ROZDZIAŁ 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Siedzieliśmy przy barze i piliśmy coraz to nowsze drinki. Oczywiście Isaac trzymał się z nas najlepiej. Cholerne wilkołaki, czasami zazdroszczę im tego, że się nie upijają, a czasami współczuję. Stiles za to siedział nieźle pijany i śmiał się ze wszystkich i wszystkiego. Złym pomysłem było dawanie mu takiej ilości alkoholu. Na całe szczęście ja jeszcze trzymałam się w miarę możliwości. Pomimo płynącego alkoholu w mojej krwi, zdołałam jeszcze myśleć logicznie. Zaleta wampirów? Muszą wypić dwa razy więcej od ludzi, aby się upić. No, może trzy.

               Spojrzałam na Stiles'a, który prawie spadł z barowego krzesła. Isaac ledwo powstrzymywał się od śmiania z przyjaciela. Był cały czerwony na twarzy i nie mógł złapać oddechu. Uśmiech sam cisnął mi się na twarz na widok szczęśliwego wilkołaka, który na początku nie miał zbyt łatwo. Starał się ukrywać pod maską obojętnego chłopaka, który w środku cierpiał. Dlatego właśnie uśmiech na jego twarzy sprawia mi radość i czuję swego rodzaju ulgę.

- Panu już podziękujemy – powiedziałam ze śmiechem do Stiles'a.

- Jeszcze nie - mruknął niewyraźnie, machając na mnie ręką.

- Stiles, Ty ledwo co siedzisz.

- Kochasz mnie? - spojrzał na mnie maślanymi oczami.

- Co? - nie powiem, jego pytanie mnie zdziwło.

- Kochaj mnie - jęknął żałośnie.

- Przecież Cię kocham - odpowiedziałam pewnie, patrząc mu w oczy.

- Mocno? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Bardzo mocno, ale nie pij więcej.

- A Ty? - to pytanie skierował do Isaac'a, przez co musiałam się zaśmiać.

- Taa - mruknął wilkołak, przez co parsknęłam śmiechem.

- Nie kłam mnie - pogroził mu palcem.

- Kocham Cię, Stiles.

- Nie prawda. Kochasz Allison, a mnie nie.

- Jesteś durny – powiedziałam do chłopaka. - Oddawaj tego drinka.

- Nie! - wrzasnął, jakbym chciała mu co najmniej zabrać Jeep'a.

               Zerwał się na równe nogi i popatrzył na nas z mordem w oczach. Biegnąc w miarę swoich możliwości, zaczął przeciskać się przez tłum. Spojrzałam roześmiana na Isaac'a, który sam z ledwością powstrzymywał śmiech. Nie ma co, trzeba go przyzwyczaić do uśmiechu i radości, w takim wykonaniu jest o wiele lepszy.

- Gonimy go? - zapytałam, próbując odnaleźć Stiles'a w tłumie.

- On tego chce - odparł Isaac z radością w glosie.

- Ja też. Będzie zabawnie, chodź.

              Pociągnęłam chłopaka za rękę i chwile później również przeciskaliśmy się przez tłum ludzi. W powietrzu można było wyczuć woń alkoholu i potu. Nie przeszkadzało mi to w tej chwili, miałam zbyt dobry humor. Kto by pomyślał, że kiedyś będę mogła czuć się tak swobodnie i dobrze w dużym tłumie nieznanych mi osób. 

               Wyostrzyłam swoje zmysły, aby znaleźć naszą zgubę. Jednak nie był to dobry pomysł, oczywiście nie przemyślałam tego wcześniej. Momentalnie złapałam się za głowę, zaciskając przy tym mocno zęby. Alkohol podrażniał w tej chwili moje zmysły, które działały trochę inaczej, niż na trzeźwo. Moje myślenie również działa inaczej, co ma niestety bolesne skutki.

- Co jest? - zapytał zmartwiony Isaac.

- Za dużo dźwięków - jęknęłam, masując skronie.

- Trzeba go znaleźć ludzkim sposobem.

- To będzie zabawne.

               Zaczęliśmy rozglądać się po ludziach i co chwile pytać, czy ktoś widział Stiles'a. Wszyscy z uśmiechami na twarzach odpowiadali, że nie. Z jednej strony również bawiła mnie ta sytuacja, jednak nadal martwiłam się o chłopaka. Ostatnio nie był w najlepszej kondycji psychicznej, a teraz nam zwiał. Chyba napiszę książkę o tym, aby nie gubić człowieka, który jest pijany i ma ostatnio problemy ze sobą. Albo po prostu odstawię na dziś alkohol i przestanę wymyślać głupoty.

- Chodź - męski głos dotarł do moich uszu.

               Chwilę później poczułam szarpnięcie za nadgarstek, na co wydobył się ze mnie zagłuszony przez muzykę jęk. Isaac prowadził mnie w nieznanym mi kierunku, jednak nie miałam zamiaru się z nim szarpać. Przecież nie wyprowadzi mnie z Loftu i nie zabije, a następnie zakopie w lesie kilka metrów pod ziemią. Po chwili mój dobry humor ponownie zmalał, ale postanowiłam w żaden sposób nie komentować zaistniałej sytuacji.

- Widzieliście Stiles'a? - zapytał Isaac.

- Nie. Zgubiliście go? - odpowiedział Scott.

- Można tak powiedzieć. Nawalony zabrał drinka i zgubił się w tłumie.

- Pewnie dobrze się bawi - Alfa wzruszył ramionami, to dla niego takie typowe.

- My też, ale sam wiesz w jakiej jest teraz sytuacji.

- Pomożemy wam – powiedziała zadowolona Kira.

- Obejdzie się – mruknęłam pod nosem, ale Isaac i Scott to usłyszeli.

- To też nasz przyjaciel - odezwał się do razu McCall.

- Świetnie, więc go szukaj - warknęłam na niego.

- Nina, możesz skończyć?

- Mogę dopiero zacząć, Scott.

                Mierzyliśmy się morderczymi wzrokami, żadne z nas nie chciało tego zakończyć. Oboje należeliśmy do osób upartych, jednak McCall powinien wiedzieć, że ja się nie złamię. Jego moc Alfy na mnie nie działa, ponieważ nie jestem wilkołakiem, więc nie ma nade mną żadnej przewagi. Ja jednak posiadam coś, co może złamać jego i sprawić, że zmieni zdanie na każdy temat, jaki tylko będę chciała. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, przez co musiałam przerwać mój kontakt wzrokowy ze Scott'em.

-  Widzieliście gdzieś Lydię? - zapytał Aiden.

- Ona też? - zapytał z grymasem na twarzy Isaac.

- Co też? - wilkołak spojrzał na nas zdziwiony.

- Zaginęła – odpowiedziałam. - Przed chwilą zgubiliśmy Stiles'a.

- Może razem gdzieś są?

- A co, zrobiłeś jej coś? - zapytałam od razu, chcąc znać odpowiedź, aby wiedzieć, czy przypadkiem nie wyszła stąd wściekła na niego.

- Oprócz tego, że w dalszym ciągu jest na mnie zła? To nie.

- Więc nie miała powodu się przed Tobą ukrywać.

- A wy co zrobiliście Stiles'owi?

- Zabroniliśmy mu pić - wzruszyłam ramionami.

- Serio? - Aiden parsknął śmiechem.

- Gdybyś widział go w jakim jest stanie to też byś tak zrobił.

- Aż tak? - zapytał, unosząc brwi.

- Żebyś wiedział – odpowiedział mu ze śmiechem Isaac. - Trzeba ich znaleźć.

- Mam złe przeczucia – powiedziałam.

- Dlaczego? - zapytał zdziwiony Aiden.

- Nie wiem, ale tak czuję.

- Tylko nie to – ponownie jęknął Isaac.

- Co? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Zawsze , gdy masz złe przeczucia, coś się dzieję.

- Jestem medium - odparłam tajemniczo.

- A nie była nim Lydia?

- Lydia zaginęła, więc przejmuję jej obowiązki. A teraz ruszamy na poszukiwanie zaginionych.

               Każdy z nas udał się w inną stronę. Scott poszedł razem z Kirą, Isaac poszedł po Allison, a ja ruszyłam z Aiden'em. Całe szczęście, przebywanie blisko McCall'a i jego lisa nie działa na mnie w pozytywny sposób. Alkohol również robi swoje i przez to ciężko mi jest trzymać ręce przy sobie, gdy one chcą się znaleźć na szyi Kiry.

- Gdzie Ethan? - zapytałam, przypominając sobie o bliźniaku.

- Jeszcze nie wrócił.

               Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi i obserwowałam dalej tłum. Po zapachu ich nie znajdziemy, tego jestem pewna. Zbyt wielka ilość osób w jednym pomieszczeniu, wszystko zmieszało się ze sobą. To jest głupie, jak można zgubić dwójkę przyjaciół na imprezie, która została zorganizowana przez naszych? Do tego w lofcie Dereka, nie ma tu zbyt wiele kryjówek. Chyba, że ja o czymś nie wiem, co jest bardzo prawdopodobne.

               Kolejny raz zmierzaliśmy do baru, który był oblegany przez nastolatków. Pomyślałam, że może Stiles właśnie tam siedzi, skoro wcześniej tak chętnie wlewał w siebie litry alkoholu. Jednak nie odnalazłam go na żadnym z krzesełek, co nieco mnie zaniepokoiło. Rozejrzałam się dokładnie po najbliższych miejscach i ujrzałam go na schodach, siedział z jakąś dziewczyną.

- Aiden, idź do Stiles'a, ja poszukam Lydii.

- Dlaczego ja a nie Ty?

- Bo ja szybciej ją znajdę.

- Skąd ta pewność? - zapytał, jakby rzucał mi wyzwanie.

- Po prostu się nim zajmij.

          Westchnęłam i ruszyłam na poszukiwania dziewczyny. Przynajmniej mam pewność, że Stiles jest cały i zdrowy. No, chociaż trochę zdrowy. Nie chcę wiedzieć, co będzie czuł jutro rano. Kac murowany, ogromny ból głowy i okropna pustynia w ustach. Znam to z własnego doświadczenia i nie polecam nikomu.

               Podeszłam bliżej wielkich okien. Może stąd łatwiej mi będzie ją wypatrzeć? Przemierzałam kolejne metry, rozglądając się na wszystkie strony i wyostrzając wzrok, aż nagle ujrzałam dwie postacie na tarasie. Przyjrzałam się bliżej, mrużąc przy tym oczy. To Danny trzymający kogoś w rękach. Wpatrywałam się dokładniej i ujrzałam rude włosy.

- Aiden! - krzyknęłam głośno, aby był w stanie mnie usłyszeć.

                Wiedziałam, że wilkołak mnie usłyszy. Dobry słuch zobowiązuje i pomaga w wielu wypadkach. Nie myliłam się, bo już po chwili ujrzałam chłopaka idącego w moją stronę. Jego mina wskazywała na rozbawienie, co pewnie miało jakiś związek ze Stiles'em. Szkoda, że za chwilę będę  musiała zepsuć mu jego dobry humor.

- Co jest? - zapytał, podchodząc do mnie bliżej.

- Znalazłam Lydię, a raczej Danny to zrobił.

- Gdzie ona jest?

- Tam - kiwnęłam głową.

               Pokazałam mu na taras, a następnie oboje poszliśmy w tamtą stronę. Przeciskając się przez kolejne osoby, w końcu dotarliśmy do celu, co nie było zbyt łatwym zadaniem. Ludzie chyba myśleli, że robimy to dla zabawy, a nie po to, aby sprawdzić stan naszej przyjaciółki. Lydia leżała na ziemi, a Danny przytrzymywał jej głowę.

- Leżała tu, znalazłem ją przypadkiem.

- Mówiła coś? - zapytałam, patrząc na dziewczynę.

- Nie. Jest chyba nieprzytomna.

               Podeszłam bliżej i przyjrzałam się dokładnie Lydii. Wyglądała okropnie blado i dziwnie. Dotknęłam jej ręki, która była lodowata, a to był już dla mnie sygnał, że coś jest nie tak. Jako człowiek powinna mieć normalną temperaturę ciała, przecież na dworze nie jest wcale aż tak zimno. Coś musiało się stać, tylko co?

- Jest zimna, trzeba wnieść ją do środka.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro