ROZDZIAŁ 68

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

               Kolejny, przepiękny poranek, który nie zostanie wykorzystany na moje lenistwo. Muszę wstać z łóżka, co dla mnie jest czymś okropnym. Wolałabym przespać jeszcze kilka godzin, aby chociaż trochę się zregenerować po ostatnich wydarzeniach. Wiem jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić. W mieście biega Nogitsune gotowy posunąć się do wszystkiego, a ja muszę go powstrzymać. Jeszcze dokładnie nie wiem jak, ale muszę to zrobić.

               Po motywacyjnej wojnie w myślach, postanowiłam wstać. Nie powiem, aby to było proste zadanie, ale w końcu się udało. Spojrzałam na zegarek, który mówił mi, że za 10 minut zaczyna się pierwsza lekcja. I co? Mogłam dłużej myśleć, a w ogóle bym nie dotarła do szkoły. Więc pierwsza lekcja z głowy, przynajmniej tyle dobrego.

               Wygramoliłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę i zaczęłam pozbywać się ubrań. Następnie weszłam pod strumień wody, który koił moje nerwy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy ze swojego zdenerwowania, ostatnio chyba za dużo na nas spadło. Każdego z całą pewnością dotyka to, że tym razem jest w to zamieszany nasz przyjaciel, niczemu niewinny Stiles. Każdy z nas się o niego martwi i chce, aby wrócił cały i zdrowy do nas.

                Po prysznicu okryłam się ręcznikiem i wtarłam w ciało balsam o zapachu truskawkowym. Następnie wybrałam się do garderoby, zrzuciłam z siebie ręcznik i nałożyłam koronkową bieliznę. Czas na wybór stroju, który dręczy mnie co dnia. Wybrałam czerwoną bluzkę na ramiączkach, czarne spodnie, czarne botki na obcasie z ćwiekami oraz czarną skórę.

              Powróciłam do łazienki, aby nałożyć makijaż i ułożyć włosy, które pewnie i tak mnie nie posłuchają. Czasami żyją własnym życiem, co nie bardzo mi się podoba. Podczas wykonywanych czynności starałam się wpaść na jakiś genialny pomysł odnośnie uratowania Stiles'a z rąk Nogitsune. Oczywiście nie udało mi się na nic ciekawego wpaść, co w ostatnim czasie zdarzało mi się coraz częściej. Wiedziałam jedno, nie mam zamiaru się poddać. Stiles będzie przy nas, i to w niedalekiej przyszłości.

               Po ogarnięciu się zeszłam na dół do kuchni i wzięłam się za smażenie naleśników. Podczas tej czynności uświadomiłam sobie, że moje śniadania wyglądają nie za ciekawie. Najczęściej są to tosty, naleśniki lub czasami jajecznica, albo w ogóle nic nie jem. Chyba muszę zmienić swoje nawyki. W międzyczasie zrobiłam sobie również kawę, bez której nie potrafię już żyć.

               Gotowe śniadanie postawiłam na stoliku znajdującym się w kuchni i posmarowałam naleśniki czekoladą. Słodkiego nigdy za wiele, przynajmniej w moim wypadku. Może to mi pomoże w myśleniu? Kto wie, czasami jedzenie pomaga w wielu sytuacjach, może tym razem mi się poszczęści?


* Perspektywa Scott'a *

                 Od piętnastu minut trwa lekcja angielskiego, a Niny jak nie było tak nie ma dalej. Zacząłem się lekko denerwować, jej nieobecność nie wróżyła niczego dobrego. Wiem, że ona należy do rozważnych osób, ale ostatnio chyba coś słabiej jej idzie logiczne myślenie. To wszystko wina Nogitsune. A co, jeśli on ponownie nad nią zapanował, a ona właśnie zabija niewinne istoty w mieście? Albo poszła do niego, kiedy my jesteśmy w szkole, i prosi o wymianę? Albo ktoś ją zaatakował i leży teraz właśnie gdzieś martwa?

- Przepraszam? - podniosłem rękę do góry . - Mogę wyjść do toalety?

- Teraz? - nauczycielka spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Tak, muszę, naprawdę to pilna potrzeba.

- Idź - westchnęła ciężko.

- Dziękuję - odetchnąłem z ulgą.

               Uśmiechnąłem się i wstałem z miejsca. Przechodząc koło Allison szepnąłem jej ,,Nina'' , a dziewczyna kiwnęła mi głową. Szybko wyszedłem z sali i skierowałem się do męskich toalet. Po upewnieniu się, że nikogo nie ma, wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Niny. Oby tylko odebrała, to jedyne o czym teraz marzę.

                  Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał, piąty sygnał, szósty sygnał, poczta głosowa. Wściekły rozłączyłem się. Dlaczego ona do cholery nie odbiera?! Coś musiało się stać, przecież ona zawsze odbiera. Cholera, co ja mam robić? Moje rozmyślania przerwała wibracja telefonu. Spojrzałem na ekran i odetchnąłem z ulgą.

- Co tam? - odezwała się dziewczyna po drugiej stronie.

- Nina? To Ty? - zapytałem z niepewnością.

- Dobrze się czujesz, Scott? Kto inny miałby odebrać mój telefon?

- Martwiłem się, dlaczego Cię nie ma w szkole.

- Zaspałam – powiedziała lekkim głosem. - Nie masz co się martwić, Wilczku. Na drugiej lekcji się pojawię, spokojnie.

- A ja już miałem czarne myśli – westchnąłem.

- A to niby ja maluję wszystko w czarnych barwach – zaśmiała się. - Ty jesteś w szkole?

- Tak, teraz aktualnie siedzę w łazience i z Tobą rozmawiam.

- Jeszcze chwila, a zejdziesz nam na zawał z tych nerwów – zaśmiała się kolejny raz.

- To nie jest śmieszne – oburzyłem się. - Sama doskonale znasz nasze teraźniejsze położenie, do tego zawsze wpadasz na głupie pomysły. Skąd miałem wiedzieć, że ich nie zrealizujesz?

- No dzięki za wiarę – odpowiedziała sarkastycznie. - A czy Ty myślisz, że spieszy mi się na tamten świat? Bo mi się wydaję, że jednak wolę trochę pożyć i podenerwować niektóre osoby. Nie masz co się martwić, nie jestem jeszcze aż tak zdesperowana, aby oddać się w ręce śmierci.

- Po Tobie można się wszystkiego spodziewać.

- Wiem, młody. Dobra, leć na lekcje, widzimy się za niedługo.

- Mam nadzieję – powiedziałem spięty.

- Nadzieja umiera ostatnia – ponownie się zaśmiała. Co ją tak wszystko dzisiaj śmieszy? - Pa, wilczku.

- Pa, wampirze.

               Rozłączyłem się i odetchnąłem z ulgą. Mam przynajmniej pewność, że Nina żyje. Ta kobieta wpędzi mnie kiedyś do grobu, zejdę przez nią na zawał. Niby starsza, a nie zawsze mądrzejsza. Ja przynajmniej uważam na swoje życie, a ona? Robi wszystko bez wcześniejszego planowania. I Nina niby nie jest szalona? Dobre żarty.


* Perspektywa Niny *

                Zaśmiałam się głośno, zaraz po przerwaniu połączenia. To fajne uczucie, gdy ktoś się o Ciebie martwi, ale Scott trochę przesadza. Przecież nie jestem idiotką i nie oddam się tak łatwo Nogitsune. Przecież wiem, jakie konsekwencje byśmy wszyscy ponieśli, a zapewne żaden z moich przyjaciół nie użyłoby broni zdolnej do zabicia mnie. Woleliby sami umrzeć, niż zadać mi śmiertelny cios. W tym akurat się nie różnimy.

                Dokończyłam swój posiłek, popiłam kawą i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Następnie udałam się do samochodu i odjechałam w stronę szkoły. Miałam cichą nadzieję, że nic złego nas dzisiaj nie spotka. Ile może jeszcze złego się stać, aby w końcu dobro się do nas uśmiechnęło? Za mało wycierpieliśmy przez ostatnie czasy?

               Zaparkowałam samochód na swoim stałym miejscu pod szkołą i wysiadłam z pojazdu. Swoją drogą to jest trochę dziwne, nikt inny nie parkuje tutaj, chociaż to nie jest moje miejsce tak oficjalnie. Ludzie w tym mieście są dziwni, chociaż ich zachowanie czasami mi bardzo odpowiada. Przynajmniej nie muszę się kręcić jak głupia i szukać wolnego miejsca.

               Skierowałam się do drzwi i od razu zostałam napadnięta przez Lydię, która rzuciła mi się w ramiona. Mało brakowało, a byśmy się przywitały z podłogą. Skąd ta dziewczyna znalazła w sobie aż tyle siły? Ja wiem, ze jesteśmy wszyscy dziwni, ale ona chyba czasami przebija nas wszystkich o głowę.

- Nina – wyszlochała.

- Ty płaczesz? - zapytałam i lekko ją od siebie odsunęłam.

- Wcale nie – odpowiedziała, a jej oczy były mokre od łez. Ktoś tu nie potrafi kłamać.

- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.

- Nie, Lydia po prostu przeżywa za bardzo Twoją nieobecność na pierwszej lekcji – odpowiedziała Allison, śmiejąc się przy tym.

- Wcale nie – oburzyła się dziewczyna. - Po prostu się martwiłam.

- Nie ma takiej potrzeby, Lydia. Nie mam zamiaru was opuszczać, a tym bardziej umierać.

- Twoje szczęście – pogroziła mi palcem, a my się zaśmialiśmy.

- Scott! - usłyszałam wołanie, a następnie ujrzałam bliźniaków biegnących w naszą stronę. - Wszędzie was szukamy.

- Coś się stało? - zapytał Alfa.

- W sumie to nie. Chcieliśmy Cię tylko poinformować, że nigdzie nie widzieliśmy Stiles'a ani ONI. Chyba rozpłynęli się w powietrzu.

- Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej chyba powinniśmy się martwić.

- Chwila – wtrąciłam się. - Co wy robicie za tajnych agentów?

- Można tak powiedzieć – zaśmiał się Ethan.

- Coś Ty wymyślił, Scott?

- No co? Chcą zyskać nasze zaufanie i nam pomóc. Każda osoba nam się przyda w poszukiwaniach.

- I kazałeś im się narażać i szukać Nogitsune?

- Nie do końca. Tylko tak jakby...

- Składać raporty – przerwałam mu. - Wy chyba żeście wszyscy upadli na głowę.

- Odezwała się ta rozsądna.

               Zmierzyłam Scott'a morderczym wzrokiem. Dobra, może moje ostatnie decyzje nie były z tych najrozsądniejszych, ale na tak głupi pomysł to bym nie wpadła. Przecież bliźniakom mogło coś się stać, nie mają szans w walce z Nogitsune. Nie potrafią już zmieniać się z wielką i złą Alfę, bo nimi nie są. Scott czasami nie myśli, naraził ich na niebezpieczeństwo.

- Słyszycie to? - moje przemyślenia zostały przerwane przez Aiden'a.

- Ale co? - zapytałam zaskoczona.

- To - odpowiedział szeptem.

                Świetna podpowiedź, nie ma co. Przewróciłam oczami, ale skupiłam się na dźwiękach. Przez moje cholerne zamyślenia niedługo mogę stracić życie, albo ktoś to zrobi za mnie. Usłyszałam dźwięk, który już kiedyś słyszałam. Tylko skąd ja go znam? Pewnie tak, ale oczywiście mój umysł nie bardzo chce teraz ze mną współpracować i robi mi na złość.

- A to nie jest urządzenie Łowców? - zapytał po chwili Scott.

- Wiedziałam, że skądś go znam – powiedziałam uradowana, a wszyscy dziwnie na mnie spojrzeli. - Dobra, nie patrzcie tam na mnie. Skąd on dobiega?

- Chyba z... - Aiden zamyślił się na chwile i wsłuchał mocniej w dźwięki - ...piwnicy.

- Trzeba to sprawdzić – powiedział Alfa.

- Dobra, dziewczyny idą na lekcje, a my do piwnicy.

- Dlaczego? - zapytała oburzona Lydia.

- Pewnie dlatego, że nie możecie się szybko regenerować i możecie umrzeć.

- Jak zwykle – odpowiedziała mi dziewczyna. - Chodź, nie chcą nas – pociągnęła Allison za sobą.

                Spojrzałam zdziwiona na Lydie. O co jej chodzi? Przecież ja najzwyczajniej na świecie martwię się o nie, a ona twierdzi, że jej nie chcemy? Chyba jednak nie ja jedyna mam ze sobą jakieś problemy. Nie chciałam ich w żaden sposób urazić, po prostu nie chcę, aby stała im się krzywda. Przecież nawet nie wiemy, czy ktoś przypadkiem nie zastawił na nas pułapki,a  one mogłyby w nią wpaść i się nie zregenerować tak szybko, jak my.

- Spokojnie, przejdzie jej – Scott położył mi rękę na ramieniu.

- Mam taką nadzieje. A teraz chodźcie, trzeba to sprawdzić.

                Wszyscy zgodnie ruszyliśmy na podbój piwnicy. Nie cierpię tam chodzić, a teraz mam taki zamiar. Powaliło mnie, wiedziałam, że ze mną jest coraz gorzej. Gdybym miała możliwość opuszczenia tego zadania, to z wielką chęcią bym z tego skorzystała. Nie mogę jednak puścić tam samych chłopaków, nie wiemy przecież, kto uruchomił sprzęt Argent'a. Jedno jest pewne, nikt nie zrobił tego bez przyczyny.

               Zeszliśmy schodami w dół i zaczęliśmy przemieszczać się po korytarzach w piwnicy. Ani trochę mi się to nie podobało, miałam z takimi miejscami cholernie złe wspomnienia. Spojrzałam na resztę swoich towarzyszy, ale oni wyglądali na skupionych. Tylko ja nie lubię takich miejsc?

- Chodźcie, to idzie stąd – powiedział Scott.

                Ruszyliśmy za nim, obserwując wszystko dookoła. Może ktoś specjalnie chciał nas tu sprowadzić, a następnie pozabijać? Dobra, jednak widzę wszystko w czarnych kolorach. Po co ja się stresuję? Pewnie to nic takiego, nie ma czym się przejmować, nikt nie chce nas zabić. Kogo ja chcę oszukać, mnie chce zabić połowa świata nadprzyrodzonego.

               Czasami mam dość swojego własnego myślenia. Zamiast w jakiś sposób się podbudować, to tylko się dołuję. Przecież powinnam włączyć pozytywne myślenie, to o wiele lepiej działa. Nagle wszyscy się zatrzymali, przez co wpadłam w plecy jednego z bliźniaków, od tyłu ich nie poznaję.

- Co jest? - zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Wyszłam przed nimi i spojrzałam na ich twarze. Scott wyglądał na zdziwionego, a bliźniacy na złych. - Co jest? - ponownie nikt mi nie odpowiedział. Skierowałam wzrok w te same miejsce, co oni.

               Chyba oszalałam. To, co znajduje się przede mną, to tylko sen. Przecież to nie może być prawda. Pierdole, zwariowałam! Wiedziałam, że to wszystko nie doprowadzi mnie do niczego dobrego. Chyba mam zawał, a może to jednak tylko sen?

- Stiles?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro