ROZDZIAŁ 54

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Do domu weszłam wściekła, jak mało kiedy. Jak on śmiał się do mnie odezwać?! A to wszystko wina Allison. Po jaką cholerę po niego dzwoniła?! Potrafię sama o siebie zadbać, nie potrzebuję mieć u swojego boku takiego dupka, jak Hale. Może czasem tracę nad sobą kontrolę, ale on w żaden sposób nie jest w stanie mi teraz pomóc. Przez niego mam jeszcze większą chęć mordu. Dlaczego akurat jego musiałam spotkać na swojej drodze? Nie mógł być to ktoś normalny?

               Usiadłam na kanapie i wzięłam kilka głębszych wdechów. Musiałam się uspokoić, aby nie narozrabiać, a było naprawdę blisko. Nie moja wina, że Derek wyprowadził mnie z równowagi. Ten facet zaczął mi działać na nerwy jak kiedyś, jak za dawnych czasów. Problem polega na tym, że wtedy potrafiłam się kontrolować. A teraz? Za cholerę. Nawet nie wiem, kiedy to się stało ani dlaczego. Do tego jeszcze ten cały Nogitsune, ONI, Noshiko i jej cholerne podejrzenia. Jeszcze chwila, a oszaleję. Czy moje życie choć przez chwile nie może być normalne? Więcej złych postaci moje życie nie potrafiło sobie przygarnąć? Proszę bardzo, zapraszam wszystkich z otwartymi ramionami. Co tam jedna osoba więcej, przecież i tak już nic nie może mnie zdziwić.

               Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili w salonie pojawiła się Allison. Spojrzałam na nią dziwnie, nie rozumiejąc do końca jej zachowania. Ona jest szalona czy głupia? Żeby przychodzić do mnie, gdy jestem w takim stanie? Ta dziewczyna chyba oszalała do reszty, albo to ten wpływ Nemetonu wpycha ją wprost w ramiona osoby, która właśnie traci kontrole i ma ochotę pozabijać wszystkich znajdujących się w jej zasięgu.

- Co tu robisz? - nie kryłam swojego zdziwienia. Mimo wszystko nie chciałam jej zrobić krzywdy.

- Nie powinnaś być sama.

- A Ty jesteś na tyle odważna, żeby przyjść do mnie sama? - prychnęłam.

- Właściwie to nie jestem sama.

- To gdzie reszta? - teraz to mnie zadziwiła.

- Stoją przed drzwiami.

- Dlaczego nie weszli?

- Bo nie mogą - westchnęła ciężko.

               Uderzyłam się w czoło z własnej głupoty, przecież rzuciłam nową barierę na dom. Przez to wszystko kompletnie o tym zapomniałam. Jeszcze chwila, a zapomnę jak się nazywam. Wstałam z kanapy i skierowałam się do drzwi, choć nie szłam tam z uśmiechem na twarzy. Ujrzałam tam Lydie i Isaac'a, co nieco poprawiło mój humor. Myślałam, że weźmie ze sobą całą armię, a tu taka miła niespodzianka. Nie jestem pewna, czy zniosłabym widok Scott'a, a w szczególności nie zniosłabym widoku Kiry czy Dereka. Oni straciliby serca na miejscu.

- Możecie wejść - machnęłam ręką.

               Kiwnęli mi głowami i niepewnie przekroczyli próg. Ujrzałam na ich twarzach ulgę i radość. Co, myśleli, że pozabijam wszystkich czy jak? Dobra, nie jestem w najlepszym stanie psychicznym, ale to wcale nie oznacza, że chcę zabić własnych przyjaciół. No bez jaj, aż tak wściekła to jeszcze nie jestem, chociaż powinnam. W szczególności na Allison, bo to jej wina, że Derek pojawił się przed szkołą.

- Dlaczego nie mogliśmy wejść? - zapytała Lydia.

- Po ataku ONI musiałam zbudować nową barierę.

- Więc teraz wszystkie istoty nadprzyrodzone potrzebują Twojej zgody na wejście?

- Dokładnie tak - nie do końca rozumiałam, do czego ona zmierza tymi pytaniami. 

- Nieźle. Przynajmniej nie będziesz miała nieproszonych gości.

- Oprócz was.

- Śmieszne, naprawdę – powiedział Isaac.

               Skierowaliśmy się wszyscy do salonu, chociaż miałam nadzieję na chwile spokoju. Usiadłam na kanapie, a koło mnie pojawiła się Lydia. Allison i Isaac zajęli fotele i wpatrywali się we mnie, jakby chcieli coś wyczytać z mojej twarzy. Zaczęłam się dziwnie czuć w ich obecności. Nie wiem co było tego powodem, ale chyba nie chciałam wiedzieć.

- Mam coś na twarzy? - zapytałam niepewnie.

- Nie – odpowiedziała Allison, jakby to było oczywiste, choć dla mnie nie było.

- To dlaczego tak na mnie patrzycie?

- Sprawdzamy Twój stan kontrolny – odpowiedział mi Isaac.

- Jest dobrze, już nie chce nikogo zabić - westchnęłam ciężko. Zdążyłam się przecież uspokoić, nie jest ze mną jeszcze aż tak źle.

- A chciałaś? - zapytała niepewnie Lydia.

- Tak, Allison - wzruszyłam ramionami. 

- Za co? - spytała zszokowana dziewczyna.

- Za Twój telefon do Dereka.

- Przepraszam. Myślałam, że jemu uda się Ciebie uspokoić.

- Jak widać jeszcze bardziej podniósł mi ciśnienie. Odwrotny skutek do przewidywanego - ponownie wzruszyłam ramionami i spojrzałam na nią. Nie wyglądała zbyt pewnie.

- Przepraszam - spuściła głowę.

- Spokojnie, już mi przeszło. Wiem, że chciałaś dobrze.

               Uśmiechnęłam się do niej na pocieszenie. Nie powiem, przez chwilę miałam ochotę ją udusić za jej własną głupotę, ale później stwierdziłam, że przecież nie mogę tego zrobić. Chciała dobrze, nie chciała zrobić mi na złość. Nie mogę przecież atakować każdego, kto będzie chciał mojego dobra. Allison nie siedzi w mojej głowie i nie wie, co czuję lub myślę. Nie mogę winić jej za to, że chciała mi pomóc.

- To co was jeszcze do mnie sprowadza?

- Nogitsune - odparła brunetka.

- Jakieś nowe fakty?

- Można tak powiedzieć. Mój tata opowiedział nam pewną historię.

- Kiedy? - zapytałam zdziwiona. Wcześniej nic mi o tym nie wspominali.

- W sumie to wczoraj, ale nie było czasu o tym rozmawiać.

- Dobra, co to za historia? -zapytałam zaciekawiona. Może znajdziemy jakieś rozwiązanie?

- Kiedyś Gerard wysłał go na pierwszą jego misję z bronią. Spotkał się wtedy z japońską mafią, która nazywała się Yakuza. Mój tata o tym nie wiedział, więc był zaskoczony tym spotkaniem. Oni byli jego nowymi klientami. W pewnym momencie Yakuza wyciągnął broń i zaczął mierzyć w tatę, ale wtedy pojawiło się pięciu ONI. Mafia zaczęła strzelać do nich ze swoich karabinów szturmowych, ale ich kule nie zabiły żadnego demona. Przywódca Yakuzy, Kumicho, okazał się być opętany przez Nogitsune. ONI chcieli go zabić.

- Co było dalej? Bo to nie koniec, prawda? - zapytałam po tym, jak dziewczyna zrobiła pauzę. W głębi duszy liczyłam na więcej szczegółów, bo jak na razie to nic mi nie podpowiadała ta historia.

- Nie, to jeszcze nie koniec – westchnęła Allison. - Mój tata chciał się uratować, więc rzucił się na ziemię, udając martwego członka mafii. W pewnym momencie zobaczył jednego z członków mafii, Katashi, który zaczął podnosić się z ziemi. Tata pomyślał, że chce on wziąć jednego ONI na siebie. W tym czasie załadował do swojego pistoletu srebrną kulę, którą sam zrobił po zakończeniu szkolenia, i strzelił w jednego z demonów. Trafił w jego głowę, przez co maska ONI została zniszczona. Tata do tej pory ma ją w swoim gabinecie. Dzięki temu udało im się uciec.

- O kurwa. Historia z piekła rodem – zaśmiałam się.

- Nina! To poważna sytuacja! - zbulwersowała się Lydia.

- Przecież wiem. Tylko ciężko mi w to uwierzyć - podniosłam ręce w geście obronnym.

- Twierdzisz, że mój tata kłamie?

- Nie, skąd. Chodziło mi raczej o to, że to wszystko jest takie nierealne. Chodzi sobie taki Nogitsune i wciska się w ciała innych ludzi. Za nim biegają inne demony w maskach, które chcą go zabić, ale im nie wychodzi. Na końcu jesteśmy my, atakowani z dwóch stron. Przecież to śmieszne. Wiele widziałam i przeżyłam w swoim życiu, ale to zdecydowanie przerasta moje oczekiwania. 

- Może i jest nierealne, ale niestety prawdziwe - powiedziała ze smutkiem Allison.

- Wiem – westchnęłam. - Co o tym wszystkim myślicie?

- A Ty? - zapytał Isaac. - Co myślisz o podejrzeniach Noshiko?

- Odnośnie Stiles'a?

- Tak - kiwnął głową, patrząc cały czas w moje oczy.

                Zastanowiłam się przez chwile nad całą sprawą. Niby argumenty Noshiko są dobre i wiarygodne, ale to Stiles. Nie chcę mi się wierzyć w to, że to on. Przecież on jest sarkastycznym i mądrym chłopakiem, a nie demonem mordującym ludzi. Nie pasuje to do niego, to już bardziej pasuje do mnie. Tak, to ja prędzej zostałabym opętana przez złego demona, nie Stiles. To ja jestem zdolna zabić kogokolwiek bez mrugnięcia okiem i bez wyrzutów sumienia, nie on.

- To nie może być on - powiedziałam załamana.

- Dlaczego? - zapytał chłopak ze zmarszczonymi brwiami.

- Czy Ty siebie słyszysz, Isaac? Bo to Stiles. Cholera, to najbardziej uroczy chłopak jakiego znam. Nie potrafię sobie go wyobrazić jako demona, nawet jeśli jest tylko opętany.

- A co, jeśli to prawda? - zapytała ostrożnie Lydia.

- Nie wiem. Wtedy będziemy musieli znaleźć jakieś rozwiązanie - ponownie westchnęłam. Czułam się bezradnie, nie miałam pewności, że to nie Stiles. Jednak jakoś mój mózg nie chciał przyswoić informacji o jego opętaniu.

- Słyszałaś co powiedziała Noshiko – wtrąciła Allison. - Jedynym rozwiązaniem jest śmierć.

- Nie pozwolę zabić Stiles'a. Jeśli nie będzie innego rozwiązania, to namówię Nogitsune do opętania mnie, a wy wtedy przebijecie mi serce.

- Chyba na głowę upadłaś! - zerwała się Lydia. - Nie zabijemy Cię.

- A Stiles'a? - prychnęłam.

- Też nie. Znajdziemy jakieś rozwiązanie, zresztą jak zawsze. Musi nam się przecież udać, prawda?

               Strasznie chciałam w to wierzyć, ale bądźmy szczerzy. Żadne z nas tak naprawdę nic nie wie o Nogitsune. Wie o nim natomiast Noshiko, która twierdzi, że trzeba go zabić. Co jeśli ma rację? Nie pozwolę jednak skrzywdzić Stiles'a. Wolę sama stracić życie, niż pozwolić mu umrzeć. Zresztą, nie mamy pewności, że na pewno umrę. Może odrodziłabym się jak zawsze i stałabym się ponownie sobą?

               Po jakimś czasie zostałam w domu sama, ponieważ zaczynało się ściemniać i przyjaciele wrócili do siebie. Nie miałam ochoty na nic więcej, oprócz odprężającej kąpieli i snu. Miałam dosyć tego dnia, który przyniósł więcej pytań, niż odpowiedzi. Nie musiałam tego sobie dwa razy powtarzać, od razu skierowałam się do łazienki.

               Po długiej i relaksacyjnej kąpieli, przebrałam się i ległam na łóżko. Zdecydowanie za dużo złych informacji jak na jeden dzień. Sen dobrze mi zrobi, przynajmniej mam taką nadzieję. A znając moje szczęście, to odwiedzi mnie jakiś zły potwór, który zje mnie we śnie. Tak Nina, powinnaś iść na leczenie, to miasto nie działa na mnie najlepiej. Jeszcze chwila, a to mnie będą musieli zamknąć w ośrodku dla obłąkanych. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro