ROZDZIAŁ 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Stiles, a może jednak zrezygnujesz z tego kretyńskiego pomysłu?

- Daj spokój, nie jest taki zły - machnął lekceważąco ręką.

- Nie, wcale. Chcesz tylko zostać zamknięty w przeklętym ośrodku, w którym prawdopodobnie wypiorą Ci mózg. Świetna decyzja – powiedziałam z sarkazmem.

- A może jednak mi pomogą?

- Ja też mogę Ci pomóc! Cholera, Stiles. Martwię się o Ciebie, ale teraz mam ochotę strzelić Cię w ten pusty łeb.

- Jak zwykle miła.

- Stiles! - warknęłam, lekko wytracona z równowagi. Bałam się o niego, to chyba normalne.

- No co? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Nawet nie próbuj podnosić mi ciśnienia. Ostatnim razem źle się to skończyło.

- Ja nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki – odezwał się nagle Isaac.

               Tak naprawdę to dopiero teraz przypomniałam sobie, że nie jesteśmy sami. Za bardzo chyba pogrążyłam się w rozmowie ze Stiles'em. Spojrzałam na wszystkich, a oni dziwnie na mnie patrzyli. Ze strachem? Cóż, nie mogłam im się dziwić, wcześniej odstawiłam niezłe przedstawienie i byłam gotowa zabić Scott'a.

- No co? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.

- Nic, nic – powiedziała zmieszana Allison.

- Jasne, a patrzycie na mnie dziwnie, bo mam coś na twarzy.

- Masz ochotę nas zabić? - zapytał niepewnie Alfa.

- O czym Ty gadasz, Scott?

- Czujesz się wściekła?

- Co? - spojrzałam na niego zmieszana.

- Chcesz zatopić kły w naszych tętnicach? Albo rozerwać nas na strzępy? Powyrywać serca?

- Jeszcze chwila, a to zrobię! O czym Ty pieprzysz? Nie mam ochoty nikogo zamordować. Co najwyżej strzelić mu w łeb – wskazałam na Stiles'a. - Po co zadajesz mi te durne pytania?

- Sprawdzałem, czy straciłam kontrolę.

- Nie, nie straciłam i w najbliższym czasie nie mam takiego zamiaru. Dam radę się utrzymywać przy kontroli.

               Szczerze? Nie dam rady, kłamię jak z nut. Ale co mam im powiedzieć? Nie chcę ich jeszcze bardziej martwić. Mam im pomóc, a nie jeszcze bardziej dołować i dokładać kolejne kłopoty. Z kontrolą jakoś sobie poradzę, wystarczy odnaleźć powód, dla którego się tak zachowuję i go zniszczyć, wtedy problem zniknie. Nie mogę przecież wiecznie bać się tego, że mogę wybuchnąć w każdej chwili i skrzywdzić swoich bliskich.

- Stiles? Nie zmienisz już decyzji, prawda?

- Nie, ale spokojnie, to tylko kilka dni. Jeśli nic nie zdziałają, to wtedy mnie zabierzesz i zrobisz to po swojemu. Zgoda?

- Niech Ci będzie. Na to chyba mogę przystać.

               Po krótkiej chwili wszyscy zaczęliśmy się zbierać. Stiles dostał wypis i chciał jak najszybciej znaleźć się u siebie. Reszta również była zmęczona. Nic dziwnego, dzisiejszy dzień dla żadnego z nas nie był przyjemny. Jeszcze przeze mnie musieli walczyć, tracąc przy tym swoją cenną energię. Chyba strzelę sobie w łeb, albo chociaż wyrwę serce.

- Stiles? Może lepiej zostań u mnie?

- Nie, wrócę dzisiaj z tatą.

- W razie czego będę do Ciebie dzwonić – powiedział z lekkim uśmiechem Szeryf.

- Będę wdzięczna.

               Uśmiechnęłam się do wszystkich, a następnie pożegnaliśmy się. Ten dzień zdecydowanie należał do najgorszych. Wsiadłam do samochodu i skierowałam się do domu. Jedyne moje marzenie na dziś, to długa kąpiel i łóżko. Na nic więcej nie mam siły, nawet na głupia kłótnie z Derekiem. Skoro potrzebuje czasu, to go dostanie.

               Widok, jaki zastałam na podjeździe, ogromnie mnie zdziwił. Ujrzałam samochód Dereka. Poszedł po rozum do głowy? Może przemyślał swoje zachowanie i postanowił ze mną normalnie porozmawiać? W moim sercu zakwitła nadzieja, której nikt nie mógł teraz zniszczyć. Musiałam jakoś to załatwić, bo inaczej zwariuję z tej niepewności.

                Wprowadziłam samochód do garażu i weszłam do domu. Na dole go nie było, nie wyczułam go w żadnym z pomieszczeń. Usłyszałam hałas dochodzący z góry, więc postanowiłam to sprawdzić. Weszłam więc po schodach i skierowałam się do sypialni. Tamten widok zadziwił mnie jeszcze bardziej.

- Derek? - zapytałam zdziwiona.

               Nie odpowiedział mi. Nawet na mnie nie spojrzał. W dalszym ciągu pakował swoje rzeczy do wielkiej torby. Zachowywał się tak, jakby mnie tu wcale nie było. Moja nadzieja właśnie się rozpadła, a serce połamało na milion malutkich kawałeczków. Na moich oczach dzieje się coś, czego tak bardzo chciałam uniknąć. 

- Mogę wiedzieć, co Ty do cholery robisz?

- Nie widać? - warknął w odpowiedzi.

- Właśnie widzę, ale nie rozumiem.

- Nie moja wina, że do inteligentnych osób nie należysz.

- Przeginasz. Możesz mi to wytłumaczyć?

- Ale co? To, że nie mogę już na Ciebie patrzeć?

- Słucham? - zapytałam łamiącym głosem.

               Derek gwałtownie zerwał się z podłogi i rzucił w moją stronę. Przygwoździł mnie do ściany, a jego oczy na moment zmieniły barwę. Przez chwilę stałam sparaliżowana, dopiero po chwili zaczęło do mnie wszystko docierać. Odepchnęłam go od siebie zła, nie rozumiejąc tej sytuacji. Właśnie rzucił się na mnie facet, którego kocham. Czy mnie coś ominęło?

- Co Ty odpierdalasz?! - krzyknęłam przerażona.

- Ja? Przynajmniej Cię nie okłamałem!

- Niby kiedy ja Cię okłamałam, co?!

- Jeszcze głupio pytasz! - prychnął wściekły.

- Jesteś kompletnym kretynem! Najpierw robisz mi awanturę o nic, później nie odzywasz się do mnie, a teraz jeszcze to! Z łaski swojej wytłumacz mi, o co Ci chodzi!

- Chcesz wiedzieć?! - spojrzał na mnie z mordem w oczach.

- Inaczej bym Ci tego nie powiedziała, idioto!

- Dobrze! Mam dość mieszkania z kimś takim jak Ty! Skąd mam wiedzieć, czy pewnego dnia nie pójdę na tamten świat?! Jesteś nieobliczalna!

- O czym Ty mówisz? - zapytałam łagodnie, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałam.

               Jego słowa totalnie mnie zaskoczyły. Spodziewałabym się wszystkiego, miałam w głowie wiele scenariuszy, ale nie tego. Nawet myślałam o tym, że znalazł sobie kogoś innego. Ale tego, że posądzi mnie o to, że mogę go zabić? Nigdy. Doskonale wie, że jest dla mnie zbyt ważny, abym mogła go skrzywdzić. Co mu strzeliło do głowy, że rzucał w moją stronę takie oskarżenia?

- Miałaś zamiar długo nas wszystkich okłamywać?

- O czym Ty mówisz? Derek, ja nic nie rozumiem - pokręciłam załamana głową.

- Myślałaś, że nigdy nie dowiem się jaka jesteś naprawdę? Że zabijałaś ludzi? Wszystkich na swojej drodze?

- To było kiedyś - jęknęłam załamana.

- Okłamałaś nas! Mówiłaś, że zawsze miałaś kontrolę nad sobą!

- A co miałam Ci powiedzieć?!

- Prawdę! - jego dłonie wystrzeliły do góry.

- Jasne! ,,Hej, jestem Nina . Mordowałam każdego na swojej drodze i wyłączyłam człowieczeństwo''! Świetny pomysł!

- Mogłaś przynajmniej spróbować.

- Chcesz znać prawdę? Mogę Ci ją przedstawić, proszę bardzo.

- Już nie potrzebuję Twojej prawdy. Już wszystko wiem.

- A kto Ci to powiedział, co? Cholerny Mason, który od zawsze chciał mnie zniszczyć?

- Zabiłaś go! - rzucił kolejne oskarżenie w moją stronę, co wcale mnie nie dziwiło w tym momencie.

- Bo on chciał zabić mnie!

- Nie obchodzi mnie to już! Nie mam ochoty dzielić swojego życia z kimś takim jak Ty. Nie chcę codziennie patrzeć w oczy cholernemu mordercy i kłamcy, którym jesteś. Jesteś nic nie wartą pijawką. Nie potrafisz robić nic, oprócz zabijać. Nie jesteś nikogo z nas warta.

- Wyjdź - powiedziałam, starając się opanować emocje.

- Bo co? Ktoś nareszcie powiedział Ci prawdę w oczy?

- Wyjdź! - krzyknęłam, pokazując żyłki pod oczami.

               Derek zaśmiał się szyderczo, złapał za walizkę i zaczął wychodzić z sypialni. Stałam jak słup. Nie wiem, czy mam płakać czy się śmiać. Wiedziałam, że kiedyś dojdzie do sytuacji, w której Derek dowie się o mojej przeszłości. Byłam nawet gotowa sama mu się do wszystkiego przyznać, ale było już za późno. 

- Cholerna pijawka!

               To ostatnie słowa, jakie od niego usłyszałam. Upadłam na kolana nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Przecież to tylko zły sen, musi być snem. Rozumiem, że mógł się wściec za to, że nie powiedziałam mu prawdy, ale to, co powiedział, cholernie mnie zabolało. Ma racje, jestem cholerną pijawką. Jestem złem, które nie powinno istnieć. Jestem czymś, czego powinno się pozbyć jak najszybciej.

               Powoli doczołgałam się do łóżka. Rozebrałam się i narzuciłam na siebie ubrania do snu. Nagle opanował mnie gniew, który zawładnął moim ciałem i umysłem. Zaczęłam krzyczeć i rozwalać wszystko, co było pod ręką. Nie panowałam nad tym, co robię, poniósł mnie gniew, który mną zawładnął. Nie obchodziło mnie nic, chciałam się tylko na czymś wyżyć.

                Dopiero po jakiś piętnastu minutach się uspokoiłam. Padłam na łóżko, a z moich oczu poleciało kilka łez. Nie mogłam zrozumieć jego zachowania, jego wybuchu. Oddałam mu swoje serce, dzieliłam z nim życie, a on mnie zwyzywał. Powiedział coś, co było prawdą, cholernie popierdoloną prawdą. To już koniec. Nina Fortem i Derek Hale nie istnieją. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro