ROZDZIAŁ 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 MARATON 8/8


              Moje życie od zawsze należało do jednej, wielkiej niewiadomej. Tak naprawdę nikt nie wiedział, jaką decyzję podejmę w przyszłości. Jako nastolatka byłam osobą z wieloma pomysłami w głowie, z wieloma wizjami na przyszłość. Czy to się spełniło? Nie do końca, w planach miałam całkowicie inne życie, niż te, które mnie spotkało. Chciałam być zwykłą kobietą z ukochanym mężczyzną u boku i przynajmniej dwójką dzieci. Chciałam stworzyć swój własny świat z ludźmi, których kocham i na którym mi zależy. Wszystko, co miałam zaplanowane, legło w gruzach w przeciągu kilku minut.

               Do tej pory pamiętam krzyki bliskich, którzy kazali mi uciekać. Pamiętam krew, która lała się z ich ciał. Pamiętam ból, który malował się na ich twarzach. Pamiętam ich ciała, które leżały bez ducha. Przed oczami mam mamę, która prosiła mnie, abym ją zabiła. Chciała, abym zamieniła się w wampira, bestie, która musi żywić się krwią. Chciała, abym przetrwała. Zrobiłam to, ale czy obrałam przy tym dobrą drogę? Tego nie jestem taka pewna.

               Każdy z mojej rodziny miał jakiś cel na przyszłość, wyjątkiem byłam ja. Co prawda miałam zaplanowane zakończenie, ale nigdy nie miałam rozwinięcia. Chciałam żyć chwilą i cieszyć się tym, co przyniesie teraźniejszość. Nie martwiłam się o jutro, a wczoraj było przeszłością. Dla mnie liczył się dany dzień i dana chwila, reszta nie miała żadnego znaczenia. Wiele osób powtarzało mi, że różnię się od reszty rodziny, od swojej siostry, rodziców, a nawet przodków.

                Viviane Fortem była kobietą, która mocno stąpała po ziemi. Miała plany na swoje życie i na życie swoich bliskich. Nie ograniczała ich jednak, pozwalała im żyć po swojemu. Jedna z najpotężniejszych czarownic, która nie przestrzegała prawa magii i związała się z wampirem. Potępiona przez Starszyznę, która chciała jej zagrozić i skazać jej potomków na śmierć. Viviane jednak nie poddała się bez walki, do końca swoich dni chroniła tych, którzy nie mogli ochronić się sami.

               John Fortem był mężczyzną o specyficznym poczuciu humoru. Wszędzie go było pełno, jako nastolatek uwielbiał wpadać w kłopoty. Pewnego dnia został zmieniony w wampira, którego świat nagle musiał się zmienić. Nie znał się na istotach nadprzyrodzonych, miał problemy z kontrolą i pogodzeniem się z losem. Walczył każdego dnia o samego siebie i o innych, słabszych osobników. Na jego drodze stanęła przepiękna czarownica, która swoim urokiem zawładnęła jego sercem. Stał się dla niej kimś lepszym, silniejszym. Związał się z kimś, z kim nie powinien. Razem z żoną złamali prawo, za co groziła jedną z najgorszych kar, jednak nie poddawali się bez walki.

               Elizabeth Fortem była młodą kobietą, która nie zdążyła zbyt dokładnie poznać świata. Osoba o dobrym sercu i pozytywnej energii, chętnie niosła pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebowali. Swoją dobrocią przyciągała do siebie tłumy ludzi, którzy od pierwszego wejrzenia ją pokochali. Była miła i ciepła dla każdej spotkanej osoby. Nie winiła innych za błędy przeszłości, zawsze starała się wysłuchać i nikogo nie oceniać. Nie chwaliła się swoją potęgą ani odmiennością. Wierzyła, że każda istota nadprzyrodzona jest sobie równa.

                Richard i Sophie Fortem, wspaniałe małżeństwo starszych osób. Byli chętni do pomocy, chociaż niewiele mogli zrobić jako ludzie. Sophie pracowała w szpitalu i pomagała rannym, podnosząc ich na duchu swoim pozytywnym nastawieniem do życia. Ludzie uwielbiali ją odwiedzać i odwdzięczać się za daną im pomoc. Natomiast Richard był jednym z najbardziej szanowanych policjantów. Prawo dla niego miało duże znaczenie, łapał przestępców i robił wszystko, aby nigdy więcej nie popełnili drugi raz tego samego błędu. Zaakceptowali przemianę własnego syna i pomagali mu w życiu rodzinnym najmocniej, jak tylko mogli. Oboje zginęli w wypadku samochodowym, jadąc do córki i zięcia na urodziny Elizabeth.

               William i Charlotte Grant, magiczne małżeństwo. Oboje posiadali moc, która należała od pokoleń w ich rodzinach. Charlotte była zagorzałą czarownicą, dla której prawo było świętością. Nie mogła pogodzić się z wyborem córki i odcięła się od niej, wykluczając z rodziny. Nigdy nie poznała swoich wnuczek, ponieważ twierdziła, że są plamą na honorze. Natomiast William miał trochę inne podejście do świata, niż jego żona. Nie trzymał się prawa czarownic, popełniał wiele wykroczeń i nie patrzył na konsekwencje swoich wyborów. Nie odciął się od własnej córki, wspierał ją i zgadzał się z jej wyborami. Zmarł, zaatakowany przez przodków za złamanie prawa. Jego żona zmarła pół roku później z tęsknoty za mężem.

               Świat czarownic zawsze posiadał swoje własne zasady, których trzeba było się trzymać. Oczywiście nie każdy to robił, co kończyło się śmiercią takiej osoby. Moja mama była wyjątkiem, który walczyło siebie do samego końca. Jej śmierć przyniosła za sobą wiele strat i konsekwencji, po których nie każdy był w stanie ponieść. Jedną z takich osób byłam ja, załamana po morderstwie, jakiego się dopuściłam.

               Jednym z najważniejszych praw Przodków był zakaz parowania się z istotami innej rasy, czy chociażby przyjaźń z nimi. Oni mieli podzielony świat według własnej hierarchii, w której byli najwyżej. Osobiście nie zgadzałam się z tym i postawiłam im się, co widać właśnie w tej chwili. Moimi przyjaciółmi są Pierwotni, Hybrydy, wampiry, wilkołaki, Banshee, kojotołak i czarownice. Nie miałam nigdy zamiaru trzymać się jakichkolwiek zasad, więc i tym razem nie chciałam tego robić.

               Przed nami stał młody wilkołak, który przedstawił się jako Theo. Prawdę mówiąc, pierwszy raz spotkałam się z takim imieniem, więc nic mi ono nie mówiło. Sam wygląd chłopaka nie przypominał mi nikogo, kogo mogłabym spotkać w przeszłości. Interesował mnie najbardziej jego zapach, który nie pasował mi do wilkołaka. Był wymieszany z czymś jeszcze, czymś mi znajomym, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co to takiego. Chyba zbyt wiele się dzieje naraz.

- Kim? - spojrzałam zdziwiona na chłopaka.

- Theo Raeken? - zapytał cicho Scott, a ja spojrzałam na niego.

- Zgadza się, Scott – nowy uśmiechnął się do niego i zaczął kierować w naszą stronę.

- Jeszcze krok, a urwę Ci głowę – warknęłam.

- Coś Ty taka ostra? - prychnął chłopak.

- Ona tak zawsze – odpowiedział mu Scott. - Co tu robisz? Przecież nie mieszkasz w Beacon Hills.

- Przeprowadziliśmy się – wzruszył ramionami. - Postanowiłem wrócić do miasta.

- Zapewne w jakimś konkretnym celu – mruknęłam pod nosem.

- Nie tylko ostra i piękna, ale również mądra – puścił mi oczko, na co warknęłam zła. - Szukam stada.

- A ja słonia w okularach – prychnęłam. - Co to ma do rzeczy?

- Słyszałem o Tobie, Scott – chłopak nie przejął się moimi słowami, a ja przyjrzałam mu się dokładnie. - Stałeś się Prawdziwym Alfą dzięki swojej dobroci. Posiadasz własne stado, które chronisz za wszelką cenę. Chciałbym do Ciebie dołączyć, nie chcę być Omegą.

- A ja chcę jednorożca – nie mogłam się powstrzymać od komentarza.

- Nina! - warknął zdenerwowany Scott. - Dasz nam w spokoju porozmawiać?

- Jak chcesz – uniosłam dłonie w geście poddania.

                 Nie podobał mi się ten cały Theo, pomimo tego, że nawet go nie znam. Co prawda miałam nie oceniać książki po okładce, ale tym razem zrobię wyjątek. Jestem osobą bardzo nieufną i muszę wszystkich dokładnie sprawdzić, zanim pozwolę im się do siebie zbliżyć. W przeszłości kilka razy popełniłam ten błąd i zaufałam złym osobom, teraz nie mam zamiaru zrobić tego kolejny raz. Muszę go w jakiś sposób sprawdzić i dowiedzieć się prawdy.

- Malia – dopiero teraz otrząsnęłam się i ujrzałam dziewczynę ściskającą dłoń nowego. Może to nie będzie taki zły pomysł?

- Theo – chłopak podszedł do mnie i wystawił dłoń.

- Nina – uśmiechnęłam się sztucznie i oddałam uścisk.

                Chwila jego nieuwagi mogła okazać się moim sukcesem. Dotyk drugiej osoby pozwalał mi na dostanie się do czyjegoś umysłu i sprawdzenia wszystkiego, czego bym tylko chciała. Później mogłam w każdej chwili wchodzić do umysłu takiej osoby bez jej wiedzy, co bardzo mi się przydawało. Jednak w tym przypadku było całkowicie inaczej, umysł Theo był jakby zablokowany. Widziałam dookoła pustkę, nie słyszałam żadnych jego myśli. Wydało mi się podejrzane, ponieważ młody wilkołak nie był w stanie mnie zablokować, nie miał na to siły.

- Miło mi, Pani Ostra – uśmiechnął się chłopak.

- Uważaj, posiadam kły – warknęłam i wyrwałam mu dłoń.

               Umysły istot nadprzyrodzonych są dla mnie niczym otwarte księgi, z których bez problemu mogę czytać. Rzadkością jest umysł kogoś, kto mnie skutecznie blokuje i nie pozwalała zaglądać do myśli. Najczęściej takie przypadki zdarzają się u osób, które mają wiele lat na karku lub u czarownic pochodzących z silnych rodów. Sama osobiście uczyłam Rebekah zamykania umysłu przed innymi, pomimo tego, że jest Pierwotną wampirzycą. Zdarza się również zamykanie nieświadome, czyli dana osoba nawet nie ma pojęcia o tym, że blokuje takie osoby, jak ja. Jest to jednak również spotykane tylko u osób starszych i doświadczonych, młode wilkołaki nie mają takiej władzy. Co z tym chłopakiem jest nie tak?

- Na nas już czas – mruknął Stiles, łapiąc Malię za rękę.

- Tak, idziemy szukać jednorożca – odparłam, nie zdając sobie sprawy z własnych słów.

- Ty tak na poważnie? - Malia spojrzała na mnie zdziwiona.

- Co? - zapytałam, patrząc na dziewczynę.

- Dobrze się czujesz? - zapytał troskliwie Stiles.

- Nie – odpowiedziałam szczerze i ruszyłam w kierunku szkoły.

                Doszło do mnie coś, czego nie umiałam zrozumieć i wyjaśnić. Mój organizm nagle zaczął dziwnie reagować na nową osobę, chcąc ją od razu zabić. Mój gniew dawał o sobie znać, chociaż nie miał do tego powodu. Przecież ten chłopak nie zdążył mi nic zrobić, więc dlaczego miałabym go atakować? Oczywiście, wolałabym dostać się do jego umysłu i sprawdzić, kim jest i przede wszystkim czym, ale nie mogłam tego zrobić. Pozostawało mi mieć go na oku i sprawdzić, co ukrywa.

- Czemu go nie lubisz? - zapytał nagle Scott, idąc obok mnie.

- Pewnie dlaczego, że go nie znam – wzruszyłam ramionami.

- On jest jakiś dziwny, coś kombinuje.

- Stiles, nie rzucaj na niego oskarżeń, przecież powiedział, że szuka stada.

- Dlaczego akurat w Beacon Hills? - zapytałam, patrząc na Scott'a. - Na świecie jest wiele watah, do których mógł się zwrócić o pomoc, nie musiał przyjeżdżać akurat tu.

- Zna to miasto i ludzi, którzy tu mieszkają.

- Minęło wiele lat, Scott – odparł Stiles. - Nie wrócił przez długi czas, a teraz nagle się zjawia i chce do Ciebie dołączyć. Nie wydaje Ci się to dziwne?

- Nie – Alfa pokręcił głową. - Przestańcie go tak źle oceniać.

- Nie robiłabym tego, gdyby wpuścił mnie do swojego umysłu – odpowiedziałam lekko zła.

- Nie przeczytałaś nic? - zapytała Malia.

- Nie, ma blokadę – westchnęłam.

- Przecież to się zdarza – odezwał się Scott. - Sama mówiłaś, że niektórzy to potrafią.

- Tak, ale to są o wiele starsze osoby od niego. Młody wilkołak nie ma sił na zatrzymanie mnie i założenie blokady, Scott. Nawet Derek tego nie potrafił, a przypominam, że on urodził się jako wilkołak.

- Może ktoś go tego nauczył? - rzucił od niechcenia Alfa.

- Jasne, a Stiles jest silny – odparłam sarkastycznie.

- Dziękuje Ci bardzo – prychnął Stilinski. - Ale Nina może mieć racje, Scott. Coś z tym chłopakiem jest nie tak.

- Dajcie spokój – Alfa machnął ręką. - Zaufajmy mu.

- Ta ufność kiedyś Cie zgubi – odparłam.

               Zaufanie jest czymś, na co trzeba sobie zapracować, przynajmniej w moim wypadku. Nie ufam każdej napotkanej osobie, ponieważ na dobrą sprawę nie wiem, kto jest tym dobrym, a kto tym złym. W każdym z nas może czaić się wróg, który czeka na odpowiedni moment, aby zaatakować i pozbawić Cie życia. Staram się być ostrożna w dobieraniu towarzystwa, aby nie popełnić jednego z najgłupszych błędów. Scott najwyraźniej ma całkowicie inne zdanie na ten temat i ufa każdemu, kogo tylko spotka. Oby to nie skończyło się dla niego tragicznie.

               W ciszy weszliśmy do szkoły, zatopieni we własnych myślach. Każdy z nas miał odmienne zdanie na temat tego nowego, chociaż ja i Stiles myśleliśmy podobnie. Z tym, że chłopak od razu zabiłby Theo i miał spokój, ja jednak postanowiłam na razie nie robić nic. Zobaczymy, do czego nas to doprowadzi. W razie czego zawsze mogę pozbyć się tego nowego i po sprawie, a Scott'owi powiem, że to był nieszczęśliwy wypadek, czy coś.

- Wszędzie was szukam! - krzyknęła Lydia, podbiegając do nas. - Dłużej się nie dało?

- Kiedy Ty zdążyłaś tu przyjechać? - zapytała zdziwiona Malia.

- Jakiś czas temu. Pisałam do was, nie widzieliście?

- Nie mamy zasięgu – odpowiedziałam.

- Co was zatrzymało? - spojrzała na nas podejrzliwie.

- Nowy przyjaciel, Theo jakiśtam – machnęłam ręką.

- Theo Raeken – poprawił mnie Scott.

- Mniejsza o to, idziemy?

- Chwila, ten sam Theo, który kilka lat temu wyprowadził się stąd?

- Tak, ten sam – odpowiedział Stiles. - On coś knuje.

- Przestań wszystkich oskarżać – westchnął Scott. - Chodźcie, zanim to się skończy.

               Tu niestety musiałam się zgodzić z Alfą. Stiles był znany z tego, że wszystkich odrzucał i nie ufał nikomu, chcąc się jak najszybciej pozbyć nowych osób. Nie powiem, żebym była innego zdania, ale przecież obiecałam, że nie będę zabijać. Jedno jest pewne, trzeba się uważnie przyjrzeć temu całemu Theo, aby przypadkiem nie wyszły tego jakieś nowe kłopoty. Jak na razie wolę żyć w spokoju i cieszyć się wspólnymi chwilami, które mogą się za niedługo skończyć.

                  Ruszyliśmy przed siebie w kierunku biblioteki, w której miało się wszystko odbyć. Sama byłam w tym momencie sceptycznie do tego nastawiona, ponieważ, prawnie, nie powinnam należeć do tej szkoły. Swoją edukacje już dawno zakończyłam i gdyby nie kłamstwo i fałszerstwo, to za cholerę bym tu nie chodziła. Może powinnam zrezygnować i nie podpisywać się, tak jak reszta uczniów?

- Zdałam! - krzyknęła nagle Malia, rozbudzając mnie z ponurych myśli.

- Skąd wiesz? - zapytałam z zaciekawieniem.

- Przyszła do mnie wiadomość – pisnęła szczęśliwa i rzuciła mi się w ramiona.

- A nie mówiłam? Wiedziałam, że zdasz – uśmiechnęłam się.

- Dziękuję – szepnęła i oderwała się ode mnie, zbierając gratulacje od innych.

                Wiedziałam, że Malia sobie poradzi, w końcu to mądra dziewczyna. Podziwiam ją za to, że chce o siebie walczyć. Jakby nie patrzeć, przez osiem lat żyła jako zwierze i ma prawo nie wiedzieć wielu rzeczy. Ona jednak się nie poddała i starała się nadrobić zaległości, nie tylko w szkole. Uwielbiała chodzić na zakupy, robić zdjęcia w każdym, możliwym miejscu i cieszyć się chwilą. Chciała spróbować wszystkiego, chciała się bawić tak, jak powinna robić to przez te kilka lat nieobecności. A ja chciałam być dla niej oparciem i we wszystkim jej pomóc, aby poczuła się dobrze.

               Weszliśmy do biblioteki, w której znajdowali się również inni uczniowie chcący jak najszybciej wypełnić swoje zadanie. Byłam szczęśliwa widząc radość na twarzach przyjaciół. Każdy z nich miał przy sobie kogoś, z kim mógł spędzić resztę życia. Stiles i Malia idealnie do siebie pasowali, pomimo różnicy charakteru. Scott i Kira również wyglądali na szczęśliwych, chociaż nie do końca to akceptowałam, to musiałam pozwolić im żyć po swojemu. Lydia natomiast jest mądrą osobą, która w szybkim czasie znajdzie sobie drugą połówkę. A ja? No cóż, koty są fajne, może zaadoptuję kilka?

                Nadeszła nasza kolej, więc każdy ustawił się z kolejce i czekał na swoją chwile. Nie chciałam brać w tym udziału ze względu na kłamstwo, jakiego się dopuściłam. Nie byłam uczniem tej szkoły, prawnie bym nie nie przyjęli. Czy powinnam w tym momencie skłamać i złożyć podpis swoich inicjałów? Nie jestem tego pewna, może lepiej się wycofać?

- Nina, teraz Ty – uśmiechnęła się Lydia i podała mi marker.

- Ja spasuję, nie powinnam tego robić.

- Dlaczego? - Scott spojrzał na mnie zdziwiony.

- Gdyby nie kłamstwo, nie należałabym do was. Nie powinnam się podpisywać – mruknęłam.

- Jesteś jedną z nas, należysz do nas – Lydia uśmiechnęła się do mnie.

               Zdecydowanie mam szczęście, że posiadam takich ludzi, jak oni. Pomimo niepewności, chwyciłam marker do ręki i podeszłam do półek. Przez chwile zastanawiałam się, w którym miejscu mam się podpisać, i wtedy w oczy rzuciły mi się inicjały ,,D.H.''. Czyli nasz wielki, zły wilkołak również zostawił po sobie pamiątkę w tej szkole. Postanowiłam podpisać się blisko niego, a jednocześnie blisko Lydii. Tak, to będzie najlepsze miejsce dla mnie.

               Z uśmiechem na twarzy oddałam marker Scott'owi i cofnęłam się do Lydii i Malii. Obie dziewczyny przytuliły się na mnie i patrzyły na Alfę, który nad czymś się zastanawiał. Nie chciałam wchodzić mu do głowy, a nawet bez tego wiedziałam, o co mu chodzi. Pomimo tego, że dzielą ich kilometry, w dalszym ciągu darzą się dużym uczuciem.

- Ona wciąż jest wśród nas – powiedziałam spokojnie, uśmiechając się do Alfy. Bez wahania wpisał inicjały kogoś, kogo życie zmieniło się za moją sprawą, ,,A A''.



************************

Witam ponownie, Kochani :*

Takim oto sposobem dotarliśmy do końca maratonu. Jak wrażenia? Mam nadzieję, że podobają wam się choć trochę rozdziały ;)

Na dzisiaj koniec, jednak oczekujcie nowego rozdziału już jutro ;)

Miłej nocki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro