ROZDZIAŁ 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Całą drogę do domu zastanawiałam się, czy z Derekiem wszystko dobrze. Bałam się, że coś się stało. Albo olał mnie dla kogoś innego. A może po prostu zgubił telefon? Muszę przestać o tym myśleć, bo z każdą minutą moje myśli są coraz gorsze, a ja niepotrzebnie się denerwuję.

               Po kilku minutach dotarłam do domu, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Gdzieś w podświadomości krążyły mi myśli, że mogę zastać go z jakąś kobietą w łóżku. Postanowiłam dalej się nie męczyć i po prostu to sprawdzić. Wjechałam samochodem do garażu i weszłam do środka.

- Derek?!

               Odpowiedziała mi totalna cisza. Sprawdziłam kuchnie, siłownie, salon i łazienkę, które znajdowały się na dole. Pustka. Weszłam po schodach na górę, skierowałam się od razu do sypialni. Może śpi? 

                Zapaliłam światło w pomieszczeniu, ale okazało się być puste. Rozejrzałam się dokładnie, może zostawił jakąś wiadomość? Gdzieś tu może leży jakiś liścik z informacją o jego teraźniejszym pobycie? Niestety, pomimo poszukiwań, nic takiego nie znalazłam. 

                W oczy rzuciła mi się jedna rzecz. Telefon Dereka. Odkąd jesteśmy razem, nigdy nie ruszał się bez telefonu. Może jednak jest gdzieś w domu? Przecież nie zostawiłby go i tak po prostu wyszedł z domu, on nigdy tak nie robi.

               Wyszłam z sypialni i poszłam do łazienki. Następnie sprawdziłam całą resztę pomieszczeń w domu. Śladu po Alfie brak. Zaczynałam się denerwować, w głowie miałam już najgorsze scenariusze. Muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz.

               Zbiegłam szybko na dół i skierowałam swoje kroki do garażu. Zapaliłam światło i dokładnie przyjrzałam się wszystkim samochodom. Czarne Camaro Dereka stało, czyli nigdzie nie pojechał. Wyszedł z domu, poszedł gdzieś na piechotę i nie zabrał telefonu? Nie pasuje mi to do niego.

                 Weszłam z powrotem do salonu i usiadłam ciężko na kanapę. Coś mi tu nie pasowało, Derek nigdy nie wychodził z domu bez wcześniejszego uprzedzenia mnie. Czasami mnie to denerwowało, że ze wszystkiego się spowiada, jednak było mi również miło z tego powodu. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer, następnie przyłożyłam urządzenie do ucha. Potrzebuję pomocy i wsparcia. Po czterech sygnałach usłyszałam głos.

- Halo? - odezwał się męski głos po drugiej stronie.

- Scott, musisz mi pomóc.

- Coś się stało? - zapytał zmartwionym głosem. 

- Nie wiem. Chyba tak.

- O co chodzi?

- O Dereka - powiedziałam z trudem.

- Dalej się nie odzywa?

- Nie. Zostawił telefon w domu.

- Może go zapomniał i pojechał do sklepu?

- Dobre. Może i bym w to uwierzyła.

- Ale? - doskonale wiedział, że mi coś tu nie pasowało. 

- Nie odzywał się przez cały dzień, jego telefon leży w domu, a samochód stoi w garażu.

- Kurde. Faktycznie dziwnie to wygląda.

- Muszę go poszukać. Wiem, że jest późno, a jutro szkoła, ale ...

- Będę za 10 minut.

- Kochany jesteś - westchnęłam z ulgą.

- Wiem – zaśmiał się. - Czekaj na mnie, sama się nie ruszaj.

- Ok, dziękuję.

               Rozłączyłam się i ponownie usiadłam na kanapie. Nawet nie wiem, kiedy zdążyłam z niej wstać.  Derek nie mógł ot tak wyparować. Gdzieś jego ślad musi być, albo chociaż zapach. Mam już plan, jak wykorzystać dobry węch Scott'a.

               Przyjaciel po 10 minutach był u mnie w domu. Dosłownie. Wszedł jak do siebie, do czego już dawno się przyzwyczaiłam. Zero prywatności. A gdybym chciała właśnie robić dzieci w salonie z jakimś mężczyzną, to co wtedy? 

- Od czego zaczynamy? - zapytał Scott.

- Od tego – rzuciłam w niego koszulką Dereka.

- Mam ją ubrać? - spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Masz ją powąchać.

- A nie możesz go namierzyć?

- Nie mogę - pokręciłam głową.

- Dlaczego? - tym razem spojrzał zdziwiony. 

- Scott! Przestań zadawać mi głupie pytania! Gdybym mogła go namierzyć, nie prosiłabym Cię o pomoc.

- Dobra, bez nerwów – powąchał koszulkę.

- I jak? Masz trop?

- Mam. Chodź.

               Wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam drzwi na klucz. Nie chciałam, aby ktoś przypadkiem wszedł do środka, a Derek ma swoje własne klucze. Oby ich tylko nie zostawił w środku, bo będzie musiał siedzieć na wycieraczce, o ile w ogóle wróci do domu. Szłam za Scott'em, który kierował się do lasu.

- Może poszedł pobiegać?

- Cały dzień? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- A co? My, wilkołaki, lubimy biegać po lesie.

- Prędzej uwierzę w to, że leży w jakiejś dziurze ze skręconym karkiem.

- To też jakaś opcja.

- Scott, nie osłabiaj mnie - jęknęłam załamana.

- Ale to Twój pomysł.

- Miałeś zaprzeczyć, kretynie.

- Już nic nie mówię.

               Ponownie podniósł koszulkę Dereka i powąchał, krzywiąc się przy tym. Złapał trop, a ja podążałam za nim.  Wilkołaki mają świetny węch, tym się od nich różnimy. Mogłabym to zrobić sama, ale Scott czuje więcej ode mnie. Mi mogłoby to zająć o wiele więcej czasu, niż jemu.

               Zauważyłam pewien szczegół, który nie dawał mi spokoju. Nie byłam pewna, czy to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, czy jednak miałam rację, więc postanowiłam się zatrzymać.

- Scott? - zapytałam ostrożnie.

- Co? - odwrócił się w moją stronę. 

- Masz dobry trop?

- Tak, czuję jego zapach. A co?

- Błądzimy - odpowiedziałam pewnie.

- Nie prawda. Idziemy dobrze. Czuję zapach Dereka.

- Jesteś pewny?

- Tak. O co Ci chodzi?

- O to, że mijamy ten głaz już trzeci raz.

- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony. 

- To co słyszysz. Chodzimy w kółko.

- Wcale nie.

               Zaprzeczył i ruszył przed siebie. Przewróciłam oczami i ruszyłam za nim. Czasami jego upartość i pewność siebie jest cholernie wkurzająca, ale co poradzić. Szliśmy przez kilka minut, aż doszliśmy do tego samego miejsca, co wcześniej.

- Cholera - odezwał się nagle.

- Mówiłam - westchnęłam i przewróciłam oczami.

- Może te głazy są podobne?

- A ja jestem Świętym Mikołajem .

- Serio? Gdzie mój prezent?

- Zaraz dostaniesz. Moją pięścią. W swoje oko. Podoba się?

- Jednak byłem niegrzeczny w tym roku.

- Zgadzam się.

               Rozejrzałam się dookoła. Brak jakichkolwiek śladów świadczących o obecności Dereka w tym miejscu. Powoli zaczęła denerwować mnie ta cała sytuacja. Co on, chodził w kółko czy Scott złapał zły trop?

- Co robimy? - zapytał Scott.

- Nie mam pojęcia. Nie ma go tu. Przeszliśmy tędy cztery razy, a śladów brak.

- Szukajmy dalej. Musi być gdzieś tu.

- Nie czujesz innych zapachów?

- Nie. Tylko jego i tylko tutaj.

- Późno już. To nie ma sensu. Wracajmy do domu.

- A co z Derekiem?

- Jest dużym chłopcem. Zna drogę do domu.

- Jesteś pewna?

- Nie. Ale nie mamy nic, oprócz zmęczenia. Ten dzień był za długi. Wracamy.

               Chłopak kiwnął mi głową. Szliśmy razem w stronę wyjścia. Oglądałam się jeszcze dookoła. Miałam cichą nadzieję, że jednak coś znajdziemy. To nie jest normalne. Po kilku minutowym marszu dotarliśmy pod mój dom.

- Dziękuję , Scott - uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Nie ma za co. Nic nie znaleźliśmy.

- Ale dla mnie wyszedłeś z domu o później godzinie.

- Drobiazg. Gdybym miał wymieniać co Ty dla mnie zrobiłaś, to nie starczyłoby mi tygodnia.

- Dla Ciebie wszystko.

- Wzajemnie.

- Dobranoc, wilczku.

- Dobranoc, wampirku.

               Pocałowałam chłopaka w policzek i poszłam do domu. Westchnęłam ciężko. Dereka brak, Malia jest zaginiona, albo martwa. Z moimi  przyjaciółmi się coś złego, a ja jestem w kropce. I jak tu normalnie żyć?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro