom, bo nie chciałam się z nikim kłócić. W niektórych sytuacjach mamy inne zdanie, niestety dla mnie.

               Wstałam z łóżka z ponurą miną i cholernym bólem głowy, który przysparzał mi problemy z normalnym myśleniem. Od razu skierowałam się do łazienki , aby chociaż trochę się obudzić. Bardzo często mówi się o tym, że wampiry nie potrzebują snu, ponieważ ich organizm się szybko regeneruje i nie męczy. Totalna bzdura wyssana z palca, spotęgowana durnymi filmami i serialami puszczanymi dla przestraszenia dzieci i rozbudzenia ich wyobraźni. Wampiry również są ludźmi, tyle że nieśmiertelnymi. Owszem, o wiele słabiej się męczymy i nie potrzebujemy dużo snu, aby przeżyć kolejne dni, ale odpoczynek należy się każdemu z nas. Potrzebujemy wyłączyć się na kilka godzin i pozwolić umysłowi się zresetować, bez tego bylibyśmy zombie. Nie bylibyśmy w stanie normalnie funkcjonować, a przez brak snu nasz organizm potrzebowałby o wiele więcej krwi, aby się utrzymać.

                Kolejnym minusem bycia mną jest życie, które prowadzę. Teoretycznie powinnam mieć cechy wampira i mieć większy zapas energii, jednak jestem również czarownicą. Biorąc to na chłopski rozum, jestem w połowie człowiekiem z magicznymi zdolnościami. Wychodzi więc na to, że męczę się jak śmiertelnicy, tylko trochę słabiej i rzadziej ze względu na dodatkowy ,,dopalacz'', którym jest mój wampiryzm. Nie zmienia to jednak faktu, że nieprzesypianie nocy źle na mnie wpływa. Zresztą, więcej we mnie wampira, niż czarownicy. Nie wiem, dlaczego jest akurat tak, ale już zdążyłam się z tym pogodzić. Najwyraźniej gen ojca był silniejszy i w większej części przeszedł na mnie. Nie przeszkadza mi to, chociaż wolałabym nie czuć chęci do zabijania dla krwi. Cóż, nie zmienię tego, tak już pozostanie.

                Woda, która zazwyczaj koiła moje nerwy, tym razem nie zadziałała tak, jak powinna. Zapach brzoskwiń, który zawsze roznosił się po łazience, nie uspokoił mnie i nie poprawił humoru. Przestrzeń, dzięki której zawsze czułam się bezpiecznie, tym razem nie zadziałała na mnie pozytywnie. Moje czynności były machinalne, nie bardzo myślałam nad tym, co właśnie się dzieje. Nie zarejestrowałam nawet tego, gdy wyszłam z łazienki z nałożonym makijażem i wysuszonymi włosami. Nie zorientowałam się, kiedy to wszystko minęło i kazało mi wykonać kolejne czynności.

               Otrząsnęłam się dopiero po wejściu do garderoby. Możliwe, że widok tych wszystkich ubrań wiszących idealnie na wieszakach i ułożonych na półkach mnie otrzeźwił. Ten widok od razu skojarzył mi się z Lydia, która była autorką tego całego porządku. Dlaczego moje życie nie jest tak idealne? Zabrałam pierwsze, co wpadło mi w ręce i przebrałam się szybko. Padło na czarną bluzkę z odsłoniętym ramieniem, jasne spodnie z przetarciami oraz czarne szpilki z zakrytymi palcami. Chyba nie posiadam dzisiaj weny do strojów.

                Zeszłam na dół w gorszym nastroju, niż po wstaniu z łóżka. Z jednej strony byłam zawiedziona, bo nie udało mi się rozwiązać wczorajszej sprawy, a z drugiej strony byłam zła, bo nie pozwolono mi tego zrobić po swojemu. Pewnie dlatego, że każdy był świadomy tego, w jaki sposób bym to zrobiła. Dla mnie nie było ważne to, czy ktoś przy tym zginie. Osoba, która zabiła trzech mężczyzn zasługiwała na śmierć, nawet jeśli była to nastolatka, której wcześniej chciałam pomóc. Niektórych nie da się naprawić i naprowadzić na dobrą drogę. Ich jedynym wyjściem jest śmierć, a ja im to po prostu umożliwiam.

               Moje śniadanie ograniczyło się do kubka czarnej, mocnej kawy i szklanki krwi, którą pochłonęłam w bardzo szybkim tempie. Oczywiście miałam czas na porządne śniadanie, ale jakoś nie miałam zbytnio na to ochoty. Chciałam jak najszybciej wyjść z domu i przestać zadręczać się myślami, które chodziły mi po głowie. Wyrzuty sumienia były dosyć duże, chociaż na dobrą sprawę nie zrobiłam nic złego. Tak naprawdę to nie zrobiłam nic, a to chyba było jeszcze gorsze.

               Wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz, i skierowałam się do garażu. Tym razem wybrałam Nissan'a, który o wiele mniej rzucał się w oczy od BMW. Chciałam być dzisiaj zwyczajna, nie rzucająca się w oczy i nie budząca sensacji, a mój ulubiony pojazd niestety mi to uniemożliwiał. Najchętniej zakopałabym się w jakiejś trumnie dziesięć metrów pod ziemią i przeczekała apokalipsę, która nieubłaganie zbliżała się w naszym kierunku. Nie mogłam tego jednak zrobić, nie tylko ze względu na przyjaciół, ale również przez ludzi, którzy byli zagrożeni. Najzwyczajniej na świecie czułam się odpowiedzialna za ich życie, musiałam ich ochronić przed czymś, co było dla nich zbyt niebezpieczne.

               Jechałam dosyć spokojnie, próbując dojść do siebie po nieprzespanej nocy. Nie chciałam wzbudzać w przyjaciołach niepokoju, a to było wręcz nieuniknione. Mogłam okłamać każdego, patrząc mu prosto w oczy, ale istniała jedna osoba w tym mieście, która potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Nie wiedziałam, w jaki sposób to robi, ale z łatwością potrafiła mnie przejrzeć, jakbym była prześwitująca, a moje emocje były wypisane na czole. Była to drobna dziewczyna o zielonych oczach, bladej skórze i truskawkowych włosach, przewidująca śmierć. Tak, Lydia Martin była kimś, kogo nie potrafiłam okłamywać w żywe oczy.

                Podjechałam pod szkołę i od razu tego pożałowałam. Ludzie, którzy przechodzili obok mojego samochodu, wytrwale patrzyli w moją stronę, jakbym była jakimś cudem świata lub dziwnym wybrykiem natury. Nie byłam pewna, czy przypadkiem czegoś nie odwaliłam w nocy i publicznie kogoś nie zaatakowałam. Byłam do tego zdolna, dlatego właśnie taka myśl przeszła mi przez umysł. Miałam jednak nadzieję, że powód był całkowicie inny, bo w przeciwnym razie miałabym niezłe kłopoty..

               Wyszłam na zewnątrz, od razu czując wiele zapachów pochodzących od ludzi kręcących się po parkingu. Miałam ochotę krzyczeć z nerwów i bezsilności, jednak tego nie zrobiłam. Ostatkiem sił powstrzymałam się od rzucenia się na przypadkowe osoby i ruszyłam przed siebie, obierając sobie za cel dotarcie do przyjaciół. Wymusiłam uśmiech, który miał wyglądać wiarygodnie i skierowałam się w paszczę lwa świadoma kary, jaka mogła mnie spotkać.

               Widziałam twarze przyjaciół, którzy właśnie wpatrywali się w moją osobę. Niby wszystko było normalne, ale ich oczy wiele zdradzały. Przez te wszystkie lata nauczyłam się czytać między wersami, a najlepiej poznać człowieka przez odbicie jego oczu. Scott patrzył na mnie z lekkim przerażeniem, jakbym miała zaraz się na kogoś rzucić. Nie powiem, aby mnie to nie zabolało, bezpodstawne oskarżenia McCall'a były dla mnie niczym ostrza wbijające się w ciało. Stiles patrzył na mnie ze smutkiem i doskonale znałam powód, dla którego tak było. Liam patrzył na mnie tak, jakbym była jego ideałem do naśladowania, a tego nie chciałam. Nie byłam kimś, kogo powinno się naśladować. Malia patrzyła tak, jakby czekała na mój sygnał do ataku, co mnie lekko rozśmieszyło, ale nie dałam tego po sobie poznać. Mason patrzył z podekscytowaniem, jakbym miała wyznać mu jakąś słodką tajemnice, która nagle odmieni jego i tak już zakręcony świat. A Lydia? Cóż, patrzyła uważnie, starając się odkryć prawdę, która kryła się w mojej duszy.

- Hej – powiedziałam, całując każdego w policzek. - Scott, zgubiłeś swoją miłość czy nareszcie przejrzałeś na oczy i ją zostawiłeś?

- Źle się czuła – odpowiedział, patrząc na mnie zły.

- Ja bym na jej miejscu cały czas się źle czuła.

- Czy Ty chociaż raz możesz przestać jej dogryzać?

- Niech pomyślę – spojrzałam na niego, mrużąc przy tym oczy. - Nie, nie mogłabym.

- Dajcie sobie chwilowo spokój – odezwała się Lydia, podchodząc do mnie. - Musimy pogadać.

- Z pewnością – przytaknęłam. - A o czym?

- O wczorajszej sytuacji – wyjaśniła, odwracając się do nas plecami. - Chodźcie.

                 Nie miałam zamiaru wnikać w jej zachowanie, bo zapewne bym się w tym wszystkim pogubiła. Lydia była podobna do Stiles'a, oboje mieli swoje własne światy, których nikt nie był w stanie tego zrozumieć. Wolałam nawet tego nie próbować, tak dla własnego zdrowia fizycznego i psychicznego. Oczywiście mogłam to ogarnąć przy dłuższym zamyśleniu, jednak było mi szkoda cennego czasu, którego w większości nie miałam zbyt dużo. Postanowiłam to więc zostawić tak, jak jest i nikomu się nie narażać.

                 Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za Rudą, nie chcąc wysłuchiwać jej gadania na temat mojego ociągania się. Dosyć często mi to wypomina, choć jest to dosyć śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że jestem wampirem. Raz nawet jej o tym powiedziałam i nigdy nie zapomnę jej wzroku, który mógłby mnie w tamtym momencie zabić. Wiedziałam jedno, z Lydią Martin lepiej nie zadzierać, dla własnego bezpieczeństwa.

                Każdy z nas szedł w ciszy, jedynie szepty Mason'a przerywały ten piękny moment. Osobiście potrzebowałam chwili spokoju, aby wszystko dokładnie przeanalizować. Sprawa, która teraz się toczyła, nie była jedną z tych prostych i przyjemnych. Ewidentnie coś było tu nie tak, a ja za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, co. Tylko czy na pewno chciałam się znowu pakować w kłopoty?

               Naszym celem okazały się być trybuny, na których dosyć często siadamy. Powoli nawet zaczynałam się przyzwyczajać do tych twardych krzesełek, chociaż nie było to zbyt łatwe zadanie. Dziwiłam się ludziom, którzy walczyli o te miejsca podczas meczów, bo ja osobiście wolałam stać, niż się męczyć. No cóż, każdy ma swoje wymagania.

- Po co nas tu sprowadziłaś? - zapytał Stiles.

- Chodzi o Tracy – odpowiedziała Lydia. - Wczoraj coś złego się wydarzyło.

- Brawo, kolejny detektyw w naszym stadzie – zakpiłam, chociaż to chyba nie był najlepszy pomysł, na jaki mogłam dzisiaj wpaść.

- Jeszcze chwila, a oberwiesz – zagroziła mi dziewczyna, przez co uniosłam dłonie w geście poddania. - Chodzi o to, że nie wszystko o niej wiecie.

- To znaczy? - zainteresował się Scott, przez co już chciałam się ponownie odezwać, ale szybko zrezygnowałam.

                Właśnie w tej chwili zauważyłam, że złośliwość na serio weszła mi w krew. Ostatnio każdemu odpowiadam ze złośliwością i nie zwracam na to zbyt dużej uwagi. Nie czuję się nawet z tym zbyt źle, a chyba powinnam. Jakby nie patrzeć, to moi przyjaciele, dla których powinnam być miła. Chociaż, z drugiej strony, jeśli naprawdę mnie kochają i im na mnie zależy, to powinni mnie zaakceptować nawet wtedy, gdy jestem wredna, prawda?

               Zaczęłam rozglądać się dookoła, całkowicie odłączając się od przyjaciół. Możliwe, że zrobiłam to dlatego, że znałam historię Tracy, a może dlatego, że najzwyczajniej na świecie nie chciało mi się słuchać gadania Lydii. Tak, może w tym momencie jestem tą złą, ale druga opcja wydaje się być bardziej prawdopodobna.

                Wiedziałam, że wokół nas zaczyna się dziać coś dziwnego. Fakty były takie, że świat nadprzyrodzony z pewnością o nas nie zapomniał, wręcz upominał się o uwagę. Wiedziałam, że coś, albo raczej ktoś, chce ładnie namieszać wśród nas i naszego spokoju, a moim zadaniem było zatrzymanie tego cholernego koła, które zaczęło pędzić coraz szybciej. Zbyt wiele dziwnych sytuacji miało miejsce w ostatnich miesiącach, abym mogła ze spokojem spać i nie odczuwać niepokoju, który się do mnie dobijał. W tym momencie miałam trzy osoby na celowniku, tego całego Donovan'a, którego z wielką chęcią bym zabiła, Tracy, która miała dziwne koszmary i Theo, który był cholernie podejrzany, chociaż nawet nie wiedziałam, dlaczego. Może to przez Stiles'a?

- I właśnie dlatego to mogła być ona – powiedziała Lydia, rozbudzając mnie całkowicie z myśli.

- Nina, co o tym myślisz? - zapytał Scott, uśmiechając się wrednie do mnie. Tak chcesz grać, Panie Alfo?

- Myślę, że Lydia może mieć racje – odpowiedziałam ze zwycięskim uśmieszkiem. - Tracy od jakiegoś czasu wariuje, jej zapach był na miejscu zbrodni.

- Zabiłaby własnego ojca? - zapytał zdziwiony Liam.

- To właśnie dzieje się z istotami nadprzyrodzonymi, które się nie kontrolują. Potrafią zabić bliskie sobie osoby, nawet jeśli tego nie chcą.

- Policja jej nie znalazła – odparł Stiles, patrząc na mnie.

- Więc trzeba ją jak najszybciej znaleźć – powiedział Scott, patrząc na każdego z nas.

- Nareszcie! - ucieszył się Mason, zwracając na siebie naszą uwagę. - Ruszajmy od razu!

- Co? - Stiles spojrzał na niego zdziwiony. - Ty nigdzie nie idziesz.

- A to niby dlaczego? Przecież mogę wam się przydać – jęknął załamany.

                Było mi szczerze szkoda Mason'a, bo bardzo się starał, aby nam wszystkim dorównać. Czuł się zapewne gorszy, bo nikt nie chciał zdradzać mu tajemnic i angażować w akcje związane z naszym światem. Jeszcze jakiś czas temu podobnie czuł się Liam, który teraz całkowicie jest świadomy tego, co się wokół nas dzieje, z moją małą pomocą. Skoro Scott go ugryzł, to powinien go teraz pilnować i szkolić, a nie udawać, że nic złego się nie stało.

- Powinniśmy ją zabić – odezwała się nagle Malia. - Ona jest niebezpieczna.

- Dlaczego Ty zawsze chcesz wszystkich zabijać? - zapytał zły Scott.

- Bo zabijanie jest fajne – wzruszyła ramionami.

- My nie zabijamy, zrozum to w końcu.

- Ty nie zabijasz, ja nie muszę trzymać się jakiegoś głupiego regulaminu.

- Znowu zaczynacie? - jęknęła załamana Lydia.

- To ona zaczęła – odparł Scott. - Mamy uratować Tracy, a nie ją zabijać.

- Śmierć może ją uratować, czasami nie ma innego wyjścia.

- Kto Ci tak powiedział? - Scott spojrzał na nią zdziwiony.

- Nina – Malia wskazała na mnie palcem.

- I znowu ja – westchnęłam ciężko. - Mówiłam tak.

- Czy Ty zawsze musisz namawiać innych do zabijania? - warknął Scott.

- Ej, nie zawsze, tylko czasami. Poza tym to prawda, czasami tylko śmierć może kogoś uratować.

- I to właśnie może być ta chwila, w której będziemy musieli zabić Tracy – dopowiedziała Malia, a ja przewróciłam oczami.

- Nikt nikogo nie będzie zabijał.

- Dosyć – przerwałam, nie chcąc dalej tego słuchać. - Idziemy szukać Tracy, a później zobaczymy, co dalej.

- Nie zabijesz jej od razu? - Scott spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Oczywiście, że nie – prychnęłam, urażona jego pytaniem. - Lubię tortury. Idziemy?

- Tak – przytaknęła Lydia. - Na lekcje.

- Co? - Stiles spojrzał na nią zdziwiony.

- Idziemy o szkoły na lekcje, później się tym zajmiemy.

- Ona nigdy się nie zmieni – westchnęłam ciężko. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro