ROZDZIAŁ 76

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

              Czasami zdarzają się dziwne sytuacje, których nikt nie potrafimy wytłumaczyć. Czasami masz przeczucie, które prowadzi Cie do wybranego wcześniej przez siebie celu. Starasz się wytłumaczyć innym to, że kierujesz się własną intuicją, która jest na tyle oczywista i silna, że nie łatwo będzie jej zaprzeczyć. Najczęściej to działa, jednak nie w moim przypadku. Wystarczy nazywać się Nina Fortem i pech zapewniony do końca życia, z gwarancją problemów i histerii spowodowanej przez bliskich. Serio, polecam całym sercem, to nawet ciekawe doświadczenie.

               Zaraz po dziwnej wizji, która mi się objawiła, i po stwierdzeniu, że musimy znaleźć Nemeton, niemal siłą wyciągnęłam Stiles'a i Lydię z mojego domu. Byli sceptycznie nastawieni do mojego pomysłu, ponieważ nie posiadałam żadnych oczywistych dowodów, które mogłyby potwierdzić moją wersję. Fakt, wizje były słabym dowodem, patrząc na to, że widziałam je tylko ja. Mogli pomyśleć, że zwariowałam, a ja wcale bym nie zaprzeczyła. To nie byłby mój pierwszy raz, gdy umysł płata mi figle.

               Pomimo tego, co czułam i co mówili moi przyjaciele, chciałam znaleźć Nemeton i przekonać się na własne oczy, czy faktycznie nie znajdowały się tam ciała zabitych Chimer. Byłam uparta i wytrwała w swoich celach, przez co niejednokrotnie naraziłam się bliskim i spowodowałam kłótnie między niektórymi członkami mojej nowej rodziny. To potwierdzało jedynie fakt, że byłam cholernie popieprzona, a ból psychiczny przestał mi przeszkadzać.

- Po jaką cholerę my tu żeśmy przyszli? - jęknął załamany Stiles, gdy od godziny nic nie znaleźliśmy.

- Po to, abyś zadawałam głupie pytania – burknęłam, w dalszym ciągu wpatrując się w przestrzeń.

- Nie mogłaś tego sprawdzić w domu?

- Akurat tak się składa, że nie – prychnęłam lekko zirytowana. - Nie potrafię przewidzieć wszystkiego, Stiles, nie jestem cudotwórcą.

                Kochałam Stilinskiego i niejednokrotnie chciałam oddać za niego życie tylko po to, aby chłopak w końcu miał życie, na jakie zasłużył. Teraz jednak całkowicie zmieniała zdanie, chcąc urwać mu głowę zaraz po tym, jak pierwszy raz otworzył usta. Czy ten chłopak nie może być cicho choć przez chwile? Czy ja wymagam od niego aż tak dużo?

- Chodzimy tu już od godziny i dalej nic nie mamy – kontynuował chłopak, chyba tylko po to, aby jeszcze bardziej podnieść mi ciśnienie.

- Czy Ty się kiedyś zamykasz? - jęknęła załamana Lydia.

- Przy produkcji zapomnieli mu wstawić przycisk ,,wyłącz'' – prychnęłam.

- A nie da się tego jakoś zamontować? - zapytała Ruda, patrząc na mnie z nadzieją.

- Teoretycznie da się – oznajmiłam, wzruszając ramionami. Gdy tylko wyczułam zdziwienie Stiles'a, postanowiłam ciągnąć tą grę najdłużej, jak się tylko da. - Trzeba przeciąć jego skórę, przekopać się do strun głosowych, podłączyć odpowiednie kabelki i gotowe.

- Bardzo chętnie Ci w tym pomogę, to nie powinno zająć nam zbyt dużo czasu.

- Jeśli obie się za to weźmiemy to do godziny powinno być wszystko gotowe. Gorzej będzie z jego ranami, ale zawsze mogę podać mu swoją krew i po sprawie.

- Wiecie, że ja was cały czas słyszę? - prychnął Stiles.

- Wiemy – ponownie wzruszyłam ramionami. - Jednak tajemnice są złe, więc postanowiłyśmy niczego przed Tobą nie ukrywać. Przecież jesteśmy stadem i powinniśmy być ze sobą szczerzy, nie?

                 Tak, prowokowanie innych to kolejna rzecz, którą uwielbiam robić. Za każdym razem, gdy stosuję tą strategie, inny przyznaje się do złych czynów i wystawia mi się na tacy, dzięki czemu mam potem o wiele mniej roboty. Wiedziałam, że Stiles nie przejdzie obok tego obojętnie i doda swoje pięć groszy, dzięki czemu będę miała go na widelcu. Uwielbiam takie sytuacje, a to jedynie podkreśla fakt, że już dawno powinnam wylądować w psychiatryku.

- Teraz to się ze mnie nabijasz – prychnął zdegustowany chłopak. - Ty uwielbiasz kłamstwa. Urodziłaś się z tym, tego nie można zmienić, a tym bardziej nie możesz się tego wyprzeć.

- Ludzie się zmieniają, Stiles – odparłam spokojnie, ledwo hamując napad śmiechu. - Nie można się wiecznie okłamywać nawzajem, boro prowadzi do zła.

- Ona oszalała – wyszeptał, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. - Oddaj mi starą Ninę, zła kobieto!

- To się zamknij – wzruszyłam ramionami. - Nie chcę więcej słyszeć Twoich jęków i narzekań.

               Wiedziałam, że moje zagranie nie było zbyt mądre, ale nie miałam innego wyjścia. Na Stiles'a mało co działa, a fakt, że zna mnie doskonale, nie działał na moją korzyść. Ten chłopak doskonale wiedział na co może sobie przy mnie pozwolić i gdzie jest granica, której nigdy nie może przekroczyć. Niejednokrotnie to wykorzystywał, doprowadzając mnie tym do białej gorączki i myśli samobójczych.

              Byłam niemal pewna tego, że Stilinski długo nie wytrzyma i już za chwile ponownie otworzy swoje usta tylko po to, aby mnie wkurzyć. Może robił to nieświadomie, może świadomie, to akurat nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Znaczenie miało dla mnie to, jak zachowa się chłopak i to, jak długo zdołam utrzymywać nerwy na wodzy. W pewnej chwili chciałam go nawet zahipnotyzować, aby zatkać mu usta na jakiś czas, jednak doskonale wiedziałam, że Lydia by mnie za to zabiła, i zapewne ta śmierć wcale nie należałaby do tych przyjemnych.

- Ja tak nie dam rady – jęknął załamany chłopak, unikając mojego wzroku. Mówiłam? On zbyt długo nie wytrzyma bez odzywania się i podnoszenia mi ciśnienia.- To nie moja wina, że nic nie znaleźliśmy.

- A może właśnie Twoja – zasugerowała poważnie Lydia. - Cały czas gadasz, a przez to Nina nie może się skupić.

- Gdyby miała znaleźć Nemeton to już dawno by go znalazła.

- Przy Tobie nic nie da się znaleźć, za dużo bezsensownie gadasz.

- Nie bezsensownie – zaprzeczył od razu urażony chłopak. - Ja zawsze mówię prawdę i tylko prawdę. Zresztą, to było tylko stwierdzenie faktu, który jest widoczny gołym okiem, nic nie znaleźliśmy.

- Nie wytrzymam – odparłam nagle, zatrzymując się w miejscu i patrząc na Stiles'a. - Jak zaraz się nie zamkniesz, to naprawdę wyssę Ci krew i zakopię Twoje ciało w lesie, zostawiając niektóre jego części dzikim zwierzętom do zjedzenia.

                Miałam cichą nadzieję, że groźba i mój piorunujący wzrok zrobią jakiekolwiek wrażenie na Stiles'ie. Chciałam go uciszyć, nawet jeśli musiałabym użyć do tego siły lub nielegalnych środków, o których nawet nie powinnam myśleć. Naprawdę miałam dość jego gadania, które w niczym mi nie pomagało. Wystarczył mi fakt, że nie mogłam znaleźć tego jebanego Nemetonu, jego gadanina nie była mi do niczego potrzebna.

- Daj spokój – mruknął chłopak, całkowicie mnie ignorując i wyciągając telefon z kieszeni. - I tak byś mi nic nie zrobiła.

- Nie? - spojrzałam na niego podejrzliwie, lecz ten nawet nie raczył na mnie spojrzeć. - Stiles, ja mówię serio, wyrwę Ci zaraz serce.

- To nie ma sensu – szepnęła Lydia, przybliżając się do mnie. - Właśnie przeniósł się do własnego świata, w którym nas niema.

               Czasami zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd w kontaktach z moimi przyjaciółmi. Fakt, traktowałam ich o wiele łagodniej niż chociażby Pierwotnych, ale to tylko dlatego, że Ci drudzy przeżyliby mój napad gniewu i wyrwane serce. Taki Stiles nie przeżyłby nawet zwykłej bójki ze mną, a co dopiero wyssania krwi. Mogłam jednak od początku naszej znajomości postawić jasne granice, których nikt nie mógłby przekroczyć, to zapewne nie byłabym teraz przez nikogo ignorowana.

- Teraz to na pewno wyrwę mu serce – warknęłam, ruszając w stronę Stiles'a.

- Czekaj! - krzyknął , zatrzymując mnie dłonią.

- Jeśli to, co masz zamiar nam właśnie powiedzieć, nie będzie warte mojego czasu, to zginiesz na miejscu śmiercią cholernie bolesną i długą, masz to jak w banku.

- To Cie na pewno zainteresuje – odparł pewnie, uśmiechając się do mnie szeroko. - Tata do mnie napisał.

- Lydia, trzymaj mnie, bo zaraz go zamorduję – warknęłam, patrząc na chłopaka. - Co z tego?! Przecież każdy wie, że Szeryf potrafi pisać sms'y!

- Nie ważne – machnął lekceważąco ręką. - Najważniejsze jest to, co zawarł w swojej wiadomości.

- Radzę Ci powiedzieć to od razu, bo ona naprawdę zaraz Cie zabije –powiedziała Lydia, wpatrując się raz we mnie, a raz w Stiles'a, jakby oceniała zagrożenie.

- Jakiś czas temu zrobił listę potencjalnych chimer, a raczej osób, które nadawałyby się do tego – zaczął tłumaczyć chłopak. - Dzisiaj, po dokładnym sprawdzeniu tej listy, zaczynają przesłuchiwać potencjalnych wrogów.

- No chyba, kurwa, żartujesz?! - spojrzałam na niego zdenerwowana.

                W tym momencie uświadomiłam sobie, że jabłko nie pada daleko od jabłoni. Stiles był dokładnie taki sam, jak jego ojciec. Chciał być wszędzie, rozwiązując najtrudniejsze zagadki samodzielnie. Chciał poświęcić własne życie dla kogoś, kto powinien go bronić i dla kogoś, kto nie potrafił tego zrobić samodzielnie. Szeryf pchał się w gips, który w każdej chwili mógł zamienić się w głęboki grób. Czy ta dwójka nie potrafi zrozumieć powagi sytuacji? Czy oni muszą działać na własną rękę?

- Człowiek kontra bestia, ciekawe kto wygra tą bitwę – prychnęłam wkurzona. - Czy on do reszty oszalał?! Kto wpadł na ta kretyński pomysł?!

- Nie ma czym się denerwować, przecież wszystko jest pod kontrolą.

- Czyją? Ludzi, którzy nie są w stanie walczyć z istotami nadprzyrodzonymi? Osób, które mogą zginąć od jednego ciosu zadanego przez istoty podobne do mnie?

- Nina ma racje, Stiles. Twój tata nie ma szans z chimerami. Tak na dobrą sprawę to nawet nie wiemy kim są i co potrafią. Nie potrafimy określić ich siły, ale wiemy na pewno, że ludzie nie mają z nimi szans.

- Dokładnie – przytaknęłam dziewczynie. - Nie wiemy, do czego są zdolni i jak są skonstruowani. Wiemy jedynie tyle, że doktorzy namieszali im w genach tworząc coś, co nie jest łatwe do ogarnięcia.

- Wiem o tym – westchnął ciężko chłopak. - Problem polega na tym, że nie umiem mu tego wybić z głowy. On ma dziwne poczucie, że...

- Musi nas ratować – skończyłam za chłopaka wypowiedź widząc, że nie jest w stanie więcej powiedzieć. - Tak jak Ty, Stiles. To zdecydowanie odziedziczyłeś po tacie – uśmiechnęłam się lekko. - Nie zmienia to jednak faktu, że nikt nie powinien walczyć z nimi w pojedynkę, nawet ja.

               Szeryf był wspaniałą osobą, którą widziałam u swojego boku każdego dnia, do końca własnego życia. Nigdy nie zamieniłabym go w wampira, jego obecność jako śmiertelnika w zupełności mi wystarczała. Był kimś, z kim mogłam szczerze porozmawiać i kimś, kto stanąłby po mojej stronie nawet wtedy, gdy jego życie będzie zagrożone. Szanowałam go za jego wybory i ducha walki, którego musiał ukazywać niejednokrotnie po śmierci żony. Wychował wspaniałego syna, pomimo tragedii jaka go spotkała. On nigdy nie straci w moich oczach, nawet jak popełni najgorszą zbrodnie na świecie. Szeryf Stilinski na zawsze pozostanie mi bliski i zrobię wszystko, aby dożył co najmniej stu lat.

- To niby co mam zrobić, co? - zapytał załamany chłopak. - Nie jestem w stanie go powstrzymać, on mnie nie słucha. Nie umiem mu tego wybić z głowy.

- Wiem o tym, Stiles, i wcale Cie nie obwiniam o jego zachowanie – powiedziałam spokojnie, lekko się uśmiechając. - Porozmawiam z nim i spróbuję jakoś do niego dotrzeć.

- Serio to zrobisz? - chłopak spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

- A czemu miałabym tego nie zrobić? - wzruszyłam ramionami. - Przecież Szeryf jest Twoich ojcem, a poza tym jest kimś, na kim mi zależy. Nie zostawię go w potrzebie i nie pozwolę mu wpakować się w jakiekolwiek kłopoty.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci za to wdzięczny – szepnął z ulgą chłopak. - On tylko Ciebie posłucha, moje słowa go nie obchodzą, przynajmniej nie w tej sprawie.

               Wiedziałam, co Stiles miał na myśli. Noah Stilinski był osobą, która chciała wszystko załatwić samodzielnie. Nie liczyło się dla niego to, że w dalszym ciągu nie ogarniał do końca świata nadprzyrodzonego i nie wiedział, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Chciał wykazać się na każdej płaszczyźnie, ratując syna i jego przyjaciół oraz ryzykując przy tym własne życie. Nie pozwolę mu na to, ponieważ on nie zasługiwał na śmierć, a Stiles nie zasługiwał na życie bez rodziców.

              Chciałam jak najszybciej znaleźć Nemeton i rozwiązać zagadkę, która na tą chwile zajmowała mi większość myśli. Nawet przyjazd Rebekah'i nie denerwował mnie tak jak fakt, że nie mogliśmy znaleźć tego cholernego pnia. Rozumiem, że nie był zwykły i zapewne zostało na niego rzucone tysiąc zaklęć, ale nie przesadzajmy. Skoro nazywano mnie jedną z najsilniejszych, to nie powinnam mieć problemu z odnalezieniem zwykłego pnia, prawda?

              Kolejną godzinę spędziliśmy na chodzeniu w kółko i szukaniu czegoś, co najwyraźniej zniknęło z powierzchni ziemi. Myślałam, że znalezienie czegoś związanego z magią nie będzie stanowiło zbyt dużego wyzwania, a jednak najwyraźniej cholernie mocno się pomyliłam. Nemeton w dalszym ciągu pozostawał poza moim zasięgiem, co dodatkowo mnie denerwowało i nie pozwalało normalnie myśleć.

- To zaczyna być chore – stwierdził nagle Stiles.

- A ja myślałam, że dawno już na to wpadłeś – prychnęłam, nie odrywając wzroku do drzew. - Marudzisz odkąd się tu zjawiliśmy.

- Bo to było do początku skazane na porażkę – odparł poważnie chłopak. - Nie można tego znaleźć, bo jest cholernie mocno ukryte.

- A może on nie chce zostać odnaleziony? - zasugerowała nagle Lydia, czym przyciągnęła mój i Stilinskiego wzrok. - No co? Przecież tak może być.

- Nie zaprzeczę – mruknęłam cicho. - Magia ma do siebie to, że działa na własnych zasadach.

- To znaczy? - Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- To znaczy, że pokazuje to, co chce pokazać. Ujawnia to, co jest dla niej dobre i to, czym chce przysłonić Twój umysł i zarzucić na Ciebie sidła.

- Więc co teraz, co? - zapytał Stilinski spanikowanym głosem. - Od kilku godzin chodzimy jak idioci po całym lesie i nagle okazuje się, że cholerny Nemeton nie chce zostać znaleziony? No lepiej być nie mogło.

- Zaczyna przeklinać, robi się poważni – szepnęła Lydia.

- Tym razem to nawet ja nie wiem co robić – mruknęłam niepewnie. -Nemeton ma w sobie dużo czarnej magii, do której dostęp mają tylko nieliczni. Owszem, mogłabym go jakoś namierzyć, jednak straciłabym przy tym dużo magii i sił, które teraz są nam bardzo potrzebne. Musiałabym zostawić was na pastwę doktorów, a tego wżyciu nie zrobię.

- Więc mamy tylko jedno wyjście.

- Niby jakie? - spojrzałam zdziwiona na Lydie.

- Trzeba zapytać o to Jordan'a – wzruszyła ramionami. - Skoro to on jest za to odpowiedzialny to musi coś na ten temat wiedzieć.

- I co mu powiesz? - prychnęłam rozbawiona. - ,,Hej Jordan, to Ty zabierasz martwe ciała, więc zdradź nam, gdzie znajduje się Nemeton, bo prawdopodobnie tam je składujesz'' ?

- A czemu nie? To najprostsze rozwiązanie.

               Tak, Lydia Martin zdecydowanie za długo przebywa w towarzystwie Stiles'a i zaczyna przesiąkać jego głupotą. Spodziewałam się po niej jednak bardziej racjonalnych rozwiązań, z którymi mogłabym się zgodzić. Ten pomysł jednak odpadał na starcie z wielu powodów. Głównie chodziło o to, że Jordan Parrish w dalszym ciągu był niezidentyfikowany, więc nie mogłam ocenić realnego zagrożenia związanego z jego osobą. Nie mogłam pozwolić Lydii na tak radykalny krok, bo to mogło się skończyć katastrofą, a w najgorszym wypadku jej śmiercią.

- Przecież to świetny pomysł – odparła ożywiona Lydia. - On jako jedyny może nam pomóc i wskazać drogę do ciał chimer.

- Również jako jedyny może Cie zabić na tą chwilę – mruknął posępnie Stiles. - To nie jest dobry pomysł, Lydia. Jordan może być niebezpieczny i nas zaatakować.

- Przestań, przecież mamy ze sobą Ninę, co złego może się stać?

                Osobiście posiadałam wiele scenariuszy, które nie kończyły się dla nas pozytywnie. Owszem, byłam potężna i potrafiłam naprawdę wiele, jednak posiadałam również wielkie zaległości. W pewnym momencie w swoim życiu skupiłam się bardziej na tym, co było mi znanie, niż na tym, co mogłam poznać. Moja wiedza kończyła się na istotach, które mogłam spotkać na co dzień, a Parrish zdecydowanie do nich nie należał. Był inny, a ja nie mogłam go rozszyfrować, ponieważ tak naprawdę nie zrobiłam nic, aby do tego dojść. To mogła być moja wina, przyznaję się bez bicia, choć głośno się do tego nie przyznam.

- Nie jestem w stanie pokonać każdego, kto stanie na mojej drodze –zaczęłam spokojnie, starając się dobrze dobrać słowa. - Jordan jest inny ode mnie i od tych, których znam. Ma w sobie coś, czego nie potrafię rozszyfrować, Lydia. On jest dla mnie zagadką i tak, jak w przypadku chimer, nie mam pojęcia, do czego może być zdolny.

- Więc trzeba to sprawdzić – stwierdziła radośnie dziewczyna. - Niby kiedy mamy to zrobić, skoro teraz nadarzyła się idealna okazja?

               Coraz bardziej byłam nie tylko zła, ale również załamana. Nie chciałam po raz kolejny pokazywać swojej złej strony, jednak czasami były sytuacje, w których nie mogłam postąpić inaczej. Lydia była zbyt mocno zdeterminowana do spełnienia swoich słów i spotkania z Jordan'em, a ja nie mogłam jej na to pozwolić. Bałam się o jej życie, które było dla mnie cholernie ważne i cenne. Nie mogła się z nim spotkać, dopóki sama nie ogarnę tego, kim on tak naprawdę jest.

- Idę do niego, a wy róbcie co chcecie.

- Nie sądzę – warknęłam, zastępując Rudej drogę. - Nigdzie nie idziesz.

- A to niby dlaczego? - prychnęła niezadowolona. - Myślę, że to bardzo dobry pomysł.

- A ja myślę, że jednak nigdzie nie pójdziesz – warknęłam, ukazując jej czerwone oczy.



**************************

Hej, Kochani :*

Czego brakuje wam w moich rozdziałach? O czym, lub o kim, chcielibyście poczytać? Czekam na propozycje i obiecuję, że każdą z nich rozważę i, bardzo prawdopodobnie, użyję ^^

Miłej nocki :* <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro