ROZDZIAŁ 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


              Kiedyś, gdy byłam ledwie nastolatką, chciałam poznać moc, dzięki której mogłabym podróżować w czasie. Chciałam kontrolować to, co się wokół mnie działo i mieć jakąkolwiek kontrolę nad tym. Gdybym potrafiła manipulować czasem, to mogłabym dosłownie wszystko. Mogłabym zatrzymać jakiś moment i zmienić bieg wydarzeń, mogłabym przyspieszyć czas i ominąć coś, co mogłoby mnie zaboleć. Mogłabym cofnąć się do przeszłości i zapobiec tragediom, które miały miejsce. Cóż, chyba nigdy nie będę do tego zdolna, nikt tego nie potrafi.

               Magia jest bardzo rozległą nauką, którą dosyć ciężko pojąć. Można zrobić naprawdę wiele, na przykład opętać kogoś i przejąć jego ciało, zlokalizować miejsce pobytu danej osoby, rzucić klątwę śmierci, dzięki której dana osoba umiera powoli i nieodwracalnie. Jest wiele możliwości, które daje nam magia, jednak nie można manipulować czasem. Niby to chore, bo każda z najsilniejszych czarownic powinna potrafić zrobić wszystko, ale tylko nie to. Cóż, czas jest czymś, co po prostu płynie, nie można go zatrzymać, przyspieszyć czy cofnąć. Taka kolej rzeczy, z którą trzeba się pogodzić.

                Czasami jestem wdzięczna osobom, które siedzą tam na górze i kierują naszym życiem. Wiem przynajmniej, że moje dni nie będą należeć do tych nudnych i cichych, bo z pewnością nikt by na to nie pozwolił. Za moje błędy i grzechy muszę odpokutować i doskonale wiem, że przodkowie nie pozwolą mi o tym zapomnieć. Każdego dnia będą mi to wszystko wypominać, pokazując swoją władzę nad moim życiem, której tak naprawdę nie posiadają. Każdy z nas wie, że mną nie da się manipulować czy mnie kontrolować, ale cóż, przodkowie są zbyt uparci i dumni, aby się przyznać do porażki. Cóż, przynajmniej jest ciekawie, nie?

               Szkoła jest miejscem, które odbiera nam najpiękniejsze chwile z życia. Powinniśmy w tym czasie siedzieć gdzieś ze znajomymi, uczyć się nowych rzeczy i doświadczać czegoś niesamowitego, a nie siedzieć na lekcjach i słuchać głupich wykładów nauczycieli, którzy wszystko wyczytali z książek. Prawda jest taka, że szkoła odbiera nam dzieciństwo, okres dojrzewania. Chwile, w których powinniśmy być szczęśliwi i uczyć się wszystkiego samodzielnie. Narzucają nam coś, co i tak w większości nam się nie przyda w dorosłym życiu. Nie uczą tego, co mogłoby być przydatne w przyszłości, tylko każą uczyć się jakichś głupich regułek z książek i recytować wierszyki z pamięci. Jaki to ma sens?

              Siedziałam na lekcji biologii i modliłam się, żeby jak najszybciej minęła. Wszystko było piękne, każde zajęcia minęły mi w mgnieniu oka, mogłam spokojnie odetchnąć i uspokoić nerwy, które mną szarpały. Mogłam skupić się na sobie i swoich myślach, które dalej krążyły wokół wczorajszej sytuacji. Oczywiście, jak to bywa w moim cudownym życiu, musiało zdarzyć się coś, co zburzyło mój spokój. Oczywiście, była to cholerna biologia rozszerzona, na którą kazał mi się zapisać Stiles, którego w tym momencie szczerze nienawidzę. Czy mogę go już zabić?

              Pomimo dobrej wiadomości, jaką była informacja o tym, że to moje ostatnie zajęcia w tym przeklętym budynku, reszta wcale nie była taka dobra i kolorowa. Oczywiście przede mną siedział nie kto inny jak sam Theo Raeken, który chyba za cel w życiu obrał sobie moją osobę. Przez cały dzień pojawiał się na mojej drodze i próbował zagadywać, nie zwracając uwagi na moich przyjaciół czy moje wredne zachowanie. Był jak ninja, który pojawiał się i znikał w najmniej odpowiednim momencie, burząc mój spokój i harmonię. Naprawdę miałam go dość, nawet jeśli uważałam go za przystojnego chłopaka, z którym mogłabym się kiedyś umówić. Jego zachowanie zaczynało mnie denerwować i nie byłam pewna, czy długo jeszcze zdołam się kontrolować.

               Nasza kochana nauczycielka, Pani Finch, zdecydowanie zbyt bardzo mi się przyglądała. Nie byłam pewna, czy to przez moją kolejną obecność na jej zajęciach czy może przez złowrogą minę, którą przybrałam na początku lekcji. Oczywiście nie miałam zamiaru jej atakować czy w jakikolwiek sposób prowokować do kłótni, to Theo był winny, nie ona. Co prawda wkurzało mnie jej gadanie, które było dla mnie zbyteczne, jednak nie byłam na nią zła. Robiła naprawdę dobrą robotę, próbując coś nam przekazać ze swojej wiedzy. Nie zawsze robiła to w dobry i jasny sposób, czasami wkurzała mnie swoimi tekstami i docinkami, ale jakoś tak, dziwnym trafem, miałam do niej mały szacunek. Nie była oczywiście lepsza od Trenera, bo jego nie da się zastąpić, ale i tak miała u mnie plusa, przynajmniej małego.

                Co chwile zerkałam na zegar, który cholernie wolno zmieniał godzinę. Każda sekunda była dla mnie czymś, co mogłoby się równać z piekłem, do jakiego zapewne trafię po śmierci, jeśli ona kiedyś nastąpi. Nie chodziło oczywiście o same zajęcia, ponieważ całkowicie olewałam swoją nauczycielkę i skupiałam się na sobie, ale chciałam po prostu jak najszybciej stąd wyjść. Powinniśmy właśnie biegać po mieście i szukać Tracy, a nie się edukować. A czyja to była wina? Oczywiście nie kogo innego, jak samej Lydii Martin.

              Ruda była moją przyjaciółką, co do tego nikt nie mógł mieć jakichkolwiek wątpliwości. Była przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam. Była ze mną cholernie szczera, nawet jeśli jej słowa miały mnie zranić. Nigdy mnie nie okłamywała, chciała dzielić ze mną swoje tajemnice i tego samego oczekiwała ode mnie. Miałam do niej szacunek i darzyłam ją dużą sympatią, która była u mnie wyjątkiem i rzadkością. Lydia potrafiła poprawić mi humor w kilka sekund i odczytać moje uczucia po jednym spojrzeniu na moją twarz. Była kimś, kogo każdy powinien mieć przy swoim boku. Miała również swoje wady, jak na przykład uczenie się pilnie i zmuszanie do tego nas. Pomimo tego, że doskonale wiedziała o tym, że moja edukacja skończyła się już jakiś czas temu, w dalszym ciągu zmuszała mnie do uczęszczania do szkoły. Za to miałam ochotę ją zabić, i to niejednokrotnie.

- Hej, Nina – szept Theo przywrócił mnie na ziemie, za co miałam ochotę go zamordować, bardzo brutalnie zamordować.

- Czego chcesz? - westchnęłam, nie patrząc na niego.

- Umówisz się ze mną? Dzisiaj grają fajny film w kinie, moglibyśmy na niego pójść.

- Pewnie, jak tylko świnie zaczną latać.

- Czemu jesteś dla mnie taka wredna? Przecież nic Ci nie zrobiłem.

- Przyjechałeś do Beacon Hills, to wystarczy.

- Czy ja Państwu przeszkadzam? - zapytała Finch, patrząc na nas zła.

- Nie, Pani Profesor – odpowiedziałam z uśmiechem. - Theo chciałby odpowiedzieć na Pani pytanie.

- Tak? W taki razie słucham, Panie Raeken.

              W tym momencie przybiłam sobie piątkę w myślach za genialne wymiganie się od rozmowy z Theo. To prawda, nie zrobił mi nic, przez co mogłabym chcieć go zabić czy chociaż nienawidzić. Problem polegał na tym, że był dla mnie tajemnicą. Nie potrafiłam odczytać jego myśli, nie pachniał mi jak zwykły wilkołak, miał przed nami tajemnicę. Z doświadczenia wiem, że takie osoby powinny być pod stałą obserwacją do czasu, aż nie dowiem się o nim wszystkiego, co pozwoliłoby mi spokojnie zasypiać w nocy.

- Musiałaś? - szepnął Theo, lekko się do mnie odwracając.

- Mogłeś mnie nie prowokować, nie wkopałabym Cie wtedy.

- Czemu mi to robisz? Przecież nie skrzywdziłem Cie w żaden sposób.

- Jesteś dziwny i Cie nie lubię, to tyle – wzruszyłam lekko ramionami.

- Pięknie dziś wyglądasz, wiesz?

- Jeszcze chwila, a sprawię Ci ból, Raeken.

- Teraz po nazwisku? Dobrze, zapamiętaj moje, bo kiedyś i Ty będziesz je nosić.

- Przeginasz – warknęłam, zaciskając pięści. - Jeszcze słowo, a tego pożałujesz.

- Będziesz idealną Panią Raeken, pasujesz do mnie.

               Nie chciałam w żaden sposób mu odpowiadać, gdyż mogłabym zrobić coś bardzo głupiego, czego później bym żałowała. Żartuję, pewnie byłabym z siebie dumna, ale Scott by mi tego nie darował. Pan Alfa w dalszym ciągu nie rozumiał w większości mojego zachowania i nie podobały mu się moje wszystkie pomysły, na które uwielbiałam wpadać. Postanowiłam załatwić sprawę po swojemu, czyli magią, która miała niewyczerpalne źródło. Skupiłam się całkowicie na Raeken'ie, chcąc go ukarać za głupie słowa. Nie chciałam go od razu zabijać, to byłoby zbyt proste i nudne.

              Już po kilku sekundach chłopak zaczął dziwnie ściskać pięści, co skomentowałam jedynie uśmiechem. Chciałam go ukarać i najwyraźniej dobrze mi to wychodziło. Sprawiałam mu ból, coraz mocniej skupiając się na różnych częściach jego ciała. Widziałam po nim, jak starał się kontrolować to, co się działo, jednak nie miał ze mną żadnych szans. Pomimo tego, że nie znałam jego prawdziwej twarzy, w torturach byłam kimś, kogo nie dało się pokonać. Byłam w tym najlepsza, uczyłam się w końcu od najlepszych.

- Nina – znajomy szept wytrącił mnie z równowagi, przez co musiałam zakończyć swoje chwilowe tortury. - Mamy problem.

              Oczywiście od razu rozpoznałam głos, który obudził mnie z transu. Młody Liam Dunbar stał za drzwiami klasy, w której aktualnie się znajdowaliśmy, i przez małe okienko w drzwiach patrzył ze strachem raz na mnie, raz na Scott'a. Wiedziałam, że musiało się coś stać, inaczej młody wilkołak nie przybiegłby aż tu. Miał teraz lekcje, bodajże historie z Yukimurą, więc od razu zwróciłam na niego uwagę. Co prawda mogłam jeszcze przez chwile pomęczyć Theo, ale przyjaciel był dla mnie o wiele ważniejszy. Najwyżej później zajmę się Raeken'em, z pewnością mu teraz nie odpuszczę.

,,Co jest?'' zapytałam w myślach, aby Theo nic nie słyszał.

,,Tracy jest w szkole'' odpowiedział od razu.

                Moje zdziwienie musiało być widoczne dla wszystkich, ponieważ nawet Pani Finch zwróciła na mnie swoją uwagę. Ponownie patrzyła na mnie z mieszanką strachu i zaciekawienia. Pewnie, byłam dla niej zagadką niczym Theo Raeken dla mnie. Nie dziwiłam jej się, na lekcjach biologii w większości siedziałam cicho, mało się udzielałam, a tu nagle taka niespodzianka, Nina Fortem na zajęciach rozszerzonych z biologii. Kto by się tego spodziewał? No, z pewnością nie ja.

,,Co ona tu robi?'' zapytał Scott.

,,Siedzi na lekcji historii'' odpowiedział od razu Liam.

,,Trzeba ją złapać'' odparłam, gotowa do wyjścia.

,,Musimy mieć jakiś plan, przecież nie wyjdziesz z klasy i nie wparujesz na historie'' odpowiedział mi Scott.

                To było coś, co było czymś normalnym dla Pana wielkiego Alfy. Pomimo tego, że znał mnie najlepiej ze wszystkich, do tej pory nie doceniał mnie. To bolało, ale nigdy się jakoś na to zbytnio nie skarżyłam. Każdy wiedział, że byłam osobą nieprzewidywalną i byłam zdolna do wszystkiego, nie patrząc na konsekwencje. Nie bałam się tego, jaką karę mogę dostać za swoje uczynki, bo potrafiłam sobie z tym poradzić w każdy możliwy sposób. Nie bałam się dosłownie niczego ani nikogo, bo nikt i nic nie było w stanie mnie pokonać i zniszczyć. Dlaczego więc McCall we mnie nie wierzył?

,,Nie mamy czasu na Twoje genialne plamy'' odpowiedziałam.

,,To co niby masz zamiar zrobić?''

,,To, co umiem najbardziej''.

,,Czyli co?'' widziałam na jego twarzy zdziwienie, co było dla mnie dziwne.

,,Improwizuję'' wzruszyłam ramionami.

               Tak naprawdę nie miałam żadnego genialnego pomysłu, który mógłby nam pomóc w tej głupiej sytuacji. W sumie nigdy takiego nie posiadałam, najczęściej improwizowałam i jakoś to szło. Wiedziałam tyle, że musieliśmy w jakiś magiczny sposób wyjść z klasy i złapać Tracy, aby ponownie nie zniknęła nam z oczu. Musieliśmy zrobić wszystko, aby zatrzymać dziewczynę, która była podejrzana o zabójstwo trzech facetów. W innym wypadku podałabym jej rękę i pogratulowała odwagi, ale teraz nie mogłam tego zrobić. W sumie, magiczne sposoby dosyć mocno mi się podobają.

- Oby się tylko udało – szepnęłam sama do siebie.

               Nie byłam pewna, czy mój kolejny pomysł się uda, ale to było jedyne, co miałam na tą chwile. Skupiłam się na jedynym przedmiocie, który mógł nam w tym momencie pomóc. Musiałam zrobić małe zamieszanie, które poruszyłoby całą szkołą, nie tylko naszą kochaną Panią profesor. Musiałam zrobić zamieszanie, dzięki któremu wyjdziemy wszyscy z klasy i dojdziemy do klasy historycznej, w której znajdowała się nasza podejrzana. Na całe szczęście nie musiałam zbyt mocno się wysilać, bo już po chwili do moich uszu dotarł dźwięk, który miał nas wybawić.

- Nina Fortem jak zwykle w formie – mruknęłam sama do siebie z uśmiechem na twarzy.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro