ROZDZIAŁ 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Zerwałam się szybko z miejsca i pognałam do środka. Jeśli Derek wrócił, to oznacza kłopoty. Przecież on wpadnie w szał jeśli nas wszystkich tu zobaczy. Już mogę sobie wyobrazić jego minę i zdenerwowanie, a potem istną rzeź. Przecież on nie oszczędzi żadnego z nas, pewnie nawet mi się oberwie. Chyba muszę wymyślić jakiś plan awaryjny, aby jak najmniej osób oberwało od złego wilkołaka. 

                Zaczęłam rozglądać się po ludziach, nie zauważyłam jednak w ich zachowaniu żadnej zmiany. Każdy w dalszym ciągu świetnie się bawił, jakby nic się nie stało. To oznacza, że mam omamy? Oczywiście istnieje taka możliwość, skoro w moim organizmie płyną litry wódki. Miałam nadzieję, że podczas akcji z Lydią całkowicie wytrzeźwiałam, ale mogę się mylić.

                Spojrzałam w stronę Lydii, Aiden'a i Danny'ego. Oprócz ich zobaczyłam Scott'a, Stiles'a i Kire, co ani trochę mi nie pomogło w uspokojeniu serca, które biło z zawrotną prędkością. Pewnie, najlepiej ściągnąć lisa, aby siedział w moim towarzystwie, a ja nic mu nie zrobię. Kto wpada na takie głupie pomysły? Szybko skierowałam się w stronę przyjaciół, próbując trzymać nerwy na wodzy.

- Nina! Słyszałaś? - uprzedził mnie Scott.

- Słyszałam - przytaknęłam głową.

- Derek? - zapytał niepewnie Stiles.

- Tak mi się wydaję. Na dole stoi samochód, którym pojechał do Mystic Falls.

- A jego widziałaś?

- Właśnie nie. Co z Lydią?

- Jest cholernie zimna – odpowiedział mi Aiden.

- Trzeba ją zabrać do szpitala. Danny? Mógłbyś to zrobić?

- Jasne, zawiozę ją.

               Aiden podniósł Lydie i przekazał dziewczynę chłopakowi. Ten kiwnął głową i skierował się do wyjścia. Odprowadziłam ich wzrokiem do momentu, w którym zniknęli z mojego pola widzenia. Specjalnie wysłałam właśnie Danny'ego, aby przypadkowo nie narazić go na niebezpieczeństwo. Jest naprawdę fajnym chłopakiem  który w wielu sytuacjach się przydaje. Jego serce jest cholernie dobre, że momentami jest mi go szkoda. Mam nadzieję, że nikt go nigdy nie skrzywdzi, bo wtedy ja z wielką chęcią skrzywdzę tego kogoś.

- Znalazłaś coś? - zapytał Aiden.

- Nic. Żadnych śladów ani zapachów - westchnęłam ciężko.

- Podejrzewasz coś? - popatrzył na mnie poważnie.

- Nie. Nie mam pojęcia co to było.

- Przecież Ty wiesz wszystko – odezwała się Kira.

- Wiem, że zaraz możesz zginąć - warknęłam w jej stronę.

- Nie chciałam być złośliwa - powiedziała od razu, cofając się o krok.

- Słabo Ci to wyszło. Zresztą, nie mieszaj się w to.

- Ona jest w to zamieszana – wtrącił Scott.

- To znaczy? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego w skupieniu.

- Wie, kim jest - odparł spokojnie.

- O proszę. Odkryłaś swojego lisa? Gratulacje – powiedziałam sarkastycznie.

- Wiedziałaś? - zapytał zdziwiony Scott.

- Od początku. Niejednokrotnie mówiłam o niej, że jest lisem, Scott. Trzeba było uważniej mnie słuchać.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś?

- A chciałeś mnie słuchać? Uwierzyłbyś mi?

- Nie wiem, ale mogłaś powiedzieć.

- Gdybym miała kiedy to owszem, zrobiłabym to.

- Miałaś wiele okazji.

- Jasne, bo cały czas byłeś ze mną – odpowiedziałam sarkastycznie, ponownie. - Nie zwalaj teraz wszystkiego na mnie. Mam ważniejsze sprawy na głowie.

- Tak? Niby jakie? - spojrzał na mnie, jakby rzucał mi wyzwanie. Co oni wszyscy z tym mają?

- Po pierwsze: muszę się dowiedzieć, co zaatakowało Lydie. Po drugie: trzeba znaleźć Dereka, inaczej będziemy martwi.

- Dlaczego? - odezwał się pijany Stiles.

- Pewnie dlatego, że zrobiliśmy u niego imprezę bez jego wiedzy – odpowiedział mu Aiden.

- To go nie ma? - Stiles wyglądał na zdziwionego, co lekko mnie rozśmieszyło.

- Stiles, nie pijesz więcej alkoholu – powiedziałam. - Musimy znaleźć resztę i ogarnąć ludzi.

- A co, sama sobie nie poradzisz?

- Daruj sobie, Scott.

               Zła odeszłam od nich w tłum, chcąc jak najszybciej oddalić się od Alfy i jego dziewczyny. Jakoś nie mam ochoty na kolejną wymianę zdań ze Scott'em, który najwyraźniej nie chce mnie słuchać. Od kiedy on taki wyszczekany się zrobił? Zresztą, teraz nie mam zamiaru o nim myśleć, mam ważniejsze sprawy na głowie. W tłumie właśnie ujrzałam Allison i Isaac'a, którzy prowadzili Ethan'a. Upił się? Mało prawdopodobne, przecież jest wilkołakiem.

- Co mu jest? - zapytałam od razu, gdy znaleźli się w moim zasięgu.

- Znaleźliśmy go takiego - odpowiedział chłopak.

- Trzeba go posadzić na ziemi.

                 Isaac kiwnął mi głową i pomógł Ethan'owi usiąść w rogu pomieszczenia. Było tu pusto, ponieważ wszyscy bawili się na parkiecie, co było dla nas dużym plusem. Miałam dziwne przeczucie, że wokół nas dzieje się coś bardzo dziwnego. Najpierw zimna Lydia, a teraz ledwo żywy Ethan, który z pewnością nie jest pijany. Czyżby pojawili się jacyś Łowcy, którzy chcą nas wykończyć po cichu? 

- Wiecie, co mogło się stać?

- Podejrzewamy – odpowiedziała mi Allison. - Gdzie reszta?

- Pewnie szukają was.

,,Aiden, znalazłam ich. Chodźcie w stronę wyjścia, jesteśmy w rogu.''

               Przesłałam mu wiadomość myślami. To był mój pierwszy raz, gdy komunikowałam się z nim w ten sposób. Ciekawe, czy zrozumie o co mi chodzi. W sumie jest mądrym chłopakiem i jest wtajemniczony w świat, który go otacza. Zapewne nikt wcześniej nie przekazywał mu wiadomości w myślach, ale każdy musi mieć swój pierwszy raz, jakkolwiek dziwnie to brzmi.

                Dotknęłam Ethan'a, który był cholernie zimny. Stan był taki sam jak u Lydii, co mnie zadziwiło. Może spotkało to samo? Jeśli tak to oznacza, że to coś jest wśród nas i atakuje tych, którzy nie są w otoczeniu innych. Musimy w takim razie trzymać się razem, co niezbyt mi odpowiada, jednak na chwile muszę się uspokoić. Przecież tu chodzi o ochronę moich bliskich, a dla nich jestem w stanie zrobić wszystko, nawet wytrzymać towarzystwo lisa, którego chcę zabić z zimną krwią.

- Dziwny sposób komunikacji – usłyszałam za sobą głos Aiden'a.

- Jakoś musiałam was powiadomić.

- Ethan? Co mu jest? - chłopak natychmiast klęknął przy bracie.

- Podejrzewam, że to samo co u Lydii.

- Lydii? - zapytała zdziwiona Allison.

- Tak. Danny znalazł ją na tarasie w podobnym stanie. Była nieprzytomna, ale po jakimś czasie odzyskała świadomość.

- Gdzie jest teraz?

- Danny zabrał ją do szpitala, była cała przemarznięta.

- Mówiłem, żeby im od razu powiedzieć – powiedział zły Isaac do Allison.

- Powiedzieć o czym? - zapytałam zdziwiona.

- Ja ich widziałem.

- Kogo? - zmarszczyłam brwi, patrząc na wilkołaka. 

- Tych ludzi, jeśli tak to można nazwać.

- Kiedy? I dlaczego nic nie powiedzieliście?

- Tak jakoś wyszło - wzruszył ramionami.

- Tak jakoś wyszło?! Isaac! Mieliśmy mówić sobie o wszystkim. Jak mam was chronić, skoro o niczym nie wiem?!

- Spokojnie, przepraszamy – powiedziała skruszona Allison.

- Dobra, nieważne. Jak ich zobaczyliście?

- To było u Allison – westchnął Isaac. - Pojawili się z cienia. Zaatakowali mnie, a ja starałem się bronić. Oczywiście na marne.

- Zrobili Ci coś? - zapytałam, a mój gniew natychmiast zamienił się w troskę.

- Można tak powiedzieć.

- To znaczy? - zapytał zniecierpliwiony Scott.

- Jeden z nich złapał mnie za głowę, a jego oczy zaświeciły na żółto. Potem chyba na chwilę straciłem przytomność.

- Weszłam z tatą do pokoju, a Isaac trząsł się. Podeszłiśmy bliżej, a on przemienił się i chciał nas zaatakować. Musiałam go zranić, aby się uspokoił.

- Jest coś jeszcze?

- Znak, symbol.

- Co? - zapytałam zdziwiona, zbyt wiele nowych informacji, zbyt dużo alkoholu.

- To – Isaac podszedł do nas i pokazał dziwny symbol, który miał za uchem . - Ethan ma taki sam.

- A Lydia? - zapytała Allison.

- Nie sprawdzaliśmy. Ale co to znaczy? - odpowiedział Aiden.

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała mu dziewczyna. - To coś nie dało nam wejść do pokoju, drzwi były zablokowane.

- Czyli mamy trzy ofiary – powiedziałam zamyślona. - Ethan, Lydia i Isaac. Ale czego oni chcą?

- Może nas sprawdzają? - odezwał się Isaac.

- Po co? - wtrącił Scott.

- Może to, czy jesteśmy istotami nadprzyrodzonymi? - odezwała się Kira.

                Dalszej wymiany zdań nie słuchałam. Musiałam przez chwilę pomyśleć, dlatego wyłączyłam się. Nie znamy swojego wroga, co nie działa na naszą korzyść. Wychodzą z ciemności i atakują ludzi, albo tylko istoty nadprzyrodzone, bo właśnie takie są ich dotychczasowe ofiary. Chyba, że o kimś jeszcze nie wiemy. Mają maski i świecące oczy. Zostawiają ślady, odwróconą piątkę.

               Starałam się przypomnieć sobie wszystkie istoty, jakie znam. Jest ich sporo, ale o czymś takim jeszcze nie słyszałam. Jeśli oni szukają istot nadprzyrodzonych, to po co je tylko oznaczają? Żeby później nas pozabijać? Mogą przecież zrobić to od razu. Przynajmniej ja bym tak zrobiła, tak by było łatwiej. W innym przypadku ofiara może uciec, a ja nie lubię szukać kogoś po całym świecie.

- Nina? - poczułam dotyk na ramieniu.

- Co? - zapytałam, budząc się z transu.

- Coś się stało? - zapytał Isaac, to on był sprawdzą mojego wybudzenia.

- Nie, zamyśliłam się.

- I co? - zapytał zaciekawiony.

- I nic. Nie przypominam sobie takiej sytuacji.

- Co teraz robimy? - zapytał Scott.

- To Ty tu jesteś Alfą – odpowiedział mu Aiden.

- Ale pytam też was, abyśmy razem podjęli jakąś decyzję.

- Przyznaj się, że nie masz pomysłu – powiedziałam.

- Właśnie, że mam. Tylko chciałem zapytać też was.

- Jasne – przewróciłam oczami.

- A Ty masz jakiś plan?

- Jak zawsze, Scott - wzruszyłam ramionami.

- To się podziel nim.

- Przede wszystkim trzeba zabrać stąd Ethan'a, najlepiej do mnie.

- Dlaczego do Ciebie? - zapytała Kira.

- Bo u mnie jest najbezpieczniej. Żadna z istot nie wejdzie bez mojego pozwolenia.

- Co dalej? - zapytał Isaac.

- Musimy dowiedzieć się z czym walczymy. I oczywiście trzeba zapewnić wam bezpieczeństwo.

- Zawsze jakiś plan – powiedział Aiden.

          Nagle muzyka ucichła. Rozejrzałam się zdziwiona, nie ogarniając do końca sytuacji. Ja wiem, że nie jestem w stanie trzeźwości, ale bez przesady. Zajęliśmy się ofiarami i przestaliśmy skupiać się na ludziach. Nie było to zbyt mądre posunięcie z naszej strony, gdyż wokół nas mogło się stać dosłownie wszystko. To koniec imprezy?

- WSZYSCY WYJŚĆ!

               Usłyszeliśmy głośny krzyk, który odbijał się od ścian. Znajomy głos, aż za bardzo znajomy. Zamknęłam oczy i ponownie je otworzyłam, modląc się w środku, aby to był sen. Niestety, ludzie w pośpiechu opuszczali pomieszczenie, jakby goniło ich stado słoni. Kurwa, jak mogłam o nim zapomnieć?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro