ROZDZIAŁ 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Kolejny dzień, który ma się zmarnować na szkołę. Staję się coraz bardziej marudna, chyba się starzeję. Dobra, z pewnością się starzeję, chociaż tego po mnie nie widać. Może najzwyczajniej potrzebuję jeszcze jednej przerwy? Nieważne, że jakiś czas temu byłam na krótkich wakacjach z Derekiem, przyda mi się jeszcze jeden mały urlop.

               Otworzyłam oczy i spojrzałam w bok. Derek słodko spał, aż serduszko mi mocniej zabiło. Cholera, ja naprawdę go kocham. Czasami zastanawiam się, jak będzie wyglądać nasze przyszłe życie. Może wyjedziemy z Beacon Hills? A może zostaniemy tutaj i założymy rodzinę? Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, więc ciężko mi to stwierdzić. 

              Delikatnie wysunęłam się z jego objęć. I wiecie co? Udało się! Moje ręce wystrzeliły do góry na znak zwycięstwa. To dopiero wielki wyczyn. Derek zaczął coś mamrotać i odwrócił się na drugi bok. Zaśmiałam się cicho. On naprawdę jest uroczy, nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Stwierdził, że bycie uroczym nie pasuje do prawdziwego mężczyzny.

               Jak co rano, wzięłam prysznic i wykonałam poranną toaletkę. Wybrałam ubrania, które szybko na siebie nałożyłam. Dzisiejszy wybór padł na niebieską bluzkę na ramiączkach obszytą koronką, czarne spodnie, czarne botki na szpilkach oraz czarną skórę.  Dodatkowo na rękę nałożyłam bransoletkę i założyłam naszyjnik.  

               Śniadanie postanowiłam zrobić dzisiaj inne. Usmażyłam omlet i zrobiłam kilka tostów. Do picia oczywiście kawa, jej zabraknąć nie może. Nie przepadałam za jedzeniem z rana, zdecydowanie wystarczała mi kawa i ewentualnie krew. Odkąd mieszkam z Derekiem, trochę pozmieniało się w moim życiu.

                Pochłonęłam szybko swój posiłek i ruszyłam na górę. Derek w dalszym ciągu słodko spał. Pocałowałam go w czoło i wyszłam z domu, chociaż z wielką chęcią zostałabym w nim na dłużej. Uwielbiałam poranki spędzone w towarzystwie ukochanego, jednak obowiązki mnie wzywają. Wsiadłam do Mercedesa i ruszyłam do szkoły.

               Jak zawsze, na parkingu, stała cała paczka przyjaciół. Plus jedna osoba, z którą wolałabym się nie spotkać z rana. Mój humor od razu mnie opuścił. Dlaczego ja muszę reagować na nią w ten sposób? Równie dobrze mogłabym udawać, że jej tam nie ma, byłoby od razu lepiej.

- Hej – podeszłam do każdego, oprócz jednej osoby, i pocałowałam w policzki.

- Hej, piękna – powiedział Stiles i od razu zjawił się obok mnie. - Jak humorek?

- Mam być szczera czy miła?

- Miła - uśmiechnął się szeroko. 

- Świetny - uśmiechnęłam się sztucznie.

- To super. Spędzimy trochę czasu wszyscy razem i będzie fajnie.

- Jasne. Spędzajcie sobie – uśmiechnęłam się do niego sarkastycznie.

- Ale Ty też – powiedział Scott.

- Nie podnoś mi lepiej bardziej ciśnienia, bo poleje się krew - na moich ustach w dalszym ciągu widniał fałszywy uśmiech. 

- Może źle zaczęłyśmy – powiedziała dziewczyna. - Nazywam się Kira – wystawiła dłoń w moją stronę.

- Jeśli chcesz, aby Twoja ręka była na swoim miejscu, to lepiej ją zabierz.

- Nina! Możesz przestać się zachowywać w ten sposób?! - Scott był zły, jak mi przykro.

- Nie? Nikt mi nie będzie dyktował co mogę, a czego nie. Zresztą, byłam miła. Uprzedziłam ją.

- Ale dlaczego nie chcesz się ze mną bliżej poznać? - zapytała Kira.

- Posłuchaj, dziewczynko. Masz szczęście, że jestem jeszcze miła. Radzę Ci odpuścić.

- Teraz jesteś miła? Jakoś ciężko to zauważyć.

- Jestem miła, bo jeszcze żyjesz. Za chwilę mogą zbierać Cię z ziemi. Może oni Cię lubią, ale ode mnie na to nie licz. Nie zbliżaj się do mnie, bo pożałujesz.

               Wściekła odwróciłam się od towarzystwa i skierowałam do szkoły. Słyszałam jeszcze nawoływania przyjaciół, ale miałam ich głęboko gdzieś. Scott przegiął. Doskonale wie, że jej nie lubię, a przyprowadza ją na spotkanie. Chcą mnie zamienić? Proszę bardzo. Ich sprawa. Ja nie mam zamiaru się o nic prosić. 

               Weszłam do klasy matematycznej i usiadłam na swoim stałym miejscu. Po chwili do klasy weszli Stiles, Scott i Lydia. Reszta ma inne zajęcia. Scott usiadł przede mną, a Stiles w ławce obok. Przewróciłam oczami. Teraz oczywiście zacznie się przesłuchanie pod tytułem ,,Dlaczego Ty jej tak nie lubisz?''.

- Nina, wytłumacz nam o co chodzi - powiedział Scott.

- Pocałuj mnie w dupę.

- To po lekcjach – powiedział Stiles. - Dlaczego tak bardzo nie chcesz poznać Kiry?

- A dlaczego tak bardzo chcecie mnie do tego zmusić?

- Bo jest w porządku – Scott, jak zwykle, próbuje mnie przekonać. - Jest miła i pomocna. Pasuje do naszego towarzystwa.

- Chyba raczej do waszego. Póki ona jest w pobliżu, mnie nie będzie.

- Nina, spróbuj chociaż. Ma naprawdę fajny charakter. Jest zabawna, chce pomagać, miła.

- Świetnie. Więc Kira wchodzi za mnie.

- O czym Ty mówisz? Nie chcemy Cię zamieniać na nikogo.

- Za późno, Scott - warknęłam rozdrażniona. 

- Zachowujesz się jak małe dziecko, które nie dostało ulubionej zabawki. Serio przejmujesz się młodszą dziewczyną?

- Ściągnie na nas kłopoty, zobaczycie.

- Jakie kłopoty?

                Nie odpowiedziałam mu. W tym momencie do klasy weszła nauczycielka, co szczerze mnie ucieszyło. Nie mam zamiaru im się tłumaczyć ze swojego zachowania. Dobra, może nie zachowałam się dobrze, ale nic na to nie poradzę. Gdy jestem w pobliżu Kiry, mam chęć mordu. Tak działają na mnie lisy. Kiedyś jednego spotkałam i mu zaufałam. Dobrze się to nie skończyło. Drugi raz nie popełnię tego błędu.

               Lekcja matematyki zleciała szybko. Wyszłam z klasy i podeszłam do następnej. Teraz czeka mnie biologia, którą mam z Lydią i Allison. Jeśli one też zaczną mnie przekonywać do Kiry, zabiję. Nie zniosę tego, że ktoś w kółko powtarza mi, jaka ta cała Kira jest cudowna i miła. Mam serdecznie dość takich, jak ona. 

               Usiadłam na swoje stałe miejsce, po chwili dziewczyny przybyły do klasy i podeszły do mnie. Usiadły i się uśmiechnęły. Nie do końca wiedziałam, co oznaczał ten uśmiech, jednak nie chciałam od razu mieć czarnych myśli. Obie dziewczyny są mądre i jeśli zwrócę im uwagę, to z pewnością nie będą drążyć tematu. Przynajmniej one potrafią mnie zrozumieć. 

- Przepraszamy za wcześniejszą sytuacje – powiedziała Lydia.

- Tak, nie powinniśmy tego robić – odezwała się Allison.

- Świetnie. To już sobie wytłumaczyłyśmy.

- Nina, nie gniewaj się.

- Nie mam pięciu lat - burknęłam. 

- A my nie mamy zamiaru Cię przekonywać do polubienia Kiry.

- To zakończcie ten piękny temat.

- Przepraszamy – powiedziała skruszona Lydia.

               Lekcja się rozpoczęła, a ja zajęłam się rysunkami w zeszycie. Musiałam zrobić coś, co odwróci moją uwagę od lisa. Nie mogę jej zabić, dopóki ona nie popełni błędu. Ale mogę ją skrzywdzić, prawda? Tego nikt mi przecież nie zabroni, a kilka przykrych wypadków jeszcze nikomu nie zaszkodziły. 

               Została historia i nareszcie wymarzony Lunch. Weszłam szybko do klasy i usiadłam w ostatniej ławce. Po chwili pojawiła się reszta. Scott uśmiechnął się do Kiry, na mnie nawet nie spojrzał. Co innego Stiles, popatrzył na mnie przepraszająco. Kiwnęłam mu lekko głową, dając znać, że wszystko jest dobrze. Nie chciałam go martwić, nie zasługiwał na to. Kira usiadła koło mnie i patrzyła w moją stronę. Drażni mnie, nawet bardziej od Petera.

- Możesz przestać się patrzeć?

- Dlaczego mnie nie lubisz? Nawet nie chcesz spróbować.

- Już Ci to tłumaczyłam.

- Ale ja nic z tego nie rozumiem.

- To nie mój problem.

- Nie wiem, o jakim lisie mówiłaś. Naprawdę nie jestem zła.

- Czemu zależy Ci na tym, abym Cię polubiła?

- Bo chcę się z wami zaprzyjaźnić. Wszystkimi. Nie chcę, aby przeze mnie wasza paczka się rozpadła. Daj mi szanse.

- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie chcę mi się tego w kółko powtarzać. Nie polubię Cię. Jedynie mogę Cię zabić. Przestań zawracać mi głowę swoimi chorymi prośbami, bo nic z tego dobrego nie wyniknie. Wkurzasz mnie coraz bardziej, a moje nerwy są na granicy. Nie chcesz psuć naszej paczki? Za późno, kochana. Już to zrobiłaś.

               Odwróciłam się od niej. Mam jej serdecznie dość. Nawet jakbym nie chciała jej zrobić krzywdy, to sama mnie prowokuje. Trzyma się z daleka ode mnie? Jest spokój. Dlaczego musi być taka uparta i na chama próbować się ze mną dogadać?  Czy ja do niej mówię w jakimś niezrozumiałym języku?

,,Nie mówiłaś serio?'' usłyszałam głos Scott'a w głowie.

,,Mówiłam całkiem serio. Twój wybór, ja się nie wpieprzam.''

,,Przecież możemy dalej tworzyć paczkę, z Kirą.''

,,Czy do was nic nie dociera? Nie polubię jej.''

,,To chociaż zacznij tolerować.''

,,Po moim trupie.''

               Zakończyłam wymianę naszych myśli. Scott po chwili odwrócił się do mnie i patrzył w taki sposób, jakbym zabiła mu kota sznurówką. Przewróciłam oczami i spojrzałam na nauczyciela. Nie będę nikogo przekonywać do swoich racji. Skoro Scott tak bardzo chce mieć Kire w swoim gronie, to proszę bardzo. Ale niech na mnie nie liczy, ja nie mam zamiaru spędzać z nią czasu.

- Nina, jaki humor masz dzisiaj? - zapytał Pan Yukimura.

- Zły. Lepiej, żeby Pan też go nie psuł.

- Nie chcę powtórki z rozrywki.

- To niech Pan się do mnie nie odzywa. To najlepsze wyjście z tej sytuacji.

- Dzisiaj Ci odpuszczę.

- Radzę całkowicie odpuścić.

               Ten spojrzał na mnie, a ja pokazałam swoje żyłki pod oczami. Otworzył zdziwiony usta, ale nic nie powiedział. Odwrócił ode mnie wzrok. Wiedziałam, że był wtajemniczony w nasz świat, więc pewnie bez problemu mógł rozpoznać, kim jestem. Jego przerażenie było uzasadnione. 

,,Przegięłaś.''

,,Jak zawsze, Scott.''

               Uwielbiam go, ale czasami dziwi mnie jego łatwowierność. Mało mu problemów? Zna mnie o wiele dłużej, a zaufał jej. To boli. Nie mam jednak zamiaru przekonywać go do swoich racji. Skoro Scott twierdzi, że ona jest fajna, to niech się z nią trzyma. Sam się przekona, że popełnił błąd.

                Po historii ruszyłam na Lunch. Nie mam zamiaru spędzać go w towarzystwie reszty. Moje miejsce jest zajęte, a jak widać reszcie to wcale nie przeszkadza. Wymienili mnie na kogoś innego, najwyraźniej zapominając o tym, kim dla siebie jesteśmy i ile dla nich zrobiłam. Cóż, to ich wybór, ja się dostosuję. 

- Hej. Usiądziesz z nami? - zapytał Isaac, który zjawił się z resztą przy mnie.

- Nie, dzięki - uśmiechnęłam się lekko, on nie był niczemu winien. 

- Dlaczego? - zapytał zdziwiony Stiles.

- Moje miejsce jest już zajęte.

               Puściłam mu oczko i odeszłam od nich. Powoli traciłam kontrolę. Nie mogę sobie pozwolić na taki błąd. Już raz go popełniłam, zdradzając się, kim tak naprawdę jestem. Mogę się założyć, że Scott w najbliższym czasie wszystko wyśpiewa swojej nowej przyjaciółce, a wtedy mu tego nie daruję. 

               Usiadłam przy innych uczniach, z którymi znam się dosyć dobrze. Rozmawialiśmy o zbliżającym się treningu Lacrosse i meczu. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale nie odwróciłam się. Nie mogę na to wszystko patrzeć, bo chociaż udaję silna i twardą, w środku mnie to boli. Serce mnie ściska, gdy widzę swoich przyjaciół, którzy wybrali kogoś innego, nie rozumiejąc mnie.

               Rozmowa trwała w najlepsze, aż nagle usłyszałam czyjś przeraźliwy krzyk na korytarzu. Poderwałam się szybko z miejsca i pobiegłam tam. Zatrzymałam się widząc wystraszoną dziewczynę. Wyglądała, jakby co najmniej zobaczyła ducha.

- Co się stało?

- Kojot. On jest w szkole .

- Gdzie? - zapytałam zdziwiona.

               Wskazała mi palcem. Popatrzyłam tam, ale nic nie widziałam. Czułam natomiast jakiś zapach, dosyć znajomy zapach. Gdzieś już go kiedyś czułam, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie. Musiałam to jednak sprawdzić, bo jeśli faktycznie w szkole jest dzikie zwierze, to uczniowie są w niebezpieczeństwie. 

- Wracaj do sali. Niech nikt nie wychodzi, dobrze? Chyba, że będzie ewakuacja.

- Co chcesz zrobić?

- Złapać kojota - odparłam spokojnie. 

- A jeśli Cię zaatakuje?

- Znam się na zwierzętach, spokojnie.

               Uśmiechnęłam się lekko i pognałam we wcześniej wskazane miejsce. Muszę znaleźć tego kojota, zanim on znajdzie sobie ofiarę. Ciekawi mnie, skąd znam ten zapach. Wiem jedno, dowiem się wszystkiego, czego będę chciała. Nigdy nie odpuszczam, tym razem nie będzie inaczej. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro