ROZDZIAŁ 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Droga na komisariat dłużyła mi się. Tym razem nie przekroczyłam dozwolonej prędkości. Udało mi się! No dobra, raz czy dwa jechałam za szybko, no ale co poradzić. Dlaczego mi się nie spieszyło? Zastanawiałam się nad tym, co chce powiedzieć nam Szeryf. Od dłuższego czasu w mieście był spokój. Obawiałam się, że już właśnie się skończył.

               Nie powiem, że przez ten czas się nie nudziłam. Lubię, gdy coś się dzieję. Ale nie chcę, aby ktoś został zraniony lub, co gorsze, zabity. Staram się wszystkich ratować, ale średnio mi to wychodzi. Nie jestem w stanie uratować każdego, pomimo moich starań i szczerych chęci, to po prostu nierealne do zrobienia.

                Moje przemyślenia zostały przerwane przez telefon. Wyjęłam szybko urządzenie i sprawdziłam, kto dzwoni. Cora? Długi czas żadna z nas się nie odzywała do drugiej, przez co miałam małe wyrzuty sumienia. Polubiłam ją i bardzo chciałam utrzymać naszą znajomość.

- Halo? - włączyłam na głośnik.

- Nina? - zapytała niepewnym głosem.

- A kto inny? - przewróciłam oczami, chociaż ona i tak nie mogła tego zobaczyć.

- Przepraszam, stresuję się.

- Coś się stało? - nie powiem, lekko się wystraszyłam.

- Nie. Właściwie, to tak - odpowiedziała niepewnie.

- Co jest? - zapytałam spokojnie, w środku się gotując z niepewności.

- Bo ... Ale Dereka przy Tobie nie ma, co nie?

- Nie. Jadę właśnie na komisariat. Twój brat powinien być w domu.

- To dobrze. On nie może się o tym dowiedzieć.

- Cora, teraz to się martwię. O co chodzi?

- Damon zaprosił mnie na randkę.

- Co?! - moje oczy były teraz zapewne wielkie ze zdziwienia.

- No tak - odparła spokojnie.

- Damon? Ten sam, którego znam? - zdziwienie było ogromne, ktoś go może podmienił?

- Tak. A coś w tym złego?

- Nie, absolutnie. Po prostu nie znałam go z tej strony. I co, zgodziłaś się?

- Tak - przytaknęła, a po jej głosie stwierdziłam, że się uśmiecha.

- To świetnie. Chociaż po Twoim głosie słyszę, że jednak nie.

- Bo się boję - odpowiedziała szczerze.

- Czego? - zapytałam zdziwiona, przecież Damon jej nie zabije.

- Że to nie wyjdzie. On jest wampirem, a ja wilkołakiem.

- Słońce, ja też jestem wampirem, a Twój brat wilkołakiem.

- Ale Damon lubi zmieniać dziewczyny jak rękawiczki.

- Nie do końca.

- To znaczy? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Damon to Damon. Jest rozrywkowym facetem. On potrzebuje kogoś, kto się nim zajmie. Kiedyś był trochę inny. Zmienił się od śmierci Stefana. To już nie ten sam demon parkietu. Jest bardziej rozważny i troszeczkę spokojniejszy.

- Dobrze zrobiłam, że się zgodziłam?

- Tak - odpowiedziałam pewnie od razu.

- Skąd masz pewność?

- Bo Damon nie zaprasza wszystkich dziewczyn na randki. Uwierz, znam go. Musi mu zależeć, aby umówić się na poważnie z dziewczyną. Spaliście razem?

- Nina! - krzyknęła wystraszonym głosem, jakby stało się coś złego.

- No co? Proste pytanie - zaśmiałam się.

- Nie, nie spaliśmy - westchnęła chyba zirytowana.

- Widzisz? Jakby mu nie zależało, to już dawno zaciągnąłby Cię do łóżka. Spokojnie, Cora. On Cię nie skrzywdzi. Zależy mu na Tobie i będzie się starał.

- Jesteś pewna? - zapytała niepewnie.

- Tak, znam go doskonale. A teraz przepraszam, ale muszę kończyć. Właśnie podjechałam pod komisariat.

- Dziękuję. Pomogłaś mi i uspokoiłaś trochę.

- Od tego są przyjaciele. Kiedy ta randka?

- Dzisiaj - jęknęła lekko załamana.

- Mogę do Ciebie zadzwonić później, jeśli chcesz .

- Nie trzeba. Zajmij się miastem, bohaterko.

- Haha śmieszne, naprawdę.

- Uciekaj już ratować świat. Daj znać, gdyby coś złego się działo.

- Postaram się.

- Ucałuj Dereka. Pa.

- Ucałuję. Pa.

               Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Damon na randce? Kurde, ciężko mi w to uwierzyć. Ale to fakt, zmienił się. Kiedyś co noc sprowadzał sobie nową panienkę, która kończyła bez krwi w organizmie. Od dłuższego czasu przestał zachowywać się jak dupek, chociaż coś mu jeszcze tam pozostało.

               Wyszłam z samochodu i skierowałam się do drzwi. Miałam obawy przed wejściem na komisariat. Coś czułam, że nie zostaliśmy tu ściągnięci bez powodu, coś złego musiało się stać. Dlaczego nasz spokój nie może trwać wiecznie? Przed drzwiami komisariatu czekali już na mnie chłopcy.

- Derek się odezwał? - zapytał Scott.

- Nie. A miał się odezwać? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Powinien. Dzwoniłem do niego, ale nie odebrał. Myślałem, że Ty miałaś z nim jakiś kontakt.

- Mi nie odpisał. Dobra, chodźcie do środka.

               Stiles przepuścił mnie w drzwiach, za co podziękowałam mu kiwnięciem głowy. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do recepcji. Siedziała tam kobieta, na oko miała około 40 lat na karku, zmarszczki pod oczami i niezbyt przyjazną minę. Chyba nie za bardzo jest zadowolona ze swojego życia.

- Tata u siebie? - zapytał Stiles.

                Policjantka tylko kiwnęła głową na tak, nie patrząc nawet na nas. Dziwna kobieta. Poszliśmy do gabinetu Szeryfa, ale go nie widzieliśmy. Weszliśmy do środka. Czułam go, ale nie widziałam. Stiles pochylił się nad biurkiem.

- Tato?

               Szeryf wstał na równe nogi i popatrzył na nas. Miałam ochotę zaśmiać się z bałaganu narobionego, zapewne, właśnie przez Stilinskiego. Wszędzie walały się dokumenty oraz kartony z różnymi aktami spraw niezakończonych. Chyba Szeryf robi porządki.

- Dzień dobry – powiedzieliśmy równocześnie ze Scott'em.

- Cześć - odpowiedział i podniósł się z podłogi.

- Jaka to sprawa? - Stiles od razu przeszedł do konkretów.

- Zamknijcie drzwi i siadajcie.

               Wykonaliśmy szybko polecenie. Szeryf wyglądał na zmartwionego. Coś mi tu nie pasowało. Dokumenty były rozwalone po całym biurze. Może szukał jakiejś ważnej informacji i właśnie dlatego nas tu ściągnął?

- Szeryfie? - odezwałam się. - Wszystko w porządku?

- Tak – odpowiedział. - Odkąd wiem o waszym świecie, staram się zakończyć stare sprawy.

- Myślisz, że mają związki z istotami nadprzyrodzonymi?

- Nie wiem, Stiles. Ale niektóre są podejrzane.

- Dlaczego Pan tak sądzi? - zapytał Scott, patrząc na mężczyznę.

- W większości są ataki zwierząt. Teraz, gdy wiem o wilkołakach myślę, że to one miały z tym coś wspólnego.

- Jak możemy pomóc? - zapytałam.

- Chodzi mi o jedną, konkretną sprawę.

- To znaczy? - zmarszczyłam brwi.

- 8 lat temu zdarzył się pewny wypadek.

- Jaki? - Szeryf jest podobny do syna, trzeba go ciągnąć za język.

- Pewna rodzina, mama z córkami, miała wypadek samochodowy. Jednak we wraku znaleziono dwa ciała. Najstarsza córka, Malia, nie została odnaleziona.

- Może zjadło ją zwierze? - zapytał Stiles.

- Też o tym pomyślałem. W samochodzie były wyraźnie ślady pazurów, które nie należały do człowieka.

- Chce Pan, abyśmy to sprawdzili?

- Tak. Czujecie więcej, niż zwykły człowiek. Zrozumiem, jeśli nie będziecie chcieli mi pomóc.

- Jaki plan? - wstałam z miejsca.

- Dobra – uśmiechnął się do nas Szeryf. - Chcę, abyście ją wytropili. Potrzebujecie jej zapachu. Musimy jechać do jej domu.

- I wejść tak po prostu? - zapytał zdziwiony Scott.

- Włamiecie się - Szeryf wzruszył ramionami.

- Jak? - zapytał Stiles.

- Ja zagadam Pana Tate, a wy włamiecie się do pokoju Malii.

- Chcesz, abym się włamał? Ja, syn Szeryfa? - zapytał zadowolony Stiles.

- Nie. Chcę, aby oni to zrobili.

- Beze mnie nie pójdą - chłopak od razu zaprzeczył, kręcąc przy tym głową.

- Poradzą sobie bez Ciebie.

- Nie poradzą. To ja jestem mózgiem w tym zespole.

- Dobra, dość – powiedziałam. - Pan zajmuje się Panem Tate, a nasza trójka wchodzi do środka.

- Widzisz? - zapytał zadowolony Stiles.

- Zgoda - przytaknął niechętnie Szeryf.

- To na co czekamy? Jedziemy.

- Teraz? - mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.

- No a kiedy? Im szybciej, tym lepiej – wzruszyłam ramionami.

- Myślałem, że chcecie to przemyśleć czy coś.

- O czym tu myśleć? Chcemy ją znaleźć, więc ruszajmy – poparł mnie Scott.

- Zaskakujecie mnie, dzieciaki.

- Tylko nie dzieciaki, mam 23 lata – powiedziałam.

- Dla mnie i tak jesteś młoda.

               Wyszliśmy z komisariatu. My jedziemy moim samochodem, a Szeryf służbowym. Oczywiście Stiles chciał jechać Jeep'em, ale udało nam się namówić go na zmianę decyzji. Moje auto jest szybsze i cichsze. Jego mogło narobił tylko problemów. Oczywiście uwielbiam jego Jeep'a, ale nie nadaje się na ciche misje.

                Oficjalnie mogę potwierdzić, że nareszcie coś się dzieje w Beacon Hills. Dodatkowo, możemy odnaleźć zaginioną nastolatkę. Bałam się, że sprawa będzie o wiele gorsza i będziemy musieli znaleźć jakiegoś seryjnego mordercę, jednak Szeryf nawet miło mnie zaskoczył.

- Jak myślicie? Ile ma lat? - zapytał Stiles z tylniego siedzenia.

- Jest w naszym wieku - odpowiedział mu spokojnie Scott.

- Skąd wiesz? - spojrzał na niego zaciekawiony.

- Przejrzeliśmy akta, geniuszu - spojrzałam na niego w lusterku wstecznym.

- Ładna? - uśmiechnął się sam do siebie.

- Skąd mam wiedzieć? Nie było jej teraźniejszego zdjęcia.

               I tak minęła nam cała droga. Stiles zadawał głupie pytania, a ja miałam ochotę go zabić. Muszę kupić jakąś taśmę. Będę go sklejać za każdym razem. Ewentualnie kupię jakieś duże auto i będzie jeździł w bagażniku.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro