ROZDZIAŁ 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Droga do Stiles'a minęła mi w miarę szybko. Wiele myślałam podczas podróży. Największą zagadką był dla mnie na tą chwilę Derek. Co mu powiedział Mason, że aż tak jest na mnie zły? Dobra, nigdy nie należałam do grzecznych osób. Fakt, okłamałam wszystkich o swojej kontroli, ale co miałam powiedzieć? ,,Hej, jestem Nina. Jeszcze nie tak dawno temu miałam wyłączone człowieczeństwo i mordowałam wszystkich z zimną krwią''? Ucieszyliby się, z całą pewnością.

               Po kilku minutach byłam pod domem Stiles'a. Zgasiłam silnik i zamknęłam samochód. Skierowałam się do drzwi i zapukałam. Usłyszałam głośne ,,proszę'' , więc weszłam do środka. Bałam się tego, co mogę tam zastać. Co prawda zawsze myślałam pozytywnie, jeśli chodziło o moich bliskich, ale teraz jakoś nie potrafiłam. Dlaczego?

               W domu panowała całkowita cisza. Nie było słychać żadnych głosów ani dźwięków. Gdyby nie bicie serc moich przyjaciół pomyślałabym, że dom jest pusty. Podążyłam za dźwiękiem bicia serc i skierowałam się do pokoju Stiles'a. Chłopak siedział załamany na łóżku, a obok niego była Lydia. Spojrzałam zmartwiona na nich.

- Stiles? - zapytałam cicho, aby zwrócić na siebie jego uwagę, jednocześnie go nie strasząc.

               Chłopak, po usłyszeniu mojego głosu, podniósł głowę do góry. Zerwał się szybko z miejsca i rzucił mi w ramiona. Przytuliłam go mocno do siebie i zaczęłam głaskać uspokajająco po głowie. Mogłam odetchnąć z ulgą, mój przyjaciel jest cały i zdrowy. Cholernie mocno mi na nim zależało, nie zniosłabym, gdyby coś mu się stało.

               Skierowałam swój wzrok na Lydię. Dziewczyna miała łzy w oczach. Zmartwiłam się mocniej na ten widok, aż samej zachciało mi się płakać. Nigdy nie chciałam widzieć smutku na twarzach moich przyjaciół, chociaż w niektórych momentach było to niemożliwe. Zawsze zdarzają się sytuacje, w których ktoś nie wytrzymuje i wybucha płaczem. Tym razem mogłam to być ja, niewiele mi do tego brakowało.

               Delikatnie oderwałam od siebie Stiles'a i spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione bólem, strachem i zdezorientowaniem. Pociągnęłam go za sobą na łóżko, ponownie do siebie przytulając. Nie mogłam znieść myśli, że mogliśmy go stracić. Nie mogłabym się z tym pogodzić, nie dałabym rady.

- Przepraszam - szepnął, przytulając się do mnie mocniej.

- Za co? - nie powiem, zdziwiło mnie to.

- Narobiłem kłopotów - jęknął załamany.

- Stiles, wcale tak nie jest.

- Właśnie, że jest. Zamiast zajmować się swoim życiem, musisz zajmować się mną. Jestem kłopotem dla Ciebie.

-Posłuchaj mnie teraz uważnie – wzięłam jego twarz w swoje dłonie. - Ty nigdy nie będziesz dla mnie kłopotem. Nigdy nie byłeś i nie jesteś. Jesteś moim przyjacielem. Zawsze możesz na mnie liczyć, od tego jestem.

- Dlaczego? - zapytał, powstrzymując łzy.

- Co? - nie zrozumiałam jego pytania.

- Dlaczego to robisz? Olaliśmy Cię, cholernie zraniliśmy, a Ty nadal stoisz u naszego boku i nam pomagasz. Dlaczego?

- Bo was kocham – westchnęłam. - Stiles, jesteście dla mnie bardzo ważni. Każdy z was osobno i wszyscy razem. Zrobię wszystko, abyście byli bezpieczni. Nawet kosztem własnego życia. Zraniliście mnie, fakt, ale nie potrafię być na was zła i obojętna na wasze krzywdy. Nigdy nie będę.

- Dziękuję - uśmiechnął się lekko.

                Ponownie wtulił się we mnie. Głaskałam go po głowie i czekałam, aż się uspokoi. Wszystko, co powiedziałam, to szczera prawda. Nigdy nie chciałam krzywdy żadnego z nich, nawet jeśli by sobie na to zasłużyli. Nie potrafiłam być zła na Scott'a, który okropnie mnie zranił i olał, nie umiałam gniewać się na Stiles'a, który momentami denerwował mnie najbardziej ze wszystkich, nie potrafiłam olać Lydii, która była dla mnie jak siostra. Każdy z nich był dla mnie ważny. Usłyszałam cichy szloch za sobą. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam płaczącą Lydię.

- Chodź tu - uśmiechnęłam się do niej lekko.

               Podniosłam drugie ramię i zaprosiłam ją do uścisku. Dziewczyna od razu zmieniła swoje miejsce i wtuliła się w drugi bok. Ponownie westchnęłam. Jakby nie patrzeć, to są dopiero dzieci. Nie ważne jak bardzo są odważni i jakie moce posiadają. Powinni teraz się cieszyć życiem. Jedynym ich zmartwieniem powinna być szkoła i to, czy dostaną dobrą ocenę ze sprawdzianu. A oni? Każdego dnia muszą zmierzyć się z nowym wrogiem i walczyć o swoje życie. Nie powinno tak być.

               Pocałowałam każdego z nich w głowę. Nie ważne, co się stanie. Ja mam zamiar być przy nich, nawet po mojej śmierci. Nie byłabym w stanie spakować się teraz i ich zostawić, bo moje serce rozpadłoby się na drobne kawałki. Byli moją rodziną, moim stadem, moimi przyjaciółmi. Nie umiem bez nich żyć, bez nich nic nie miałoby sensu.

- Stiles? - szepnęłam.

- Tak? - zapytał cicho, nie podnosząc na mnie wzroku.

- Jesteś w stanie powiedzieć mi, co się stało?

- Chyba tak – podniósł się lekko. - Zasnąłem wieczorem w swoim łóżku, jak co wieczór. A obudziłem się w jakimś dziwnym pomieszczeniu.

- Wiesz, gdzie to było?

- Nie - pokręcił głową.

- Coś czułeś? - zapytałam spokojnie, patrząc na niego.

- Nic, totalna pustka. Zadzwoniłem do Scott'a, bo był pierwszy na liście. Nie zdążyłem mu powiedzieć, gdzie jestem. Telefon mi się rozładował.

- Jest coś jeszcze, prawda?

- Tak – westchnął ciężko. - Tam ktoś był, jakaś postać.

- Taka sama co nas zaatakowała u Dereka?

- Nie, ta była inna, on był zabandażowany. Nie widziałem jego twarzy. Wyglądał okropnie, miał wielkie zęby, więcej nie widziałem.

- Mówił coś? - zmarszczyłam brwi, w myślach przypominając sobie wszystkie znane mi istoty nadprzyrodzone.

- Abym mu się poddał. I tak w większości należę do niego.

               Umilkł, a ja zastanowiłam się chwilę. Mężczyzna cały w bandażu ma kontrolę nad Stiles'em? To dlatego nie mogę czytać jego myśli? To by miało sens, ktoś w końcu musi blokować syna Szeryfa, skoro moja moc nie jest w stanie się przebić przez cholerny mur, który powstał w jego umyśle. Kim jest ta osoba i czego chce?

- Jak się stamtąd wydostałeś?

- Nie wiem. W pewnym momencie zrobiło się okropnie zimno, straciłem chyba przytomność. Później obudziłem się w lesie niedaleko wjazdu. Wstałem z ziemi i od razu wróciłem do domu.

- Jak się czujesz? - zapytałam troskliwie.

- Już lepiej. Nina, co mi jest?

- Nie wiem, Stiles. Dowiem się, obiecuję.

- Co teraz? - zapytał lekko wystraszony.

- Na wszelki wypadek zabiorę Cię do szpitala. Powinni zrobić Ci jakieś badania. Może ta sytuacja ma podłoże medyczne?

- Myślisz, że to możliwe? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Nie mam pojęcia, ale warto spróbować.

- Nina ma rację – odezwała się słabym głosem Lydia. - Powinniśmy sprawdzić wszystkie opcje.

- Zgoda, ale nie dzisiaj. Pojedziemy jutro, dobrze?

- Dobrze – przytuliłam chłopaka do siebie.

- A gdzie Scott?

- W lesie - mruknęłam, nie chcąc zaczynać tego tematu.

- Sam? - spytała zdziwiona Lydia.

- Z Kirą - westchnęłam.

- Nina, co zrobiłaś?

- Nic - odparłam szybko, za szybko.

- Nina - Lydia jęknęła załamana.

- Wkurzyła mnie, to ją zaatakowałam.

- Zabiłaś ją?! - zapytała spanikowana.

- Oszalałaś?! Nie zabiłam jej! Trochę poturbowałam, ale to wszystko.

- Na pewno? - zapytała niepewnie.

- Nie ufasz mi, Lydia?

- Ufam, ale nie oszukujmy się, ostatnio nikt z nas nie jest sobą. Ty tracisz kontrole, Stiles lunatykuje i budzi się w dziwnych miejscach, Scott boi się przemiany, a Allison ma problem z celnością.

- Załatwię to - zapewniłam twardo.

- Za dużo na siebie bierzesz, Nina. Pozwól sobie pomóc.

- Nie wytrzymam, jeśli stanie wam się krzywda.

- A my nie przeżyjemy, jeśli stanie się coś Tobie – wtrącił Stiles. - Lydia ma rację. Pozwól sobie pomóc. Razem damy radę.

               Westchnęłam i ich przytuliłam. Są dla mnie tak cholernie ważni, że bez wahania oddałabym za nich życie. Każdy kto spróbuje ich zranić, będzie miał do czynienia ze mną. Nie radziłabym zadzierać z Niną Fortem, która ma zamiar bronić swoich do końca dni, do końca własnego życia, które może okazać się być cholernie długie.

- Zbierajcie się. Śpicie dzisiaj u mnie.

- Ja muszę wracać do siebie.

- Dobra, ale Ty, Stiles, jedziesz ze mną. Muszę mieć Cię na oku.

- Zgoda - kiwnął głową.

                Siedzieliśmy w ciszy, podczas gdy Stiles pakował sobie jakieś rzeczy. W międzyczasie zadzwonił do taty z informacją, że śpi u mnie. Wolę mieć nad nim kontrolę, a u mnie będzie najbezpieczniejszy. Mam przynajmniej taką nadzieję, chociaż teraz może zdarzyć się dosłownie wszystko, jestem tego świadoma.

                Po kilkunastu minutach gotowi zeszliśmy na dół i skierowaliśmy się do swoich aut. Pożegnaliśmy się z Lydią i pojechaliśmy do mnie. Droga minęła nam w ciszy, której nie chciałam przerywać, dopóki Stiles nie będzie tego chciał. Wiedziałam, że jest mu ciężko i musi sam się z tym wszystkim uporać.

                Dereka oczywiście nie było w domu. Miałam wątpliwości, aby wrócił na noc. Skoro nie było go cały dzień, to zapewne zostanie na noc w Lofcie. Po przekroczeniu progu zaczęłam rzucać czar na dom. Nikt nie mógł z niego wyjść ani do niego wejść. Musiałam być zabezpieczona z każdej strony, gdyby Stiles i dzisiejszej nocy postanowił lunatykować.

- A Derek? - zapytał zdziwiony chłopak.

- Nie wróci na noc - odparłam, skupiając się na czarach.

- Coś się stało? - zapytał ostrożnie.

- Pokłóciliśmy się, ale nie chcę o tym gadać. Chodź spać.

               Tak naprawdę to nie chciałam martwić Stiles'a. Są teraz ważniejsze sprawy niż moja kłótnia z Derekiem. Nie wiem, co odwaliło Hale'owi. Ale jeśli myśli, że go będę przepraszać, to grubo się myli. Kocham go, ale przegiął. Ja to przeżyję. Nie pierwszy raz ktoś, kogo kocham mnie rani.

                Stiles zajął pokój gościnny obok mojego. Skierowałam się do swojej sypialni i przebrałam się. Padłam na łóżko, zmęczona dzisiejszym dniem. Przez jakąś godzinę nie mogłam spać. Zajrzałam do Stiles'a, który był pogrążony we śnie. Uśmiechnęłam się na ten widok. Może nareszcie się wyśpi? Wróciłam do siebie i napisałam do Dereka, czy wróci na noc. Odpowiedzi nie otrzymałam. Położyłam się smutna do łóżka i chwilę później już spałam.




******************************

Hej, Kochani :*

Tak jak obiecałam, od razu po świętach pojawia się nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba i że warto było czekać :*

Jak minęły wam święta? Dostaliście pod choinkę wymarzone prezenty? :D

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro