ROZDZIAŁ 53

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                Patrzyłam w skupieniu na Noshiko. Wiedziałam, że ta kobieta wcale nie skończyła mówić. Przez chwile widziałam w jej oczach walkę, którą zacięcie toczyła sama ze sobą. Na moje nieszczęście, albo szczęście, domyślałam się, z czym walczy. Zastanawiałam się tylko, dlaczego od razu nie chciała nam powiedzieć prawdy. Przecież i tak nie ma za wiele do stracenia. Gdybym chciała, jej cała rodzina już dawno leżałaby martwa na ziemi. Wystarczy jeden mój ruch, a z ich ciał ulotni się życie.

- Wiesz, kogo opętał Nogitsune.

               To było raczej stwierdzenie z mojej strony. Wiedziałam, że ona była wszystkiego świadoma. Skoro sprowadziła ONI, to wiedziała kogo mają atakować. Lisy są przebiegłe, ale też się czegoś nauczyłam przez swoje życie. Potrafiłam czasami za sprawą samego wzroku odkryć prawdę, co było bardzo przydatne.

- Tak - kiwnęła niepewnie głową.

               To krótkie słowo przysporzyło mi palpitacje serca. Nie wiem czego tak naprawdę się bałam. Może prawdy? Miałam świadomość tego, że Nogitsune mógł opętać kogoś z nas. Nawet mnie, choć upierałam się, że nie dałby rady. Wszystko jest możliwe, szczególnie z demonami, one są zdolne do wszystkiego. Nawet ja bym nie dała mu rady, pomimo tego, że jestem jedną z najpotężniejszych istot na świecie. Cholera, to jeden z najstarszych demonów panujących na ziemi. Niby jakim cudem mogłabym go powstrzymać? Chociaż, gdyby mnie opętał, to zapewne połowa miasta leżałaby już martwa. Ta myśl mnie pocieszała w jakiś sposób.

- Kto? - zapytałam spokojnie.

               Ponownie moja odpowiedź spotkała się z ciszą. Spojrzałam ponownie na Noshiko, która patrzyła na podłogę. Czy ona zaczyna się bawić w te swoje demonki? Ileż można spotykać się z ciszą? Zaczęła mi coraz bardziej działać na nerwy, a już myślałam, że ta rozmowa pójdzie gładko. Ona jednak nie wyglądała najlepiej. Ciekawe dlaczego. Przez moją wcześniejszą groźbę, czy jednak przez coś innego? Ciekawiła mnie ta odpowiedź, ale póki co, nie chciałam pytać.

- Powiedz, kogo tym razem opętał Noigitsune.

- Chyba wolicie nie wiedzieć .

- Kurwa! - ryknęłam głośno.

               Powoli zaczęłam tracić cierpliwość do tej kobiety. Zadałam jej proste pytanie, oczekiwałam równie prostej odpowiedzi. Jeśli to ktoś z moich przyjaciół, to znajdę rozwiązanie, choćby nie wiem co. Tak trudno było mi powiedzieć prawdę? Wiem, że należę do osób wybuchowych, ale bez przesady. Wszystkie reklamacje proszę kierować do Klausa, to jego wina.

- Kto to jest! - wstałam z krzesła i spojrzałam na nią z mordem w oczach.

               Noshiko, jak i reszta naszych towarzyszy, spojrzała na mnie ze strachem. Nie mam zamiaru teraz się opanować. Muszę wiedzieć, z kim mamy walczyć. Bez tej wiadomości będę w czarnej dupie. Jeśli mam kogoś uratować, to muszę mieć o tej osobie jakiekolwiek informację, nawet te podstawowe. Ta kobieta zaczyna mi utrudniać życie, a tego strasznie nie lubię.

- Jeden z was – westchnęła.

- I co? Teraz mamy bawić się w detektywów? Mam zgadywać, kto z nas?

- Nie - westchnęła ciężko.

- Wiesz, kto to. Zdajesz sobie z tego sprawę, widziałaś go.

- Tak - przytaknęła głową.

- To powiedz, kim on jest!

- To nie będzie miła wiadomość.

- Zaraz nie mile to mogę Cię potraktować. Przestań wyprowadzać mnie z równowagi! Ostatnimi czasy nie panuję nad swoimi nerwami. Uwierz, nie chcesz się o tym przekonać na własnej skórze.

               Spojrzała na mnie ze strachem w oczach. Pewnie myśli, że zwariowałam. Zgadzam się z nią, ostatnio mam coś z głową. Dowodem jest na to chociażby to, że uratowałam jej córce życie. No, a raczej się starałam. Nie wyszło mi to do końca, ale jakichś tam większych wyrzutów sumienia nie miałam. Nie oszukujmy się, to Kira, a ja pragnęłam jej śmierci. Nie mogłam się cieszyć z tego, że ona jednak przeżyła.

- Kogo opętał? - zapytałam ze spokojem.

- Nie zaatakujesz mnie? - spojrzała na mnie ze strachem.

- To zależy - mruknęłam.

- Od czego? - uniosła brwi.

- Do jakiego stopnia uda Ci się mnie wkurzyć - wzruszyłam ramionami, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Ale dla mnie była.

- Stop – powiedział Scott. Jak zwykle, obrońca się znalazł. - Nina nikogo nie zaatakuje. Zależy nam na tej informacji. Tak samo jak wy, chcemy pokonać Nogitsune, ale musimy wiedzieć, czyją postać przybrał.

- Dobrze - przytaknęła.

               Westchnęła ciężko i spojrzała na każdego z nas. Swój wzrok jednak najdłużej zatrzymała na mnie. Serio się mnie boi? Jeszcze trochę, a zacznie mi się to podobać. A nie, stop. Mi się już to podoba. Strach lisów był dla nas, wampirów, czymś wspaniałym. Nie potrafiłabym się z tego nie cieszyć. Miałam zamiar wyobrażać sobie jej śmierć, ale nagle usłyszałam coś, czego nie chciałam.

- Stiles - powiedziała cicho.

               Zamarłam. Jedno słowo, jedno imię, a mój świat ponownie znalazł się rozsypany na ziemi. Ona sobie jaja robi, prawda? Przecież do jest niedorzeczne. Taka odpowiedź nigdy nie powinna wypłynąć z jej ust. Nie powinna wypowiadać jego imienia, nie powinna wskazać go jako tego opętanego. To nie jest możliwe, to nie może być prawdziwe.

- Stiles? - spytała z niedowierzaniem Lydia.

- Co Stiles? - zapytał z dziwną miną Isaac.

- To Stiles jest opętany – powiedziała cicho Noshiko.

               Mój świat właśnie się zatrzymał, moje serce przestało bić. Przecież to niemożliwe, aby Nogitsune opętał Stiles'a. Z całą pewnością próbowała nam tylko podnieść ciśnienie, a w szczególności mi. Przecież to nie jest możliwe, Stiles jest chory, nie opętany. Demon nie wziąłby sobie ciała człowieka, bo po co? To nielogiczne i chore, Noshiko jest chora, że rzuca takie oskarżenia na niewinnego chłopaka.

- To nie Stiles – powiedziałam pewnie.

- Skąd możesz mieć tą pewność?

- A Ty niby skąd wiesz, że to on?

- Widziałam go - powiedziała pewnie.

- To niemożliwe. On teraz znajduje się w Eichen House, to nie mógł być on - powiedziałam, upierając się przy swoich racjach.

- Miał ostatnio dziwne objawy, prawda? Do tego znikał bez śladu, często lunatykował, budził się w dziwnych miejscach. Może jest coś, czego wam jeszcze nie powiedział?

- Stiles nigdy nas nie okłamał - w dalszym ciągu udawałam pewną siebie. Właśnie, udawałam. Nie byłam już tego taka pewna, jak wcześniej.

- Skąd możesz mieć taką pewność? Nie znasz go zbyt dobrze.

- Jestem tu od dłuższego czasu. Stiles jest dla mnie jak brat, nie mógłby mnie okłamać - jednak w dalszym ciągu postanowiłam go bronić. Przecież nie powiem jej o swoich wątpliwościach.

- Za bardzo ufasz innym. To kiedyś może Cię zgubić.

- Nie rozmawiamy teraz o mnie. Zresztą, nawet mnie nie znasz – warknęłam coraz bardziej zła. - Jaką masz pewność, że to Stiles?

- Mówiłam, widziałam go.

- Czyli jestem pewna na sto procent?

- Tak - kiwnęła głową.

- A ONI mają zamiar się go pozbyć?

- Tak - niepewnie odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę.

- Nie pozwolę na to.

- Sama powiedziałaś, że chcecie go zabić.

- Chcemy zabić Nogitsune, a nie Stiles'a. To jest ogromna różnica.

- Nie ma innego wyjścia. Trzeba go zabić.

- Powiedziałam, że znajdę inny sposób. Nie pozwolę go skrzywdzić.

                  Stanęłam z Noshiko twarzą w twarz. Widziałam niepewność swoich przyjaciół, czułam ich strach. Scott jednak chyba wyczuł moje zamiary. Nie chciałam jej zabić, a jedynie nastraszyć. Nie pozwolę skrzywdzić Stiles, nawet jeśli jego ciało zostało opętane przez Nogitsune. W dalszym ciągu to nasz Stiles, a ja obiecałam ich chronić. Tym razem chcę bardziej postarać się i dotrzymać obietnicy. Bałam się jednak, że mi się nie uda. Jednak nie mogłam pokazać swojej słabości.

               Nie zawsze mi się udaję dotrzymywanie obietnic. Bądźmy szczerzy, jestem w tym cholernie słaba. Nie pozwolę jednak, by na moich oczach zginął ktoś z moich bliskich. Nie dam rady przeżyć kolejnej śmierci. Gdyby zginął ktoś jeszcze, zapewne musiałabym wyłączył człowieczeństwo. W innym przypadku nie wytrzymałabym tego psychicznie. Co do tego to jestem pewna. W mojej głowie toczyła się walka. Zaufać jej? To lis, może kłamać. Jednak jej argumenty są dobre. Przez chwilę sama zastanawiałam się nad tym, czy Stiles przypadkiem nie został przez coś opętany, ale jednak szybko odrzuciłam tą myśl.

- Jak mamy go uratować? - zapytałam starszej Kitsune.

- Nie dacie rady. Jedynym rozwiązaniem jest jego śmierć - no chyba sobie jaja robisz w tym momencie.

- Chrzanić zasady, nigdy się nich nie trzymałam.

- Nie znam innego rozwiązania.

- Ale ja je znajdę - kolejny raz pokazałam jej, że jestem czegoś pewna. Chociaż tak naprawdę to nie byłam tak do końca pewna.

- Nie dasz rady.

- Możesz nie wierzyć w siebie, ale ja w siebie wierzę. Znajdę sposób, aby uratować Stiles'a.

- ONI go zabiją. Takie mają zadanie, nie przejmą się Twoja decyzją.

               Nie wytrzymałam, tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo. Momentalnie spod moich oczu wyszły żyłki, a kły wysunęły się. To były sekundy, gdy dopadłam Noshiko i przygwoździłam ją do ściany. Moi przyjaciele chcieli mnie odciągnąć, ale im na to nie pozwoliłam. Stworzyłam barierę, która uniemożliwiała im przejście do nas. Mam okazję ją zabić. Czemu z tego nie skorzystać? Zawsze mogę zrzucić to na moją słabą kontrolę. Może przyjaciele mi wybaczą?

- Nina! Opanuj się! - ryknął głosem Alfy Scott.

- Nie mam zamiaru! - warknęłam zła.

- Dzwonię po Dereka – powiedziała cicho Allison.

               Ja natomiast spojrzałam na Kitsune. Wyglądała na przerażoną, co mnie wcale nie zdziwiło. Sama pewnie na jej miejscu bym się wystraszyła, ale na całe szczęście to nie ja byłam w tej sytuacji jako ofiara. Miałam ochotę ją zabić tylko po to, aby ONI zniknęli. Ale nie miałam żadnej pewności, że tak by się właśnie stało. Może ONI by jednak zostali?

- Wycofaj swoje demony.

- Nie mogę - powiedziała cicho.

- Dlaczego? - westchnęłam zirytowana. Czy ta kobieta nie może choć raz zrobić tego, o co ją proszą?

- Bo one muszą spełnić swoją misję, inaczej nie odejdą.

- Już – usłyszałam cichy głos Allison, ale oczywiście puściłam to mimo uszu.

- Jeśli ONI tkną Stiles'a, to Cię zabiję. Masz ich powstrzymać.

                Puściłam ją, a ona upadła na ziemie i zaczęła łapczywie łapać powietrze. Spojrzała na mnie jednocześnie z determinacją i strachem w oczach. Z jednej strony chciałam, aby się mnie bała jeszcze bardziej. Ale wiedziałam też, że jeśli potrzymałabym ją dłuższą chwile, to bym ją w końcu zabiła. Oczywiście nie miałabym w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia, ale przyjaciele mogliby mi tego nie wybaczyć.

- Nie powstrzymam ich.

- To się lepiej postaraj.

                Zrzuciłam barierę, a Kira i jej ojciec natychmiast podbiegli do Noshiko. Skierowałam się do drzwi, musiałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Poczułam, że ktoś złapał mnie za nadgarstek, co było wielkim błędem tej osoby. Tego było już za wiele, ja tu tracę kontrolę, a ktoś ma zamiar mnie jeszcze powstrzymywać?!

- Nie radzę – warknęłam do Scott'a. Ten natychmiast puścił mnie.

               Spojrzałam na nich i natychmiast się odwróciłam. Musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce, w przeciwnym razie mogłam kogoś zabić. Czułam, że powoli tracę kontrole. Nie bardzo podobała mi się perspektywa uszkodzenia swoich przyjaciół. W szczególności biorąc pod uwagę fakt, że nie wszyscy się szybko uleczają.

                     Szybkim krokiem wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę swojego samochodu. Chciałam już znaleźć się w moim domu i odetchnąć. Kontrolowanie się w takim stanie nie należy do najłatwiejszych. Uniemożliwiła mi to jednak pewna osoba. Jeszcze chwila, a przez te nerwy zapomnę, jak się nazywam.

- Nina? - zapytał niepewnie męski głos.

- Czego chcesz? - westchnęłam ciężko.

- Zacznij się kontrolować, uspokój się.

- Nic Ci do mojej kontroli - warknęłam.

- Możesz zrobić komuś krzywdę.

- Zaraz zrobię Tobie - zagroziłam, wytrącona z równowagi. 

- Nie chcesz tego – złapał mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy. - Znajdź siebie, kontroluj się. Nie chcesz nikogo skrzywdzić.

              Na chwile zatraciłam się w jego oczach. Widziałam w nich strach i troskę, kiedyś dosyć często tak na mnie patrzył. Jednak szybko się otrząsnęłam, mu na mnie nie zależy. Chce tylko chronić innych, nie mnie. Nie chciałam przeciągać tej chwili, nie miało to najmniejszego sensu. Bałam się, że w końcu mu się poddam i uwierzę w jego słodkie słówka, a następnie najpewniej bym cierpiała. Ból psychiczny nie jest mi teraz do niczego potrzebny.

- Odwal się, Derek. Nie jestem pieprzonym pieskiem, na którego działają Twoje słowa. Każdy wie, że Tobie na mnie nie zależy.

- Nina, to nie prawda.

- Sam powiedziałeś, że nie chcesz żyć z kimś takim jak ja. Szkoda, że ja Cię zdążyłam pokochać.

                Wyrwałam się z jego uścisku i szybkim krokiem udałam się do samochodu. Natychmiast po odpaleniu silnika ruszyłam. Chcę być już w domu i zapomnieć po wszystkim, co tu się wydarzyło. Chyba powinnam poprosić któregoś z Pierwotnych o wymazanie pamięci. Może to wcale nie byłby tak głupi pomysł?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro