ROZDZIAŁ 107

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Perspektywa Scott'a *

                Od razu skierowaliśmy się na zewnątrz i udaliśmy do szkoły. Mam nadzieję, że przeczucia Lydii okażą się jednak mylne. Nie chcę, aby ktokolwiek umarł, aby Nina umarła. Przecież to wtedy będzie tragedia. Nie chodzi mi już tylko o to, że nie pokonany bez niej wrogów. Nina jest częścią każdego z nas. To dzięki niej mam ochotę wstawać codziennie rano i stawić czoło kolejnym problemów. Ona daje mi wiarę na lepsze jutro. Pokazuje, że nie ważne co by się działo, razem jesteśmy niezniszczalni. Więc dlaczego nagle zachciało jej się walczyć samodzielnie ? Odpowiedź jest prosta. Zapewne w ten sposób chce nas ochronić przed demonem, który na dobrą sprawę ma nas w garści. Nie zmienia to jednak faktu, że powinna nam o wszystkim powiedzieć. Przecież bym ją wspierał, od tego są przyjaciele.

                 Zerknąłem nerwowo na telefon, niestety nie dostałem żadnego powiadomienia. Nie wiem co się dzieje z Allison. Pewnie już się obudziła. Ciekawe jaką decyzję podjęła. Boję się, że jednak wybierze śmierć. Wiem, że to dla niej trudne. W końcu jest Łowcą, który na dobrą sprawę zabija takich jak my. A teraz miałaby stać się wampirem ? To wszystko jest takie pokręcone. W duchu jednak dziękuję Ninie za to, że podała jej krew. Przynajmniej teraz ma wybór, sama zadecyduje o swoim losie. Ponoć istnieje lekarstwo na wampiryzm. Jeśli tak, to mam zamiar je odnaleźć. Jeśli oczywiście Allison zostanie wampirem. Chciałbym, aby to wszystko już się skończyło,aby wszystko wróciło do normy.

                 Byliśmy już coraz bliżej szkoły. Słyszałem przyspieszone bicie serc moich towarzyszy. Moje również waliło jak oszalałe. Martwiłem się o wszystko i o wszystkich. Boję się, że przybędziemy za późno i ujrzymy martwą Ninę z przebitym sercem. W życiu nie wybaczyłbym sobie tego, ze nie zapobiegłem tragedii. Co ze mnie za Alfa, skoro nie potrafię obronić swojego stada ? Pewnie najgorszy jakiego widział świat. Nie potrafię ochronić siebie, a co dopiero resztę. Nina zdecydowanie bardziej nadawałaby się na Alfę naszego stada. Co z tego, że jest wampirem ? Nie każdy z nas jest wilkołakiem, jednak stanowimy rodzinę. Dziwną, ale jednak rodzinę. Każdy z nas kocha każdego, każdy jest gotowy skoczyć w ogień za drugą osobą.

                 Dotarliśmy do naszego celu podróży. Stanęliśmy przed terenem szkoły i patrzyliśmy na budynek. Dlaczego zawsze wszystko musi się dziać w szkole ? Istnieje jakaś tam mała nadzieja, że nic tam nie będzie, chociaż Lydia uważa inaczej. Wolałbym jednak, aby nie była jak Nina i chociaż raz się pomyliła co do swojej intuicji. Naprawdę nie chcę więcej patrzeć na niczyją śmierć. W dalszym ciągu mam przed oczami martwe ciało Allison. Ten obraz nigdy nie zniknie z mojego umysłu, do końca życia będę go miał przed oczami.

- Co robimy ? - Cisze przerwał głos Stiles'a.

- Musimy sprawdzić szkołę – powiedziała pewnie Lydia. - Chyba musimy się rozdzielić.

- To dobry pomysł – powiedział głos, który nie był z nami podczas podróży. Odwróciłem się.

- Kira ? Co Ty tu robisz ? - Nie powiem, aby jej widok mnie nie zdziwił.

- Ja po nią zadzwoniłam – powiedziała Lydia, patrząc na mnie. - Potrzebujemy każdej pary rąk do walki.

- Dobra – westchnąłem. Lydia ma rację, każdy się teraz przyda.

- Kira ma racje, powinniśmy się rozdzielić – powiedział Derek, patrząc na mnie. - Nie możemy iść wszyscy , bo za długo nam to zajmie.

- Ale w grupie siła – odezwał się Isaac. - Nina zawsze to powtarza.

- Ale teraz jej tu z nami nie ma – odparłem i przetarłem ręką twarz. - Musimy się rozdzielić. Jedni pójdą od przodu, drudzy od tyłu. Tak znajdziemy ją szybciej.

- Biorę bliźniaków i Isaac'a – odezwał się Derek. - My zajdziemy od tyłu i sprawdzimy teren, a wy idźcie od przodu.

- Jak się będziemy kontaktować ? - Zapytała Lydia .

- Mamy telefony, poza tym możemy ryczeć, wtedy się usłyszymy – powiedziałem pewnie, chociaż w środku tak się nie czułem.

- Zgoda. Uważajcie na siebie – powiedział Derek i spojrzał na nas wszystkich.

- Wy też – odpowiedziałem.

                Każdy kiwnął głową i skierował się w swoja stronę. Cholernie boję się widoku, jaki możemy zastać w środku. Ale jak to mówią, do odważnych świat należy. Strach teraz nie jest ważny, najważniejsza jest w tym momencie Nina i jej życie. Zawsze to ona się narażała dla nas, czas odwrócić role i ochronić ją przed jej własną głupota. Jak tylko ja spotkam, to nakopię jej do tyłka za to, co zrobiła lub chce zrobić. W każdym razie nieźle jej się oberwie. Podejrzewam, że nie tylko ode mnie.

                    Gdy stanęliśmy przed drzwiami szkoły, cała odwaga nagle wyparowała. Wpatrywałem się w nie i nie wiedziałem, co mam zrobić. Może lepiej zawrócić i uciec jak najdalej ? Pewnie, zostaw Ninę samą. Czasami wpadają mi do głowy naprawdę głupie pomysły. Ona nigdy by mnie nie zostawiła w potrzebie, więc ja też tego nie zrobię. Wdech i wydech, dasz rade , Scott. Spojrzałem na moich towarzyszy, na ich twarzach również dostrzegłem strach i zawahanie. Pójdą za mną, za Alfą. Pierwszy krok należy do mnie.

                 Wziąłem głęboki wdech, a następnie naparłem na drzwi, które natychmiastowo się otworzyły. Spodziewałem się armii demonów czy coś, a tu pustka. Stanąłem jak wryty, a za moim śladem poszła reszta. Albo naoglądałem się za dużo filmów akcji, albo coś tu nie gra. A może Lydia nie miała racji i tak naprawdę tu nikogo nie ma ?

- Coś mi tu nie pasuje – odezwał się Stiles.

- Może się pomyliłam ? - Zapytała Lydia.

- Raczej nie – szepnęła Kira – patrzcie.

                  Każdy z nas odwrócił się za siebie, a sceneria nagle się zmieniła. Znaleźliśmy się na zewnątrz, a wokół nas był śnieg. Chyba uderzyłem się w głowę. Przed chwilą weszliśmy do budynku, przed nami był korytarz. Teraz nagle jesteśmy w całkowicie innym miejscu, które z pewnością nie znajduje się na terenie szkoły. Więc albo zwariowałem, albo ktoś robi sobie z nas jaja.

- O co tu chodzi ? - Szepnęła Lydia.

- Nie wiem, ale coraz mniej mi się to podoba.

- Mi też – powiedziała Kira w chwili, gdy przed nami pojawiło się czterech ONI. No i fajnie.

- Co teraz ? - Zapytał słabo Stiles.

- Walczymy – odpowiedziała lisica i wyciągnęła miecz.

- Świetnie, najlepiej walczmy i dajmy się zabić – westchnęła Lydia.

- Nie widzę takiej potrzeby – przed nami właśnie pojawiła się postać, która była owinięta bandażami. Wiem, kto to jest.

- Nogitsune – warknąłem w jego stronę. - Czego chcesz ?

- Teraz ? Niczego – jego głos był nieźle zniekształcony. Nie był już w ciele Stiles'a, a to dosyć dziwne.

- Nie zbliżaj się, bo się zabiję – powiedział Stiles,przytrzymując miecz Kiry przy swojej klatce piersiowej. - Umrzemy razem.

- Już nie potrzebuję Twojego ciała – zaśmiał się gardłowo, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. Że co proszę ?



* Perspektywa Dereka *

                 Od razu po podjęciu decyzji o rozdzieleniu się, poszliśmy w swoje strony. Byłem zdeterminowany do walki. Za wszelką cenę chciałem uratować Ninę, choćbym miał przypłacić to swoim własnym życiem. Ona naprawdę była dla mnie bardzo ważna. Nie liczyło się nawet to, że możemy już nigdy nie być razem. Dla mnie liczyło się teraz tylko i wyłącznie jej bezpieczeństwo. Chciałbym, aby to wszystko już się skończyło.

                  Dotarliśmy do tunelu, który znajdował się za szkołą. Mam nieciekawe wspomnienia związane z tym miejscem. To tu Nina mówiła mi o Jennifer i jej prawdziwej twarzy. A co ja zrobiłem ? Pocałowałem kobietę na jej oczach, aby tylko jej dopiec. Dlaczego ? Już wtedy coś ciągnęło mnie do wampirzycy, ale za cholerę nie chciałem się do tego przyznać. Chciałem zaprzeczyć samemu sobie, że żywię do niej jakiekolwiek uczucia. Jennifer była dobrą odskocznią. Dopiero gdy zobaczyłem śmierć Katherine to uświadomiłem sobie, że kocham Ninę. Szkoda, że nigdy jej tego nie powiedziałem.

- Mamy towarzystwo – powiedział Isaac i wskazał na schody. Na nich stało dwóch ONI i koleś owinięty bandażami. To on już nie jest Stiles'em ?

- Czego chcesz ? - Warknąłem w jego stronę.

- Waszej śmierci, to chyba logiczne - zaśmiał się.

- Zaraz nie będzie Ci do śmiechu – powiedział Aiden i zmienił się w wilkołaka.

- A wy pożegnacie się z życiem.

                  Kiwnął głową na demony, które natychmiast zmaterializowały się koło nas, od razu przechodząc do ataku. Każdy z nas starał się walczyć jak najlepiej. Była ich czwórka, więc po jednym dla każdego. Niestety, to w żaden sposób nie ułatwiało nam walki. Atakowali nas z każdej strony, pozwalając tylko na obronę, na ataki nie mieliśmy czasu.

                 Nagle powietrze przecięła strzała, która trafiła w jednego z ONI. Wbiła się prosto w miejsce, w którym powinno być serce, zaświeciła się, a demon zniknął. Spojrzałem w stronę osoby, która strzeliła. Chris stał dumnie u góry schodów z łukiem należącym do Allison. Postrzelił dwóch kolejnych, w trzeciego niestety nie trafił. Chciałem podbiec do strzały, która upadła na ziemię i osobiście przebić ostatniego, jednak Aiden mnie wyprzedził. Złapał za broń i skierował ja w stronę demona. Ten jednak miał inne plany i zaczął biec w jego stronę, po chwili rozpływając się w powietrzu. Uśmiechnąłem się, jednak szybko na moją twarz wpłynął smutek. Czy to wszystko nie może się skończyć dla mnie dobrze ?

- Aiden ! - Krzyk Ethan'a przeciął ciszę, która wokół nas panowała. To już koniec.



* Perspektywa Klaus'a *

                   Czy ktoś mi może powiedzieć, po jaką cholerę ja się na to wszystko zgodziłem ? Czy naprawdę jestem aż tak bardzo głupi ? Przecież ja zginę śmiercią tragiczną, zabity przez więcej niż jedną osobę. Jeśli oni wszyscy mnie dorwą, to już po mnie. Własne rodzeństwo również będzie chciało mnie rozszarpać za to, co muszę zrobić. I czyja to wina ? Oczywiście naszej kochanej mieszanki naturalnej, nazywanej inaczej Niną Fortem. Ta kobieta ściągnie na mnie śmierć szybciej, niż jej się wydaje. Już mogę zacząć sobie kopać grób.

                     Przyjechałem do Beacon Hills z myślą, że jednak uda mi się namówić Ninę do zmiany decyzji. Przecież zawsze mogliśmy znaleźć inne rozwiązanie, prawda ? Musi być coś innego, co mogłoby pokonać demona. Każdy ma jakiś swój słaby punkt, nie zawsze trzeba od razu zabijać. No dobra, wiem, że aby kogoś pokonać, trzeba kogoś zabić. Ale może dałoby się jakąś pokonać tego całego Nogitsune bez zabijania sarkastycznego chłopaka ? Oczywiście moje argumenty były rzucane w ścianę. Ta uparta dziewczyna nawet nie miała zamiaru mnie słuchać. Nie ważne, że jestem starszy i przeżyłem o wiele więcej, niż ona. To Nina ma rację i wie najlepiej, a nie ja. Czasami naprawdę mam ochotę udusić ją gołymi rękoma.

                  Właśnie stoję niedaleko szkoły i czekam na cholerny znak. Wtedy wkroczę do akcji i wykonam swoja misje. Czuję się trochę jak tajny agent, ale co tam. Każdemu w życiu potrzebna jest mała zabawa. Szkoda tylko, że ta może się skończyć tragicznie, i to nie tylko dla mnie. Nina postradała zmysły. Ciekawi mnie tylko, skąd ona to wzięła i jakim cudem na to wpadła ? To nawet ja nie wiedziałem, że można coś takiego zrobić, a ona ? Dzwoni nagle i oznajmia, że ma genialny plan. Tylko ten jej genialny plan może pociągnąć za sobą więcej, niż jedna osobę. Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz ręką.

- Raz się żyje – mruknąłem cicho.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro