ROZDZIAŁ 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Dla zapewnienia naukowej perspektywy i nieoceniony wgląd książka jest poświęcona dr. Gabrel'owi Valack'owi''

              Słowa, które nie zawsze wydawały mi się być ważne, zdania, które jednym uchem wpuszczałam, a drugim wypuszczałam, to dla mnie całkowita norma. Nie zawsze przywiązywałam uwagę do słów kierowanych w moją stronę, bo po co? Nie każde miały dla mnie znaczenie lub były ważne, przynajmniej według mnie. Więc po co miałam zawracać sobie nimi głowę? Cóż, najwyraźniej powinnam to robić częściej, niż zawsze.

               Nie każda rozmowa zostawała w mojej pamięci, nie każde imię i nazwisko tkwiło w moim umyśle. Miałam problemy z zapamiętywaniem ludzi, których dopiero co poznałam. Najczęściej robiłam do razu selekcje i większość wywalałam z umysłu, aby nie zaśmiecali moich myśli. Może jednak powinnam przywiązywać większą wagę do tego, co usłyszę?

               Stałam z szeroko otwartymi oczami i wpatrywałam się w napis przed sobą. Dedykacja nie była sama w sobie dziwna, ponieważ autorzy zazwyczaj tak robią, gdy ktoś pomaga im w twórczości i przyczynia się w jakiś sposób do powstania książki. Zdziwił mnie chyba fakt, że taką książkę ktoś komuś zadedykował, to chyba nie miało dla mnie najmniejszego sensu.

               Zastanawiałam się nad imieniem i nazwiskiem osoby wpisanej ukośnym pismem. Nie byłam pewna, czy go znałam, czy nie. Przeszukałam swój umysł w odszukaniu odpowiedzi, która nie nadeszła. Miałam zamazane wspomnienie, którego nie potrafiłam za cholerę wyostrzyć. Tak jakby ktoś nie chciał, abym go pamiętała. Istniała również możliwość, że zrobiłam to sobie sama, bo bywało to dosyć często.

- Znam go? - zapytałam, patrząc na Lydie zdziwiona.

               Dziewczyna przez chwile stała i wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha. Chyba nie powiedziałam nic złego, prawda? To tylko zwykłe pytanie, które miało rozjaśnić mój umysł. Mina Lydii ze zdziwionej zmieniła się na zmęczoną, co dodatkowo skwintowała głośnym westchnięciem. Co znowu zrobiłam nie tak?

- Gabriel Valack to były doktor w Eichen House. Ponoć zwariował na punkcie istot nadprzyrodzonych i zaczął robić na nich eksperymenty.

- Powalony typek – mruknęłam. - Mógł mnie zawołać, pomogłabym mu w torturach.

              Czasami, a nawet dosyć często, nie myślę do końca nad tym, co mówię. Dowodem na to są słowa, które wypłynęły z moich ust i mina Lydii, która ani trochę nie była zadowolona z mojej wypowiedzi. Nie moja wina, że najpierw mówię, a później myślę. Taki mój los, co poradzić.

- No co? - wzruszyłam ramionami, unikając jej wzroku, który aż palił. - Już nic nie mówię.

- Gdzie on teraz jest? - zapytała Malia, biorąc na siebie ciężar wzroku Lydii, za co byłam jej wdzięczna.

- Jest zamknięty w Eichen – odparła dziewczyna. - Mówiłam, zwariował i go zamknęli.

- Skąd o tym wiesz? - zapytała nagle Kira.

- Stiles tam był, więc chciałam dowiedzieć się wszystkiego na temat ośrodka.

- A dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej? - spojrzałam na nią z wyrzutem.

- A co by to zmieniło? Wtedy najważniejszy był Stiles, a nie jakiś tam doktor.

               To fakt, w tamtym czasie każdy z nas martwił się o Stiles'a, który chwilowo nie był zdolny do normalnego funkcjonowania. Na samo wspomnienie tamtych dni mam cholerne ciarki na całym ciele. Ten czas dał nam wszystkim nieźle popalić i namieszał w głowach, co prowadziło do wielkich kłótni i małego rozłamu stada. Na całe szczęście wszystko skończyło się w miarę dobrze z tylko jedną ofiarą śmiertelną na naszym koncie.

- Może gdybym wtedy coś powiedziała, to nie doszłoby do tego wszystkiego?

- Znając mnie to nawet bym się tym doktorkiem nie przejęła – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Lydie. - Nikt nie mógł nic przewidzieć, więc nic tu nie jest Twoją winą.

- Niby nie, ale czuję się z tym dziwnie. Kto wie, jak sprawy by się wtedy potoczyły? Może wszystko skończyłoby się inaczej?

              Wiele razy myślałam nad tamtą sytuacją. Zastanawiałam się, czy było jakiekolwiek inne wyjście z tej sytuacji, w którą się wpakowaliśmy. Decyzje, które wtedy podjęliśmy, były cholernie ryzykowne, jednak jakoś to poszło. Fakt, nie zachowałam się wtedy zbyt dobrze w związku z podstępem, jakiego dopuściłam się na Nogitsune, ale nikt nie mógł mnie za to winić. Każdy z nas zrobił wtedy to, co uważał za słuszne, ja również.

- Nic by nie potoczyłoby się inaczej, Lydia – powiedziałam poważnie. - Teraz nie czas na wspominanie przeszłości, trzeba znaleźć tego Valack'a.

- Jak chcesz to zrobić? - zapytała Kira.

- Jak to jak? Normalnie, pójdę do Eichen i z nim pogadam.

- Jak chcesz tam wejść?

- Jak chcesz przeżyć, skoro cały czas mnie prowokujesz?

              Sposób, aby uciszyć wroga? Najlepiej go wystraszyć i pogrozić śmiercią, w moim przypadku zdecydowanie to działa. Kira automatycznie zamknęła usta i odwróciła ode mnie wzrok, jakby sam mój widok mógł ją zabić. Coś w tym było i nie zamierzałam wyprowadzać jej z błędu, w który zapewne popadnie. Dla mnie to był wielki plus, nie musiałam jej słuchać.

               Niechciane wspomnienia są czymś, co napada nas w najmniej oczekiwanym momencie życia. Nie każdy chce pamiętać czas, który nie był zbyt pozytywny. Nie każdy również potrafi z tym walczyć i pozbyć się ciężaru, jakim jest przeszłość. Ja nie potrafiłam, nie mogłam, a może nie chciałam? Nie byłam pewna już niczego, co było w moim życiu.

              Wspomnienia złego czasu napłynęły do mojego umysł, przynosząc ze sobą okropny ból, którego nie potrafiłam opanować. Wszystkie zbrodnie, jakie wtedy popełniłam, kłamstwa i intrygi, które miały wtedy miejsce. Kłótnie z przyjaciółmi, nieprzyjemne słowa wypływające z moich ust w ich stronę. A to wszystko doprawione cholernym szeptem mówiącym ,,To wszystko Twoja wina''.

               Skrzywiłam się lekko, odwracając od dziewczyn, aby nic nie zauważyły. Szepty powróciły? Tym razem jednak nie chciałam się poddać bez walki, bo nikt nie mógł mówić o moim poczuciu winy, tylko ja. Miałam świadomość tego, że wszystko mogło potoczyć się inaczej. Walka z Nogitsune mogła zakończyć się całkowicie inaczej, Aiden mógł w dalszym ciągu być z nami, a Allison nie stałaby się wampirem. Tak, cholera, to była moja pieprzona wina!

- Nina? Dobrze się czujesz? - zapytała zatroskana Lydia.

- Tak, zamyśliłam się – machnęłam ręką z lekkim uśmiechem.

- Jesteś pewna? - zapytała Malia, patrząc na mnie uważnie.

- Tak, nic mi nie jest – posłałam jej uśmiech.

               Co by dała prawda, którą bym im wyznała? Najpewniej nic, albo może zbyt wiele. Nie mogłam nikomu mówić o tym, co się działo w mojej głowie. To moje własne demony, które zamierzałam zwalczyć w pojedynkę. Nie chciałam mieszać w to osoby z mojego otoczenia, które mogłyby być na coś przez to narażone. Zbyt wiele osób oberwało w moim imieniu, nie powtarzam tych samych błędów z przeszłości.

- Znajdźmy tego całego doktorka jak najszybciej – powiedziałam poważnie.

- To chyba musi poczekać – mruknęła Malia i kiwnęła głową, wskazując coś za moimi plecami.

               Moja głowa automatycznie odwróciła się we wskazanym miejscu i zobaczyłam przyczynę, dla której moja misja musi poczekać. W naszą stronę kierowało się dwóch nastolatków w minami, które ani trochę nie opisywały pozytywnych emocji. Z daleka wyczułam gniew, który aż z nich wypływał. Westchnęłam ciężko i skarciłam się w myślach za pozwolenie im zostania z Theo.

- Co wam? - zapytała Malia.

- Jak to co? Ten durny Theo! - odparł wściekły Stiles. - Wpycha wszędzie ten swój cholerny nos.

- Chce nam pomóc, to miłe z jego strony - odpowiedział Scott, patrząc złowrogo na przyjaciela.

- Pomóc? On z pewnością coś knuje!

- I wracamy do punktu wyjścia – mruknęłam pod nosem.

- Nic nie knuje, jest jednym z nas i też chce rozwiązać tą sprawę!

- Gówno prawda, on nami manipuluje, a szczególnie Tobą!

- Chłopaki – powiedziałam ostrożnie, nie chcąc się z nimi kłócić.

- Mną? Nikt mną nie manipuluje, coś Ty sobie znowu ubzdurał? - najwyraźniej na nich nic nie działa, nawet mój głos.

               W tym momencie, gdy słyszałam coraz mocniej podniesione głosy moich przyjaciół, znienawidziłam Theo Raeken'a jeszcze bardziej. Niby nic do niego nie miałam, bo nie zrobił mi krzywdy, ale sprawił, że najbliżsi przyjaciele właśnie się o niego kłócą. Nie chciałam, aby ktokolwiek wchodził między nas i mieszał, zapewne właśnie dlatego byłam wrogo nastawiona do nowych osób.

               Nie mogłam słuchać krzyków Stiles'a i Scott'a, bo od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Powinniśmy się trzymać razem i wspierać się wzajemnie, a nie kłócić o jakiegoś tam palanta, który pojawia się i znika niczym pieprzony ninja. Miałam dziwne wrażenie, że to nie koniec, że kłótnie o niego to dopiero początek tragedii, do jakiej może dojść.

- Wierzysz we wszystko, co usłyszysz!

- A Ty masz cholerne paranoje!

- Masz zamiar coś z tym zrobić? - zapytała po cichu Malia, podchodząc do mnie i nie spuszczając wzroku z chłopaków.

- A niby co mam zrobić?

- Cokolwiek, oni się zaraz rzucą z pazurami na siebie.

- Scott się rzuci, Stiles nie ma pazurów.

- Nina, do jasnej cholery, zrób coś! - krzyknęła Lydia, patrząc na mnie wściekle.

- Chłopaki, możecie się zamknąć? - zapytałam, podchodząc do nich. - To nie czas na kłótnie.

- Nie czas? Powiedz to temu kretynowi, który wszystkim dookoła ufa!

- Przynajmniej nie oceniam ludzi po okładce i staram im się pomóc!

-  A ja niby nie?! Co robię od kilku lat, co?!

- Mam dość – westchnęłam i uniosłam dłonie w geście poddania.

              Jak zapanować nad dwoma facetami, którzy za cholerę nie chcą Cie słuchać? Owszem, miałam swoje sposoby, ale wolałam ich nie próbować na chłopakach. Mogłoby to się skończyć dla nich tragicznie, a szczególnie dla Stiles'a, który niestety zbyt szybko nie doszedłby do siebie i nie pozbyłby się ran, które mogłabym mu zadać.

               Niewiele myśląc i całkowicie olewając dwóch matołków skaczących sobie do gardła, odwróciłam się i najzwyczajniej na świecie odeszłam od nich, kierując się do samochodu. Miałam dość tego cholernego dnia, który miał się dla mnie skończyć na leniuchowaniu w domu, a nie na wysłuchiwaniu kłótni dwóch kretynów, którzy w ogień by za sobą skoczyli, a teraz właśnie kłócą się o trzeciego kretyna. To nie na moje nerwy, nie dziś.

- Gdzie Ty idziesz?! - krzyknęła Lydia, przez co skierowałam swój wzrok na nią.

- Jak to gdzie? Jadę do Eichen House.

- Gdzie? - zapytał zdziwiony Scott, podchodząc do mnie z resztą przyjaciół. - Po co?

- Gdybyście nie skakali sobie do gardeł, to byście wiedzieli – prychnęłam. - Książka posiada dedykacje dla niejakiego Gabriel'a Valack'a, on siedzi w Eichen, a ja zamierzam z nim pogadać.

- Może mieć coś wspólnego ze sprawą? - zapytał zaciekawiony Stiles.

- Tego nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć.

- To nie jest dobry pomysł – zaczął Alfa. - Powinniśmy to obgadać, wymyślić jakiś plan.

- Nawet nie mam zamiaru Cie słuchać – przerwałam mu. - Od dłuższego czasu słyszę jedynie o planach, które i tak nigdy nie wypalają. Nie będę teraz siedzieć tygodnia na tyłku i słuchać Twoich durnych rad na temat bezpieczeństwa. Jestem nieśmiertelna, Scott, nikt mi nie zrobi krzywdy.

- Ale nam już może – odparł zły Scott.

- A czy ja wam każę jechać? Odpowiedź brzmi:nie.

               Ponownie odwróciłam się i skierowałam do samochodu, który był kilka kroków ode mnie. Te trzy metry dzieliły mnie od szczęścia, jakie zaznam zaraz po wejściu do pojazdu. Cholerne trzy metry, które chciałam przejść w samotności, bez jęków i krzyków Scott'a, któremu nic się ostatnio nie podoba. Bez gadania o tym, jak pochopnie postępuję i nic nie planuję, chcąc tym samym narazić bliskich na utratę życia czy zdrowia. Serio, miałam tego cholernie dosyć.

- Jadę z Tobą – odparła Lydia i przyspieszyła kroku.

- Ja też, nie zostanę z nim – odparł Stiles, pojawiając się u mojego boku.

- Ani mi się śni – odwróciłam się do nich. - Jadę sama, bo mogę narazić was na śmierć.

- Przyda Ci się wsparcie, dobrze znam Eichen.

- Mam magię, Stiles, poradzę sobie.

- Nie wiesz, jak on wygląda – kolejny argument, który mogłam spokojnie podważyć.

- Wejdę do umysłu jakiegoś pracownika i z łatwością go odnajdę.

- Nie powinnaś jechać sama, Nina – dlaczego zawsze, gdy Lydia chce coś ugrać, to używa mojego imienia? - Przyda Ci się wsparcie,serio.

- Reszta zostaje – westchnęłam zrezygnowana.

              Nie moja wina, że wzrok Lydii Martin potrafi powalić na kolana, i to nie zawsze w pozytywnym znaczeniu. Zawsze, gdy wymawia moje imię, wiem, że jestem na przegranej pozycji. To cholerna gra słów, w której jest cholernie dobra i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Cholerna, Ruda spryciula. Za dużo tego ,,cholera'', do cholery!

- Jeden warunek, jedziemy moim – spojrzałam na Stiles'a, który już miał zamiar zaprotestować. - Jedno słowo i zostajesz.

- Tak jest – westchnął ciężko i wsiadł do auta.

- Widzimy się później, może, jeśli przeżyjemy – mruknęłam i wsiadłam za kierownicę. - Tak, wiem, pasy – powiedziałam od razu, jak tylko poczułam na sobie wzrok Lydii.

- Tak szybko się uczą – westchnęła teatralnie Lydia.

- Myślicie, że to nam coś da? - zapytał z tyłu Stiles.

- Mam nadzieję, inaczej wysadzę cały ośrodek – odparłam, odpalając silnik i odjeżdżając z piskiem opon z parkingu.



***************************

Hej, Kochani :*

Miałam napisać osobny post, ale stwierdziłam, że dużo osób taki pomija :D

Zauważyłam ostatnio spadek aktywności, co mnie bardzo smuci :( W związku z tym mam kilka propozycji (wcale nie tak wiele, jakbym chciała) :

1. Chcielibyście rozdział napisany z perspektywy kogoś innego? Jeśli tak, to kogo?

2. Może chcielibyście zadać pytania do bohaterów? W poprzednim opowiadaniu/książce wyszło to fajnie, więc teraz moglibyśmy to powtórzyć. Jeśli chcecie, to śmiało zadawajcie pytania, utworzę specjalny rozdział (pytania do mnie również się liczą) ;)

3. Chcielibyście poznać przeszłość któregoś z bohaterów? Jeśli tak, to którego? Również mogłabym stworzyć specjalny rozdział ze wspomnieniami ;)

4. Jeśli macie jakieś inne propozycje, to śmiało możecie pisać, nawet na priv ;)

A teraz życzę wam miłej nocki i dziękuje za uwagę :* <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro