ROZDZIAŁ 66

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Derek i Scott odjechali o wiele szybciej, niż ja. Wsiadłam do samochodu i przez chwilę rozmyślałam nad swoim życiem. To wszystko jest tak cholernie chore, że aż nie do uwierzenia. W życiu nie pomyślałabym, że będę bała się o własne życie. A teraz? Dla mnie to norma, chociaż wcale nie powinno tak być. Powinnam być pewna, że jestem w stanie pokonać wszystkie przeszkody, jakie tylko spotkam na swojej drodze, jednak wcale tak nie jest.

               Jazda do szpitala była dla mnie dosyć spokojna. Jechałam zgodnie z przepisami, co w moim wykonaniu było wręcz nierealne, a jednak. Nigdzie się nie spieszyłam, dlatego przestrzegałam wszystkie nakazy i zakazy. No dobra, raczej po prostu się bałam, nie chciałam oglądać Isaac'a w taki stanie. Do tego bałam się spotkać resztę przyjaciół, bo tak naprawdę to nie wiem co tam się wydarzyło poprzedniego dnia. Istnieje szansa, że Derek mi o czymś nie powiedział, a Scott, wiadomo, nie chciałby mnie denerwować czy dołować. A jeśli faktycznie kogoś zabiłam, a Derek mnie okłamał? To by było okropne, a ja w takim wypadku od razu strzeliłabym sobie w głowę. Derek niestety jest zdolny do nie mówienia mi całkowitej prawdy i tego obawiałam się najbardziej.

               Zaparkowałam samochód na szpitalnym parkingu i wysiadłam z pojazdu. Derek i Scott stali przed wejściem, dyskutując o czymś zawzięcie. Nie chciałam się zdradzać, więc próbowałam po cichu do nich podejść. Może uda mi się coś podsłuchać? Zbliżałam się do nich, a oni nie zwrócili na to uwagi. Doskonale, w końcu coś mi się uda. A niby wilkołaki mają świetny słuch i węch, właśnie obaliłam tą teorie .

- Powinniśmy jej o tym powiedzieć – odezwał się Derek.

- Wiem, ale nie teraz – odpowiedział mu Scott.

- Dlaczego? Powinna o tym wiedzieć, nie ma co przed nią tego ukrywać.

- Przecież jej powiemy.

- Kiedy? - zapytał zły Derek. - Przecież ona urwie nam głowy, a już z całą pewnością mi.

- Obronię Cię – zaśmiał się Scott. - Mi nic nie zrobi.

- Właśnie, a ja osobiście chcę jeszcze pożyć. Chociaż i tak co do Ciebie nie byłbym taki pewny. Jeszcze niedawno była gotowa złamać Ci kark.

- Ona tylko tak mówi, w rezultacie nie zabiłaby żadnego z nas – machnął ręką lekceważąco Scott. Nie byłabym tego taka pewna, Wilczku. - Powiemy jej, ale nie teraz. Sam widzisz, w jakim ona jest stanie. Gdy wszystko się uspokoi, to wtedy z nią porozmawiam.

               Nie miałam ochoty dłużej tego słuchać. Wiedziałam, że te dwa dupki coś przede mną ukrywają. A ja mam zamiar się dowiedzieć, co to takiego. Nie lubię żyć w niewiedzy i z brakiem jakichkolwiek informacji. Zatajanie czegokolwiek w tej sytuacji powinno być zabronione, gdyż może się okazać, że przez to będziemy jeszcze bardziej zagrożeni. Nie mogę do tego dopuścić, muszę wiedzieć o wszystkim.

- Komu i co musicie powiedzieć? - odezwałam się, a oni spojrzeli na mnie wystraszeni.

- Nina, nie strasz wilkołaków – odezwał się Scott.

- Słucham - skrzyżowałam dłonie na piersi.

- Ładnie dziś wyglądasz – powiedział i zaczął się uśmiechać.

- Scott – warknęłam. - Nie podnoś mi ciśnienia, które i tak już jest wysokie.

- Mamy pewną teorię na temat Nogitsune – odezwał się Derek.

- A mianowicie jaką?

- Że chciał Cię wykorzystać.

- Nie on jeden – wzruszyłam ramionami. Przez moją ,,inność'' wiele osób chciało mnie wykorzystać. Nie zdarzyła się jeszcze istota taka sama jak ja.

- Straciłaś kontrolę nad sobą już dwa razy, a za każdym razem Nogitsune był gdzieś w pobliżu. Najpierw podczas badań Stiles'a, a teraz mógł być gdzieś na terenie szpitala, a my zwyczajnie go nie poczuliśmy. Dereka również opętał – wytłumaczył mi Scott.

- Dlaczego tak sądzisz? I niby po co miałby go opętać?

- Bo Derek był jedyną osobą, która trzymała Cię o zdrowych zmysłach. Nogitsune mógł chcieć się go pozbyć, aby uzyskać nad Tobą kontrolę. Może myślał, że wyłączysz człowieczeństwo.

- Kiedy na to wpadliście? - uniosłam brwi i przyjrzałam się im.

- Po Twojej akcji przed komisariatem.

- I nie chcieliście mi wcześniej powiedzieć, ponieważ?

- Byłaś w złym stanie – powiedział Derek. - Nie chcieliśmy Cię denerwować.

- To wam wyszło – powiedziałam sarkastycznie. - Pogadamy później, chodźcie do środka.

                Matołki kiwnęły mi głowami i bez słowa skierowaliśmy się do środka. Dziwnie to zabrzmiało, zawsze tak zwracałam się do Scott'a i Stiles'a, a nie do Scott'a i Dereka. Trzeba szybko odzyskać naszego Pana sarkastycznego, bo zacznę wariować. Zresztą, dlaczego oni od razu mi o tym nie powiedzieli? Przecież bym ich nie zabiła za domysły lub podejrzenia. Wręcz przeciwnie, mogłabym się ucieszyć. Przecież to mogłoby pomóc mi w śledztwie dotyczącym Nogitsune. Oni naprawdę są dziwni, nawet bardziej niż ja. A myślałam, że to niemożliwe.

               Szliśmy korytarzami w ciszy, aby dojść spokojnie do sali Isaac'a. Nie chciałam zaczynać teraz tematu Nogitsune, ponieważ to nie rozmowa na tą chwile. Wiedziałam, że on mnie do czegoś potrzebuje, a raczej się tego domyśliłam. W innym przypadku nie próbowałby mnie kontrolować. Miałam nawet kilka swoich własnych teorii na ten temat, ale postanowiłam je chwilowo zostawić dla siebie. Chciałam z nim walczyć, nie chciałam dopuścić do jego kontroli nade mną. Niestety, udało mu się to. Całe szczęście, że tylko na chwilę. Gdyby udało mu się mnie całkowicie skontrolować, to marny byłby los wszystkich osób w tym mieście.

               Udało nam się dostać pod salę Isaac'a bez żadnych komplikacji. Naprzeciwko sali zobaczyłam Allison, która spała na krzesłach. Szturchnęłam Scott'a, aby popatrzył w jej stronę. Wyglądał na zmartwionego, co ani trochę mnie nie zdziwiło. Wiedziałam, że Wilczek dalej coś do niej czuł i to z wzajemnością. Oni są dziwni, kochają się, a jednak nie chcą być razem. Gdzie tu logika? Postanowiłam obudzić dziewczynę, która leżała w dosyć niewygodnej pozycji. I gdzie podziało się moje postanowienie? Pojechało, ponownie, na wycieczkę krajoznawczą. Jakim cudem mam się od nich oddalić, skoro sam ich widok mi na tonie pozwala? Podeszłam do dziewczyny i kucnęłam przed nią.

- Allison – szepnęłam w jej stronę i szturchnęłam ją lekko. Tak, Nina, w ten sposób z pewnością ją obudzisz. - Allison, wstawaj – powiedziałam głośniej i mocniej nią potrząsnęłam.

- Co się dzieje? - zapytała dziewczyna, otwierając lekko oczy.

- Zasnęłaś – wyjaśniłam jej spokojnie i chicho. - Dlaczego tu śpisz?

- Nie wpuścili mnie do Isaac'a.

- Dlaczego? - zdziwiłam się, przecież to jego dziewczyna.

- Nie jestem nikim z rodziny – wyjaśniła.

- A Melissa nie mogła Cię wpuścić?

- Nigdzie jej nie było.

               Spojrzałam na Scott'a i Dereka. Pierwszy od razu zrozumiał, czego od nich oczekiwałam. Pociągnął Dereka za rękaw i pokazał głową, że mają iść. Miałamm nadzieję, że pójdą po Melisse. Scott, mimo pozorów, jest dość mądrym człowiekiem, chociaż i tak Stiles zawsze był lepszy. Kurde, brakuje mi go coraz bardziej. I ja chcę stąd wyjechać? Odłączyć się od nich? Zrobić wszytko, aby mnie znienawidzili? Przecież do nierealne, musiałabym zabić kogoś z nich, a tego nie potrafiłabym zrobić.

- Jak się czujesz? - zapytałam, jednocześnie przerywając ciszę pomiędzy mną a dziewczyną, zadając najgłupsze pytanie świata.

- Jestem trochę zmęczona.

- Powinnaś jechać do domu.

- Nie mogę - pokręciła głową.

- Dlaczego? - spytałam zdziwiona.

- A jeśli to Derek by tu leżał? Pojechałabyś?

- Pewnie, że tak - wzruszyłam ramionami.

- Nie wierzę Ci – zaśmiała się. - Pomimo wszystko ja wiem, że wam dalej na sobie zależy.

- Tak samo jak Tobie i Scott'owi – odbiłam piłeczkę. Nie chciałam drążyć tematu mojego i Alfy, nie był dla mnie zbyt wygodny.

- To prawda – westchnęła. - Zawsze będę kochać Scott'a, ale nie mogę z nim być.

- Dlaczego? Przecież oboje się kochacie, tworzyliście świetną parę. Przeszliście dosyć wiele w swoim związku.

- Nie wiem – odpowiedziała szczerze dziewczyna. - Po prostu po tych wszystkich wydarzeniach nie potrafiłabym z nim być, za dużo tego.

- Przeszłam więcej i dałam radę jakoś ułożyć sobie życie. Marnie, bo marnie, ale jednak.

- Nie opuścisz nas, prawda?

                To pytanie całkowicie mnie rozbiło, zamykajac mi chwilowo usta. Co ja miałam jej powiedzieć? ,,Słuchaj, Allison. Właściwie to chcę, abyście mnie znienawidzili, bo mam zamiar wyjechać stąd i nigdy więcej nie wrócić''. Tak, to by było dobre. Puknij się w łeb, Nina, czasami Twoje pomysły są nie do zniesienia.

- Pewnie, że was nie opuszczę – powiedziałam, nie chciałam jej w żaden sposób zawieść, nie w tej chwili.

- To dobrze, bo bez Ciebie nigdy nie dalibyśmy rady. Ty zawsze przy nas jesteś, pomimo wielu kłopotów przez nas spowodowanych. Mogę Ci zadać pytanie?

- Już to zrobiłaś – zaśmiałam się.

- Dlaczego to robisz? - spojrzała na mnie uważnie.

- Dlaczego? - zastanowiłam się przez chwilę. Dobre pytanie, Pani Łowczyni. - Bo mi na was zależy, aż za bardzo. Nie ważne, jak bardzo zajdziecie mi za skórę, ja zawsze stanę za wami murem, albo przed wami – zaśmiałyśmy się. - Nie potrafiłabym patrzeć na wasze cierpienie. Zbyt wiele dla mnie znaczycie, abym pozwoliła zrobić wam krzywdę.

- Ale chcesz wyjechać , prawda?

- Co? - popatrzyłam na nią z szokiem.

- To widać, Nina. Coś Cię gryzie, potrafię dodać dwa do dwóch. I wiesz co? Nie mam Ci tego za złe, należy Ci się odpoczynek po tym wszystkim. Zrobiłaś dla nas bardzo dużo, teraz my powinniśmy zrobić coś dla Ciebie.

- Wykupicie mi wakacje w ciepłych krajach? - zaśmiałyśmy się. To wcale nie byłoby takie złe.

- Nie stać nas. Ale ja osobiście chciałabym, abyś wyjechała.

- Dlaczego? - spojrzałam na nią zdziwiona.

- Masz swoje życie, a dla nas rzuciłaś wszystko. Gdy przyjechałaś tu pierwszy raz, to nawet nas nie znałaś, oprócz Scott'a. Mimo to, od razu po jego telefonie przybyłaś do Beacon Hills i nam pomogłaś. Chciałabym, abyś wyjechała i odpoczęła. Zrób to dla mnie, proszę. Gdy to wszystko się skończy, spakuj się i wyjedź, oczywiście nie na zawsze. Za bardzo by nam Cię brakowało.

- Nie powinnam obiecywać Ci takich rzeczy.

- Obiecaj – Allison zaczęła na mnie naciskać. Co miałam jej powiedzieć?

- Obiecuję - westchnęłam.

               Dziewczyna bez żadnego oporu wtuliła się we mnie, a ja przytuliłam ją jeszcze mocniej. Cholera, kocham ich. Nie potrafię ich olać, tak jak miałam w planach, przecież to jest nierealne. Nie ważne, jak bardzo bym tego chciała, nie potrafię im tego zrobić. Ale owszem, odpoczynek mi się przyda i mam zamiar go wykorzystać. Oczywiście zaraz po pozbyciu się Nogitsune, przed tym nie mam zamiaru się stąd ruszać.

               Przez dłuższą chwilę siedziałyśmy w ciszy, przytulając się do siebie. Poczułam nagle ogromną odpowiedzialność, która owładnęła całe moje ciało. Wyobrażałam sobie, jakby to było, gdyby moje własne dziecko się tak we mnie wtulało. Wiele razy myślałam o założeniu rodziny, chciałam tego. Chciałam się ustabilizować, ale jak mam to zrobić, skoro na mojej drodze co chwilę pojawiali się nowi wrogowie? Chociaż Klaus'owi się udało, nie ważne, że nie chciał tego dziecka. Teraz jest w stanie oddać za Hope życie. Sama bym tak chciała, chciałabym mieć własną rodzinę, z którą napiszemy wspólną historię.

               Moje przemyślenia przerwał dźwięk kroków. Przytulając do siebie Allison, delikatnie odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam idących Scott'a, Dereka i Melisse. Uśmiechnęłam się do nich smutno. Nie wiem, co mam robić, w głowie mam totalną pustkę. Wiem jedynie, że nie mogę pozwolić ich skrzywdzić i zrobię wszystko, aby dotrzymać słowa. Oddam za nich własne życie, aby tylko oni żyli w spokoju.

- Cześć, dziewczyny – powiedziała Melissa.

- Hej – odpowiedziałyśmy równocześnie.

- Wiecie, że nie powinnam was tam wpuścić?

- A wiesz, że Cię bardzo mocno kochamy? - uśmiechnęłam się do niej.

- Nie zrobię tego – powiedziała, a ja posmutniałam. Nagle Melissa podeszła do mnie. - Ty możesz, nie pracujesz tu.

               Kobieta podała mi kartę, która mogła otworzyć drzwi do sali Isaac'a. Allison podniosła się, a ja pocałowałam Melissę w policzek z uśmiechem na twarzy. Ta kobieta jest niesamowita, wiele dla nas ryzykuje tym, że pozwala nam wejść do środka. Podeszłam do drzwi i spojrzałam na przyjaciół. Przeciągnęłam kartą przez czytnik, a zamek został otwarty. Wszyscy znaleźli się koło mnie.

- Postarajcie się długo tam nie być – odezwała się Melissa. - I tak łamie prawo.

- Dziękujemy – powiedziałam za wszystkich.

- Dla was wszystko.

               Uśmiechnęła się i odeszła. Spojrzałam na resztę, każdy z nich wyglądał niepewnie. Cholera, boję się ponownie stracić kontrolę. A co, jeśli nie udami się opanować? Isaac z pewnością nie wygląda najlepiej. Nina, bierz się w garść. Dasz rade, jesteś silna. Westchnęłam głęboko, gdy cała trójka przeszła przez próg. Czas na mnie, przecież nie mogę stać tu w nieskończoność. Postawiłam pierwszy krok, dalej będzie łatwiej. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro