ROZDZIAŁ 57

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Hej, Kochani :*

Tak jak obiecałam, zaczynamy maraton :D

Mam nadzieję, że wam się spodoba :*

Miłego czytania :*

Maraton 1/5

****************************


               Noc nie minęła mi zbyt przyjemnie, co już powinno być dla mnie normalne. Miałam koszmary, choć do końca ich nie pamiętam. W każdym jednak pojawiał się Stiles, nóż, krew oraz moja śmierć. W jednym pojawił się nawet Derek. Tym razem to on przebił moje serce, krzycząc przy tym, że jestem nic nie wartym krwiożercą. Po tym śnie zerwałam się z łóżka z krzykiem.

               Od kilku godzin nie śpię, ale jakoś nie chciało mi się wyjść z łóżka. Tak więc leżę nieruchomo i patrzę na biały sufit. Zaczynał mnie już nudzić ten widok, czułam się jakbym była zamknięta w jakimś psychiatryku. Chyba czas zmienić kolor sufitów w domu. Jeśli mają mi przypominać za każdym razem te okropne obrazy ze snu, to ja szczerze podziękuję. Z wielką chęcią spędziłabym cały dzień w łóżku, nie robiąc absolutnie nic. Nie mam ochoty nawet na kawę czy też krew. Jestem po prostu wypompowana z życia, nie miałam ochoty nawet podnieść ręki do góry. Miałam nadzieję na odpoczynek podczas snu, jednak cholernie się zawiodłam. Zapewne dalej użalałabym się nad sobą, gdyby nie przeszkodził mi w tym dzwoniący telefon. Jęknęłam głośno, jeśli ktoś dzwoni do mnie to oznacza kłopoty. Sięgnęłam po urządzenie i się nie myliłam. Dzwonił Scott.

- Nie chcę żadnych kłopotów – powiedziałam od razu po odebraniu połączenia.

- A kto tu mówi o kłopotach? - zapytał zdziwiony chłopak.

- Ty - parsknęłam śmiechem.

- Ja? - zapytał zdziwionym tonem.

- Tak. Zawsze, gdy do mnie dzwonisz, to oznacza kłopoty. Jeden dzień, Scott. Jeden, cholerny dzień bez kłopotów. Czy ja żądam aż tak wiele? Co takiego zrobiłam w swoim życiu, że wszechświat mnie tak bardzo nienawidzi? Przecież staram się naprawić swoje błędy. Jestem grzeczna, a ostatnio nawet starałam się uratować Kire. Czy to za mało?

- Brałaś co? - zapytał rozbawiony chłopak.

- Nie – jęknęłam. - Ja tu Ci się zwierzam z moich problemów, mówię tajemnice, które miałam zabrać do grobów, a Ty co? Wyśmiewasz mnie, co z Ciebie za przyjaciel.

- Ale mi to tajemnice. Żadnych ciekawych sekretów od Ciebie nie usłyszałem, przykro mi.

- Nienawidzę Cię – wysyczałam przez zęby.

- Źle spałaś? - zapytał spokojnie, nie przejmując się moimi słowami.

- Jak na to wpadłeś, geniuszu? - zapytałam sarkastycznie. - Czego ode mnie chcesz?

- Musisz się z kimś spotkać.

- Konkrety, Scott, konkrety.

- Musisz zgarnąć Ethan'a i spotkać się z pewną osobą.

- Kim jest ta osoba? - zapytałam znudzonym głosem. Proszę was, tak ciężko jest powiedzieć wszystko od razu?

- Z Derekiem.

               Jęknęłam głośno i zakryłam twarz poduszką. Wszyscy, nawet Kira, ale nie pieprzony Derek Hale! No bez jaj, ja się staram trzymać od tego faceta z daleka, a mój najlepszy przyjaciel popycha mnie w jego ramiona. Oszalał, Scott McCall oszalał. Czy naprawdę jestem taka zła, że musieliście karać mnie takimi przyjaciółmi? Za jakie grzechy, do cholery?

- Chyba Cię coś boli, wilczku. Nigdzie nie jadę.

- Nina – tym razem to on jęknął.

- Nie ma żadnego Nina. Nina zrób to, Nina zrób tamto. A gdzie jest ,,Nina, masz dzisiaj dzień wolny, odpocznij''. Albo ,,Nina, kocham Cię najbardziej na świecie. Zapraszam Cię na piękne wakacje, lecimy do ciepłych krajów''. Dlaczego nigdy nie dzwonisz z takimi pięknymi wiadomościami?

- Ty serio źle spałaś – zaśmiał się. - Jesteś naszą ostatnią deską ratunku.

- Dlaczego Ty tego nie zrobisz? - powiedziałam płaczliwym głosem. Może to na niego zadziała?

- Nie działa to na mnie – no i mój plan trafił szlag, a miało być tak pięknie. - Mam inne sprawy na głowie. Dlatego chciałem, abyś Ty pojechała z Ethan'em. Samego go nie puszcze.

- Dlaczego? - zapytałam, w dalszym ciągu jęcząc płaczliwie.

- Derek może go zabić.

- Ja też mogę – ponownie jęknęłam. - Dlaczego zawsze ja mam najgorszą robotę do zrobienia?

- Bo jesteś najlepsza.

- Jasne, nie wierzę w Twoje piękne słówka, McCall. Nie omamisz mnie tak łatwo. Żywcem mnie nie weźmiecie.

- Nina, idź się napij kawy, bo zaczynasz marudzić. Później ładnie się ubierzesz i podskoczysz po Ethan'a, który będzie na Ciebie czekał w parku niedaleko szkoły. Następnie pojedziecie razem do Dereka i przekażecie mu informacje o Nogitsune i Stiles'ie. Na samym końcu spotkamy się u Ciebie, aby obmyślić plan działania.

- Życie też mi zaplanowałeś? - zapytałam zdziwiona. Scott nigdy nie był dobry w planowaniu. Dam sobie rękę uciąć, że sam na to nie wpadł.

- Możliwe, ale nie chcesz go znać, uwierz na słowo.

- Wierzę - przytaknęłam od razu.

- To jak? Mogę na Ciebie liczyć?

- Przecież po to mnie ściągnąłeś rok temu do tego przeklętego Beacon Hills. A mogło być tak pięknie. Mogłam wyjechać gdzieś, być daleko od problemów. Kto wie, może właśnie bym zakładała rodzinę? - powiedziałam rozmarzonym głosem.

- Pewnie imprezowałabyś z Kol'em albo Damon'em i wracała na czworaka nad ranem.

- Ta perspektywa też mi się podoba – zaśmiałam się.

- To jak? Pomożesz?

- Nienawidzę Cię - warknęłam.

- Kochasz mnie - parsknął śmiechem.

- Dajcie mi godzinę, muszę wstać z łóżka.

- To Ty jeszcze w łóżku? - zapytał zszokowany.

- A Ty nie? - zapytałam zdziwiona.

- Nie? Ja jestem w szkole.

- Jesteś idiotą, Scott. Po co chodzić do szkoły?

- I tak się urywamy, mamy Stiles'a do odnalezienia. Za dwie godziny u Ciebie, przekaż Derekowi.

- Się robi, Panie kapitanie.

                Nie czekając na jego reakcje, rozłączyłam się. Za co mnie tak życie pokarało? Wiem, że byłam niegrzeczna, ale bez przesady. Nie chcę jechać do Dereka, nie chcę go widzieć na oczy. Prawda jest taka, że należy do cholernego stada, a ja nie mam nic do gadania. Czy to nie dziwne, że wampir również należy do stada wilkołaków? Co prawda całe te stado jest dziwne i inne, ale jednak. To jest chore, ja jestem chora!

               Po chwilowej walce, którą toczyłam sama ze sobą, zwlokłam się z łóżka i pognałam do łazienki. Nie miałam czasu na kąpiel, więc został mi szybki prysznic. Musiałam się pospieszyć, aby nie spóźnić się na spotkanie z Ethan'em i co gorsza, z samym Derekiem Hale'em. Cholera, zabijcie mnie. Albo najlepiej sama siebie zabiję i powiem, że skręciłam kark schodząc po schodach i potykając się o dywan, którego nie mam.

               Po ogarnięciu swojego ciała w łazience, zrobieniu makijażu i ułożeniu fryzury, pobiegłam, i to dosłownie, do garderoby. Nie miałam za wiele czasu, a musiałam jeszcze wypić kawę. Bez niej umrę szybciej niż mi się wydaję. Wybrałam czarną bluzkę na ramiączkach, ciemne spodnie, oczywiście czarną skórę oraz czarne botki na szpilkach. Ubrana w wybrany strój z prędkością światła zgarnęłam swój telefon i zbiegłam na dół, o mało nie zabijając się na schodach. Kto je tu postawił?!

                Wparowałam do kuchni i zrobiłam kawę. Szybko ją wypiłam, przy okazji parząc sobie język, tym jednak się za bardzo nie przejmowałam. Spojrzałam na telefon, zostało mi jakieś 8 minut, więc wybiegłam z domu. Ani trochę nie czułam się lepiej, chociaż kawa może zacznie działać z opóźnieniem, przynajmniej mam taką nadzieję. Wsiadłam do swojego BMW i wyjechałam szybko z garażu, kierując się na miejsce spotkania z Ethan'em.

                Jak zawsze łamałam wszystkie przepisy drogowe, jakie zostały wymyślone. Czasami się zastanawiam, co za idiota to wymyślił. Przecież nie trzeba jechać z małymi prędkościami, aby było bezpiecznie. Popatrzcie na mnie, zawsze przekraczam prędkość i jeszcze żyję.

               Gdy podjechałam na wyznaczone miejsce, Ethan już na mnie czekał. Wsiadł uśmiechnięty do samochodu i pocałował mnie w policzek. Zapiął pasy bezpieczeństwa i popatrzył na mnie ucieszony. Co oni mają z tymi pasami?! Przecież prawie każdy z nas jest istotą nadprzyrodzoną, która szybko się regeneruje. 

- Co Ci jest? - zapytałam ostrożnie.

- A co ma być?

- Cieszysz się jak psychopata. Chyba zacznę się obawiać o własne życie – powiedziałam i ruszyłam w drogę prowadzącą do Hale'a. Chociaż może spowoduję jakiś wypadek, aby nie musieć tam jechać? Małe prawdopodobieństwo, że nas zabiję, co najwyżej nieźle poturbuję.

- Danny się ze mną umówił.

- A wy przypadkiem nie byliście parą? - zaskoczyło mnie to. Z tego co pamiętam, to Ethan i Danny chodzili ze sobą. Chyba znowu coś przespałam.

- Rozstaliśmy się, ale jest szansa, że jednak ponownie będziemy razem.

- Czyli przespałam kilka informacji, żadna nowość.

- Tak. Jesteś za bardzo przepracowana, Panno Fortem.

- Oj żebyś wiedział. Przydadzą mi się wakacje – powiedziałam rozmarzonym głosem. To jest to, czego mi tak cholernie brakuje.

- Jak tam z Derekiem?

- Staram się go nie zabić – powiedziałam to takim tonem, jakby była to najnormalniejsza informacja na świecie.

- Czyli to prawda.

- Ale co? - zapytałam zdezorientowana.

- Stara Nina wraca na rejony, i to tak całkowicie. Myślałem, że wtedy żartowałaś.

- Ani trochę. Mam ochotę powrócić do starego stylu życia i jestem na dobrej drodze.

                Przez resztę drogi rozmawialiśmy o mało istotnych sprawach. Ethan trochę opowiadał mi o Danny'm, jakbym go nie znała. Nie przerywałam mu jednak, widziałam radość na jego twarzy, gdy mówił o chłopaku. W jego głosie była słyszalna miłość, czego strasznie im zazdrościłam. Kto wie, może jeszcze kiedyś znajdę swoją drugą połówkę? Tą odpowiednią oczywiście.

                Po kilku minutach dojechaliśmy pod Loft Dereka,a  ja od razu chciałąm zawrócić i udawać, że zostawiłam włączone żelazko w domu. Zgasiłam silnik i kolejny raz w ciągu kilku dni zawahałam się. Chyba nie chcę tam wchodzić, z pewnością nie chcę tam wchodzić. Boję się, co tam zastanę. Może jest teraz z jakąś inną kobietą? Nie powinno Cię to obchodzić, Nina. Jesteś na niego zła, pamiętasz?

               Pokręciłam głową i wysiadłam z samochodu. Ethan poszedł w moje ślady i już po chwili wspinaliśmy się po schodach. Oczywiście alarm dał Derekowi znać, że ktoś się zbliża. Ten to dopiero dba o swoje bezpieczeństwo, ja tam bym się go już dawno pozbyła. Otworzyłam drzwi z trochę większą siłą, niż zamierzałam. A Derek, nie spodziewając się nas najwyraźniej, rzucił się na mnie z pazurami. W ostatniej chwili udało mi się odskoczyć, chociaż moje ramię i tak zostało drapnięte.

- Cholera – powiedziałam i syknęłam. Nie cierpię wilczych pazurów.

- Nina? - zapytał zdziwiony Derek.

- Nie, kurwa, mikołaj. No oczywiście, że ja. Wisisz mi kurtkę.

                Bez żadnego słowa wlazłam do środka jak do siebie i usiadłam na kanapie, przyglądając się zadrapaniom. Zabiję go za to, ale jeszcze nie teraz. Ethan wzruszył ramionami i ruszył moim śladem. Usiadł koło mnie i popatrzył na mnie przepraszająco. A temu co? Przecież to nie on mnie zaatakował. Faceci są dziwni, chyba czas zmienić orientacje.

- Co was do mnie sprowadza?

- Nogitsune – powiedziałam od razu.

- To znaczy? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Wiemy, kto nim jest.

- Kto? - zmarszczył brwi.

- Stiles - odpowiedziałam, dalej patrząc na rany spowodowane jego pazurami.

               Derek zachłysnął się powietrzem, a ja miałam ochotę się zaśmiać. Gdyby się sam udusił, to przynajmniej miałabym problem z głowy. Nie musiałabym obmyślać planu morderstwa doskonałego. Czy to nie byłoby piękne? Śmierć Dereka Hale'a byłaby najlepszą wiadomością, jaką otrzymałam w ostatnim czasie. Tak, odwala mi całkowicie i życzę Derekowi jak najgorzej, pomimo tego, że cholernie go kocham.

- Kto? - zapytał zdziwiony.

- Stiles Stilinski, nasz przyjaciel – odpowiedziałam spokojnie. Co tu można nie zrozumieć? Przecież mówię wyraźnie, przynajmniej tak mi się wydaję.

- Myślisz, że Stiles, chudy, bezbronny Stiles, to Nogitsune? Potężny i zły demon? Żartujesz sobie, prawda?

- A wyglądam jakbym żartowała  - uniosłam do góry brwi. Proszę, niech to już się skończy.

- Ale to Stiles, to nie możliwe.

- Też tak myślę, ale niestety to prawda. A teraz wybacz, ale się spieszymy. Za jakieś pół godziny jest zebranie stada w moim domu. Radzę się nie spóźnić, bo nie zaproszę do środka.

- Przecież już miałem zaproszenie – powiedział zdziwiony.

- Po ataku ONI musiałam założyć nową barierę. Wasze stare zaproszenia nie działają. Na razie .

                Ruszyłam z miejsca zaraz za Ethan'em, ale poczułam ucisk na nadgarstku. Zamknęłam na chwilę oczy i odetchnęłam głęboko. Nie daj się, Nina. Dasz radę. Cholera, kogo ja próbuje oszukać? Przecież to bardziej niż pewne, że któregoś razu nie dam rady i ponownie rozpłynę się w jego oczach, które kiedyś tak cholernie mnie pociągały. Odwróciłam się do Dereka, starając się zachować spokojną twarz.

- Możemy pogadać?

- Nie mam czasu - mruknęłam.

- Nina, nie unikaj mnie. Musimy porozmawiać.

- Miałeś już swoją szansę, Derek. Zmarnowałeś ją.

- Przecież mnie kochasz.

- Tak, kocham. Jednak moja miłość do Ciebie nie wymaże mi pamięci ani słów, które wypowiedziałeś w moją stronę.

                Wyrwałam się z jego uścisku i szybkim krokiem wyszłam z Loftu. W moich oczach zgromadziły się łzy, nie mogłam okazać teraz słabości, nie w tej chwili. Słyszałam jeszcze za sobą nawoływania Dereka, ale nie zatrzymałam się. Zbiegłam na dół i wsiadłam do samochodu. Ethan siedział już na swoim miejscu i patrzył na mnie z zaciekawieniem.

- Ani słowa – wywarczałam.

                Uniósł dłonie w geście poddania się i nic się nie odezwał, na jego szczęście. Pewnie teraz bym się na niego rzuciła. Odpaliłam silnik i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Cholera, mam ochotę ponownie zakopać się w pościeli, ale nie mogę. Pieprzone stado, pieprzone zebrania, pieprzone demony, pieprzony Hale, pieprzone życie. Chyba zaczyna mi odbijać. Mam dość wszystkiego, a czeka nas jeszcze tyle pracy. Jeśli to przeżyję, to od razu pakuję swoje rzeczy i uciekam z tego cholernego miasta. Muszę chociaż na chwilę odciąć się od tego życia, bo inaczej oszaleję do reszty.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro