ROZDZIAŁ 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Spuściłam głowę, a dłonie zacisnęłam w pięści. Czułam, że tracę kontrole nad swoim ciałem. Miałam świadomość tego, co zaraz może się wydarzyć. Nie dam rady tego powstrzymać, tego akurat byłam pewna. Słowa Dereka trafiły do mojego serca, rozwalając je na drobne kawałeczki.

- Scott, wyjdź - powiedziałam, starając się nie wybuchnąć.

- Co? - zapytał zdziwiony.

- Wyjdź - warknęłam, starając się utrzymać kontrolę.

- Nina, co się dzieje?

- Wyjdź! - krzyknęłam, patrząc na niego morderczym wzrokiem.

               Scott spojrzał na mnie wystraszony. Pewnie dlatego, że moje kły ujrzały światło dzienne, a oczy zmieniły barwę. I to by było na tyle. Kontrola właśnie opuściła moje ciało. A ja? Mam ochotę najpierw zabić Scott'a, a później całą resztę. Najbardziej zależało mi na śmierci Dereka, przez którego doszło do tej całej sytuacji. Zapłaci mi za wszystko, co zrobił i co powiedział.

- Nina, spokojnie. Dasz radę.

                Scott podniósł ręce w geście obronnym, a ja zaśmiałam się z niego. Serio myśli, że jego spokojne słowa do mnie trafią? W takich sytuacjach, jak ta, należy wiać jak najszybciej i nie oglądać się za siebie, a nie powtarzać w kółko ,,To nic takiego, dasz radę, nie skrzywdzisz mnie''. Wiecie, co jest najlepsze? Ja chcę go zranić, bardzo mocno i bardzo boleśnie.

- A może ja nie chcę się powstrzymać?

- Przemawia przez Ciebie gniew.

- I co z tego? - parsknęłam śmiechem.

- Ty taka nie jesteś. Uspokój się.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! - wrzasnęłam, ukazując oczy, które zmieniły barwę na czerń.

               Po chwili znalazłam się przy chłopaku i złapałam go za gardło. W jego oczach widziałam strach. Dziwne było to, że podobała mi się ta sytuacja. Chciałam, aby się mnie bał. Chciałam, aby go to bolało. Chciałam, aby jego śmierć była długa i bolesna. Gdzieś w umyśle ktoś mówił mi, że mam przestać, ale ja nie chciałam tego robić. Chciałam go skrzywdzić, chciałam pokazać swój ból, raniąc przy tym jego.

- Widzisz, kim jestem? Wampirem. Nie cierpię wilkołaków, a jednak zwami się zaprzyjaźniłam. Dziwne, co?

- Nina... puść... mnie.

- Nie przerywaj mi!

               Puściłam Scott'a i rzuciłam nim o ścianę znajdującą się po przeciwnej stronie. Powolnym krokiem podeszłam do chłopaka. Podniosłam go z podłogi i przycisnęłam. Tak bardzo podobał mi się jego strach, że nie chciałam przerywać tego, co się działo. Jego uczucia mnie napędzały, dawały mi siłę, której potrzebowałam.

- Zawsze wam pomagałam, chroniłam was, kontrolowałam siebie, aby was nie zranić. A wy? Mieliście mnie gdzieś. Nie ważne było to, że dla was ryzykuję własne życie. Dla was zrezygnowałam ze swojego prawdziwego życia.

- Nina, uspokój się. Możemy porozmawiać spokojnie.

- Zamknij się!

           Ponownie przycisnęłam go mocniej do ściany. Miałam ochotę go zabić, chciałam posmakować krwi prosto z żył. Oczywiście jego krew odpada. Zatrułaby mnie tylko, ale i tak by mnie nie zabiła. Kto wie, może spodobałby mi się jej smak? Może czas zmienić nawyki i zacząć się posilać krwią istot nadprzyrodzonych?

- Widzisz, wilczku. Was nie obchodziło moje poświęcenie. Nikt z was nie zna moich pragnień. Chcesz wiedzieć, czego ja chcę? Chcę was zabić, pozbyć się problemów związanych z wami. Mam ochotę rozszarpać was wszystkich.

- Dość! - w jego glosie był słyszalny ból i zdenerwowanie.

              Krzyknął dosyć głośno, przez co zabrzęczało mi w uszach i mocno mnie od siebie odepchnął. Mało brakowało, a znalazłabym się na ziemi. W ostatniej chwili udało mi się złapać równowagę. Zaśmiałam się w jego stronę, jego zachowanie było naprawdę żałosne. Przecież on nie miał ze mną żadnych szans.

- Myślisz, że jesteś w stanie mnie pokonać?

- Nie mam zamiaru z Tobą walczyć.

- Dlaczego? Boisz się, że Cię pokonam?

- Nie chcesz tego - powiedział pewnym głosem.

- Gówno prawda! Nic o mnie nie wiesz!

- Nina, proszę Cię. Kocham Cię, nie chcę z Tobą walczyć. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu. To dzięki Tobie jeszcze żyjemy. Nie jesteś w stanie nas skrzywdzić. Nie chcesz tego.

                Złapałam się za głowę, która zaczęła boleśnie pulsować. W jednej chwili coś we mnie pękło, bańka nagle się rozprysła. Popatrzyłam na Scott'a, który wyglądał na wystraszonego. Ja chciałam go zabić! To nie może być prawda. Coś mnie do tego zmusiło. Przecież ja taka nie jestem! Nigdy bym go nie zraniła.

,,Zabij go!''

               Znam ten głos. On wcześniej powtarzał te dwa cholerne słowa. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Nie chcę go skrzywdzić, nie potrafię tego zrobić. Scott jest dla mnie jedna z najważniejszych osób, jakie chodzą po tej ziemi. Jego śmierć byłaby dla mnie największym ciosem, którego bym nie zniosła.

,,Chcesz! Pragniesz, aby każdy się Ciebie bał! Chcesz, aby oni wszyscy odczuwali ból!''

- Nie! - warknęłam zła.

               Upadłam na podłogę, mocno trzymając się za głowę. Kto to do cholery jest?! Dlatego to coś siedzi w mojej głowie! Nigdy nikomu nie udało się dostać do moich myśli bez mojej wiedzy. Byłam na tyle silna, aby zatrzymać każdego, kto próbował się wkraść, a teraz? Ktoś miesza mi w głowie, zmusza do zabicia przyjaciela, każe mi zrobić wszystko, aby każdy się mnie bał. Co to do cholery jest?!

- Nina? - zapytał wystraszony Scott.

- Nie podchodź! - zatrzymałam go ruchem dłoni.

               Próbowałam z całych sił wyrzucić to coś z głowy. Nie dam mu nad sobą kontroli. Przed moimi oczami pojawiła się scena, moja scena. Moje wspomnienie. Wtedy, gdy zabijałam bez opamiętania. Poczułam smak krwi moich ofiar. Poczułam chęć zabicia każdej osoby będącej w szpitalu. Chciałam każdego z nich zabić, wysuszając ich ciała i porzucając jak stare zabawki.

- Nina - usłyszałam czyjś głos jakby zza mgły.

                 Poczułam, jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. To było jak zapalnik. Ponownie zerwałam się na równe nogi i przygwoździłam Scott'a do ściany. Spojrzałam na niego wściekła i syknęłam. Nie potrafiłam opanować złości w żaden sposób, a obecność przyjaciela mi w tym nie pomagała.

- To Twoja win ! Gdyby nie Ty, nigdy by się to nie zdarzyło!

                Rzuciłam nim ponownie na ścianę. Scott wstał szybko i zmienił się w wilkołaka. Jego wola walki mnie zadziwiała, choć wcześniej jej aż tak nie okazywał. Nigdy nie stanął przeciwko mojej osobie, nigdy nie próbował ze mną walczyć. Każdy wiedział, że ta walka była z góry przegrana, Scott nie mógł się ze mną mierzyć.

- A więc to tak? Jednak mały wilczek chce walczyć?

- Nie zmuszaj mnie do tego.

- Bo co? Prawdziwy Alfa się boi?

- Nie chcę Cię zranić.

- Już za późno, Scott. Już dawno mnie zraniłeś.

- Nina! - krzyk, który miał mnie wybudzić, nie zrobił tego.

                 Ryknął na mnie głosem Alfy, a ja zaśmiałam się ponownie z jego głupoty. Przecież jestem wampirem, a nie cholernym pieskiem. Jego głos na mnie nie działa, pomimo tego, że należę do jego stada. Wampiry nie posiadają swoich przywódców, którzy mieliby nad nimi władze. Tylko osoby, które zmieniły kogoś w wampira mogą mu rozkazywać, ale taki stan trwa tylko przez chwilę.

- Serio? Widzę, że nadal jesteś głupi. Twój głos Alfy na mnie nie działa, złotko.

                 Nie czekałam na odpowiedź, rzuciłam się od razu w jego stronę. Scott najwyraźniej nie chciał być dłuższy i zaczął oddawać każdy mój atak. I to mi się podobało, w końcu coś się dzieje. Uderzył mnie z pięści w twarz, przez co zatoczyłam się do tyłu. Nie spodziewałam się tego po nim, zaczęło mi się to podobać.

- I o to chodzi! W końcu pokazałeś, że jesteś Prawdziwym Alfą!

- Nie chcę zrobić Ci krzywdy.

- Twój problem, bo ja mam ochotę Cię zabić.

               Ponownie zaczęliśmy toczyć walkę. Scott potrafi być silny, jeśli tylko tego chce. Co prawda ze mną nie ma szans, ale przynajmniej ja się dobrze bawię. Ponownie popchałam go na ścianę, przytrzymując go za gardło, tym samy odcinając mu dopływ tlenu. Zaczyna mi się coraz bardziej podobać ta nasza zabawa. Nareszcie zobaczy, kto tak naprawdę ma władzę.

- Ostatnie życzenie, wilczku?

               On spojrzał na mnie ze strachem, a następnie swój wzrok skierował na drzwi. Usłyszałam, że się otwierają, więc puściłam go i spojrzałam w tamtą stronę. Nie byłoby przecież ciekawie, gdybym miała zabić tylko jedna osobę, to nie miałoby sensu. Mój gniew był dość spory, więc kilka straconych żyć nie zrobi mi większej różnicy.

- Widzę, że kolejni przyszli na zabawę. Zapraszamy.

- Co się z Tobą dzieję? - zapytała zdezorientowana Allison.

- Zaczęło was to obchodzić?

- Zawsze obchodziło - odpowiedział Isaac.

- Jasne. A teraz zginiecie, ponieważ ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Miło było was poznać.

                     Już chciałam na nich ruszyć, ale coś mi przeszkodziło, a raczej ktoś. Scott złapał mnie mocno od tyłu, co było bardzo przemyślanym krokiem. Jak mam być szczera, to nie podejrzewałabym go o taki ruch, nie spodziewałabym się ataku z jego strony.

- Isaac! - ryknął Scott tuż nad moich uchem.

                Unieruchomił moje ręce, zabierając mi jakikolwiek ruch. Mogłam się uwolnić w każdej chwili, ale coś mi mówiło, abym tego nie robiła. Jakiś cichy głosik w głowie kazał mi czekać na rozwój wydarzeń i przestać walczyć z osobami, które kocham. Chłopak doskoczył szybko do mnie, spojrzał w moje oczy, a następnie skręcił mi kark. Potem była tylko ciemność.



* Perspektywa Scott'a *

- Dzięki – powiedziałem do Isaac'a.

                Złapałem Ninę i zaniosłem ją z powrotem do łóżka. To co się stało, jest niemożliwe. Przecież nigdy wcześniej tak się nie zachowywała. Nigdy nie chciała zrobić mi krzywdy, żadnemu z nas. Zawsze starała się panować nad swoim gniewem i nie okazywać nam negatywnych emocji. Co się więc stało?

- Scott? Co tu się wydarzyło?

- Nie jestem pewny - mruknąłem, drapiąc się w kark.

- Spróbuj nam o tym powiedzieć.

- Więc, na samym początku Nina zemdlała. Okazało się, że ma ranę na brzuchu. To ta sama, którą zarobiła podczas walki w Lofcie Dereka.

- Nie uleczyła się? - zapytał zdziwiony Isaac.

- Nie, ma ją do tej pory. Potem odzyskała przytomność i pytała o Dereka, więc powiedziałem jej prawdę.

- To znaczy? - Allison zmrużyła oczy.

- Dzwoniłem do niego, a on stwierdził, że ma ją w dupie. Potem ona wpadła w jakiś dziki szał i zaczęliśmy walczyć. Próbowała mnie zabić. Powiedziała, że ma ochotę rozerwać nas wszystkich.

- Ale dlaczego? - zapytała smutna Allison. - Przecież nigdy wcześniej taka nie była.

- Też mnie to zastanawia. Ona nie była sobą, coś jej kazało to zrobić.

- Dlaczego tak uważasz?

- Bo w pewnym momencie złapał się za głowę i przez chwilę widziałem, że powróciła normalna Nina. Następnie krzyknęła ,,Nie'' . Gdy jej dotknąłem, rzuciła się na mnie. Ponownie walczyliśmy, a resztę już znacie.

- Wygląda na to, że to przez Dereka straciła panowanie nad sobą.

- Możliwe. Nie wiem, co o tym myśleć. Mam nadzieję, że jak się obudzi to będzie lepiej.

- Ja wiem jedno – powiedziała zła Allison. - Z całą pewnością zabiję Dereka. To co zrobił, jest okropne. Nawet nikt nie wie, o co on jest na nią zły.

- Musimy z nim pogadać.

                Spojrzałem na Ninę. Wyglądała teraz bardzo spokojnie, tak niewinnie. Nie mogę uwierzyć w to, że się na mnie rzuciła. Ona nigdy by nas nie zraniła. Sama powtarzała to wiele razy. Wiem jedno, pomogę jej. Zasługuje na to po tym, co zrobiła dla nas. Czas odpłacić się jej za to, ile razy się dla nas poświęcała.



*********************************

Hej, Kochani :*

Udało mi się wstawić dzisiaj rozdział :D

Jak wam minął sylwester? Macie jakieś postanowienia na nowy rok?

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro