ROZDZIAŁ 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Wczoraj, gdy wszyscy opuścili nasz dom, od razu padłam spać. Czasami rozmowa z nimi jest strasznie męcząca. Derek nie położył się ze mną, pewnie oglądał jeszcze coś na dole. Zawsze staramy się kłaść równocześnie, jednak czasami bywa tak, że jedno z nas siedzi dłużej.

               Obudziłam się wcześnie, co było straszne. Ostatnimi czasy wstawałam o wiele później, ponieważ nie musiałam nigdzie się spieszyć. Jednak postanowiłam powrócić do szkoły, a dzisiaj mój pierwszy dzień od przerwy.

                Udałam się do łazienki na paluszkach, aby nie obudzić Dereka. Kto by pomyślał, że ten słodko śpiący mężczyzna jest czasami tak wredny, aż chce się go zabić. A ja? Jestem z nim i jest mi dobrze. Potrafi poprawić mi humor, pocieszyć, przytuli kiedy trzeba i nie trzeba. Jest po prostu kochany.

                Po skończonym prysznicu, wtarłam w ciało balsam czekoladowy i owinęłam się ręcznikiem. Wyszłam z łazienki i udałam się do garderoby. Wybrałam ubrania na dzisiejszy dzień, padło na jeansową kurtkę, czarną bluzkę na ramiączkach, jasne spodnie oraz jasne, różowe szpilki z czarnymi cekinami. Wróciłam do łazienki i zrobiłam makijaż, oczywiście włosy pozostawiłam rozpuszczone.

                 Zadowolona z końcowego efektu, wyszłam z łazienki i poszłam na chwile do sypialni. Derek leniwie otworzył oczy. Miałam ochotę zaśmiać się na ten widok, on był naprawdę słodki.

- A Ty gdzie? Wracaj tu - wymruczał sennie.

- Idę do szkoły.

- Chyba żartujesz - oburzył się, przez co wyglądał jeszcze śmieszniej.

- Mówiłam wczoraj poważnie. Ktoś musi pilnować naszych gamoni.

- Daj sobie dzisiaj spokój.

- Nie mogę. Idź spać.

- Oszalałaś - mruknął załamany.

- Już dawno to uzgodniliśmy.

                Podeszłam do łóżka i nachyliłam się. Chciałam pocałować Dereka w czoło, ale coś mi nie wyszło. Jego usta odnalazły moje, całując namiętnie. Ręce znalazły się na mojej talii. Chwile później leżałam na Dereku, wciąż całując.

- Derek - przerwałam pocałunek. - Muszę się zbierać.

- Nie musisz – wymruczał.

- Muszę - powiedziałam, patrząc na niego.

- Kochanie, zostań przy mnie. Boję się być sam.

- Nie nabiorę się na to.

               Udało mi się uwolnić z uścisku Hale'a. Podniosłam się i spojrzałam na niego. Miał minę jak zbity piesek. Zaśmiałam się i pocałowałam go w czoło.

- Nie dąsaj się, słońce. Do później.

- Przyjechać po Ciebie?

- Dzięki, ale jadę swoim. Później zobaczymy się w domu.

- Pa, złośnico.

- Pa, dziadku.

               Zaśmiałam się i zeszłam na dół do kuchni. Uwielbiam nasze poranki, wystarczy mi na niego spojrzeć, a mój dzień staje się piękniejszy. Śniadanie, standard, kawa i krew. Co prawda, ograniczyłam się w piciu krwi, ale jednak jeszcze jej potrzebuję trochę częściej. Piję ją co trzeci dzień.

               Usiadłam przy wysepce z kawą i szklanką krwi. Wspaniałe połączenie, wiem. Nie chciało mi się robić nic do jedzenia, więc sobie odpuściłam. Przez chwile pomyślałam o tym, co się dzieje teraz w moim życiu. Mam wspaniałych przyjaciół, spokój, ukochanego mężczyznę u swojego boku, czego chcieć więcej?

               Po kilku minutach wyszłam z domu, zamykając je na klucz. Jeszcze ktoś chciałby mi ukraść chłopaka, czy coś. Kogo ja chcę oszukać? Nikt by z nim nie wytrzymał. Dobrze, że ja sobie z tym radzę.

                Weszłam do garażu i skierowałam się do Nissana. Jakoś ostatnio strasznie polubiłam ten samochód. Czasami mam ochotę pozbyć się niektórych aut, jednak szybko wybijam sobie tą myśl z głowy. Każde auto ma swoją historię, a ja nie potrafię się z nimi rozstać.

               Droga minęła mi dosyć szybko. No dobra, przekroczyłam prędkość, ale to u mnie normalne. Nie potrafię jeździć przepisowo, taka moja natura. W końcu jestem wampirem, a my jesteśmy szybcy.

               Pod szkołą spotkałam moich przyjaciół. Na ich widok od razu pojawił mi się uśmiech na twarzy. Cholera, strasznie się do nich przywiązałam. W tym momencie nie wyobrażam sobie życia, w których miałoby ich zabraknąć.

- Hej, słoneczka – każdego z nich pocałowałam w policzek.

- Gotowa na pierwszy dzień w szkole? - zapytała Lydia.

- Jak zawsze - odparłam z uśmiechem.

- Humorek dopisuje, jest plus – powiedział Stiles.

- Dziwne, gdyby nie dopisywał.

- Co masz na myśli? - zapytał tym razem Scott.

- Jestem tu, z wami. To mi wystarczy do szczęścia.

- Ooo, jak słodko – powiedział Isaac i podszedł do nas.

- Witam zaginionego – pocałowałam go w policzek. - Jak zwykle spóźniony.

- Zdarza się najlepszym.

- Wiadomo, dlatego często się spóźniam.

- Dobrze, że już jesteś. W szkole było nudno bez Ciebie.

- Dziękuję – ukłoniłam się. - Wracam do pracy. Ktoś musi wszystkim podnosić ciśnienie.

- Ja zrobię to szybciej – powiedział Stiles.

- Tak? - spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

- Tak - odpowiedział pewnie.

- W jaki sposób?

- Idziemy na matematykę!

- Jaja sobie robisz?! - jęknęłam załamana.

- Nie, mamy matmę.

- Serio? Pierwszy dzień, pierwsza lekcja i matma? Za jakie grzechy.

- Mam wymienić?

- Lepiej nie.

               Wszyscy się zaśmiali, oprócz mnie. No proszę was, matma? Po jaką cholerę ja chciałam wrócić do tej szkoły. Za co mnie tak karacie? Wytrzymam wszystko, ale nie ten cholerny przedmiot, przez który mam mdłości.

               Weszliśmy do szkoły i skierowaliśmy się do szafek. Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc rozejrzałam się dookoła. Zmarszczyłam brwi, patrząc na intruzów. To może być ciekawe.

- Mamy towarzystwo – powiedziałam do reszty.

- Kogo? - zapytał Scott.

- Bliźniaki się zbliżają.

- Co? - rozejrzał się zdziwiony.

                Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo przy naszych szafkach znalazło się dwóch bliźniaków. Odkąd odeszli od stada Deucalion'a, stali się Omegami. Ciekawe, co knują.

- Cześć wam - odezwał się Ethan.

- Hej? - bardziej zapytałam , niż odpowiedziałam.

- Co teraz macie?

- Matmę – odpowiedziałam niepewnie.

- Fajnie, my też.

- Czego chcecie? - zapytał niemiło Stiles.

- Niczego. Chcemy być mili.

- I dojść do stada Scott'a? - zapytał Isaac.

                Małe wytłumaczenie. Mamy dwie Alfy, a mianowicie Dereka i Scott'a. Jednak ten pierwszy postanowił ustąpić miejsca Scott'owi. Razem postanowili poprowadzić stado. Jak na razie dobrze im idzie. Oficjalnie to Scott jest głównym Alfą, ale Derek pomaga mu prawie we wszystkim. Scott nic nie robi bez jego wiedzy.

- Skąd ten pomysł? - zapytał Aiden.

- Stąd, że jesteście teraz Omegami – odpowiedziała Allison.

- Więc jesteście słabi – dopowiedziałam.

- Dobra, macie nas. Chcemy dojść do stada.

- I myślicie, że tak po prostu was przyjmiemy? - zapytał zły Stiles.

- To nie Twoja decyzja. Scott jest Alfą.

- Z Derekiem – powiedział wilczek.

- Nic bez niego nie zrobisz, co?

- Współpracujemy. Więc jeśli chcecie dojść do naszego stada, musicie pogadać też nim.

                Na całe szczęście zadzwonił dzwonek. Nie miałam zbyt wielkiej ochoty na rozmowę z dawnymi Alfami. Dobra, Ethan jeszcze przejdzie. Ale Aiden? On chciał mnie zabić. I to kilka razy! Sama nie byłam lepsza, jednak ja to ja, zawsze robię głupoty.

               Skierowaliśmy się wszyscy do klasy. Moglibyśmy przyjąć bliźniaków do stada, bo zaszkodzić nam nie mogą. Ale jaką mamy pewność , że nie spróbują zabić naszych Alf? Wcześniej zależało im na mocy. Skąd mam wiedzieć, że teraz się zmienili?

                 Lekcje minęły cholernie nudno. Cały czas zastanawiałam się nad tym, co zamierzają bliźniaki. Może faktycznie chcą tylko mieć stado? A może chcą zabić Scott'a i Dereka? Nie powinnam teraz o tym myśleć. Póki nie zagrażają nam w żaden sposób, to jest dobrze. Najwyżej ich zabiję, co to dla mnie.

- Chyba jest problem – powiedział Stiles.

- Jaki? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Mój tata chce się z nami widzieć.

               Spojrzałam najpierw na Scott'a, a później na Stiles'a. Staliśmy w trójkę przed szkołą, reszta zdążyła już pojechać do domu. Dlaczego jak jest dobrze, to nagle musi się coś zepsuć? 

- Czyli zaczynają się kłopoty.

- Dlaczego od razu kłopoty?

- Scott, pomyśl logicznie. Szeryf nigdy nie wzywał nas bez potrzeby. Dodatkowo, jest nowy w naszym świecie. Coś musiało się stać, że chce nas widzieć.

- Nina ma rację. Tata w innym wypadku nie prosiłby nas o spotkanie.

- A może to jakaś błahostka?

- Musimy to sprawdzić.

- Jedziemy teraz? - zapytał Stiles.

- Tak. Napisz, że za chwilę będziemy na miejscu – odpowiedziałam i skierowałam się do samochodu.

                Chłopcy jadą Jeepem, a ja za nimi swoim Nissanem. Wsiadłam do środka i odpaliłam auto. Napisałam jeszcze do Dereka, że wrócę później do domu, bo jadę na komisariat. Ruszyłam spod szkoły.

                Przez całą drogę nie otrzymałam zwrotnego sms'a od Dereka. Zawsze coś odpisywał. Może coś się stało? Albo śpi. Tak, trzymajmy się drugiej opcji. Bardziej mi się podoba.



***********************************************

Hej, Kochani :*

Pierwszy rozdział za nami!

Chciałabym serdecznie podziękować za wspaniałą okładkę, która została wykonana przez @_WiBell_ .

Ma ogromny talent, serdecznie polecam <3

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro