ROZDZIAŁ 49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Chyba za dużo wypiłam, albo po prostu zwariowałam już do reszty. Stoję teraz w jednym miejscu i nie wiem, co mam ze sobą zrobić. W mojej głowie pojawia się milion pytań na sekundę, a ja nie znam odpowiedzi na żadne z nich. Moje myśli zaczynają gnać z prędkością światła, co zaczyna mnie bardzo denerwować. Czy ktoś mi wyjaśni, co tu się właśnie stało?

               Obejrzałam się za siebie i ujrzałam zdezorientowane twarze reszty. Każdy z nich stał z szeroko otwartymi oczami i patrzył w jedno, to samo, miejsce. Czyli nie ja jedyna nie ogarniam całej sytuacji, zawsze to jakieś pocieszenie w tej sytuacji. Może jednak nie wypiłam aż tak wiele? Może wcale nie jest ze mną aż tak źle?

- Co tu się odjebało? - ciszę przerwał Isaac.

- Też bym chciała to wiedzieć – powiedziałam zamyślona.

               Zastanawiałam się, dlaczego mnie nie sprawdzili. Przecież nie miałam siły im się postawić, nie miałam siły nawet podnieść ręki do góry. Byłam podana jak na złotej tacy, a oni z tego nie skorzystali. I dlaczego powiedział, że jestem silna, przecież nie jest to do końca prawda. Właśnie przed chwilą pokazałam, jak słaba potrafię być.

- Dlaczego? - zapytała zdezorientowana Lydia.

- Co? - spojrzałam na nią zdziwiona.

- Dlaczego Cie nie sprawdził?

- Na to pytanie Ci nie odpowiem - pokręciłam głowa, w dalszym ciągu nie ogarniając sytuacji.

- A dlaczego nazwał Cię silną? - zapytał tym razem Aiden.

- Masz co do tego wątpliwości? - odpowiedział mu zły Derek, czym mnie zdziwił.

- Wydaję mi się, że to przez moje nazwisko.

- To znaczy? - zapytał bliźniak.

- Moje nazwisko po łacińsku znaczy ,,silna'' - wyjaśniłam, zerkając na Dereka, który wyglądał na zdenerwowanego.

- A mi się wydaję, że powiedział to z innego powodu – oznajmiła Allison. - Nie oszukujmy się, jesteś najsilniejszą osobą z naszego towarzystwa.

- Faktycznie. Jestem taka silna, że aż dałam się opętać jakiemuś staremu fagasowi, który kazał mi was pozabijać – powiedziałam sarkastycznie. - To się nie trzyma kupy, wcale nie jestem taka silna.

- Ale powalisz nas wszystkich jednym ruchem ręki – powiedział Isaac.

- Z tym muszę się zgodzić.

                Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do Scott'a, który zaczął odzyskiwać przytomność. Nie mogłam pogodzić się z myślą, ze go nie uratowała, nie zrobiłam nic, aby go obronić. Pomogłam mu wstać z ziemi, mocno ściskając jego nadgarstek, aby przypadkiem mi się nie wyślizgnął. Posadziłam go na kanapie i skierowałam się do przedpokoju. Ktoś musiał zamknąć drzwi, abyśmy nie mieli już więcej nieproszonych gości.

               Widok, który zobaczyłam, przeraził mnie. A konkretnie moje odbicie, które ujrzałam w kawałkach lustra powieszonego w przedpokoju. Wyglądałam okropnie, co dodatkowo mnie załamało. Czy choć raz nie mogłam wyglądać normalnie po walce? Usłyszałam głos Kiry, który wyprowadził mnie z równowagi. W tej chwili mało mnie interesowało to, że Scott coś do niej czuje i ze kilka minut wcześniej broniłam ją przed ONI.

- Ty! - Powiedziałam podniesionym głosem i wskazałam na nią palcem, kierując się coraz bliżej jej. - To wszystko wina Twojej cholernej rodziny i Twoja. Gdyby nie wy, nie byłoby tego cholernego bałaganu.

- Przecież nic nie zrobiliśmy - odpowiedziała wystraszona dziewczyna.

- Nic? Przecież to Twoja cholerna matka ich tu ściągnęła.

- Nie waż się tak o niej mówić - warknęła w moja stronę.

- Bo co? Nie moja wina, że jest idiotką, która robi bałagan. Już wiem, po kim odziedziczyłaś głupotę.

- Ja przynajmniej mam matkę! Nie to co Ty!

               Dalej nie słuchałam, to było zbyt wiele. Musiałam zamknąć oczy i zacisnąć pięści, aby opanować nerwy, które ponownie dzisiejszego dnia chciały zawładnąć moim ciałem. Mało brakowało, a rzuciłabym się na nią, rozrywając na małe kawałeczki. Moja rodzina jest moim największym punktem słabości, o którym nikt nie ma prawa wspominać. Każdy o tym wie i zdaje sobie sprawę z tego, że to temat, na który się nie rozmawia.

               Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, która zacisnęła się lekko. Pewnie ten ktoś chciał mnie uspokoić, chociaż w tym momencie dotyk mógł mnie jedynie bardziej wkurzyć. Odwróciłam się i ujrzałam osobę, przez którą wkurzyłam się jeszcze bardziej. Nie ma co, facet ma jaja, skoro mnie dotyka po tym, co powiedział na mój temat.

- Nie dotykaj mnie – powiedziałam do Dereka przez zaciśnięte zęby. - A Ty - skierowałam się do Kiry – masz trzy sekundy na opuszczenie mojego domu. W innym przypadku Cię zabiję.

- Nie możesz mnie wyrzucić.

- Załóż się - syknęłam.

               Natychmiastowo zmieniłam swoją postać, nie zwracając uwagi na pozostałych. Spod moich oczu wyszły żyłki, moje kły się wysunęły. Syknęłam na nią, gotowa rzucić się w jej stronę i zaatakować. Nie miałam już żadnej litości dla niej, weszła na cienki lód, po którym nikt nie powinien stąpać. Miałam jej serdecznie dość, a teraz jeszcze wspomniała o mojej mamie, co dodatkowo mnie wkurzyło.

- Kira, wyjdź - powiedział Alfa, patrząc uważnie na moje ruchy.

- Scott, nie możesz mnie zostawić.

- Wyjdź, nie chcemy tu kolejnej walki.

               Kira spojrzała zdziwiona na chłopaka, później powróciła wzrokiem na mnie. Widziałam na jej twarzy strach i zdezorientowanie, które mnie dosyć mocno ucieszyło. Jeszcze gdybym zobaczyła tam ból, to byłabym w niebie. Dziewczyna wyszła zła na zewnątrz, a ja się otrząsnęłam. Scott ma rację, nie chcę ponownej walki w moim domu.

- Dzięki – powiedziałam do chłopaka.

- To ja przepraszam, że narobiliśmy Ci problemu.

- Spoko, przecież jestem od tego, aby ratować wasze cholerne tyłki.

- Nina, to nie tak - zaczął zmieszany chłopak.

- Nie tłumacz się, Scott. Doskonale wiem, do czego jestem wam potrzebna i po co mnie tu sprowadziliście. Zresztą, nie ważne. Jeśli byście mogli to opuśćcie mój dom.

- Pomożemy Ci posprzątać – powiedział Ethan.

- Nie trzeba, zajmę się tym sama.

- Ale narozrabialiśmy, pomożemy Ci.

- Nie potrzebuje waszej pomocy w sprzątaniu.

               Na dowód tych słów, zaczęłam używać magii. Nie chciałam po prostu siedzieć w ich towarzystwie dłużej, niż to potrzebne. Potrzebowałam chwili dla siebie, aby się uspokoić i doprowadzić do porządku. Każda z rozbitych rzeczy zaczęła się składać, a porozwalane meble wracały do swojego pierwotnego stanu. Każdy stał z szeroko otwartą buzią.

- Co? - zapytałam spokojnie, patrząc na każdego z nich.

- Jak Ty to... - Isaac nie mógł się do końca wysłowić.

- Tak dla przypomnienia: jestem w połowie wampirem i w połowie czarownicą. Magia płynie w moich żyłach od zawsze, więc to dla mnie norma.

- Zajebiście - mruknął jeden z bliźniaków.

- Słownictwo, Aiden.

- Spadaj, nie jesteś lepsza – wystawił mi język.

- Ale starsza – powtórzyłam jego czyn.

- Dziękujemy za wszystko – powiedziała Lydia i mnie przytuliła. - A teraz, wszyscy do domów, musimy odpocząć.

- To prawda - kiwnęłam głową.

- Jeszcze raz przepraszam.

- Nie ma sprawy, wilczku.

               Pocałowałam ich w policzki, oprócz Dereka. Ten spojrzał na mnie, ale bez słowa opuścił mój dom. Nie do końca rozumiałam jego zachowanie, jest naprawdę jakiś dziwny. Jednego dnia wyzywa mnie od najgorszych, a następnego chce normalnie rozmawiać i ratuje mi życie? Nigdy nie zrozumiem facetów, są gorsi od nas. Może czas zmienić swoje upodobania względem drugiej połówki?

               Ponownie wzięłam się za rzucenie bariery, która została złamana przez ONI. Jest jeden plus, każdy potrzebuje nowego zaproszenia. Gorzej będzie w sytuacji zagrożenia życia, bo nie wejdą tu beze mnie. Jakoś to później ogarnę, teraz nie mam na to siły ani ochoty. Może uda mi się jakoś to ominąć? Na razie muszę ją założyć, to jest w tym momencie najważniejsze.

               Po rzuconym czarze skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Mam kilka nowych ran na ciele, co nie jest dla mnie żadną niespodzianką czy nowością. Zawsze, po każdej bitwie, wracałam z nowymi nabytkami na ciele. Posmarowałam swoją największą ranę maścią, założyłam opatrunek i wyszłam z pomieszczenia.

               Jest późno, a jutro szkoła. Ciekawe czy reszta ma zamiar się w niej pojawić? Ciekawe, czy ja mam zamiar się w niej pojawić. Szczerze powiedziawszy z wielką chęcią bym wszystko olała i zaszyła się na jakiś czas w domu, ale nie mogłam tego zrobić. Robi się coraz gorzej, a ja muszę zrobić wszystko, aby zatrzymać wrogów i uratować bliskich. To będzie ciężka walka, ale tak łatwo się nie poddam.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro