ROZDZIAŁ 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Przez całą drogę rozmawiałyśmy z Lydią o moim problemie. Oczywiście nie obyło się bez ostrego opieprzenia mnie. Dlaczego jej tego wcześniej nie powiedziałam? Powód jest prosty. Jak zwykle chciałam zrobić wszystko sama. Muszę w końcu przestać to robić, nie jestem robotem, aby załatwiać wszystko samodzielnie. Jednak świadomość tego, że przez moje problemy mogłaby się stać jakaś krzywda moim bliskich, blokuje mnie w powiedzeniu im prawdy. Czasami lepiej poświęcić samą siebie, aby inni byli bezpieczni.

               Po parunastu minutach byliśmy na miejscu. Droga, mimo wszystko, minęła nam spokojnie. Lydia zapewniała mnie, że mogę na nią liczyć w każdej sytuacji, a ona postara się mi pomóc. Dobrze mieć kogoś takiego, jak ona. Zaparkowałam auto i wysiadłyśmy z samochodu. Stiles zaparkował obok mnie i również opuścili Jeep'a.

- Jaki plan? - zapytał syn Szeryfa.

- Wasza dwójka zostaje tutaj, ja i Scott wchodzimy do środka. Scott bierze swoją dziewczynę, a ja załatwiam Barrow'a.

- To nie jest moja dziewczyna.

- Mało mnie to obchodzi - machnęłam lekceważąco ręką. 

- To po cholerę ciągle to powtarzasz?

- Bo uwielbiam podnosić Ci ciśnienie.

- Nowe hobby sobie znalazłaś?

- Nawet dwa - prychnęłam. 

- Jakie jest drugie?

- Doprowadzenie Kiry do śmierci.

- Znowu zaczynasz? - westchnął zrezygnowany. Ja wcale nic nie zaczynam, to kontynuacja. 

- Mogłeś nie pytać - wzruszyłam ramionami, nie patrząc na niego. 

- Nie ważne. Idziemy, wy zostańcie.

- Może jednak się przydamy? - zapytał Stiles.

- Do czego? Krzyczenia i uciekania przez psychopatą? - parsknęłam śmiechem. 

- Moglibyśmy wam pomóc walczyć.

- Kijem bejsbolowym?

- Możliwe - przytaknął poważnie, a mi zachciało się śmiać. 

- Zostajecie - odparłam twardo, nie chcąc prowadzić dalej tej rozmowy. Za cholerę nie pozwolę im tam wejść i się narażać. 

- Ale Nina...

- Żadnego ale. Zostajecie i koniec. My idziemy.

               Oboje odwróciliśmy się i skierowaliśmy do wejścia. Spojrzałam na Scott'a, który wydawał się być spięty. A ja? Jako dobra przyjaciółka chciałam mu jeszcze bardziej podnieść ciśnienie. Zresztą, kim bym była, gdybym nie powiedziała czegoś złośliwego w jego stronę? Nie ważne, że traktuję go jak brata i mogłabym oddać za niego życie, czasami po prostu muszę mu dokuczyć, aby wszystko było w normie. 

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Ci nie pomogę?

- Znowu zaczynasz? - jęknął załamany.

- Uprzedzam - wzruszyłam ramionami.

- Dlaczego Ty to robisz?

- Co? - zapytałam zdziwiona.

- Zachowujesz się jak wariatka. Ty taka nie jesteś.

- Może za słabo mnie znasz? - zasugerowałam, podnoszą c brwi i patrząc w jego stronę. 

- Znam Cię doskonale. Nigdy nie byłaś aż tak agresywna. Miałaś swoje jazdy, ale teraz to przegięcie.

- Scott, mam problem z kontrolą. Twoja nowa przyjaciółka mi w tym nie pomaga.

- Tracisz kontrole? - zapytał zdziwiony.

- Mniej więcej - i tak by się dowiedział, czemu mam to dalej ukrywać?

- Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?

- Bo nie miałeś dla mnie czasu? Byłeś tak zajęty Kirą, że niczego nie zauważyłeś. Od dłuższego czasu mam problem z kontrolą. A Ty? Nie zainteresowałeś się tym.

- Nie wiedziałem -szepnął zmieszany.

- A skąd miałeś wiedzieć? Zresztą, nie ważne. Chodź.

               Chciałam jak najszybciej zakończyć tą wymianę zdań. Nie chcę, aby Scott czuł się winny całej tej sytuacji. Dobra, nie zachował się dobrze w stosunku do mnie, ale to wciąż dzieciak. Musi uczyć się na swoich błędach. A ja? Wcale nie jestem lepsza. Mogłam mu od początku powiedzieć prawdę, ale oczywiście jak zawsze musiałam być mądrzejsza. I teraz odczuwam tego skutki.

               Weszliśmy do środka i od razu usłyszeliśmy męski głos. Spojrzałam na Scott'a i kiwnęłam mu głową. Oboje ruszyliśmy w kierunku, z którego dobiegał głos. Zobaczyłam faceta, który pochylał się nad Kirą. Zatrzymałam się i przyjrzałam dokładnie scenie rozgrywającej się przede mną. Po co ja jej mam pomagać? Przecież sama chcę jej śmierci, nie zależy mi na niej. Ale Scott'owi tak, a na nim mi zależy. Cholera.

               Podeszłam jeszcze bliżej. Zrobię dobry uczynek, ten jeden raz poświęcę się dla niej. Lepiej niech nikt się do tego nie przyzwyczaja, bo więcej się to nie powtórzy. Gdyby nie Scott, to zapewne już dawno by mnie tu nie było. Ba, ja nawet bym tu nie przyjechała z własnej woli. Odwrócę uwagę Barrow'a. To już coś, prawda?

- Co robicie? - zapytałam niewinnym głosikiem.

- Nie Twój interes, gówniaro.

- Mamusia Cię kultury nie nauczyła?

- Zaraz Ciebie mogę nauczyć.

- Ciekawe jak. Tym kablem? - wskazałam na przewód, który trzymał w ręku.

- A co, boisz się prądu? - zaśmiał się szyderczo. 

- Nie mam z nim większego problemu. Nie jestem wilkołakiem, nie działa na mnie tak mocno.

- A więc kim jesteś? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się dokładnie.

- Kimś, z kim lepiej nie zadzierać. Tacy ludzie najczęściej kończą martwi.

- Grozisz mi? - zaśmiał się.

- Uprzedzam. Ale ja się teraz Tobą nie zajmę. Nie chcę mi się - wzruszyłam ramionami. 

- Będziesz stać i się przyglądać , jak morduję Twoją przyjaciółkę?

- Nie jest nią. Jak dla mnie możesz ją zabić, sama mam na to ochotę. Ale komuś innemu to się nie spodoba.

- Komu? - zapytał zdziwiony.

- Jemu - kiwnęłam głową. 

               Wskazałam coś po mojej lewej stronie. Facet od razu się tam odwrócił. W tym samym momencie rzucił się na niego Scott. A ja? Oglądałam całe te przedstawienie, oparta o ścianę. Kira patrzyła na mnie błagalnie. Myśli, że ją uratuję? Błąd, w życiu bym tego nie zrobiła. Wpakowała się w gówno, to niech teraz z niego wychodzi, ale bez mojej pomocy. 

               Wilczek walczył z Barrow'em, a ja miałam ochotę się śmiać. Nie radził sobie najlepiej, chociaż jest wilkołakiem. Dla niego powinno być to łatwizną, powinien pokonać kolesia w kilka sekund. Jak widać, zbyt słabo został wyszkolony, co jakoś mnie nie dziwi. Scott został porażony prądem. Taki wielki, Prawdziwy Alfa, a obronić się nie potrafi. To ci los.

- Nina, pomóż - szepnął błagalnie.

- Chyba oszalałeś. Co mam z nim zrobić?

- Pomóż Kirze.

- Po moim trupie.

               Kolejny prąd przeszedł przez ciało Scott'a, przez co ten zawył z bólu. I niech on mi kiedyś powie, że nie jestem mu potrzebna. Właśnie widać, jak doskonale radzi sobie w walce. Jest cholernie słaby, pomimo swojej siły. Nie potrafi dobrze wyprowadzić jakiegokolwiek ataku, wszystko kończy się na jego przegranej. Ktoś tu potrzebuje porządnego treningu.

               Westchnęłam i odepchnęłam się od ściany. Z wielką chęcią dalej oglądałabym to przedstawienie, ale tu chodzi o Scott'a. Mogę być na niego zła, jednak nie życzę mu śmierci. Podeszłam do faceta od tyłu i poklepałam go po ramieniu. Ten natychmiast się odwrócił w moją stronę.

- Możesz zostawić mojego przyjaciela?

- A co? Chcesz teraz Ty oberwać?

- Raczej Ciebie to spotka.

               Wystawił w moją stronę rękę z kablem w dłoni. Zaśmiałam się z jego głupoty. Myśli, że na mnie to działa? Akurat tu go zdziwię, prąd nie działa na wampiry. Nasz organizm jest troszeczkę inny niż wilkołaków. Ten koleś chyba chciał się upewnić. Przystawił przewód do mojego brzucha, a ja poczułam łaskotki. Zaśmiałam się i przywaliłam mu w twarz.

               Upadł na ziemię z hukiem i spojrzał na mnie wystraszony. Przewróciłam oczami, widząc jego minę. Podeszłam do Scott'a i pomogłam mu wstać. Poczułam nagle ból w plecach i zapach krwi. Odwróciłam się wściekła, ten debil wbił mi nóż w plecy. I to dosłownie! Teraz może zapomnieć o tym, że będę miła.

               Doskoczyłam do niego natychmiast, kopiąc w dłoń. Wyrzucił nóż i wystraszony patrzył prosto w moje oczy. Wystawiłam kły, spod moich oczu wystawały żyłki. Nienawidzę, gdy ktoś walczy w ten sposób. Nie można atakować wroga od tyłu, bo wtedy okazuje się swoją słabość. Ja niestety nie jestem w stanie tego wybaczyć.

- Zagalopowałeś się, słońce. Chciałam Cię oszczędzić, ale nie dajesz mi wyboru.

- Kim Ty jesteś?!

- Kimś, kogo zobaczysz ostatniego przed swoją śmiercią.

               Rzuciłam się na niego z kłami i wgryzłam się w szyje, rozrywając tętnicę. Oderwałam się natychmiastowo, gdy tylko zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie miało miejsce. Właśnie posmakowałam ludzkiej krwi prosto z żył. Kurwa, to nie miało się tak skończyć. Nie mogę pozwolić sobie na takie sytuacje, bo one doprowadzą do czegoś złego, bardzo złego.

               Podeszłam wściekła na siebie do niego i skręciłam mu kark. Popatrzyłam na jego ciało. Co ja najlepszego zrobiłam? Nie mogłam pozwolić sobie na to, aby tracić kontrolę i zabijać innych. Mogłam załatwić to inaczej, jednak chęć jego śmierci była o wiele silniejsza. Odwróciłam się do Scott'a, który trzymał wystraszoną Kire. W jego oczach widział strach.

- Co Ty zrobiłaś?

- To, co robi każdy wampir.

               Ruszyłam szybko w stronę wyjścia. Muszę pojechać do domu, muszę się ogarnąć. Obiecałam sobie, że tego nie zrobię. I co? Chwila nieuwagi, obietnica złamana. Nie mogę ponownie tego zacząć. Już raz kiedyś straciłam kontrolę. Derek nie może o tym wiedzieć, nikt nie może.

,,Nie powiem nikomu.''  Głos Scott'a rozbrzmiał w mojej głowie. Jakby czytał mi w myślach.

,,A Kira?''

,,Postaram się, aby też nikomu nie powiedziała.''

,,Dziękuję.''

,,Ale musimy pogadać.''

,,Pogadamy, ale nie teraz. Jadę do domu.''

,,Dobrze.''

               Uśmiechnęłam się lekko. Dobrze, że nikt się o tym nie dowie, przynajmniej mam taką nadzieję. Nie mogę ponownie stać się potworem. Już kiedyś przez to przechodziłam, nie dam rady zrobić tego po raz kolejny.

          Nie odpowiadając na żadne pytania Stiles'a i Lydii, wsiadłam do auta i odjechałam z piskiem opon. Chciałam jak najszybciej być w domu. Nie mogę ponownie stracić kontroli, nie mogę nikogo już skrzywdzić. Muszę odnaleźć to coś, przez co tracę kontrolę. Jestem pewna, że to właśnie to na mnie wpłynęło. Z własnej woli bym tego nie zrobiła. Kolejny punkt na liście rzeczy do zrobienia. Jeszcze trochę, a nie wyrobię się z tym do śmierci.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro