ROZDZIAŁ 80

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Każda historia ma swój początek i swój koniec. Nic nie mogło trwać wiecznie, nawet jeśli było się kimś nieśmiertelnym. Na każdego kiedyś przyszedł czas, który nie zamierzał dawać ani minuty dłużej. Wszystko, co kiedyś było dla nas ważne, znikało w mgnieniu oka, zamieniając się w mniej lub bardziej miłe wspomnienia, które nigdy miały nas nie opuścić. Każdy był inny, więc każde zakończenie wyglądało inaczej.

               Moje pojawienie się w Zaświatach nie było czymś nadzwyczajnym, nikogo to nie zdziwiło. Byłam stałym bywalcem tej strony, gdyż każdy mój wróg myślał, że zwykłe wyrwanie mi serca rozwiąże całą sprawę. Prawda była taka, że zabicie mnie nie było proste nawet dla mnie samej, a co dopiero dla obcych osób. Gdybym mogła, sama bym się dawno zabiła, jednak to, co mogło mnie pozbawić ostatniego tchu, było cholernie ciężkie do zdobycia.

                 Kolejny raz uciekałam przed Przodkami, którzy chcieli uśmiercić mnie na amen. Nie dziwiłam im się, moje narodziny zaburzyły cały wszechświat magii, a brak mojej śmierci w trakcie ataku Alf jedynie podburzył ich świat. Wkurzało mnie jedynie to, że jako starsi magowie powinni wiedzieć, w jaki sposób się mnie pozbyć, a w dalszym ciągu popełniali te same błędy, niezmiennie od kilku lat. Powoli zaczynało się to robić nudne, wprowadzając w moje życie niepotrzebną rutynę i monotonnie.

                 Uciekanie nie było moją mocną stroną, ponieważ od zawsze wolałam stawać do walki i trwać tak długo, jak tylko pozwolą mi na to siły. Tym razem, zresztą ja zawsze, wolałam uniknąć niepotrzebnego starcia, które mogłam przegrać. W świecie Przodków moja siła była minimalna, porównując ją do ich siły, jaką aktualnie posiadali. W ich świecie byłam zbyt słaba, aby ich pokonać. Chyba właśnie dlatego biegałam jak głupia, próbując im uciec.

               Za każdym razem, gdy trafiałam do zaświatów, krajobraz mnie zaskakiwał. Tu nic nigdy nie zdarzało się dwa razy, zawsze wszystko było inne. Zastanawiałam się, jak to wszystko funkcjonuje, skoro, jako stały bywalec, widziałam całkowicie inne obrazy podczas swoich odwiedzin. Zapewne to była magia, która nigdy nie była mi dana do poznania. Nie mogłam jej poznać, ponieważ należała do wybryków natury, które nigdy nie miały znaleźć się na ziemi.

                Tak szczerze powiedziawszy to nawet nie wiedziałam, jak długo zostanę w tym miejscu i czy w ogóle z niego wyjdę. Doktorzy są inni od istot, które do tej pory spotkałam na swojej drodze, więc nie miałam tak naprawdę pewności, czy wyrwanie przez nich serca nie uśmierciło mnie na stałe. W tym momencie jednak nie wiedziałam, czy mam się cieszyć ze śmierci czy nie. Byłam rozdarta między tym, co powinnam, a tym, co było dla mnie dobre.

                Krążyłam po miejscach mniej lub bardziej mi znanych, próbując przyrównać dane miejsce do przeszłości. Wiedziałam, że większość z tego, co widziałam, znalazło się kiedyś na mojej drodze, ponieważ tak to właśnie bywało w świecie zmarłych, jednak nie każdy krajobraz potrafiłam przypisać do danej sytuacji. Może miałam sklerozę, czemu absolutnie nigdy nie zaprzeczałam, jednak momentami wydawało mi się, że znajdowałam się w całkowicie nowych miejscach, z którymi nigdy wcześniej nie miałam nic do czynienia.

                Chciałam znaleźć jakieś miejsce, w którym poczułabym się bezpiecznie. W świecie Przodków było to dosyć trudne zadanie, zważywszy na to, że mieli nade mną cholerną przewagę, której w żaden sposób nie mogłam przebić. Mogłam wymyślać coraz to nowsze plany, a oni i tak znali każdy mój ruch, wprowadzając do mojego żywota więcej zamieszania, jakby moja aktualna sytuacja była za mało skomplikowana.

                Chodząc po różnych zakamarkach świata Przodków zastanawiałam się nad tym, gdzie doprowadziło mnie życie. Cały czas chciałam sprawić przyjemność swoim bliskim, ratowałam bezbronne osoby i niejednokrotnie poświęcałam własne życie, aby im nie stała się krzywda. Ile razy oni poświęcili się da mnie? Czy byliby zdolni do ochrony mojej osoby, gdyby wiedzieli, kim tak naprawdę jestem? Czy w dalszym ciągu byliby dla mnie mili i uśmiechaliby się do mnie na ulicy, gdyby mieli świadomość tego, co mogłabym im zrobić?

                Ze zdziwieniem stwierdziłam, że znalazłam się gdzieś, gdzie spędzałam miło czas. Odnalazłam coś, co było bliskie mojemu sercu, a to zdecydowanie podnosiło moje samopoczucie. Klif w Mystic Falls łączył się jedynie z dobrymi wspomnieniami, mając na swoim koncie wiele wspomnień z przyjaciółmi, za którymi cholernie mocno tęskniłam. Byłam tam, gdzie czułam się naprawdę dobrze, zapominając o złych chwilach.

                Klif w Mystic Falls był znany jedynie w moim towarzystwie. Nikt, oprócz moich przyjaciół, nie znał tego miejsca, co dawało mi pewnego rodzaju komfort. Mogłam przebywać tu tak długo, jak chciałam i w stanie takim, jakim chciałam. Tu nigdy nie musiałam się przed nikim ukrywać, mogłam być sobą i bez ograniczeń ukazywać swoją prawdziwą twarz. Mogłam krzyczeć, płakać i narzekać, ponieważ nikt nie był świadkiem tego, co tam się działo. Byłam tylko ja i on, klif, który pokochałam z całego serca.

                W spokoju mogłam obserwować horyzont, który rozprzestrzeniał się przede mną. Myśl, że to mogło zostać ze mną na zawsze, w jakiś dziwny sposób mnie uspokajała. Chwilowo przestałam przejmować się tym, że nigdy więcej mogłabym nie wrócił do realnego życia, byłam na to totalnie gotowa. Jeszcze kilkadziesiąt minut temu byłam gotowa wymordować każdego, kto zabroniłby mi powrotu do Beacon Hills, a teraz mogłam tu zostać i nie skazać na śmierć nikogo, kto by się do tego przyczynił. Choroba psychiczna czy wada wrodzona?

                Zatopiłam się we własnych wspomnieniach, które miały dla mnie cholernie duże znaczenie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie sytuacji, w której straciłabym pamięć i zapomniała o tych, którzy kiedykolwiek coś dla mnie znaczyli. Nie umiałam normalnie funkcjonować wiedząc, że mogę o kimś zapomnieć. Chyba właśnie dlatego od zawsze wypierałam to ze świadomości, która co rusz podrzucała kolejne czarne scenariusze do mojego umysłu.

                Usłyszałam dziwny szmer po mojej prawej stronie, który po chwili zamienił się w cichy hałas. W pierwszej chwili chciałam przyczaić się na wroga i zaatakować wtedy, gdy najmniej by się tego spodziewać. Chwilę później porzuciłam swoje niecne plany, odczuwając obecność kogoś, komu ufałam, nawet po śmierci. Byłam bezpieczna, tak przynajmniej w tej chwili się czułam, a moja intuicja rzadko kiedy mnie oszukiwała.

- Ty nigdy nie przestaniesz pakować się w kłopoty – stwierdziła tajemnicza osoba, siadając po mojej prawej stronie.

- Taka natura Niny Fortem, bez tego moje życie byłoby cholernie nudne.

                Odkąd tylko pamiętam, wpadałam w niemałe kłopoty. Zawsze musiałam zrobić coś, co sprowadzało na mnie samo zło, które rozwalało mnie od środka. Nie potrafiłam żyć inaczej, to było zakodowane w moim DNA. Pomimo chęci, zawsze w moim życiu działo się coś, co całkowicie zmieniało moje pierwotne plany, robiąc przy ty ogromne zamieszanie i przedstawiając mnie w złym świetle. Wychodziło na to, że bycie dobrą nie było mi pisane.

                    Moja rodzina od zawsze była uważana za wyjątek od reguły. Byliśmy ewenementem świata, który na co dzień nas otaczał. Byliśmy inni, skomplikowani, nie do rozgryzienia. Każdy zastanawiał się, w jaki sposób moja mama złamała tradycje i dała radę zmienić tatę z wampira w normalnego człowieka, który stworzył dwie, unikalne istoty, których ciężko jest się pozbyć po zdobyciu pełni mocy. Chyba właśnie dlatego nie dziwiło nie to, jak niektórzy mnie nazywali czy oceniali. Byłam do tego przygotowana, bo byłam inna, a inność była oceniana jako zło konieczne, którego zawsze można było się pozbyć. Cóż, prawie zawsze, bo śmierć jakoś wyjątkowo nie chciała przyjść po mnie, przynajmniej do tej pory.

- Dlaczego nie próbujesz się ukrywać? - zapytał, wpatrując się we mnie. - Dlaczego robisz wszystko, aby Cie zauważono?

- Myślisz, że tego chcę? - prychnęłam zniesmaczona. - To przychodzi samo, nawet nie wiem w którym momencie. Nie mam nad tym żadnej kontroli, która pomogłaby mi weryfikować informacje i moją aktualną pozycję społeczną.

- Sama się o to prosisz – prychnęła osoba, która zaszczyciła mnie swoim towarzystwem. - Ty nie potrafisz trzymać się od kłopotów z daleka.

- Coś w tym jest – mruknęłam, wpatrując się w horyzont.

                  Tak, to prawda, kłopoty i ja od zawsze mieliśmy wspólną ścieżkę. Nawet gdy próbowałam tego unikać, to coś zawsze znajdowało drogę do mnie i podążało za mną niczym cień, uprzykrzając mi każdą minutę mojego marnego życia. Nie potrafiłam odciąć się od własnego przeznaczenia, więc najzwyczajniej na świecie pogodziłam się z własną pozycją i tym, o miało mnie spotkać.

               Chciałam, aby wszystkie kłopoty zniknęły z mojego życia. Nie pragnęłam niczego innego jak zwykłego spokoju, który mógłby otulić całe moje ciało. Nigdy nie prosiłam się o zło, które wkroczyło do mojego życia i zmieniało moje własne postanowienia. Byłam nastawiona na dobry czas, który najwyraźniej unikał mnie szerokim łukiem, jakbym była chodzącym zarazkiem. Nie potrafiłam zrobić nic, co by poprawiło moją sytuację, przynajmniej na tą chwilę.

- Odkąd tylko Cię poznałem, wpadałaś w niezłe kłopoty – parsknął śmiechem, przywołując do mojej głowy kolejne wspomnienia. - Za każdym razem, gdy gdzieś się pojawiałaś, tam działy się dziwne rzeczy.

- To prawda – parsknęłam, w dalszym ciągu wpatrując się w horyzont. - W moim życiorysie był zapisany pech, zanim się urodziłam.

- Dosyć często sama z siebie wpakowałaś się w kłopoty – mruknął, wpatrując się w moją osobę. - Nie potrafiłaś siedzieć cicho, zawsze ostatnie słowo musiało należeć do Ciebie.

                 Kolejna prawda, z którą nie zamierzałam się sprzeczać. Byłam tą, która krzyczała najgłośniej i tą, która płakała najciszej. Każde ostatnie słowo musiało należeć do mnie, nawet jeśli nie miałam racji. Komentowałam dosłownie każdą sytuację, która miała miejsce, nie licząc się z konsekwencjami, które mogły mnie po wszystkim dotknąć. Chciałam być tą najważniejszą, a przez to wszystko stałam się tą najgorszą.

- Nie chcę stąd znikać – westchnęłam ciężko, łapiąc przyjaciela za dłoń. - Nie chcę się z Tobą znowu rozstawać.

- Nie rozstaniesz się ze mną – Stefan ścisnął lekko moją dłoń, uśmiechając się do mnie. - Ja zawsze jestem przy Tobie, nawet jeśli tego nie czujesz.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi – pokręciłam lekko głową. - Chcę Cie widzieć, czuć, móc dotknąć. Nie wystarczy mi sama świadomość tego, że jesteś obok mnie duchem.

- O to akurat nie musisz się martwić – parsknął, wprowadzając mnie w stan zakłopotania. - Tak szybko nie zniknę, mój widok będzie śnił Ci się po nocach.

- Co to znaczy? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego słów.

- Mamy bardzo dużo czasu, aby nadrobić zaległości, Nina – powiedział z totalnym spokojem w głosie. - Mamy dużo czasu na wspominanie przeszłości, która nas połączyła.

- Dlaczego? - zapytałam zdziwiona, robiąc z siebie kompletną idiotkę. A może po prostu nie chciałam przyjąć do siebie prawdy, która mogła okazać się cholernie oczywistą?

- Umarłaś, skarbie – odparł, odrywając ode mnie wzrok i spoglądając na zachodzące słońce przed nami.

                    To był ten moment, w którym nie byłam pewna, jak mam się zachować. Z jednej strony cieszyłam się, że mogłam spędzić wiele czasu ze Stefan'em, jednak jednocześnie bałam się tego, jak poradzą sobie moi bliscy. Moja śmierć nie równała się z niczym dobrym, przynajmniej nie w tym wypadku. Musieliśmy zmierzyć się z doktorami, którzy posiadali wiele sztuczek i byli cholernie nieprzewidywalni, to nie był odpowiedni czas na moją śmierć. Nie mogłam tak po prostu rzucić wszystkiego i zjawić się na stałe w Zaświatach.

- Odeszłam? - zapytałam szeptem, bojąc się odpowiedzi. - Ja nie mogłam tak po prostu odejść, Stefan. Oni w dalszym ciągu mnie potrzebują, a ja...

- Ty nigdy nie odejdziesz – przerwał mi, chcąc jakoś okiełznać mój słowotok. - Ty zawsze z nimi pozostaniesz.

- Nie chcę być z nimi tylko duchem – jęknęłam załamana. - Oni potrzebują mnie całej, ja muszę ich ochronić.

- A kto ochroni Ciebie? Kiedy w końcu pojawi się ktoś, kto będzie w stanie zabrać od Ciebie cały ból, który do tej pory musiałaś znosić sama?

                   To było dobre pytanie, godne Stefan'a Salvatore. Miał racje stwierdzając to, że rzadko kiedy dbałam o własne szczęście i bezpieczeństwo. Nawet, gdy nazywali mnie najgorszą i najniebezpieczniejszą istotą na świecie, ja zawsze miałam podgląd na bezpieczeństwo obcych mi osób. Od zawsze starałam się zabijać tam, gdzie było najmniej światków i chronić tych, którzy tego potrzebowali. Nigdy nie wybiegałam ponad granice, którą sama sobie postawiłam. Byłam w stanie poświęcić się dla wielu osób, których tak naprawdę nigdy nie znałam i nawet nie widziałam na oczy. Dalej byłam tą złą, która życzyła wszystkim śmierci?

- Nie musimy o tym rozmawiać – mruknął Stefan, patrząc na mnie.

- Ale ten temat nigdy nie zniknie – powiedziałam, kończąc jego wypowiedź. - Moje czyny nigdy nie odbiją się bez echa.

- To prawda – przytaknął. - Ale to wcale nie oznacza, że nie możemy zająć się czymś innym.

- Niby czym? - spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Naszą przeszłością, Nina – powiedział to tak, jakby to było coś rzeczywistego. - Możemy zająć się naszą przeszłością, w której istnieliśmy oboje.

                 Stefan Salvatore od zawsze był znany ze swojej tajemniczości i własnego świata, do którego nie wpuszczał nikogo, oprócz samego siebie. Zamknięcie w sobie było rodzajem muru obronnego, który stosował przeciwko wrogom. Nie zawsze myślał o tym, że w takich momentach jego bliscy również byli od niego odcięci, ale cóż, jakoś nigdy nie miałam mu tego za złe. Każdy z nas miał własny sposób na pokonanie wroga i nie mi było oceniać jego zachowanie.

- Co proponujesz? - zapytałam, łapiąc go za wyciągniętą dłoń.

- Na spacer – odparł spokojnie. - Zwiedzimy miejsca, które kiedyś nazywane były naszymi.

- Wyglądają tak samo?

- To wszystko zależy od Twojej wyobraźni – zaśmiał się cicho, zerkając na mnie kątem oka. - To Ty tu jesteś Panią własnego losu i własnej wyobraźni.

                   Niejednokrotnie słyszałam o Zaświatach to, że każdy miał nad nimi władzę, przynajmniej jeśli chodziło o widoki. Każdy, kto tu trafił, mógł przywoływać krajobrazy z przeszłości, czując się niemal jak w domu. Mógł dotknąć i żyć tam, gdzie chciał, niezależnie od miejsca własnej śmierci. Było to dosyć fajne, jeśli nie gonili Cie wściekli Przodkowie chcący Twojej śmierci.

- Z tej perspektywy wszystko wygląda inaczej – mruknęłam zdziwiona. - To chyba nie stało w tym miejscu.

- Stało – parsknął śmiechem Stefan. - Tylko Ty nigdy nie zwróciłaś na to uwagi.

- Serio? - spojrzałam na niego zdziwiona. - Jakim cudem?

- Jako żywe istoty zwracamy uwagę na to, co jet dla nas aktualnie ważnie. Nie patrzymy na małe szczegóły, które nas otaczają. Zwracamy uwagę na coś, co jest widoczne gołym okiem, nawet jeśli te minimalistyczne szczegóły mogłyby zmienić bieg wydarzeń.

- To chore – mruknęłam. - Nigdy nie patrzyłam na to z tej strony.

- Nikt nie patrzy, Nina, i to właśnie jest nasz problem.

                    Nie zwracałam uwagi na to, co mnie otaczało, jeśli nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Patrzyłam tylko na to, co mogło mi pomóc albo ewentualnie podpowiedzieć to, co mam dalej robić. Małostkowe szczegóły nigdy mnie nie interesowały, ponieważ to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. W tej chwili wiedziałam, że popełniałam cholernie wielki błąd, którego nigdy mogłam już nie naprawić.

- Jak to jest? - zapytałam cicho, patrząc na krajobraz rozprzestrzeniający się wokół mnie. - Jak to jest być po drugiej stronie?

- To coś, czego nikomu nie życzę – mruknął smutno Stefan sprawiając, że zaczęłam żałować, że zadałam to pytanie. - Każdego dnia widzisz swoich bliskich i nie możesz z nimi porozmawiać. Widzisz ich ból i łzy, ale w żadnej sposób nie możesz im pomóc. Chciałabyś zrobić wszystko, aby ich uratować i aby na ich ustach wyrósł uśmiech, jednak nie posiadasz takiej mocy. Bycie po tej stronie jest sto razy gorsze o samej śmierci – westchnął ciężko, spuszczając wzrok. - Cały czas przy Tobie byłem, Nina. Widziałem każdy Twój upadek i każde powstanie. Byłem z Tobą podczas walki z Kanimą i widziałem Twój wstręt, jak tylko była w pobliżu. Obserwowałem Twoją walkę z Alfami i to znudzenie, które malowało się na Twojej twarzy za każdym razem, gdy znowu musiałaś walczyć z kimś, kto jest od Ciebie słabszy – zaśmiał się lekko, przywołując uśmiech na moją twarz. - Widziałem Twoją niby śmierć i walkę z czymś, co było dla Ciebie cholernie ciężkie do pokonania. Ty nigdy się nie poddałaś, a ja byłem strasznie dumny. Wiesz, czego żałuję najbardziej?

- Czego? - zapytałam szeptem, bojąc się odezwać głośniej.

- Tego, że w żadnym z tych momentów nie mogłem złapać Cie za dłoń i powiedzieć, jak bardzo dumny z Ciebie jestem. Nie mogłem odebrać Twojego bólu ani zetrzeć Twoich łez, które nawet do Ciebie nie pasują. To wszystko było tak cholernie ciężkie do przeżycia, że niejednokrotnie łamałem sobie kark, aby chociaż przez chwile nie widzieć tego, co musieliście przeżywać.

- Boże, Stefan – zakryłam usta dłonią, nie pozwalając popłynąć łzom.

- Chciałem być przy Tobie w każdym momencie Twojego życia, a jedynie mogłem stać niewidoczny z boku i pozwalać Twoich wrogom sprawiać Ci okropny ból. Nie mogłem tego znieść, Nina. Nie mogłem, bo w dalszym ciągu cholernie mocno Cie kocham – spojrzał na mnie, a ja jedynie spuściłam wzrok, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. - To się dzieje po drugiej stronie, Nina, cierpisz o wiele bardziej niż zażycia.

- Przepraszam – wyszeptałam, czując samotną łzę spływającą po moim policzku. - Przepraszam, że zapytałam. Przepraszam, że musisz teraz cierpieć. Przepraszam, że przeze mnie musisz tu być, zamiast cieszyć się życiem. Przepraszam, Stefan.

                    W tym momencie nie pragnęłam niczego bardziej, jak cofnięcia czasu i usunięcia się z życia Stefan'a Salvatore. Gdybym nie pojawiła się w jego świecie, on najprawdopodobniej żyłby teraz gdzieś wśród nas, ciesząc się życiem. W dalszym ciągu byłby miłym i wyjątkowym wampirem, który traci cierpliwość do własnego brata. Dalej chodziłby po ziemi i pomagał każdej napotkanej istocie. Nie cierpiałby tak, jak teraz. Nie musiałby przechodzić tego, co właśnie przechodzi. Nina Fortem to zło, które dopadnie każdego, prędzej czy później, niszcząc każde życie, jakie napotka na swojej drodze.

- To nie jest Twoja wina – odparł Stefan, łapiąc mnie za dłoń. - Zrobiłem to co chciałem. Umarłem dla Ciebie, Nina, bo to Ty byłaś przyszłością. Ja przeżyłem wystarczająco długo, aby móc odejść

- Odejść?! - prychnęłam rozpaczliwie. - Ty skończyłeś w Zaświatach! To miejsce jest okropne nawet dla mnie, a spędzam tu tylko kilka godzin! Matko, jak Ty musisz się czuć? Dlaczego akurat Ty musiałeś się tu znaleźć? Dlaczego...

                Stefan przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, nie pozwalając mi dokończyć mojej wypowiedzi. Miałam cholerne wyrzuty sumienia, ponieważ doskonale wiedziałam, że to wszystko było moją winą. Gdyby nie ja, on w dalszym ciągu by żył. Deucalion nie zabiłby go, bo nie miałby z tego żadnej satysfakcji. On chciał wtedy zranić i złamać mnie, dlatego zaatakował osobę, która była mi najbliższa.

- To, co wydarzyło się tamtej nocy, nie było Twoją winą – wyszeptał Stefan, głaszcząc mnie delikatnie po głowie. - Od zawsze mówiłem Ci, że oddam za Ciebie życie, jeśli będzie taka potrzeba. Oboje wiedzieliśmy, że ten czas kiedyś przyjdzie, przecież nie mogłem żyć wiecznie, nie jestem Mikaelson'em –zaśmiał się cicho. - Nie jesteś niczemu winna, Nina, nie wmawiaj sobie tego.

- To dlaczego tak się czuję? Dlaczego wiem, że to moja wina? Gdyby mnie pojawiła się w Twoim życiu, to...

- Gdybyś nie pojawiła się w moim życiu, to zanudziłbym się na śmierć – przerwał mi, odrywając mnie od swojego ciała i uśmiechając się do mnie. - Gdyby nie Ty, zabiłbym Damon'a z czystą przyjemnością.

- To Twój brat – burknęłam, patrząc w jego oczy.

- Ale sama przyznasz, że to wyjątkowo wadliwy egzemplarz – parsknął, nie spuszczając ze nie wzroku. - W końcu któryś z nas by nie wytrzymał i zabił tego drugiego.

- Jakoś przeżyliście ze sobą prawie dwieście lat.

- Omijając się szerokim łukiem. - zaśmiał się mężczyzna, lekko poprawiając mi humor. - Pamiętasz naszą pierwszą, wspólną imprezę?

- Tak – kiwnęłam głową. - Wtedy po raz pierwszy widziałam waszą nienawiść wobec siebie.

- Nie ma co się dziwić – wzruszył ramionami, całkowicie mnie puszczając i ruszając do przodu. - Doskonale wiedział, że wpadłaś mi w oko i postanowił to wykorzystać, aby mnie wkurzyć.

- To nie był pierwszy raz, gdy próbował zagrać Ci na nerwach,wkręcając w to moją osobę.

- Oj, tak, Damon potrafił podnieść mi ciśnienie jak mało kto. Chociaż tamto ognisko wspominam akurat dosyć dobrze.

- Przestań – skarciłam go od razu. - Do tej pory mam wyrzuty sumienia.

- Niby dlaczego? Porządnie mu przywaliłaś, a dzięki temu przez kilka dni miałem spokój.

- Złamałam mu nos, Stefan, dwa razy jednego wieczoru. Mało brakowało, a wyrwałabym mu serce.

- Nawet jak nie chciałaś, to robiłaś mu krzywdę.

- O nie, akurat wtedy nie miałam wyboru – naburmuszyłam się. - Gdybym nie skręciła mu karku w szkole, to najprawdopodobniej kilkunastu uczniów zostałoby znalezionych bez krwi.

                       Kiedyś, w dalekiej przeszłości, było kilka chwil, w których chciałam uśmiercić Damon'a Savatore. W tamtym dniu, gdy pierwszy raz skręciłam mu kark, zaczął mi grozić. Stwierdził, że za każdym razem, gdy on będzie chciał się ze mną umówić, a ja się na to nie zgodzę, jeden z uczniów straci życie. Na samym początku nie wierzyłam mu, jednak gdy tylko wbił kły w biednego chłopaka z pierwszej klasy wiedziałam, że on wcale nie kłamał. Niewiele myśląc skręciłam mu wtedy kark, a temu chłopakowi wymazałam pamięć z tego wydarzenia.

- No weź, to było nawet zabawne – zaśmiał się chłopak.

- Pewnie, szczególnie w momencie, gdy Damon się obudził i chciał mi wyrwać głowę – parsknęłam sarkastycznie. - To było głupie, nie powinnam tego robić.

- A jednak później powtórzyłaś swój czym.

- Nie powinien mnie dotykać – prychnęłam. - Nie moja wina, że on nie zła słowa ,,Nie''.

- A Ty się dziwisz, że ja chciałem go zabić – zaśmiał się w głos, zarażając mnie swoją postawą.

                 To fakt, Damon Salvatore miał do siebie to, że uwielbiał wkurzać innych ludzi. Miał dar, którego nikt nie potrafił się pozbyć. Tak, gdzie się pojawiał, działy się dziwne, najczęściej chore sytuacje, które niejednokrotnie doprowadzały do szału jego brata. Nie dziwiłam się, że Stefan chciał go zabić, ale nigdy w życiu nie przyznam się do tego głośno. Wolałam zachować to dla siebie, jakby pewnego rodzaju tajemnicę, którą zabiorę do grobu.

- Stefan – powiedziałam zaniepokojona czując, że dzieje się coś dziwnego. - Ja zaraz zniknę, prawda?

- Tak, Nina, Twój czas w Zaświatach dobiegł końca.

- Ale ja nie chcę – jęknęłam załamana. - Nie chcę ponownie Cie opuszczać.

- Nie opuścisz – powiedział spokojnie, łapiąc moją twarz w dłonie. - My nigdy się nie rozstaniemy.

- Ale ja nie będę Cie widzieć. W dalszym ciągu będę żyła tak, jakby Ciebie nie było.

- Ale ja będę, Nina. Pamiętaj, że ja zawsze jestem przy Tobie – złożył pocałunek na moim czole, żegnając się ze mną na swój własny sposób.


                   Powroty z Zaświatów najczęściej były dla mnie przyjemnym przeżyciem, ale nie tym razem. Teraz, w tej chwili, chciałam zostać tam najdłużej, chcąc spędzić ze Stefan'em jak najwięcej czasu, który był dla nas ograniczony. Nigdy nie chciałam go opuszczać, zawsze chciałam mieć go u swojego boku, ale nie jako ducha, a jako żywą istotę. Nie było mi to dane, chociaż wiedziałam, że to było również nierealne.

- Jak mogliście pozwolić jej umrzeć?! - głos, którego miałam nadzieje nie usłyszeć w najbliższym czasie. - Jak mogliście być tak lekkomyślni!

-Przecież nie byliśmy w stanie tego przewidzieć! Ona sama się podstawiła!

 - A to akurat było do przewidzenia – prychnięcie, przez które chciałam się zaśmiać. - Ona zawsze się podstawia!

- I co? Mieliśmy jej siłą tego zabronić?

- Tak! - jak nic, w tym momencie ramiona zostały wyrzucone ku górze. - Nie można wam ufać!

                 Dobra, w tym momencie cholernie mocno żałowałam tego, że powróciłam. Chyba sto razy bardziej wolałam ganiać się z Przodkami, którzy chcieli mnie uśmiercić. Nie potrafiłam słuchać kłótni przyjaciół, nawet jeśli jedni słusznie dostawali reprymendę. To nie było w moim stylu, bliscy to bliscy, nie zależnie od tego, co tym razem narozrabiali. Musiałam chronić każdego, na kim mi zależało, aby historia się więcej nie powtórzyła.

-Ciszej – jęknęłam, otwierając powoli oczy i skupiając się na jednej osobie w pomieszczeniu. - Jeszcze Ciebie mi tu brakowało. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro