ROZDZIAŁ 56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Droga do przeklętego ośrodka strasznie mi się dłużyła. Nic dziwnego skoro musiałam jechać za Szeryfem, ten człowiek ani razu nie przekroczył dozwolonej prędkości. Nigdy nie widziałam nikogo, kto trzymał się przepisów. Ale w końcu to Szeryf, jemu chyba niewolno łamać przepisów. Ja osobiście na jego miejscu korzystałabym ze swojej pozycji, przecież nikt nie może mu nic zrobić, skoro jest tu na najwyższym stanowisku.

               Jedna udręka zamieniła się w drugą, która była o wiele gorsza. Zaraz po zaparkowaniu samochodu pod Eichen House, poczułam kolejną falę strachu. Bałam się wejść do środka, chociaż powinnam w tym momencie być odważna. Nie wiedziałam, co czeka nas we wnętrzu budynku i w jakim stanie zastaniemy Stiles'a. Może już zdążyli wyprać mu mózg? Albo zgolili go na łyso? Tak, moja wyobraźnia działa na pełnych obrotach. Jeszcze chwila, a zacznę widzieć różowe jednorożce.

               Po chwili wysiadłam w końcu z samochodu i spojrzałam na swoich towarzyszy. Twarz Szeryfa była jakby z kamienia, nie mogłam wyczytać z niej żadnych emocji. Natomiast Lydia, podobnie do mnie, odczuwała strach. Pewnie też się bała o Stiles'a, chociaż starała się tego nie okazywać. Ja osobiście nie miałam z tym problemu. Kiedyś pewnie bym się z tym kryła, ale odkąd jestem w Beacon Hills, wszystko się zmieniło, łącznie z moim charakterem i zachowaniem. Chyba muszę wyjechać na jakiś czas i powrócić do swojego starego stylu życia. Ten zaczyna mnie powoli przerażać.

                Skierowaliśmy się do bramy, aby dostać się do środka. Niestety, okazała się być zamknięta. Szeryf zadzwonił dzwonkiem, a my stałyśmy z Lydią za nim. Obawy rosły we mnie z minuty na minutę, działając na mnie coraz mocniej. W pewnym momencie chciałam się wycofać, ale przypomniałam sobie cel naszej podróży. Stiles jest najważniejszy, on tu jest teraz moim celem. Jeśli faktycznie został opętany przez Nogitsune, to go uratuję. Nie do końca wiem jeszcze jak, ale to zrobię.

                Po otwarciu bramy od razu ruszyliśmy z miejsca. Starałam się kontrolować i nie dać się ponieść emocjom, które chciały wyjść na zewnątrz i przejąć kontrolę nad moim ciałem. Nie ukrywam, to dosyć trudne zadanie, w szczególności w tej sytuacji. Ja nawet przy rozmowie czasami nie potrafię się kontrolować, a co dopiero teraz.

- Gdzie szukamy? - zapytałam Lydii, która jakby otrząsnęła się z transu.

- Piwnica - powiedziała cicho, jednak zdołałam ją usłyszeć.

- Piwnica? - zapytał zdziwiony Szeryf.

- Śniło mi się, że Stiles znajduje się w piwnicy.

- Trzeba jej zaufać – powiedziałam do Szeryfa. - Ona rzadko kiedy się myli.

- Tak jak Ty? - spojrzał na mnie niepewnie.

- Tak, niestety – westchnęłam.

               Szeryf kiwnął nam głową i ruszył przed siebie, a my szłyśmy za nim. Zerknęłam na Lydię, od której wyczuwałam negatywne emocje. Jej wyraz twarzy był coraz bardziej wystraszony, a dłonie zaczęły się trząść. Martwiłam się o nią, Stiles był ważny również dla niej. A ja? Nie jestem najlepsza w pocieszaniu ludzi, nigdy nie byłam. Postanowiłam jednak choć trochę ją uspokoić. Złapałam ją za rękę, a ta spojrzała na mnie zdziwiona.

- Będzie dobrze.

               Uśmiechnęłam się do niej, aby podnieść ją na duchu. Oddała lekko uśmiech i ścisnęła moją dłoń. Ciekawe co sobie ludzie o nas pomyślą, chociaż w tej chwili jakoś mało obchodziła mnie opinia innych. Moja przyjaciółka potrzebowała wsparcia, a ja miałam zamiar jej go dać tak wiele, jak tylko mogłam. Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić, moje słowa raczej by jej nie pocieszyły.

               Weszliśmy do środka przez duże drzwi, które okropnie zaskrzypiały. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, od razu przeszły mnie ciarki. Nie cierpię takich miejsc jak to, nigdy nie kojarzyły mi się dobrze. Nawet sama do końca nie wiem, skąd wzięła się moja niechęć. Nie pamiętam żadnych sytuacji związanych z takimi ośrodkami.

               Podeszliśmy do recepcji, przy której siedział młody mężczyzna. Wyglądał na znudzonego, a ja zawsze myślałam, że tacy pracownicy mają pełne ręce roboty. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie jest tu wysyłany. Mężczyzna spojrzał na nas, wyraźnie było widać jego zdenerwowanie naszą obecnością. Pewnie dlatego, że przerwaliśmy mu chwile ciszy.

- Dzień dobry – odezwał się Szeryf. - Przyszliśmy się zobaczyć z moim synem.

- To nie jest godzina odwiedzić – powiedział znudzony recepcjonista.

- Jednak to bardzo ważne – ciągnął Szeryf.

- Przykro mi, proszę przyjść w godzinach odwiedzin.

 -Człowieku – wtrąciłam się – to jest Szeryf. Mamy ochotę spotkać się ze Stiles'em, a Ty masz nam to umożliwić. W dupie mam wasze cholerne godziny odwiedzin.

               Mężczyzna spojrzał na mnie wielkimi oczami. Nie moja wina, że tacy ludzie działają mi na nerwy samą swoją obecnością. Mógł mnie nie denerwować na samym wstępie. Wiem, ze może nie powinnam się na nim wyżywać, ale sama jestem kłębkiem nerwów. Uspokoję się dopiero, gdy zobaczę Stiles'a całego i zdrowego.

- Jak się nazywa Pański syn?

- Stiles Stilinski – odpowiedział mu natychmiastowo Szeryf.

               Mężczyzna zaczął coś pisać na komputerze, co mnie lekko wkurzyło. Miałam ochotę wskoczyć tam do niego i strzelić go w łeb. Mógłby się pospieszyć z łaski swojej, a widząc jego tempo pracy, zaczęłam się coraz bardziej gotować. W tej sytuacji prędzej zapuścimy tu korzenie niż się czegoś dowiemy.

- Może by tak szybciej? Nie każdy ma masę czasu – powiedziałam zła. Ten tylko spojrzał na mnie i wrócił wzrokiem do monitora. Westchnęłam zirytowana, zaciskając jednocześnie pięści..

- Nie ma go – odezwał się po chwili.

- Słucham? - spojrzałam na niego zdziwiona.

- Stiles Stilinski został wypisany z ośrodka. Nie ma go tu.

                Ludzie, trzymajcie mnie, bo go zabiję na miejscu, przy świadkach. Jakim cudem Stiles mógł zostać wypisany z ośrodka?! Przecież nie mogli go od tak wypuścić w jego stanie. Musieli powiadomić rodzinę o jego odejściu z ośrodka, jednak najwyraźniej nie trzymali się przepisów. Stiles nie mógł sobie tak po prostu stad odejść!

- Jakim cudem wypuściliście mojego syna bez mojej zgody? - nawet nie musiałam się odzywać, Szeryf sam podjął walkę z recepcjonistą.

- Nie znam szczegółów. Mam tylko tu napisane, że opuścił nasz ośrodek.

- Dlaczego ja nic o tym nie wiem?!

- Przykro mi, to nie była moja zmiana.

- Zaraz Cię strzelę w łeb – powiedziałam zła. - Co wy, kurwa, nie znacie się na komunikacji? Tak po prostu puszczacie sobie pacjentów do domu, bez żadnych konsultacji z ich rodziną?

- Proszę odzywać się do mnie kulturalniej. Nie życzę sobie...

- To nie koncert życzeń – przerwałam mu. - Jesteście kompletnymi idiotami. Stiles'owi może grozić teraz niebezpieczeństwo, a Ty mi mówisz, że nie znasz powodu jego opuszczenia ośrodka? Zabiję Cię.

- Nina, spokój – powiedziała Lydia i złapała mnie za ramię. - Chcemy zobaczyć piwnice.

- Tak jak powiedziała Pani koleżanka, to nie koncert życzeń.

                 Zagotowało się we mnie. Jakim prawem on używa mojej własnej broni?! I jak ja mam się kontrolować? Jakim cudem mam nie zabijać ludzi? Przecież oni sami się o to proszą. Nie miałam ochoty na dalszą rozmowę z nim, więc zastosowałam swoją sztuczkę, która jest bardzo przydatna w takich chwilach. Podeszłam do niego najbliżej jak się dało i spojrzałam w jego oczy.

- Wstaniesz teraz grzecznie i zaprowadzisz nas do piwnicy. Nikomu o tym nie powiesz.

                Mężczyzna, zahipnotyzowany, spełnił moje polecenie, a ja się uśmiechnęłam zwycięsko. W takich chwilach, jak ta, uwielbiam być wampirem. Hipnoza jest jedną z tych rzeczy, które są cholernie przydatne w życiu. Lydia i Szeryf popatrzyli na mnie zdziwieni, jakby zobaczyli ducha.

- No co? Jestem wampirem, potrafię zahipnotyzować ludzi.

                  Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za pracownikiem ośrodka. Po chwili usłyszałam za sobą kroki należące do Szeryfa i Lydii. Dobra, mogli o tym nie wiedzieć. Do tej pory nie używałam na nikim hipnozy, ponieważ uważałam, że bez niej sobie świetnie poradzę. Jak teraz o tym pomyślę, to mam ochotę strzelić sobie w głowę. Przecież to by ułatwiło nam tyle spraw.

                Dotarliśmy do drzwi piwnicy, a mężczyzna nam je otworzył. Nie było nic widać, oprócz mroku. Spojrzałam na Lydię, a ta przełknęła ślinę i kiwnęła mi głową. Teraz to ani trochę nie jestem przekonana do tego pomysłu. Jednak tam może być Stiles, może mu grozić jakieś niebezpieczeństwo. To była jedyna myśl, która nie pozwalała mi na odwrót. Spojrzałam na recepcjonistę.

- Teraz zapomnisz o tym, że tu nas zaprowadziłeś. Daj klucze i wracaj do pracy.

               Mężczyzna ponownie wykonał moje polecenie i zniknął nam z oczu. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do swoich towarzyszy. Ponownie spojrzeli na mnie zdziwieni, no cóż, muszą się do tego przyzwyczaić. Wzruszyłam ramionami i weszłam do piwnicy, która nie prezentowała się za ładnie. Było tu okropnie zimno i ciemno. Szeryf znalazł włącznik i zapalił światło, chyba wolałam jednak tą ciemność. Wszędzie walały się jakieś pudła, na półkach znajdowały się narzędzia. Nie podoba mi się tutaj.

- Czujesz coś? - zapytała Lydia.

               Skupiłam się i zaciągnęłam mocno powietrzem. Dobrze, że dzisiaj nic nie jadłam. Śmierdziało tu okropnie zdechłymi szczurami, które wytwarzały okropny odór. Poczułam również inne zapachy, bardziej ludzkie. Ruszyłam za zapachem, a za mną Szeryf i Lydia. Starałam się wyłapać poszczególne zapachy, co nie szło mi zbyt łatwo. Kierowałam się jednak dalej, aż dotarliśmy do kanapy. Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Ktoś tu miał niezłe uniesienie miłosne, na kilometr pachniało tu seksem. Podeszłam do kanapy i powąchałam ją.

- Stiles – powiedziałam. - I ktoś jeszcze. Znam ten zapach, ale nie mogę skojarzyć go z właścicielem.

               Chwila, pachnie tu seksem, Stiles'em i kimś jeszcze. Czyżby nasz malutki chłopczyk stał się mężczyzną? Zaśmiałam się, co spotkało się z kolejnymi zdziwionymi spojrzeniami ze strony Szeryfa i Lydii. Nie mogłam im jednak o tym powiedzieć, to intymne sprawy Stiles'a, ja się nie wtrącam. Mam zamiar zachować tą informację dla siebie, im do niczego się nie przyda.

- Zapachy są słabsze, więc trochę czasu minęło odkąd tu byli – powiedziałam szybko, aby zapomnieli o moim śmiechu.

- Potrafisz określić, kiedy to było? - zapytał Szeryf.

- Kilka dni temu. Dokładnie nie powiem, aż tak dobrze się na tym nie znam.

- Trzeba poszukać jakiś śladów – powiedziała Lydia.

                Kiwnęliśmy głowami i każdy poszedł w swoją stronę. Zaczęłam rozglądać się po półkach i ścianach. Nie wiem, co chciałam tam znaleźć, ale stwierdziłam, że przeszukam wszystko po kolei. Na całe szczęście nie poczułam zapachu zmarłego człowieka, bo wtedy pewnie padłabym tu na zawał, zanim sprawdziłabym ofiarę. Najgorsze było to, że nic nie zobaczyłam.

- Nina! - podskoczyłam w miejscu.

                Po uspokojeniu serca po tak nagłym krzyku, od razu skierowałam się w stronę Lydii. Dziewczyna stała w miejscu i przyglądała się ścianie. Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam o co jej chodzi i co tam zobaczyła. Podeszłam do niej i zrobiłam to samo, co ona. Na ścianie istniał znak ,,JA''. No to pięknie, czyżby to sprawka Stiles'a?

- Co to znaczy? - zapytał Szeryf.

- ,,JA''. Te demony, z którymi ostatnio walczyliśmy, oznaczają tak osoby sprawdzone przez nich. Oznacza to, że dana osoba jest dalej sobą, nie została przez nikogo opętana.

- Też taki masz? - spojrzał na mnie zaciekawiony.

- Nie – odpowiedziałam, kręcąc głową. - Ja nie dałam się sprawdzić.

- A Stiles? - zapytał niepewnie.

- Z tego co wiemy, to chyba też nie. Przynajmniej póki był z nami to nie został sprawdzony.

- Myślicie, że to Stiles? - zapytała ze strachem w głosie Lydia.

- Nie wiem – odpowiedziałam niepewnie. - Mam nadzieję, że to nie on.

               Staliśmy przez chwile w ciszy, po czym bez żadnego słowa ruszyliśmy do wyjścia. Chciałam zostać jeszcze przez chwile w tej piwnicy, ale wiedziałam, że nic tam już nie znajdę. Stanie w miejscu i patrzenie w ścianę w niczym mi nie pomoże. Zamknęłam drzwi na klucz i poszliśmy do recepcji. Rzuciłam mężczyźnie klucze i bez słowa ruszyłam na zewnątrz. Droga do samochodów minęła nam w totalnej ciszy.

- Nina? - uslyszałam niepewny, męski głos za sobą.

- Uratuję go, Szeryfie. Nie pozwolę, aby stała mu się krzywda. Znajdziemy go całego i zdrowego.

- Wiem, ufam Ci – odpowiedział, wzdychając ciężko. - Martwię się o was wszystkich.

- Nie potrzebnie – odpowiedziałam pewnie. - O mnie nie musisz się martwić.

- Intuicja podpowiada mi coś innego. Nie wpakuj się znowu w kłopoty.

- Postaram się.

                 Uśmiechnęłam się do Szeryfa i pożegnałyśmy się z nim. Skierowałyśmy się do mojego samochodu, który stał kawałek dalej. Od razu, po zajęciu miejsca, zapięłam pasy. Lydia uśmiechnęła się do mnie, chociaż jej uśmiech nie sięgał oczu. Wiedziałam, że się martwi, jak każdy z nas. Stiles może być opętany przez Nogitsune, a do tego jest teraz zaginiony. Lepiej być nie mogło.

- Nie martw się, Lydia. Znajdziemy go, obiecuję.

- Wiem, zawsze dajemy radę. Ale mam złe przeczucia.

- Nie tylko Ty – powiedziałam cicho, ale dziewczyna musiała to usłyszeć, bo popatrzyła na mnie. - Też mam złe przeczucia. Boję się, że nie dotrzymam słowa.

- Nina, nie jesteś sama. Jesteśmy w tym razem. Damy radę, jak zawsze zresztą.

                 Posłałam jej uśmiech i ruszyłam w stronę jej domu. Po drodze żadna z nas już się nie odezwała. Pożegnałyśmy się, a ja pojechałam do siebie. Wysiadłam z samochodu i weszłam do środka. Musiałam się położyć i choć na chwile odpłynąć, zapomnieć o tym całym bałaganie. Bałam się jednak, że strach o Stiles'a będzie silniejszy i nie pozwoli mi zasnąć. Warto jednak spróbować. Muszę być wypoczęta, aby walczyć. A walka czeka nas z całą pewnością. Oby tylko nie pociągnęła za sobą żadnych ofiar.



***************************

Hej, Kochani :* 

Jak wam życie mija? :D

Pod ostatnim rozdziałem zgłosiliście swoją chęć na maraton. W taki razie jutro się pojawi, dokładnie nie powiem wam, o której godzinie to będzie. Ciężko stwierdzić. Nie będzie on nie wiadomo jak długi, ale mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :*

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro