ROZDZIAŁ 52

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Całą grupą podążaliśmy za Kirą do klasy historycznej. Po przekroczeniu progu powitały nas zdziwione twarze jej rodziców. Moja twarz zapewne ukazywała jedynie złość, którą starałam się opanować. Jak można być takim głupim i sprowadzić do miasta istoty, które chcą zabić innych? Nie dziwię się, że Kira nie należy do najinteligentniejszych osób, niektóre geny są niestety dziedziczne.

- Kira? - zapytała jej mama.

- Co wy tu robicie ? - głos również zabrał jej ojciec.

- Niech się zastanowię – podrapałam się po brodzie. - Po mieście biegają ONI i Nogitsune, a przede mną stoi dwóch Kitsune. Po co moglibyśmy tu przyjść?

               Albo Noshiko udaje głupią, albo serio taka jest. Coraz bardziej zaczęła działać mi na nerwy, pomimo krótkiej rozmowy, jeśli można to tak nazwać.  Mnie osobiście od środka roznoszą nerwy. Stojąc tu i patrząc na nią, muszę wiele energii włożyć w to, aby się na nią nie rzucić. Sam fakt, że jest lisem, doprowadza mnie do szału. Mój wewnętrzny wampir chce przejąć kontrolę, a na to niestety nie mogę pozwolić. Zrobiłaby się tu niezła rzeźnia, gdybym nagle straciła kontrolę i rzuciła się na nią.

- Ty zawsze taka uprzejma? - zapytała mama Kiry z grymasem na twarzy.

- Dla takich jak Ty? Zawsze - prychnęłam.

- Nie jesteśmy na Ty - warknęła na mnie, co mnie trochę rozbawiło.

- Sama zaczęłaś - wzruszyłam ramionami.

- Jestem starsza - odparła spokojnie, chociaż widziałam, że walczy sama ze sobą.

- A ja silniejsza. Chcesz sprawdzić? - miałam cichą nadzieję, że zgodzi się na walkę.

- Nina, uspokój się – Scott złapał mnie za nadgarstek. No tak, obrońca przecież musiał się odezwać. Prychnęłam zdenerwowana. - Przyszliśmy w sprawie Nogitsune.

- Skąd pewność, że wam coś powiem?

- Skąd pewność, że was nie zabiję? - powiedziałam z wyczuwalną złością w głosie. Serio miałam ochotę kogoś uszkodzić. - Coś za coś. Ty mówisz nam o Nogitsune, a ja was nie zabiję.

- Grabisz sobie - powiedziała Noshiko i zmierzyła mnie wzrokiem. Szczerze? Ani trochę mnie to nie ruszyło. Miałam ochotę zaśmiać jej się w twarz.

- Nie ma jesieni – wzruszyłam ramionami.

- A jeśli wam nie powiem , to co? Rzucisz się na mnie?

- Owszem - przytaknęłam z uśmiechem na twarzy.

- I niby zabijesz?

- To bardziej pewne niż to, że na wilkołaki działa pełnia.

- Ale przecież pełnia działa na wilkołaki – powiedział zakłopotany Pan Yukimura.

- Więc pewne jest też to, że was zabiję. A więc jak? - uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona z perspektywy walki.

- Nie będziesz mi grozić! - krzyknęła wściekła mama Kiry.

- Spokojnie – wtrącił Scott. - Nikt nikogo nie będzie zabijał.

- To się okażę – mruknęłam.

- Może nam Pani coś o nim powiedzieć? Chcemy się go pozbyć - Scott odezwał się miłym głosem. A to przypadkiem nie ja miałam z nią rozmawiać?

- Nie dacie rady - powiedziała pewna siebie Kitsune, czym bardzo mnie zdenerwowała. Jakim niby cudem mam się przy niej hamować? To jest nierealne.

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałam i uniosłam brew do góry.

- A co, jeśli Nogitsune opętałby któregoś z Twoich przyjaciół?

- Pozbyłabym się go – powiedziałam niemal natychmiast.

- A jeśli jedyną możliwością jest jego śmierć?

- Zabiłabym - odparłam pewnie, choć miałam co do tego wątpliwości. Nie skrzywdziłabym nikogo z moich przyjaciół, nie ma takiej opcji.

- A co, jeśli z jego śmiercią wiązałaby się również śmierć Twojego przyjaciela?

- Znalazłabym inne rozwiązanie.

- Jeśli nie istnienie? - ta kobieta zaczyna mi bardziej działać na nerwy niż jej córka. A jak mam być szczera to nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe.

- Za dużo tego ,,A co, jeśli''. Źle myślisz, słońce. Wszystko jest do zrobienia.

- Skąd ta pewność?

- Popatrz na mnie. Jestem istotą, która nie powinna istnieć, a jednak. Niby nikt nie mógł zatrzymać genu wampira, a jednak moja mama to zrobiła. Jak widać, można na wszystko znaleźć sposób. Na Nogitsune też bym znalazła.

- Jesteś bardzo pewna siebie.

- Bo zależy mi na przyjaciołach – w dalszym ciągu nie dawałam za wygraną. Byłam pewna siebie i tego, że jestem w stanie ich wszystkich uratować.

- Kira nią nie jest, prawda? - odkryłaś Amerykę, nie ma co.

- Nie mówiłam o niej.

- Dlaczego ją odtrąciłaś?

- Nie cierpię lisów - warknęłam, te pytania do niczego nie prowadzą.

- Dlaczego? - jeszcze chwila, a urwę jej język.

- Możemy zmienić temat na ten właściwy? Jeśli chcesz iść na ploteczki to innym razem. Mów, co wiesz o Nogitsune i jak się go pozbyć - jeszcze chwila, a nawet Scott mnie nie powstrzyma. Byłam już na granicy, długo tak nie wytrzymam.

- Niewiele wiem - wzruszyła ramionami.

- Kłamiesz – warknęłam na nią zła.

- Skąd ta pewność?

- Widzę po Tobie. Mówisz po dobroci czy mam Cię zahipnotyzować?

               Zrobiłam krok w jej stronę i ujrzałam w jej oczach strach. To nie czas na słowne przepychanki, i tak już straciliśmy wystarczająco dużo czasu. Mama Kiry westchnęła i popatrzyła na każdego z nas. Wiedziałam, że będzie się mnie bała i wymięknie. No dobra, miałam taką cichą nadzieję. Lisów nie da się łatwo przejrzeć, są strasznie przebiegłe i sprytne. Czasami cieszę się, że spotkałam na swojej drodze Katherine, ona nauczyła mnie wielu przydatnych sztuczek.

- Zamknijcie drzwi na klucz i siadajcie.

               Scott szybko dopadł się do drzwi i przekręcił klucz, co ani trochę mnie nie zdziwiło, a my zajęliśmy miejsca na krzesłach. Czekała nas zapewne ciekawa historia, która może mnie nie uśpi. Chociaż trochę miałam obawy. Nie oszukujmy się, złe moce zawsze kryją w sobie coś bardziej mrocznego, niż jest to widoczne dla ludzkiego oka.

- Nogitsune jest tak zwanym pustym Kitsune. Żywi się bólem, strachem, chaosem i walką. Jest demonem, który potrafi wcielić się w inną osobę - tyle to wiedziałam sama. Westchnęłam zirytowana początkiem tej historii. Jeśli tak ma wyglądać reszta, to ja lepiej wyjdę.

- Skąd on się wziął? - zapytała Lydia.

- Ona go przyzwała – powiedziałam i wskazałam na Noshiko. Byłam pewna, że ta Kitsune mieszała w tym palce.

- Tak, to ja - i ani trochę się nie myliłam. Uśmiechnęłam się w myślach do siebie.

- Ale jak? - zapytał zdziwiony Scott.

- Mam o wiele więcej lat, niż wam się wydaje. Żyłam kiedyś w Obozie Oak's Creek. Nie będę za bardzo rozwijać tej historii, bo to nie ma sensu. W każdym razie poznałam tam pewnego mężczyznę, był nim Kapral Rhys. Zakochaliśmy się w sobie, choć nasza miłość była zakazana. Podczas buntu został podpalony przez Satomi Ito, która rzuciła w niego koktajlem mołotowa. Długo próbowali uratować go, chociaż jego ciało było całe poparzone. Nie przeżył tego, został zapakowany z resztą martwych więźniów. Wszyscy mieli zostać spaleni, aby nie było żadnych dowodów. Nie mogłam na to pozwolić, byłam zrozpaczona po jego śmierci.

- I wtedy przywołałaś Nogitsune? - zapytałam zainteresowana. Co prawda znałam odpowiedź doskonale, ale chciałam usłyszeć te słowa z jej ust.

- Nie do końca byłam świadoma tego, co robię. Chciałam, aby przodkowie pomogli mi pomścić śmierć ukochanego i niewinnych osób. Chciałam, aby Nogitsune opętał moje ciało.

- Jednak tak się nie stało - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

- Nie, opętał ciało Kaprala. Był cały owinięty bandażami, stał się istną maszyną do zabijania. Wszędzie był chaos, ludzie walczyli. Jedynym sposobem na pokonanie go była śmierć.

- Zabiłaś go? - zapytała Kira.

- Nie miałam wyjścia. Pomimo mojej miłości do niego, musiałam to zrobić.

- I przyszło Ci to z łatwością?

- Nie. Na początku nie chciałam tego zrobić, ale później uświadomiłam sobie, że przecież to już nie jest ta sama osoba. Mój ukochany nie żyje, to tylko demon w jego ciele. Dlatego go zabiłam. Jego prochy pochowałam pod Nemetonem - też nie miała lepszego miejsca na pochowanie prochów swojego ukochanego. Nie wiedziała, gdzie się znajduje cmentarz?

- A gdy cała trójka poddała się rytuałowi, to wtedy on się przebudził – powiedziałam zamyślona. - A ONI? To Ty ich sprowadziłaś, prawda?

- Tak, mają mi pomóc w pokonaniu Nogitsune. Tym razem jest o wiele silniejszy niż ostatnio. Sama nie dam rady tego zrobić - i ponownie mam ochotę krzyczeć ,,A nie mówiłam?''. Nie to, że lisy są wszystkiemu winne, to jeszcze same nie potrafią sobie poradzić w żadnej sytuacji. A to Ci nowość.

- A teraz ja zabiję Ciebie - powiedziałam pewna siebie. Dobra, może trochę straciłam nad sobą kontrolę, ale nie było jeszcze tak źle. Chciałam się jedynie pozbyć kolejnych wrogów. Przecież to nie grzech.

- Co?! - krzyknęła zdziwiona Noshiko, co mnie osobiście ucieszyło. Bała się mnie, o to mi chodziło.

- Przez Ciebie te cholerne demony zdemolowały mój dom, próbowały zabić mnie i moich przyjaciół. Mam Ci to odpuścić?! - ryknęłam na nią zła. Powinna być świadoma swoich błędów.

- Nina, uspokój się.

- Jak mam być spokojna, Scott! Przez nią ktoś mógł zginąć! - spojrzałam na niego zła, a następnie swój wzrok przeniosłam na Noshiko.

- Nie zabiliby was. Mają inną misję do spełnienia – powiedziała ze spokojem, a ja po raz kolejny chciałam zatopić swoje kły w jej tętnicy. Ciekawe, jak smakuje jej krew?

- Nie? Ale zranić to już inna sprawa!

- Przecież się uleczacie .

- Ja nie! - warknęłam wściekła.

               Podniosłam do góry bluzkę, a następnie oderwałam opatrunek z rany. Noshiko popatrzyła ze zdziwieniem na dzieło pozostawione przez ONI. Pewnie, bądź zdziwiona. Przecież to nowość, że Twoje demonki mogą kogoś zranić. Opuściłam zła bluzkę w dół i patrzyłam na nią z mordem w oczach. Miałam ochotę skrzywdzić ją w najgorszy sposób, jaki by mi tylko przyszedł do głowy.

- Jak to możliwe? - spytała wyraźnie zdziwiona, a mi się chciało śmiać.

- Mnie pytasz? To Twoje demonki.

- Nie ruszą was więcej, masz moje słowo - taa, a świnie potrafią latać. Dlaczego nie chciałam jej wierzyć?

- Obyś się nie myliła.

              Spojrzałam na nią i już wiedziałam, że to jeszcze nie koniec rozmowy. Co prawda chwilowo postanowiłam dać jej spokój, ale pewnie nie potrwa on długo. Jest coś jeszcze, co chce nam przekazać, a ja miałam coraz to większe obawy dotyczące tej całej historii. Moja intuicja mówiła mi, że nie spodoba mi się to, co zaraz mogę usłyszeć. A ona nigdy mnie nie zawiodła.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro