ROZDZIAŁ 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nina, nic mi nie jest - Stiles oczywiście po raz kolejny próbował mnie przekonać.

- A ja jestem święta - parsknęłam śmiechem, chociaż to nie była najlepsza sytuacja na żarty. 

- W to akurat wątpię.

- Ja też wątpię w Twój dobry stan.

- Nina - jęknął załamany, co wcale na mnie nie podziałało.

- Stiles! Kurwa, nie denerwuj mnie! Zabieram Cię ze szkoły.

- Nina ma racje. Nie wyglądasz najlepiej - wtrącił Scott.

- I ty też przeciwko mnie?

- Dwa do jednego, słonko. Lecimy stąd - uśmiechnęłam się zwycięsko. 

- Napiszę do reszty, aby się nie martwili.

- Dobry pomysł, Scott. Zabieramy swoje rzeczy i spadamy.

               Namówić Stiles'a do ucieczki ze szkoły ze względu na jego stan zdrowia? Niemożliwe, no prawie. Po długich namowach postanowiliśmy być brutalni. Siłą wyciągnęliśmy Stiles'a z męskiej toalety. Nie moja wina, że ten chłopak jest prawie tak samo uparty, co ja. Zapewne na jego miejscu również kłóciłabym się i nie chciała stąd wychodzić, pomimo tego, że czułabym się okropnie, a mój umysł nie działałby tak, jak powinien.

                Doszliśmy do swoich szafek, słuchając po drodze narzekań Stiles'a o tym, że on się dobrze czuje i nigdzie nie musimy go zabierać. Szybkim ruchem otworzyłam swoją i zgarnęłam potrzebne rzeczy, a resztę wrzuciłam do środka, Scott zrobił to samo. Natomiast uparty Stiles stał w miejscu i nie miał najmniejszej ochoty na otworzenie szafki. Jeszcze chwila, a użyję na nim hipnozy. W sumie, dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?

- Stiles? - spojrzałam na niego, uśmiechając się przebiegle. 

- Nigdzie nie idę - skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i patrzył na mnie odważnie.

- Przechodziliśmy już przez to. Albo zrobisz to dobrowolnie, albo Cię zahipnotyzuję.

- Nie zrobisz tego - spojrzał na mnie lekko wystraszony. 

- A chcesz się przekonać? Oboje doskonale wiemy, że jestem zdolna do wszystkiego.

- Ale tu chodzi o mnie! - jęknął załamany, próbując coś ugrać. Nie ze mną te numery, skarbie.

- Właśnie! Stiles, martwimy się o Ciebie. Najgorzej odczuwasz skutki uboczne rytuału. Nie widzisz tego? Nie dajesz sobie rady, chcemy Ci pomóc.

- Zawalicie szkołę przeze mnie - kolejny mądry argument Stiles'a, nie ma co, tym z pewnością nas przekona. 

- Ja swoją zdałam kilka lat temu.

- A ja nadrobię wszystko – powiedział Scott.

- Damy radę. Teraz to Ty jesteś najważniejszy.

- Nienawidzę was - warknął zły, chociaż w jego oczach migały radosne iskierki.

- Kochasz nas - odpowiedziałam pewnie.

               Zaśmialiśmy się, przynajmniej atmosfera między nami została rozluźniona. Stiles z ciężkim westchnieniem otworzył szafkę i zabrał swoje rzeczy. Uśmiechnęłam się do niego zwycięsko, a on przewrócił oczami. Niestety, z nami wojny nie wygra. Nigdy nie odpuszczam, zawsze walczę o swoje. W szczególności, gdy chodzi o zdrowie i życie moich bliskich, wtedy nic mnie nie przekona do zmiany decyzji, nawet upartość Stiles'a. 

               Skierowaliśmy się do wyjścia, co było już wielkim wyczynem w wykonaniu Stiles'a. Była przerwa, więc uczniowie chodzili po korytarzu. Spokojnie mogliśmy się wtopić w tłum i niepostrzeżenie wyjść na zewnątrz. Potem tylko wejść do auta i odjechać. Plan idealny! Co mogłoby się nie udać? Otóż, w naszej sytuacji, wiele rzeczy. Jak zwykle mogliśmy mieć jakieś komplikacje po drodze, ale przecież nie warto od razu snuć czarnych scenariuszy, prawda?

- Scott, jedziesz autem Stiles'a.

- Nigdy w życiu nie oddam mu auta - warknął chłopak, patrząc na mnie spod byka.

- To w takim razie jedzie z Tobą.

- Po co? Znam drogę do Twojego domu.

- Nie wierzę Ci - spojrzałam na niego poważnie, chociaż w duchu się śmiałam. 

- Serio? Znamy się dosyć długo. Myślałem, że mi ufasz.

- Owszem, ufam Ci. Ale nie dzisiaj, nie w tej chwili.

- Dlaczego? Przecież nie zrobię nic głupiego .

- I ja mam Ci uwierzyć? Bez jaj. Scott jedzie z Tobą i bez gadania.

               Stiles spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nie oszukujmy się, jest synem Szeryfa, do tego cholernie sprytny. Nie mogę pozwolić na jego kolejne numery. Zresztą, w razie pogorszenia jego stanu zdrowia, w pobliżu będzie Scott. Ja będę pewniejsza, gdy będą razem. Nie możemy go puścić teraz samego, a w szczególności nie powinien wsiadać za kierownicę, przecież mogłoby mu się pogorszyć po drodze i wypadek gotowy. 

               W oddali zobaczyłam Kire, która niosła mój piórnik. W tym momencie miałam ochotę wyrwać jej ręce i kazać je zjeść. Nie przepadałam za nią od pierwszego spotkania, ona doskonale o tym wiedziała, a jednak wzięła moją rzecz i jak gdyby nigdy nic zmierza właśnie w naszym kierunku z uśmiechem na twarzy. Co jest z tą dziewczyną nie tak? Aż tak bardzo chce już się znaleźć po drugiej stronie? 

- Proszę, zostawiłaś w sali - podała mi piórnik, uśmiechając się szeroko. 

- Moich rzeczy się nie dotyka – wysyczałam do niej.

- Chciałam być miła - wzruszyła ramionami, w dalszym ciągu się uśmiechając. Jeszcze chwila, a zrobię jej krzywdę. 

- Bądź miła dla kogoś innego.

- Nina – Scott pociągnął mnie za rękę.

- Nie zbliżaj się do mnie, ani do moich przyjaciół – moje kły wyszły na zewnątrz.

               Dziewczyna z przerażeniem w oczach cofnęła się o krok do tyłu. Teraz? Mam ochotę ją zabić. Przede mną stanął Scott, zasłaniając ciałem dziewczynę. No przecież jakby inaczej, wielki Alfa musi się wpieprzać i bronić niewinnych, a nawet i tych winnych. Czy on już nigdy się nie zmieni?

- Nina, Twoje kły i oczy. Uspokój się, jesteśmy w szkole.

               Spojrzałam na niego, w jego oczach czaił się strach. To mnie obudziło z transu, nigdy nie chciałam, aby moi bliscy się mnie obawiali.  Potrząsnęłam głową i schowałam wszystkie oznaki wampiryzmu. Spojrzałam na Kire, która patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Tak, tak, zacznij się bać, Nina Fortem jest nieobliczalna.

- Lepiej spadajmy – powiedział Stiles.

               Kiwnęłam głową i udaliśmy się na parking. Byłam zła, chociaż do końca nie wiem na kogo bardziej. Na nią, że podeszła do nas? Czy na siebie, bo straciłam kontrole nad ciałem? Obie opcje wydawały się być sensowne, nie zaprzeczę. Jednak popełniłam błąd, nie powinnam tracić kontroli przy innych, nawet jeśli należały do naszego świata. 

- Możesz mi wytłumaczyć, co do cholery to miało znaczyć? - wściekły Scott mierzył mnie wzrokiem.

- Widziałeś - wzruszyłam ramionami, nie chcąc dłużej prowadzić tej rozmowy. 

- Tak. Twoją wampirzą postać.

- To po cholerę się pytasz?

- Wiesz, co mam na myśli.

- Nie bardzo - spojrzałam na niego, doskonale zdając sobie sprawę z tego, o co mu chodziło. 

- Dlaczego tak na nią reagujesz?

- Bo taki mam kaprys.

- Nina... - westchnął ciężko, załamany moją postawą. 

- Nie lubię nowych, ok? Nie podoba mi się.

- Nie musi Ci się podobać, ale nie powinnaś jej straszyć.

- Znowu bawisz się w bohatera?

- Nie, ale nie pozwolę Ci jej skrzywdzić.

- Tak? A co, wpadła Ci w oko?

- Wcale nie - oburzył się, a ja już wiedziałam, że kłamał. Nic się przede mną nie ukryje. 

- To dobrze. Ten związek długo by nie przetrwał.

- Co masz na myśli?

- To, że wilkołaki nie lubią się z takimi jak ona.

- Takimi jak ona?- spojrzał na mnie zdziwiony.

- Dokładnie - przytaknęłam uśmiechnięta. 

- Możesz w końcu powiedzieć prawdę?

- Możesz nie podnosić mi ciśnienia? Mamy już jeden problem do rozwiązania. Nie potrzebuję kolejnego.

- Wrócimy do tej rozmowy.

- Z całą pewnością.

               Uśmiechnęłam się sarkastycznie i skierowałam się do samochodu. Otworzyłam szybko drzwi od pojazdu i weszłam do środka, rzucając torbę na siedzenie pasażera. Nie miałam zamiaru tłumaczyć się Scott'owi ze swojego zachowania i mówić mu o tym, kim jest ta przeklęta dziewczyna. Co ja jestem, publiczna informacja? Wiem, że wiele by to wyjaśniło, ale gdyby Scott dowiedział się o niej prawdy, zapewne chciał by ją w swoim stadzie, a ja bym tego nie przeżyła.

               Kilka razy uderzyłam w kierownicę. Musiałam dać się wyprowadzić z równowagi? Może ta dziewczyna nie będzie taka zła? Tak, z całą pewnością. Jak reszta jej gatunku, z którym wampiry walczyły od zawsze. Ale nigdy nie traciłam kontroli, od jakiegoś czasu tak mam. Coś na mnie wpływa, a ja nie wiem co. Chcę, aby się mnie bała. Nigdy tak nie miałam, nie chciałam wzbudzać strachu. Nie jestem Klaus'em.

               Nie rozumiem Scott'a. Dlaczego jej tak broni? Może faktycznie wpadła mu w oko? Cóż, jeśli to prawda, to ja nie mam zamiaru im przeszkadzać. Jego życie, jego sprawa. Ale jeśli ona go skrzywdzi, to ja skrzywdzę ją. Mocno i boleśnie. Nikt wtedy nie będzie w stanie jej uchronić przed moim gniewem. 

               Odpaliłam samochód i ruszyłam z parkingu. Chciałam już być w domu i zapomnieć o tym, co przed chwila miało miejsce. Teraz muszę zając się Stiles'em, a nie tą nową. Ją zostawię sobie na później. Przyjaciele są ważniejsi, to oni powinni zajmować teraz wszystkie moje myśli. Muszę im pomóc, od tego właśnie jestem.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro