ROZDZIAŁ 50*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Poranek okazał się dla mnie bardzo ciężki, jeszcze gorszy od samej nocy. Nie mogłam normalnie jej przespać przez wizje i myśli kłębiące się w moim umyśle. Miałam wiele pytań, które pozostawały bez odpowiedzi. Spojrzałam na telefon, za 15 minut zaczyna się pierwsza lekcja. Czyli będę miała ją z głowy, co jest w tym momencie bardzo dobrą wiadomością.

               Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Wyglądałam w miarę normalnie, chociaż mogło być lepiej, do ideału mi wiele brakowało. Rany nie do końca się zagoiły, najgorsze były te na twarzy. Z pewnością było to spowodowane tym, że wczoraj nie posiliłam się po tym wszystkim, po prostu nie miałam na to siły.

               Wykonałam poranną toaletkę, posmarowałam ranę na brzuchu maścią i skierowałam się do garderoby po dzisiejszy ubiór. Padło na niebieską bokserkę, czarne botki na szpilkach, czarne spodnie oraz czarną skórę. Do tego dobrałam naszyjnik z zielonkawym kamieniem oraz złotą bransoletkę.

              Gotowa zeszłam na dół do kuchni, co nie było wcale takim łatwym zadaniem. Po wczorajszej walce bolały mnie mięśnie i kości, za co miałam ochotę rozszarpać winnych. Od razu sięgnęłam po woreczek z krwią i przelałam zawartość do szklanki. Zrobiłam sobie również kawę, olewając śniadanie. Nie mam na nie ochoty, zresztą zapewne nawet nic by mi nie przeszło przez gardło.

              Nie za bardzo chciało mi się iść do szkoły, ale jak już wstałam, to chociaż nie będę siedzieć w domu samotnie. Do tego mam jak zwykle złe przeczucia, nie mam zamiaru ich ignorować. Nigdy nie przyniosło to nic dobrego, wręcz przeciwnie. Zawsze, gdy olewałam swoja intuicje, miałam później dziesięć razy więcej roboty.

                Zaczęłam rozmyślać na temat Nogitsune. Skądś się tu zjawił i to nie jest przypadek. Karmi się bólem i strachem, tyle wiem. Zastanawiam się tylko, w kogo mógł się wcielić. Moje informacje na jego temat są bardzo małe, gdyż nie spotkałam się z czymś takim. Co prawda mama mi coś tam o nim mówiła, ale, jak to ja, jednym uchem wpuszczałam, a drugim wypuszczałam.

              Moje rozmyślania przerwał telefon, który zniosłam ze sobą na dół. Byłam pewna, że to któreś z moich przyjaciół. Zapewne chcieli wiedzieć, dlaczego mnie nie ma w szkole lub jak się czuję po wczorajszej walce. Jednak po podniesieniu telefonu bardzo się zdziwiłam, akurat tej osoby się nie spodziewałam i nie bardzo wiedziałam, jak mam z nią rozmawiać.

- Cora? - zapytałam zdziwiona, przełykając przy tym ślinę.

- Hej, nie przeszkadzam?

- Nie, skąd. Coś się stało? - starałam się z całych sił, aby mój głos brzmiał normalnie.

- Trochę się pozmieniało. Zresztą, dawno nie rozmawiałyśmy.

- To spowiadaj się. Co tam?

- Rozstałam się z Damon'em - mruknęła lekko załamana.

- Czyli na drugą lekcję też nie idę – zaśmiałam się. - Co się takiego wydarzyło?

- W sumie to nic takiego. Oboje doszliśmy do wniosku, że to nie ma większego sensu. Rozstaliśmy się ugodowo, więc nie było problemu. Dalej mamy ze sobą kontakt.

- Jest ktoś inny? - zapytałam, podejrzewając, że otrzymam odpowiedź twierdzącą.

- Skąd wiesz? - westchnęła ciężko.

- Słyszę po głosie – zaśmiałam się. - Opowiadaj, kto jest tym szczęściarzem?

- Enzo - powiedziała niepewnie.

-Ten Enzo? - zapytałam zdziwiona. Doskonale go pamiętam, zapadł mi w pamięć jako ten fajny facet, który ma lekki problem pod sufitem.

- Chyba tak, innego nie znam.

- Jak to się stało? - zapytałam zaciekawiona.

- Zaraz po rozstaniu z Damon'em, poszłam do baru. Spotkałam tam Caroline, Bonnie i Enzo. Jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać i tak wyszło.

- Jesteście już parą?

- Jeszcze nie - powiedziała weselszym głosem.

- Jeszcze – zaśmiałam się.

- Dobrze się dogadujemy, mamy dużo wspólnych zainteresowań. Jest fajnym facetem, z którym można o wszystkim rozmawiać i hamuje się z piciem krwi. Jest trochę inny od Damon'a.

- To prawda. Niby podobni, a jednak inni.

- A Ty jak tam? Jak Ci się układa z Derekiem?

- Nijak - odpowiedziałam niepewnie. Właśnie wchodzimy na zakazane tereny.

- To znaczy? - zapytała zdziwiona.

- Nie jesteśmy już razem, zerwał ze mną.

- Co?! - przysięgam, przez nią kiedyś stracę słuch.

- To co słyszysz, Twój brat mnie rzucił.

- Dlaczego? - jęknęła załamana i zdziwiona jednocześnie.

- Stwierdził, że nie będzie z kimś takim jak ja.

- Chodziło mu o to, czego dowiedział się od Mason'a?

- Tak – westchnęłam. - Nawet nie dał mi się wytłumaczyć. Od przyjazdu z Mystic Falls spędził jedną noc u mnie, a później spał w Lofcie. Pewnego razu przyszedł i zaczął się pakować. Następnie nawrzeszczał na mnie, zwyzywał mnie i wyszedł.

- Zabiję gnoja! - warknęła wściekła.

- Spokojnie, nie ma takiej potrzeby.

- Już to zrobiłaś?

- Nie – zaśmiałam się. - To jego wybór, Cora. Nam nic do tego.

- Ale on Cię zranił - odparła, w dalszym ciągu będąc zła.

- Nie on pierwszy i pewnie nie ostatni. Najwyraźniej nie jest mi pisana miłość.

- Nawet tak nie mów.

- Spokojnie, przeżyję to - powiedziałam z lekkim uśmiechem, chociaż wcale nie byłam tego taka pewna.

- Ale nie będziesz się zachowywać tak jak kiedyś? - spytała niepewnie.

- To znaczy jak? - zmarszczyłam brwi.

- Przepraszam, ale Damon trochę mi o Tobie opowiadał i wiem wszystko.

- Nie uważasz, że nie powinnam istnieć, że jestem mordercą i nic nie znaczącą istotą?

- Zwariowałaś?! Skąd Ci to przyszło do głowy?!

- Twój brat mi tak powiedział - westchnęłam i przetarłam wolną dłonią twarz.

- Już się pakuję, za kilka dni będę i osobiście go zamorduję.

- Cora, nie denerwuj się.

- A co ja w ciąży jestem?!

- Nie, ale złość piękności szkodzi.

- Mi już nic nie zaszkodzi – zaśmiałam się z jej wypowiedzi. - Po prostu nie mogę pojąć, że tak się zachował wobec Ciebie. Przecież Cię kochał.

- Nie prawda. Najwyraźniej nic do mnie nie czuł.

- Jak to? - zapytała zdziwiona.

- Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha.

- A mi to powtarzał w kółko - prychnęła.

- Najwyraźniej nie wiedział co mówi.

- Chyba do Ciebie - parsknęła śmiechem.

- Skończ. Nie będziemy rodziną, przykro mi.

- Może da się to jeszcze naprawić?

- Umiesz cofać czas?

- No nie, ale...

- Nie ma żadnego ,,ale'' , Cora. Było, minęło. A co do Twojego wcześniejszego pytania to nie, nie będę się zachowywać jak kiedyś.

- To dobrze. Martwię się o Ciebie.

- Nie ma takiej potrzeby.

- A właśnie, że jest. Jesteś dla mnie ważna, jesteś dla mnie jak siostra. Nie obchodzi mnie to, że nie jesteś już z Derekiem. Dla mnie zawsze będziesz kimś ważnym, rodziną. Uratowałaś mi życie, i to niejednokrotnie.

- Od tego jestem - uśmiechnęłam się ponownie, chociaż ona nie mogła tego zobaczyć.

- Właśnie, że nie. To nie jest Twój obowiązek, a jednak to robisz. Obiecuję Ci, że zadzwonię do tego dupka i wszystko mu wygarnę.

- Tego nie mogę Ci zabronić, ale nie zaśmiecaj sobie teraz tym głowy. Zajmij się Enzo i pozdrów go ode mnie.

- Pozdrowię i zadzwonię do dupka zwanego moim bratem.

- Rób jak uważasz – zaśmiałam się. - Muszę kończyć. Jeszcze chwila, a nie zdążę nawet na trzecią lekcję.

- Po wszystkim musimy się spotkać.

- Spoko, mam zamiar wyjechać zaraz po załatwieniu tu wszystkiego.

- No i pięknie. Zapraszamy do nas.

- Z pewnością tam zajrzę. Tęsknie za przyjaciółmi.

- My za Tobą też. Nie przetrzymuję Cię dłużej, odzywaj się czasem do mnie i uważaj na siebie.

- Będę, obiecuję przeżyć, a raczej się postarać.

- Masz przeżyć, inaczej wyciągnę Cię z grobu i skopię tyłek.

- Dobrze, mamusiu. Kocham Cię.

- Ja Ciebie też. Pa.

- Pa - zaśmiałam się.

                Rozłączyłam się i spojrzałam na telefon. Zostało mi 15 minut do rozpoczęcia trzeciej lekcji. Dokończyłam w szybkim tempie swoje napoje i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam z dobrym humorem. Cory może nie znałam zbyt długo i dokładnie, ale była dla mnie bardzo ważna. Wiem, że w każdej chwili skoczyłabym za nią w ogień, a ona zrobiłaby dla mnie to samo.

               Na parkingu nie ujrzałam swoich przyjaciół, co nie było dla mnie dziwne. Skierowałam się do środka budynku, chcąc mieć to wszystko już za sobą. Po jaką cholerę ja tu przyszłam? Zauważyłam ich pod szafkami, każdy z nich wyglądał na zmęczonego. Nic dziwnego, wczorajszy dzień, a raczej wieczór, dał nam wszystkim nieźle popalić.

- No witamy spóźnialską – powiedział Scott.

- No witam, witam – zaśmiałam się i pocałowałam wszystkich w policzek.

- Akurat zaczyna się matma.

- Nie cierpię Cię , Lydia.

- Kochasz mnie - powiedziała z uśmiechem dziewczyna.

- Jasne, jak was wszystkich.

- Co tak długo Ci zajęło? - zapytał zaciekawiony Isaac.

- Najpierw zaspałam, a później rozmawiałam z Corą przez telefon.

- Co u niej? - zapytała Allison.

- Rozstała się z Damon'em, ale w przyjemniejszych okolicznościach niż ja i Derek. Teraz ma na oku kogoś innego.

                Skierowaliśmy się do klasy, a ja po drodze streszczałam im rozmowę z dziewczyną. Nie mamy przed sobą większych tajemnic. Od dziś już nie będzie żadnych, nie chcę tak prowadzić naszego życia. Nawet jeśli miałabym im się przyznać do swojego starego życia. Jeśli mnie o nie zapytają, to im powiem prawdę. Zasługują na nią, w końcu jesteśmy stadem, rodziną, przyjaciółmi na dobre i na złe.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro