ROZDZIAŁ 48

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Scenariusze, których nikt się nie trzyma. Role, których nikt nie odgrywa zgodnie z planem. Drogi, po których nikt nie kroczy prawidłowo. Sny, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Myśli, które wypływają z umysłu ukazując się innym. Plany, które zawsze się nie spełniają. Błędy, które przypominają o sobie każdego dnia, niszcząc od środka. Przyjaciele, którzy przestali być blisko. Zdrada, która dotyka ze zdwojoną siłą.

               Po śmierci rodziny byłam pewna, że to najgorszy czas, jaki mogłam przeżyć. Myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka. Bo co może być gorsze od śmierci rodziny, która zginęła z Twojego powodu? Nic, prawda? Cóż, wtedy tak myślałam, teraz jednak zmieniam zdanie. Oddalamy się od siebie, gubiąc w tym wszystkim cele, jakie kiedyś sobie postawiliśmy. Zdecydowanie dzieje się coś, czego nie chciałabym przeżyć nigdy więcej.

                Nasze stado, które jeszcze kilka miesięcy temu było zgrane, zaczyna się totalnie rozpadać. Każdy z nas postanowił iść własną drogą, nie patrząc na uczucia innych. Scott kierował się za instynktem i postanowił rozstawiać innych po kątach. Stiles zaczął coraz mocniej wdrażać się w rolę detektywa, którym w przyszłości chciałby zostać. Malia zaczynała mieć paranoje, od których nikt z nas nie potrafił jej uratować. Lydia zaczynała marzyć o przyszłości, w której najwyraźniej nie było nas. Liam podejrzewał każdego o przestępstwo, podsuwając nam błędne tropy. A ja? Cóż, przestałam ufać samej sobie.

               Wczorajszy dzień zakończył się szybciej, niż bym tego chciała. Od razu po informacji od Scott'a dotyczącej pewnego znaleziska Liam'a, udaliśmy się do klubu Sinema, w którym nie zastaliśmy dosłownie nic. Okazało się, że zabrakło prądu w klubie, a kochany beta stwierdził, że to wina doktorów. Oczywiście, jak to ja, nie wytrzymałam i, delikatnie mówiąc, nakrzyczałam na niego, wyrzucając z siebie połowę gniewu, jaki we mnie siedział.


- Po to nas tu ściągnąłeś? - zapytałam zła, zaciskając dłonie w pięści.

- Przecież to mogli być oni – stwierdził cicho chłopak.

- Pewnie, biegają po mieście i wyłączają w klubach prąd – prychnęłam sarkastycznie.

- Skąd miałem wiedzieć, że to cholerne korki się przepaliły?

              Przerastało mnie to, przerastała mnie głupota moich bliskich. Jak można było wpaść na tak głupi pomysł? Ja rozumiem wszystko, naprawdę. W moim życiu pojawiło się wiele niewiadomych, o których po pewnym czasie przestałam myśleć. Spotkało mnie wiele sytuacji, które były cholernie dziwne i nie do wyjaśnienia. Ale jak można było pomyśleć o czymś takim? Jak Liam mógł wpaść na taki pomysł?

- Zacznijcie używać mózgu, to nigdy więcej taka sytuacja się nie wydarzy.

               Nie chciałam o wszystko obwiniam Liam'a, nie miałam tego na celu. Po prostu gniew przejął po raz kolejny kontrolę i stało się coś, czego tak bardzo usilnie próbowałam uniknąć. Wściekła na wszystkich po kolei i przede wszystkim na samą siebie, odwróciłam się od przyjaciół i skierowałam się do auta, w którym wylałam cała złość, jaka we mnie pozostała.


              Z perspektywy czasu wiem, że zrobiłam źle. Nie powinnam wyżywać się na Liam'ie, który nie był niczemu winny. Chciałam po prostu rozładować gniew, który we mnie siedział, a on akurat przyplątał się pod moje ręce. W takich sytuacjach najczęściej nie myślę racjonalnie, po prostu atakuję, bo to potrafię najlepiej. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...

             Noc, jak można się łatwo domyślić, nie była dla mnie przyjemna. Zaczęłam zastanawiać się nawet nad jakimiś lekami na sen, jednak z tego zrezygnowałam. Co prawda mogłabym je zdobyć w bardzo łatwy i nawet legalny sposób, ale czy to by coś dało? Może wystarczyłoby skręcić kark i po prostu odpłynąć na kilka godzin? Ten pomysł też mógł nie wypalić, ponieważ miałam również inne zobowiązania, o których nie mogłam przecież zapomnieć.

              Chciałam być dla wszystkich, a wychodziło na to, że byłam dla nikogo. Starałam się być dobra i pomocna, a wychodziła z tego całkowita odwrotność. Zamiast być miła i wyrozumiała, krzyczałam na każdego, kto pojawił się na mojej drodze. Chciałam kontrolować gniew, jednak nie byłam w stanie tego zrobić. To wszystko zaczynało mnie przerastać, a ja stawałam się cieniem siebie.

                Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki w ponurym humorze. Przestałam się nawet nastawiać na to, że prysznic czy długa kąpiel mi pomogą. Doskonale wiedziałam, że cuda nie istnieją i nic nie będzie w stanie ukoić moich nerwów, nawet jeśli kiedyś to coś przynosiło mi ulgę. Musiałam jakoś sobie z tym poradzić, ale jak?

              Stanęłam pod strumieniem letniej wody i zamknęłam oczy, oddychając głęboko. W takich chwilach, jak ta, w moim umyśle pojawiał się obraz mamy. Nie zawsze był on złym wspomnieniem naszych ostatnich chwil, w większości przynosił ze sobą szczęście i miłe wspomnienia, których nie chciałam się pozbyć. Mama była dla mnie wszystkim, co kiedykolwiek posiadałam. Za nią oddałabym życie, gdyby była taka potrzeba. Czy to nie dziwne, że to właśnie ja ją zabiłam?


- Mamusiu, dlaczego oni tak dziwnie mnie traktują? - zapytała mała dziewczynka stojąca przed ciemnowłosą kobietą.

- Bo jesteś inna, skarbie – odpowiedziała z uśmiechem na twarzy.

- Inna, to znaczy dziwna?

- Nie, kochanie. Jesteś inna, ale nie dziwna. Posiadasz w sobie moc, o której innym mogłoby się jedynie śnić. Zazdroszczą Ci tego, co masz i co możesz zdobyć.

- Boją się, że ich zabiję, bo jestem silniejsza?

- Boją się, bo ktoś tak młody, jak Ty, może ich pokonać, jeśli przyjdzie taka potrzeba.


              Parsknęłam śmiechem na wspomnienie ośmioletniej dziewczynki. Wtedy świat wydawał mi się całkowicie inny, niż teraz. Wierzyłam we wszystko, co mi mówiono. Chciałam być dobra i dopasować się do życia innych. Dałam sobą manipulować, co nie skończyło się dobrze. Oczywiście nie dla mnie, to inni wtedy oberwali.


- Pani córka zaatakowała w dziwny sposób koleżankę – powiedziała wściekła nauczycielka.

- Moja córka broniła się przed osobami, które chciały ją wykorzystać.

- Wykorzystać? - parsknęła śmiechem kobieta. - To zwykłe dziecko, które chce być w centrum uwagi.

- Moje dziecko nie jest zwykłym, jak Pani ją nazwała. To dziewczyna, w która w życiu osiągnie więcej, niż Ty.


               Po wielu kłótniach z nauczycielami mama stwierdziła, że nie powinnam uczęszczać do szkoły wraz z innymi dziećmi. Nie potrafiłam hamować gniewu, gdy ktoś mnie wyzywał czy inaczej na mnie spojrzał. Rodzice zgodnie stwierdzili, że nauczanie domowe będzie najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji.


- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytała trzeci raz mama, wzdychając ciężko.

- To nie moja wina, że oni mnie nie rozumieją – prychnęła czternastoletnia dziewczyna. - Jestem od nich silniejsza, powinni się z tym pogodzić.

- To, że masz więcej siły i posiadasz niespotykaną moc, nie powinno doprowadzać do walk między rasowych.

- A co, mam niby bawić się z wilkołakami czy wampirami? To nasi wrogowie, mamo.

- Nikt nie jest Twoim wrogiem, jeśli go tak nie będziesz traktować. Oni są po naszej stronie, a Ty nie powinnaś wykorzystywać tego, że jesteś silniejsza. To nie siła ma tu znaczenie, a Twoje wnętrze i to, co sobą reprezentujesz.


              Cóż, szczerze mogłam przyznać, że nie reprezentowałam sobą nic dobrego. Na każdym kroku chciałam udowodnić innym, że to ja jestem ta najsilniejsza. W momencie, w którym zrozumiałam, że kiedyś to ja byłam wykorzystywana, postanowiłam wyciągnąć najcięższe działy i rządzić tymi, którzy tego nie chcieli. Miałam na to swoje sposoby, które nie zawsze były zbyt dobre.

             Potrząsnęłam głową, aby odgonić wspomnienia mamy i zło, jakie się z tym wiązało. To nie był czasy, z których byłabym dumna. Byłam zła na wszystko i na wszystkich. Chciałam każdemu udowodnić swoją potęgę, zapominając o tym, co było najważniejsze. Zrozumiałam wszystko dopiero wtedy, gdy było już za późno.


- Dlaczego? - to pytanie nurtowało mnie do dłuższego czasu. - Dlaczego chciałaś pokazać władzę nad innymi?

- To nie ja rozpoczęłam wojnę, a oni. Chciałam po prostu być lepsza - odparła siedemnastoletnia dziewczyna, patrząc w dal. - Chciałam, aby nie postrzegali mnie jako tą inną, ale jako jedną z nich.

- Wiesz, że przemoc Ci w tym nie pomoże? - starsza kobieta spojrzała na jej twarz. - Wiesz, że przemocą nie zdziałasz nic pozytywnego?

- Wiem, mama często mi to powtarza – westchnęła ciężko.

- Twoja mama to mądra i silna kobieta, która nigdy się nie myli. Twój problem nie jest w tym, że oni Cie nie akceptują, ale to, że Ty nie akceptujesz samej siebie.

- Co ma Pani na myśli? - młoda dziewczyna spojrzała zaciekawiona na swoją rozmówczynie.

- Chcesz być doceniana, ale nie koniecznie wiesz, w jaki sposób to uzyskać. Pokazujesz innym swoją władzę i siłę, bo, Twoim zdaniem, tylko to posiadasz. Nie wierzysz w samą siebie, a to wielki błąd. Jesteś stworzona do czegoś więcej, niż sianie strachu wokół siebie. Twoje imię powinno być wykrzykiwane ze względu na to, jak pomocną i dobrą osobą jesteś, a nie ze strachu, jaki siejesz.


              Zacisnęłam mocno zęby i krzyknęłam głośno, jakby od tego miało zależeć moje życie. Nie chciałam tego pamiętać, nie chciałam wspominać tego czasu. Owszem, byłam wtedy zła i popełniałam błędy, ale byłam tylko dzieckiem. Dzieckiem, któremu odebrano rodziców rok później. To był cios, którego do tej pory nie umiałam oddać ani się z nim pogodzić.

             Wyszłam spod prysznica, starając się pozbyć niewygodnych wspomnień. Skierowałam się do lustra i zabrałam za robienie makijażu, tym razem bez użycia magii. Chciałam poczuć się normalnie, jak śmiertelnik. Jak ktoś, kto za chwile będzie musiał iść do szkoły i zmierzy się z nastoletnim życiem ucznia, nie mogąc nic na to poradzić. Czy to źle?

              Skierowałam się do garderoby, wcześniej susząc włosy za pomocą suszarki. Nie powiem, aby to było przyjemne, ale nie chciałam dzisiaj czuć się inaczej. Chciałam być zwykła, śmiertelna, normalna. Chciałam również wybrać ubrania, które byłyby inne, niż zazwyczaj. Wybrałam więc szarą bluzkę na grubych ramiączkach, ciemne jeansy, niebieską skórę oraz botki wpadające w odcień szarości, a do tego dobrałam ciemną torebkę. Inaczej niż zawsze, prawda?

             Zeszłam na dół, chcąc przywołać do siebie dobry humor i pozytywne nastawienie do życia. Nie było to zbyt łatwym zadaniem, jednak nie chciałam się do razu poddawać. Potrzebowałam czasu, którego pewnie nie miałam, ale w tym momencie o to nie dbałam. Chciałam być normalna, zwykła, to było moje cholerne marzenie, które jakoś nigdy nie chciało się spełnić.

              Na śniadanie postanowiłam zrobić jajecznicę, której tak dawno nie jadłam. W międzyczasie zrobiłam kawę, bez użycia magii. Cóż, może to i głupie, ale byłam z siebie cholernie dumna, ponieważ nie użyłam jeszcze magii, która ostatnio była nieodłącznym elementem mojego życia.

              Gotowa, najedzona i z lekkim uśmiechem na twarzy wsiadłam do auta, wcześniej zamykając drzwi od domu na klucz. Chciałam, aby ten dzień był dobry, i zwyczajny, chociaż moje marzenia mogły się dosyć szybko zmienić. Cóż, miałam nadzieje, że chociaż przez chwile będę mogła zapomnieć o świecie, w którym aktualnie się znajdowałam.

               Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam jechać zgodnie z przepisami, które od zawsze były dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Przecież nie każdy musi jechać wolno, aby dotrzeć do celu w całości i przy tym nie zabić nikogo po drodze. Chciałam mieć namiastkę życia śmiertelnika, więc starałam się do tego dostosować. Cóż, chyba nawet mi to wyszło.

              Zaparkowałam przed szkołą, starając się nie krzyczeć na nikogo, nie pokazywać złych gestów mających na celu obrażenie innych osób. Wysiadłam z samochodu, chcąc zachować resztki samokontroli i skierowałam się do przyjaciół, którzy znajdowali się w tym samym miejscu, co zawsze. Cóż, czas zmierzyć się z kolejnym problemem, który pojawił się w moim życiu.

- Hej – powiedziałam i przywitałam się z każdym buziakiem, omijając celowo Kirę.

- Wszystko gra? - zapytał niepewnie Stiles.

- Tak, jak najbardziej – posłałam mu uśmiech. - Jak tam?

- Przepraszam za wczoraj – odparł Liam, patrząc na swoje buty.

- To ja przepraszam, niepotrzebnie się uniosłam – odpowiedziałam uśmiechając się do niego pocieszająco. - Macie coś nowego?

- Nie bardzo – skrzywił się Scott. - Zwracajcie uwagę na szczegóły.

- Na przykład jakie? - zapytał zaciekawiony Mason.

- Na wszystko, co może wydawać wam się dziwne.

- Na nauczycieli bez humoru też?

- Nina – syknął Scott, patrząc na mnie zły.

- Żartowałam – podniosłam dłonie w geście poddania. - To dobry pomysł, zwracajmy na wszystko uwagę.

- Nie wierzę, Ty się ze mną zgadzasz.

- Kiedyś musiał przyjść ten czas, Alfo – puściłam mu oczko i skierowałam się do szkoły.

              To fakt, nie był mi łatwo godzić się ze słowami Scott'a, jednak w tym momencie miał racje. Musieliśmy sprawdzać wszystko, co wydawało nam się być dziwne i podejrzane. Doktorzy mogli zaatakować w każdej chwili, a my musieliśmy być na to gotowi. Postanowiłam nawet nie zawracać głowy na głupoty i przykre słowa, które ostatnio często były kierowane w moją stronę. Chciałam naprawić relacje między nami, które ostatnio tak mocno się zepsuły. Chciałam zrobić krok w przód, zamiast cały czas się cofać.

              Gdy tylko weszłam do budynku, od razu uderzył we mnie zapach wszystkich ciał. Zbyt wielka ilość ludzi siedziała w jednym miejscu, przez co ich zapachy zaczęły się ze sobą mieszać, tworząc razem niezbyt przyjemny odór. Ja rozumiem, że trzeba dbać o siebie, ale to wcale nie oznacza, że trzeba wylewać na siebie całe perfumy. Skrzywiłam się lekko i przeklnęłam pod nosem, jednak w żaden sposób tego nie komentowałam. Pamiętaj, Nina, masz być grzeczna i miła.

              W mojej głowie w dalszym ciągu istniała wizja spotkania z doktorami. Wczorajszy sen dał mi wiele do myślenia i nie pozwolił normalnie funkcjonować. Od początku miałam dziwne wrażenie, że to wszystko już kiedyś miało miejsce. Za każdym razem, gdy myślałam o tych dziwnych postaciach w maskach, miałam wrażenie, że nie było to nasze pierwsze spotkanie. Mogłam ich spotkać dosłownie wszędzie, nawet jeśli wyparłam to z pamięci.

- Kira? - zapytał niepewnie Scott, zwracając tym moją uwagę.

- Co jest? - mruknęłam, patrząc w górę. - Co Ty robisz?

- To nie ja – odparła niepewnie dziewczyna. - Ja nic nie robię.

- To dlaczego te światła mrugają? - Stiles spojrzał na nas wystraszony.

               Tak, kolejne pytanie do kolekcji, która z każdym dniem się powiększa. Pojawiający się faceci w maskach, dziwne stwory wynurzające się z ciemności, migające światła, co jeszcze? Za mało nam tego wszystkiego? Byłam zła, ale nie na kogoś, a na samą siebie. Rozpierał mnie gniew, ponieważ nie potrafiłam zrobić nic, aby to wszystko powstrzymać. Byłam wściekła, bo stałam w miejscu i nie wiedziałam, w którą stronę zrobić kolejny krok.

- Co teraz? - zapytał spanikowany Stiles.

- Nie ma czym się przejmować – odparłam, starając się o spokojny ton głosu. - Nic nam nie grozi.

- Dlaczego jesteś tego taka pewna? - Kira spojrzała na mnie niepewnie.

- Walczyłam z gorszymi – wzruszyłam ramionami. - Żadni doktorzy nie zburzą świata, który zdążyłam stworzyć.

              Prawda była taka, że nie byłam wcale spokojna w tym momencie. Bałam się tego, co mogło nas spotkać, jednak nie chciałam nikomu tego pokazywać. Jak niby miałam uspokoić przyjaciół, skoro sama byłabym kłębkiem nerwów? Musiałam grać tak długo, jak tylko mogłam. Musiałam zrobić wszystko, aby dać choć odrobinę stabilizacji i bezpieczeństwa tym, na których mi zależało.

                Najważniejszą kwestią był fakt, że nie zamierzałam się poddać. Przeszłam naprawdę wiele, choć moje życie nie było usłane różami. Od zawsze na mojej drodze pojawiał się ktoś, z kim musiałam się zmierzyć. Od zawsze miałam wrogów, których nie potrafiłam pokonać od razu. Jednak nigdy się nie poddałam, więc dlaczego miałabym to zrobić teraz? Nie dam im satysfakcji, nie pozwolę zniszczyć tego, na co tak długo pracowałam.

- Chyba zaczynam się bać – mruknął Stiles.

- Nie ma czego – odpowiedziałam pocieszająco. - Nie będzie źle.

- Skąd ta pewność? - zapytała Lydia, patrząc mi w oczy.

- Bo nikt was nie skrzywdzi, póki ja chodzę po tym popieprzonym świecie – odparłam poważnie, patrząc na każdego z nich.

- Wiemy o tym – powiedziała z lekkim uśmiechem Malia.

- A teraz do klas – mruknęłam, gdy tylko usłyszałam dzwonek. - Żegnaj świecie, witaj biologio.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro