ROZDZIAŁ 67

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               W jednej chwili w Twojej głowie krążą pozytywne myśli, a następnie cały świat zaczyna się walić. Czujesz się jak w zamkniętym kręgu, którego nie potrafisz opuścić. Jeśli jest dobrze to oznacza, że zaraz ponownie będzie źle. A co, jeśli koło się zatrzyma? Co, jeśli te złe rzeczy będą się cały czas powtarzać? Zawsze mówiono, że nie ma zła bez dobra. Szczerze? Właśnie zaczęłam w to wątpić, coś żadna dobra sytuacja nie chce się z nami spotkać. Czy kiedyś to wszystko się skończy?

               Po wejściu na salę Isaac'a chciałam wybiec z niej jak najszybciej się da. Chłopak był w opłakanym stanie, co rozwaliło moje serce na drobne kawałeczki. Do jego ciała było przyczepione kilkanaście rurek, nie oddychał samodzielnie. Oparzenia nie zeszły od wczoraj, wyglądały dokładnie tak samo. Boże, dlaczego właśnie on?

               Niepewnie podeszłam do chłopaka i spojrzałam na niego z bliska. W moich oczach automatycznie pojawiły się łzy, których nie chciałam wypuścić. Co on takiego zrobił, że musiał tak cierpieć? Przecież to dobry chłopak, który niczemu nie zawinił. To ja powinnam tutaj leżeć zamiast niego, to mi należy się kara za grzechy. Za wszystko, co zrobiłam w swoim życiu i zapewne jeszcze zrobię.

- Nina? - zapytała niepewnie Allison.

- Tak? - spojrzałam na dziewczynę.

- Wszystko dobrze?

- Tak, nic mi nie jest.

- Na pewno? - zapytał tym razem Scott.

- Nie, nic nie jest dobrze. Tu leży niewinny człowiek! Nasz przyjaciel! A pieprzony Nogitsune chodzi sobie po tej ziemi, jakby nic się nie stało. Znajdę go i zabiję.

- Nina, uspokój się.

- Jestem jeszcze spokojna.

- Jeszcze? - zapytał Derek, który szykował się na moją agresję.

- Nie w tym sensie – pokręciłam głową. Wiedziałam, o co im chodzi. - Nikt dziś nie zginie, a moja kontrola ma się dobrze. Nie musicie się martwić.

- Ostatnio też tak było – odpowiedział Scott.

- Ostatnio było inaczej, teraz wszystko w normie, serio. Nie mam zamiaru nikogo zabić. Najwyraźniej cholerny Nogitsune nie ma zamiaru mną ponownie zawładnąć.

- Ponownie zawładnąć? - zapytała zdziwiona Allison.

- Ktoś kontrolował Ninę podczas jej ataków – zaczął wyjaśniać jej Scott. - Za pierwszym razem, byliśmy tu na badaniach ze Stiles'em, więc Nogitsune był blisko. Za drugim razem był w szpitalu z innego powodu.

- Którego nie znamy – dopowiedziałam. - Albo i znamy.

- Co to znaczy? - zapytał Derek.

- Sami pomyślcie, Nogitsune bez przyczyny nie przyszedł do szpitala. Nie bez przyczyny był tu i tak narozrabiał. Są dwie opcje, albo szukał czegoś lub kogoś, albo chciał nas tu zwabić, aby odwrócić naszą uwagę.

- Od czego? - zapytał zdziwiony Alfa.

- Nie mam pojęcia, ale wiem, że nie zrobił tego bezcelowo. Musiał chcieć coś tym ugrać.

- Albo chciał nam po prostu pokazać swoją władzę. I to, że ma nad nami kontrolę - odezwał się Derek.

- Możliwe – przytaknęłam. - W każdym razie on ma jakiś plan, a my jesteśmy w czarnej dupie. Musimy coś wymyślić i go pokonać. Spróbuję mu pomóc – powiedziałam ostatnie zdanie i wskazałam na Isaac'a.

                Ostrożnie podeszłam jeszcze bliżej chłopaka i ułożyłam swoje dłonie nad klatką piersiową Isaac'a. Ostatnio mi nie wyszło, ale może teraz się uda? Warto spróbować, nie mamy nic do stracenia. Mogę jedynie tym coś zyskać i w jakiś sposób mu pomóc. W tym momencie to on jest najważniejszy, musi z tego wyjść.

                 Skupiłam się maksymalnie na Isaac'u i zamknęłam oczy. Zaczęłam szeptać różne zaklęcia w celu uleczenia chłopaka. Chciałam wypróbować wszystkiego, aby chociaż trochę mu ulżyć w cierpieniu. Musiałam się skupić dosyć mocno, aby przypomnieć sobie wszystko, czego nauczyła mnie mama. Starałam się w jakiś sposób mu pomóc,  oczywiście nie wyszło.

                  Następnie obrałam kolejną taktykę, czyli przejęcie jego ran. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli mi się to uda, to będzie cholernie boleć, ale wolę ja cierpieć, niż żeby to on musiał znosić katusze. Złapałam go za dłoń i ponownie zamknęłam oczy. Chciałam, aby mi się udało. Poczułam lekkie ukłucie w okolicy obojczyka, co mnie lekko podniosło na duchu. Uśmiechnęłam się, może dam radę jednak mu pomóc?

                 Niestety, nic więcej nie poczułam. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka. Popatrzyłam na swój obojczyk, jednak niczego tam nie zobaczyłam. Cholera, naprawdę jestem aż tak słaba? Spojrzałam na resztę, która przyglądała mi się zmartwiona. Scott ruszył w moim kierunku i spojrzał na mnie ze smutkiem. Kiwnął mi głowa i złapał Isaac'a za dłoń, na jego ręce pojawiły się czarne żyły.

                Cofnęłam się do tyłu i stanęłam między zamyślonym Derekiem, a płaczącą Allison. Złapałam dziewczynę za dłoń i uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. Mówiłam już, że jestem w tym beznadziejna? Nawet nie potrafię podnieść przyjaciół na duchu. Nie potrafię ich w żaden sposób ochronić przed pieprzonym demonem, który opętał ciało Stiles'a. Co ze mnie za przyjaciółka?

                Zobaczyłam, że Scott przyjął na siebie zbyt wiele bólu. Szybkim krokiem podeszłam do niego i oderwałam go od Isaac'a. Stanęłam koło łóżka i ponownie tego dnia złapałam chłopaka za dłoń. Po mojej drugiej stronie pojawił się Derek, który powtórzył moją czynność. Spojrzałam na niego, a on lekko się uśmiechnął. Kiwnęłam mu głową i również się uśmiechnęłam. Przynajmniej w tym momencie nie skaczemy sobie do gardeł, to zawsze jakieś pocieszenie.

                 Popatrzyłam na twarz Isaac'a i skupiłam się na jego bólu. Zaczęłam czuć to, co on teraz. Ból był okropny, ale musiałam go znieść. Isaac nie powinien tak cierpieć, zdecydowanie na to nie zasłużył. Musi się wyleczyć, a my, odbierając mu ból, możemy mu choć trochę pomóc. Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić.

                 Derek oderwał się od chłopaka i spojrzał na mnie. Jęknęłam z bólu i lekko się skuliłam. Nie powiem, aby było to przyjemne uczucie. Nikomu tego nie życzę, a w szczególności przyjaciołom. Isaac był dla mnie jak rodzina, a rodzinie się pomaga. Nie miałam zamiaru tego przerywać, gdyż wiedziałam, że chłopak potrzebuje w tej chwili o wiele więcej pomocy, niż byliśmy w stanie mu dać.

- Nina, wystarczy już – powiedział Derek i złapał mnie za ramie.

- Jeszcze chwila – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Miałam poczucie winy, musiałam mu pomóc.

- Za dużo bierzesz na siebie.

- Za dużo bólu on odczuwa. Ja to przeżyję, dam radę.

                 Mocniej uścisnęłam dłoń chłopaka i zaczęłam pobierać od niego większe dawki bólu. Poczułam się osłabiona i ponowi traciłam kontrolę nad swoim ciałem. Derekowi to najwyraźniej się nie spodobało, bo wyrwał dłoń Isaac'a z mojej. Następnie podprowadził mnie do krzesła, na którym kazał usiąść, a sam kucnął przede mną.

- Czy Ty zawsze musisz być taka uparta?

- Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś? - zaśmiałam się lekko.

- Do Twojej głupoty? Już dawno – chciałam mu odpowiedzieć, ale przerwała mi Allison.

- To wina Stiles'a?

- Nie – pokręciłam głową. - To Nogitsune jest winny wszystkiemu. Stiles nie ma z tym nic wspólnego.

- Ale przecież Stiles...

- Nie – przerwałam jej natychmiastowo. - To nie Stiles wyrządził nam te krzywdy. To Nogitsune, który zawładnął jego ciałem. Jestem pewna, że Stiles z nim walczy.

- To dlaczego jeszcze nie wrócił do nas?

- Bo jest za słaby – westchnęłam. - Nogitsune to potężny demon, z którym walka jest ciężka. A Stiles jest człowiekiem, nie poradzi sobie z nim.

- A Ty? - zapytała niepewnie.

- Co ja? - zapytałam zaskoczona.

- Dałabyś radę wyrwać się spod jego kontroli?

- Nie wiem, Allison. On jest potężny, a ja nie.

- Jesteś silna, nie wątp w siebie.

- Już dwa razy udało mu się przejąć nade mną kontrolę. Podejrzewam, że gdyby opętał moje ciało, to bym z nim walczyła, mocno i zaciekle. Ale czy by mi się udało? Nie mam pojęcia, ciężko stwierdzić.

- Miałabyś większe szansę niż Stiles.

- To prawda. Dlatego właśnie chciałam, aby Nogitsune przeszedł w moje ciało.

- Bo Ty miałabyś z nim jakieś szanse – odezwał się Scott.

- Dokładnie. Dlatego myślę, że...

- Nie mam mowy – przerwał mi Derek.

- Nawet nie wiesz, co chciałam powiedzieć – powiedziałam oburzona.

- Wiem, wszyscy wiemy. Myślisz, że to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji, ale sama powiedziałaś, że mogłabyś nie dać sobie z nim rady. I co wtedy? On, z Twoimi siłami, zrównałby nasze miasto z ziemią. Zresztą pewnie nie tylko nasze.

- To chory pomysł – zgodziła się Allison.

- Ale... - chciałam już coś odpowiedzieć, ale nie było mi to dane.

- Nie ma żadnego ale – wtrącił Scott. - Ta opcja odpada. Znajdziemy takie rozwiązanie, w którym nikt nie ucierpi.

- Wierzysz w cuda? - zapytałam sarkastycznie.

- Gdy jesteśmy razem? Owszem, wierzę. Jesteśmy na tyle silni, aby pokonać stado Alf, to poradzimy sobie też z Nogitsune. Nie ważne jak, ważne, że razem.

- Ale przecież...

- Nina! - ryknął na mnie głosem Alfy. - Przestań w końcu wyskakiwać ze swoim poronionym pomysłem. Nie ma opcji, abyśmy się na to zgodzili. To ja tu jestem Alfą.

- Dobrze, że to zauważyłeś – powiedziałam cicho pod nosem.

- Słyszałem – przewróciłam oczami. - Ten pomysł odpada, więc przestań o tym myśleć.

                 Między nami zapadła cisza. Dobra, oni mają trochę racji. Gdyby Nogitsune opętał mnie, to byłaby zagłada na skalę światową. Nikt nie mógłby mnie zabić, bo nikt nie zna broni. Więc chodziłby w moim ciele do końca świata i niszczył wszystko, co popadnie, aż nie zostałoby nic. Świetna perspektywa, nie ma co.

- Uratujemy Stiles'a – odezwałam się nagle. - Nawet jeśli miałabym zejść do podziemi albo prosić o pomoc przodków. Zrobię wszystko, aby on powrócił.

- A my Ci pomożemy – powiedział Scott.

- Wiem, bo jesteśmy zgranym stadem – uśmiechnęłam się do niego.

                Przez chwile posiedzieliśmy w ciszy, a następnie opuściliśmy salę Isaac'a. Rozeszliśmy się pod szpitalem, Derek postanowił zawieźć Scott'a do domu. To dziwne, przecież oni za sobą nie przepadają. A może ja o czymś nie wiem?



* Perspektywa Scott'a *

                Postanowiłem wrócić z Derekiem, ponieważ chciałem jeszcze chwilę z nim pogadać. Widziałem zdziwienie na twarzy Niny, gdy jej o tym powiedziałem. No tak, my za sobą nie przepadaliśmy, ale od jakiegoś czasu zaczęliśmy się dogadywać. To wszystko dzięki niej, to ona była w stanie nas pogodzić, chociaż pewnie nieświadomie. Nie zrobiła tego słowami, lecz swoimi czynami. Nigdy nie przestanę jej podziwiać. Chciałbym być taka jak ona.

- O czym chcesz pogadać?

- Skąd wiesz? - spojrzałem zdziwiony na Dereka.

- W innym wypadku jechałbyś z Niną.

- A może po prostu się bałem z nią jechać?

- Jasne, bo Ci uwierzę. Ona nigdy nie zrobiłaby Ci krzywdy. Mów, o co chodzi.

- Raczej o kogo – mruknąłem cicho.

- Więc o kogo? - westchnął ciężko.

- O Ninę, martwię się o nią.

- Nie Ty jeden - mruknął.

- Nie znasz jej, Derek.

- Znam, byliśmy przecież parą.

- Nie znasz, uwierz. Nie wiesz, jaka jest jej prawdziwa historia. Wiesz tylko tyle, co ktoś chciał Ci o niej powiedzieć.

- Co masz na myśli?

- Boję się, że ona spełni swoje obietnice, i to podwójnie.

- Co? - Derek spojrzałam na mnie zdziwiony.

- Zrobi wszystko, abyśmy ją znienawidzili – widziałem, ja Derek zaciska dłonie na kierownicy. - Już kiedyś tak zrobiła. Chciała, abym ją znienawidził. To było dawno temu, a my byliśmy młodzi. Nina mieszkała tu przez jakieś cztery miesiące wraz z całą swoją rodziną. Musieli jednak wyjechać , a ona bała się zranienia mnie, nie chciała zostawiać mnie samego. Postanowiła zagrać w nieuczciwy sposób. Najgorsze było to, że jej się udało. Naprawdę wtedy nie chciałem jej znać. Dopiero po telefonie od jej siostry uświadomiłem sobie, że to było tylko zagranie z jej strony.

- Wybaczyłeś jej? - Derek zerknął na mnie kątem oka.

- Najpierw nakrzyczałem – zaśmiałem się. - Ale tak, wybaczyłem jej i nawet trochę ją rozumiałem. Musiała wybrać lepsze zło, więc wybrała, jej zdaniem.

- A druga sprawa?

- Wydaję mi się, że ona coś przed nami ukrywa, a dokładnie chodzi mi o tą sprawę z Nogitsune. Wiesz, że ona się tak łatwo nie podda? Jeśli nie znajdziemy żadnego rozwiązania, to zrobi z demonem wymianę. Wcześniej poda nam, co może ją zabić, abyśmy to zrobili.

- Skąd to wiesz?

- Znam Ninę od dawna. Wiem, co jej chodzi po głowie. Jeśli chce się oddać w ręce Nogitsune, to musi mieć jakieś zabezpieczenie, aby on za dużo nie narozrabiał. Zabicie jej byłoby jedyną opcją na przetrwanie.

- Nie pozwolę jej na to – powiedział zły Derek.

- Ja też nie, dlatego musimy jej pilnować.

- Damy radę, coś wymyślimy.

- Wiem, jak zawsze.

                 Derek posłał mi pocieszający uśmiech, co już wcale mnie nie dziwiło. Odkąd poznał Ninę, o wiele więcej się uśmiecha. Ona go zmieniła, oczywiście na lepsze. I nie tylko jego, zmieniła nas wszystkich. Gdyby nie ona, to zapewne już dawno bym się poddał. Ona jest naszą nadzieją, która nie może wygasnąć. Zrobię wszystko, aby ją ochronić. W końcu jestem Alfą, a Alfy chronią swoje stado. Nie ważne, że to ona jest tą silniejszą. Jest dla mnie wszystkim, a ja jej to udowodnię. Choćby nie wiem co.



**************************

Hej, Kochani :*

Jak widać, rozdziały staram się pisać dłuższe. Do tego w większości pojawiają się perspektywy innych bohaterów. Pasuje wam to? :*

Co myślicie o pomyśle Niny? Spełni go czy jednak znajdzie inne rozwiązanie? I co się stanie z Isaac'iem? I oczywiście Derek, Nina mu wybaczy i wróci do niego?

Miłego czytania :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro