ROZDZIAŁ 71

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Perspektywa Scott'a *

               Od razu po pytaniu Niny ruszyłem z miejsca, pociągając Kirę za rękę do przodu. Musimy jak najszybciej się tam dostać, zanim dojdzie do jakiejś tragedii. Wiem, że Nina jest na granicy wytrzymałości, zbyt łatwo może stracić kontrolę. Lepiej, żeby nikt nie został przy niej ranny, bo mogłaby się nie powstrzymać. A raczej nie mam ochoty na widok, który moglibyśmy tak zastać. Nina stojąca cała we krwi, a pod jej nogami walające się ciała martwych uczniów. Aż wzdrygnąłem się na sam widok pojawiający się w mojej głowie.

- Scott, co Ty robisz? - zapytała zdziwiona Kira.

- Musimy szybko się do nich dostać .

- Ale nie musisz mną tak targać.

- To się rusz! - warknąłem, bojąc się o Ninę i uczniów.

- Słucham?! - dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i spojrzała na mnie zła.

- Kira, nie mamy czasu, muszę pomóc Ninie.

- Właśnie! Zawsze tylko Nina i Nina, a ja? Ja już się dla Ciebie nie liczę?

- Co Ty wygadujesz? - spytałem zdezorientowany. Przecież nigdy nie powiedziałem, że Kira nie jest dla mnie ważna.

- To co słyszysz! Poświęcasz jej o wiele za dużo czasu, a co ze mną? Jestem Twoją dziewczyną, to ja powinnam być na pierwszym planie.

- Nina to moja przyjaciółka – zacząłem spokojnie mówić, chociaż w środku trząsłem się z nerwów. - Jest dla mnie jak siostra i pomaga nam najlepiej jak potrafi. Sama dobrze wiesz, w jakiej jesteśmy sytuacji. Bez niej nie damy sobie rady.

- Ja też mogę pomóc, a jak na razie to nic mi nie pozwalasz. Mogę pomóc wam o wiele lepiej, niż ona. Dlaczego mnie nie dopuszczasz do tego?

- Bo jesteś w tym nowa, ona ma większe doświadczenie od nas wszystkich.

- Ona jest wampirem! Pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, że może was pozabijać? Przecież już raz się na Ciebie rzuciła.

- Nie była wtedy sobą - zacząłem bronić Ninę, ponieważ tamta sytuacja nie była jej winą.

- Skąd możesz mieć pewność, Scott? Może wcale jej nie znasz?

- Wiesz co? Mam Cię serdecznie dosyć! - serio, ta dziewczyna zaczyna mi działać na nerwy. Może Nina miała rację? - Nie pomagasz nam, a cały czas masz pretensje. Zrozum w końcu, że Nina jest od Ciebie lepsza. Wie więcej i więcej potrafi. Ufam jej całkowicie.

- A mi nie?! - krzyknęła wkurzona, mierząc mnie wściekłym wzrokiem.

- To nie... - Moją wypowiedź przerwał dźwięk wypuszczanej strzały, po którym usłyszałem czyjś krzyk. - ...tak . Idę im pomóc, a Ty rób co chcesz.

                Nie oglądając się za siebie, pobiegłem szybko do miejsca zdarzenia. Ktoś został ranny, to pewne. Ktoś krwawi, a tam jest Nina, która traci dosyć często kontrolę. Oby dała radę, w sumie musi dać. Jedynie uspokaja mnie fakt, że razem z nią jest Aiden. Ale przez ile chłopak będzie w stanie ją utrzymać? Pewnie niezbyt długo, zważywszy na jej stan i siłę, którą w sobie posiada. Upilnowanie jej nie jest zbyt łatwym zadaniem, a co dopiero utrzymać ją, gdy w pobliżu jest ktoś ranny, a ona zaczyna tracić kontrole. Cóż, zadanie nie do zrobienia.

                Swoją drogą, Nina miała rację co do Kiry. Ta dziewczyna tylko na początku potrafiła być miła, a teraz? Myśli, że należę tylko do niej. Tak ciężko zrozumieć, że jestem cholernym Alfą i też mam swoje obowiązki względem stada? Jeśli ona tego nie rozumie, to trudno, przecież płakać po niej nie będę. Nie powiem, aby mi na niej nie zależało, bo skłamałbym, ale ja potrzebuję kogoś, kto będzie mnie wspierał i rozumiał, a nie miał ciągle pretensje i czepiał się wszystkiego. Jeśli Kira tego nie zrozumie, to trudno, będziemy musieli się rozstać i tyle. Nie wyrzucę jej ze stada oczywiście, ale parą już nie będziemy.

                Dobiegłem do miejsca i zobaczyłem dużą grupę uczniów, którzy nad kimś się pochylali. Przedarłem się przez nich i zobaczyłem Trenera, który krzyczał z bólu. W jego brzuchu znajdowała się strzała, Stiles tamował krwawienie i starał się go uspokoić. Niny jednak przy nich nie było, przez co odetchnąłem z lekką ulgą. Zacząłem rozglądać się dookoła i zobaczyłem przyjaciółkę opartą o drzewo. Nie zdołałem zobaczyć jej twarzy, ponieważ była do nas odwrócona plecami. Kurde, nie jest dobrze. Muszę jak najszybciej się do niej dostać i zobaczyć, w jakim jest stanie.


* Perspektywa Niny *

               Stiles i Aiden natychmiast podbiegli do Trenera, aby sprawdzić jego stan. Zbliżyłam się kawałek do nich, ale dotarł do mnie wyraźny zapach krwi. Musiałam jak najszybciej odejść stamtąd, aby nie utracić kontroli. Nie mogłam się przecież rzucić na Trenera i zacząć pić jego krew. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę kontroli, bo wtedy nie tylko ranny by ucierpiał.

                Oparłam się o oddalone drzewo i zaczęłam głęboko oddychać. Powtarzałam sobie w myślach, że jestem silna i wcale nie potrzebuję jego krwi, aby przetrwać. Przecież nie jest normalnym wampirem, mnie zapach krwi wcale nie rusza. Mogę przejść koło niego obojętnie i nie będę miała na niego ochoty. Nie muszę zabijać ludzi i wysysać z nich krew, aby przetrwać, jestem silna bez tego.

               Powoli zaczęłam się uspokajać, co bardzo mi się podobało. Moje tętno wróciło do normy, a kły schowały się na swoje miejsce. Nie czułam już takiej wielkiej ochoty na krew, co było dobrym znakiem w tym wypadku. Nic mnie nie ciągnęło do morderstwa, ani do posilenia się na Trenerze. Zamknęłam na chwilę oczy i wyobraziłam sobie swoją rodzinę. W kryzysowych sytuacjach oni zawsze mi pomagali, teraz zapewne też tak będzie. Na nich zawsze mogę liczyć, nawet po śmierci.

- Nina? - odwróciłam się i spojrzałam na niepewnego Scott'a. - Dajesz radę?

- Już tak - uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Jesteś pewna? Może Cię stąd zabiorę?

- Nie, trzeba pomóc Trenerowi.

                Ruszyłam z miejsca i chciałam podejść do zgromadzenia, aby obejrzeć ranę Trenera. Trzeba natychmiastowo udzielić mu pomocy, zanim zejdzie przez swój własny krzyk. Jutro zapewne nie będzie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa bez zdarte gardło, ale to będzie tylko i wyłącznie jego wina. W spokojnym przejściu przeszkodziła mi ręka Scott'a, który złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując jednocześnie w miejscu.

- Scott, dam radę - zapewniłam go, siląc się o spokojny ton głosu.

- Nie rzucisz się na niego?

- Nie mam na niego ochoty. Słyszysz, jak on krzyczy? Kto by go chciał? - powiedziałam ze śmiechem, aby trochę rozluźnić sytuacje.

- Masz rację, ale jakby coś się działo, to natychmiastowo Cię zabieram.

- Tak jest, panie Alfo.

                Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy z miejsca. Rozumiem Scott'a i nie mam mu tego za złe, przecież chciał dobrze. W ostatnim czasie naprawdę źle się czuję przez tą całą sytuacje z Nogitsune. Moja kontrola wisi na włosku i w każdej chwili może się z niego urwać. Tak naprawdę nikt nie wie, kiedy nagle wybuchnę i stracę nad sobą panowanie. Co prawda staram się ze wszystkich sił, ale to czasami nie wystarcza. Cieszę się, że mam koło siebie przyjaciół, na których zawsze mogę polegać. Wiem, że w kryzysowej sytuacji, Scott natychmiast zareaguje i zrobi wszystko, aby nie doszło do żadnej tragedii.

               Podeszliśmy do całego zbiegowiska i przedostaliśmy się przez uczniów, którzy chyba mieli niezły ubaw z Trenera. Ten leżał na ziemi i krzyczał głośno, że umiera. Serio, ta sytuacja naprawdę wyglądała zabawnie. Biorąc pod uwagę jego wcześniejsze zachowanie, z pewnością mało kto by nam uwierzył, że Trener właśnie w tym momencie krzyczy jak mała dziewczynka.

                Spojrzałam na jego ranę w brzuchu i zobaczyłam krew. Chyba jednak nie do końca moja kontrola wróciła na miejsce. Przyglądałam się płynącej czerwonej cieczy przez chwilę, aż zapragnęłam jej dotknąć, posmakować. Musiałam się opanować, najlepiej teraz. Wyczułam koło siebie zapach wilkołaka, więc postanowiłam działać. Wystawiłam rękę w jego stronę, nawet nie wiedząc, kim jest.

- Wbij pazury - powiedziałam cicho z zaciśniętymi zębami.

- Co? - czyli to Aiden.

- Brak kontroli, wbijaj pazury - popatrzyłam na niego ze strachem w oczach.

                Chłopak od razu zrozumiał, że sytuacja wygląda nieciekawie. Obejrzał się dookoła i przysunął bliżej mnie tak, aby żaden świadek nie widział całego zdarzenia. Podciągnął mój rękaw do góry i natychmiastowo wbił mi w przedramię pazury. Skrzywiłam się z bólu, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Aiden patrzył na mnie w skupieniu, a po chwili wyciągnął ze mnie pazury. Odetchnęłam z ulgą i spuściłam rękaw w dół, aby zakryć ranę.

- Dziękuję - kiwnęłam z wdzięcznością głową.

- Już lepiej? - zapytał chłopak z troską, co było bardzo miłe z jego strony.

- Tak, dzięki, bez Ciebie nie dałabym rady.

- Do usług - skłonił się lekko.

               Uśmiechnęłam się do niego, chcąc mu tym podziękować i pokazać swoją radość wobec jego osoby. Bliźniacy w ostatnim czasie bardzo mi zaimponowali, każdego dnia robią to coraz bardziej. Nie trzeba było im powtarzać dwa razy, aby coś zrobili. Zawsze byli chętni do pomocy, oczywiście bezinteresownie. No dobra, jakiś tam interes mieli, chcieli dostać się do stada Scott'a. Chociaż ostatnio zauważyłam u nich, że nie robią tego wszystkiego tylko po to, aby Alfa ich przyjął. Robią to z dobroci, naprawdę się zmienili. Imponują mi tą nagłą i szybką zmianą. Byłam pewna, że zajmie im to o wiele więcej czasu, jednak miło się pomyliłam.

- Umieram! Ja umieram! - męski, zrozpaczony głos dotarł do moich uszu, więc oderwałam wzrok od bliźniaka.

- Trenerze, niech się Pan uspokoi. Nie umiera Pan – Stiles próbował uspokoić Trenera, co mu nie wychodziło.

- To cholernie boli, ja umieram.

- Wcale Pan nie umiera – powiedziałam spokojnie i się przybliżyłam do niego. - Widzi Pan światełko?

- Widzę ich kilka - odparł, patrząc gdzieś w dal. 

- Czyli będziesz żył, Trenerze – uśmiechnęłam się szeroko.

- Skąd ta pewność?

- Bo podczas umierania nie widzi się nic.

- A skąd Ty to niby wiesz, co? Ja umieram, czuję to.

- Żeby tylko Pan wiedział, ile razy ja umierałam – mruknęłam cicho pod nosem, co spotkało się z parsknięciem Aiden'a.

                 Zaśmiałam się cicho pod nosem i usłyszałam czyjeś kroki. Zobaczyłam w oddali zbliżających się do nas Ethan'a, Danny'ego i Kire. To ona nie przyszła ze Scott'em? Popatrzyłam na chłopaka, a on wzruszył ramionami i wyszeptał ,,później''. Kiwnęłam mu głową i wstałam do chłopaków.

- Co robimy? - zapytał Aiden.

- Trzeba go zawieźć do szpitala i powiadomić Szeryfa.

- Umieram! - ponowny krzyk, przez który przewróciłam oczami.

- Och zamknij się, Trenerze! Zaraz Pan dopiero może zacząć umierać – byłam coraz bardziej zirytowana jego zachowaniem. Przecież to tylko niewielka rana, po co robić aż tyle hałasu. Jakby wiedział, ile ja miałam ran i jakiej wielkości, to by się nieźle zdziwił.

- Nie możesz mu jakoś pomóc? - zapytał Scott.

- A niby jak? - zapytałam zdziwiona, nie do końca ogarniając jego pytanie.

- Podaj mu swoją krew – powiedział Ethan, który podszedł do nas nie wiem kiedy.

- Pewnie, przy wszystkich mam rozgryźć sobie nadgarstek i tak po prostu podać mu krew. Genialne – powiedziałam z sarkazmem.

- Zahipnotyzujesz im później.

- Wszystkich? Czyś Ty oszalał? Przecież nie dam rady tego zrobić, ich jest za dużo.

- Ludzie! Pomocy – usłyszeliśmy Stiles'a i odwróciliśmy się w jego stronę. Chłopak patrzył na nas błagalnie.

- Zabierzcie od niego trochę bólu – mówiąc to, patrzyłam prosto na Scott'a.

- A Ty nie możesz?

- Scott, z całym szacunkiem, ale jednak jesteś głupi. Dopiero co straciłam kontrolę i miałam ochotę rozerwać Trenera, a Ty każesz mi go dotykać?

- Głupi pomysł, fakt.

                Zaśmiałam się z głupoty Alfy i pokiwałam głową. Czasami zastanawiam się, czy on w ogóle używa swojego mózgu. Jego wypowiedzi są czasami tak rozbrajające, że sama nie wiem czym mam się śmiać, czy płakać. Mam nadzieję, że z wiekiem mu to przejdzie, bo inaczej ciężko będzie mu przeżyć w świecie istot nadprzyrodzonych.

                 Scott popatrzył na mnie z mordem w oczach, ale nic się nie odezwał. Skierował swoje kroki w stronę Trenera, a my poszliśmy jego śladem. Na mojej twarzy cały czas gościł uśmiech. Wiem, stała się tragedia, a ja się uśmiecham. Mówiłam, że ze mną jest coraz gorzej.

- Trzymasz się? - zapytał niespodziewanie Aiden.

- Tak. W razie problemów ponownie wbijesz we mnie pazury.

- Wiadomo, że tak. Zawsze Ci pomogę.

- Dziękuję. Zadzwonił w ogóle ktoś po karetkę?

- Tak, któryś z uczniów.

- To teraz trzeba na nich poczekać – westchnęłam.

                Przybliżyliśmy się do Trenera, który już aż tak mocno nie krzyczał. Scott trzymał go za rękę, odbierając mu ból. Całe szczęście, bo już zaczynała pękać mi głowa od tych ciągłych krzyków. Niestety, wampiry też mają strasznie czuły słuch, co w takich wypadkach wcale nie jest takie dobre.

                 Popatrzyłam na Trenera, który miał śmieszny wyraz twarzy. Niby dorosły człowiek, a zachowuje się jak małe dziecko. To nie mogło go aż tak bardzo boleć. Skąd wiem? Wystarczy popatrzeć na Scott'a, przy odbieraniu mu bólu, nie skrzywił się, a to dobry znak. Zaczęłam się cicho śmiać. Och, Trenerze, jeszcze to wykorzystam na swoją korzyść.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro