ROZDZIAŁ 90

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Sen jest częścią naszego życia. Każdy z nas powinien odpocząć w nocy, zagłębiając się w wspaniałe sny, marzenia. Jednak nie każdy może pozwolić sobie na spokojne noce w krainach szczęścia i dobroci. Moja noc zdecydowanie należała do tych gorszych. Co chwile przed oczami pojawiały mi się obrazy ze śmiercią mojej rodziny. Kolejnym snem była moja własna śmierć, co mogłam jakoś znieść. Najgorsze jednak było to, gdy wszyscy moi bliscy stali w szeregu i po kolei padali martwi na ziemię, a ja nie mogłam nic zrobić.

          Obudziłam się wyczerpana. Podczas mojego snu nie wypoczęłam tak, jak powinnam. Muszę mieć dużo siły do walki z Nogitsune, jednak nie mam kiedy odpocząć. Ta cała sytuacja zaczyna mnie porządnie męczyć i powoli wykańczać. Boję się nawet pomyśleć, co czuje w tym momencie Stiles. Ma wyrzuty sumienia, przez co okropnie cierpi. Nie wiem, jak mam go przekonać do tego, że on nic złego nie zrobił. Rzadko kiedy jestem w takiej sytuacji. Od zawsze miałam gdzieś uczucia i problemy innych. Zmieniłam się przez kilka lat, ale nie byłam wtedy sama. Stiles też nie powinien czuć się samotnie. Musimy zrobić wszystko, aby wrócił do dawnego trybu życia.

          Otworzyłam oczy i natychmiast tego pożałowałam. Słońce poraziło mnie, z moich ust wydobył się jęk niezadowolenia. Dlaczego nikt nie zasłonił okien ?! Na oślep zaczęłam macać łóżko, ale nikogo już w nim nie było. Natomiast miejsce koło mnie było jeszcze ciepłe, więc Scott musiał wstać niedawno. W nocy starał się być cicho, co oczywiście mu nie wyszło. Był na dobrej drodze, gdyby nie jego piękne potknięcie się o własne buty leżące na środku pokoju. Stłumiłam wtedy śmiech, aby nie było mu głupio. Oczywiście mam zamiar mu to dzisiaj wypomnieć, a co.

          Ponownie otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Zdecydowanie wolałam ten pokój wieczorem, kiedy nie było widać tego całego bałaganu. Scott nigdy nie należał do osób dbających o porządek, ale chociaż czasami mógłby posprzątać. Chyba czas dać mu lekcje na temat czystości. Wstałam na równe nogi i zgarnęłam swoje wczorajsze ubrania. Udałam się do łazienki i wykonałam poranne czynności oraz wzięłam prysznic. Musiałam umyć się męskim żelem należącym do Scott'a, ale kto by teraz zwracał na to uwagę. Ubrana i czysta wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się na dół.

          Już na początku schodów słyszałam głosy dochodzące z kuchni oraz czułam zapach, zapewne naleśników. Miałam przynajmniej taką nadzieję, ponieważ ostatnio rzadko kiedy jem normalne śniadanie. Muszę chyba zacząć bardziej dbać o swój organizm. Na krwi pociągnę długo, jednak moja czarodziejska strona również potrzebuje czasami posiłku, a ja okropnie ją zaniedbałam. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni, w której zastałam Scott'a, Stiles'a, Melisse oraz Szeryfa. Wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechami na twarzach. Podoba mi się ten widok. Chciałabym, aby już zawsze byli tak weseli jak teraz.

- Dzień dobry – odezwałam się z uśmiechem.

- Dzień dobry, Nina – odpowiedział mi Szeryf. - Jak Ci minęła noc ?

- Nie najlepiej, ale jakoś przeżyłam. Gdyby nie mały upadek pewnego osobnika, to byłoby wspaniale.

- Jaki upadek ? - Zapytała zdziwiona Melissa, a Scott ukrył swoją twarz w dłoniach.

- Powiedzmy, że niektórzy nie nadawaliby się do tajnych agentów – zaśmiałam się, a reszta zrozumiała chyba, co miałam na myśli.

- No tak. Ten pewien osobnik nie dba o wiele swoich rzeczy i do cichych nie należy – powiedziała kobieta i zmierzyła syna wzrokiem.

- To Ty nie spałaś ? - Zapytał zażenowany Scott.

- Spałam, ale Twój upadek skutecznie wyrwał mnie z krainy snów – wzruszyłam ramionami. - Co na śniadanie ?

- Ty jadasz śniadania ? - Zapytał zdziwiony Stiles.

- Ej, ja też czasami potrzebuję normalnego posiłku. Nie mogę jechać na samej krwi.

- Naleśniki, pasują ? - Odezwała się Melissa.

- Kobieto, z dnia na dzień kocham Cię coraz bardziej – zaśmiała się z mojej odpowiedzi. - Z wielką chęcią zjem, ale najpierw zrobię sobie kawę.

- Siedź, ja Ci zrobię.

- Nie trzeba – poderwałam się z miejsca. - Mam dwie rączki i zrobię sobie sama – uśmiechnęłam się do niej.

- Scott, bierz z niej przykład – powiedziała Melissa, mierząc w syna łyżką.

- Bez przesady. Lepiej, żeby nie brali ze mnie przykładu. W ich wieku pakowałam się w różne kłopoty, z których ciężko było mnie później wyciągnąć.

- Jakie ? - Ożywił się Stiles.

- A co ? Masz mało własnych ? - Zapytał ze śmiechem Szeryf. - Nie będę przypominał Ci, ile miałbyś mandatów na koncie, gdyby nie ja.

- Ona pewnie też ma wiele – odezwał się z wyrzutem chłopak.

- Ej, nie mam ani jednego.

- Niech zgadnę, hipnoza potrafi zdziałać cuda ? - Zaśmiał się.

- Owszem, czasami się przydaje.

- Nie wierzę – Szeryf złapał się za głowę, a my się zaśmialiśmy.

          Całe śniadanie minęło nam w dobrym nastroju. Nikt nie zaczynał tematu Nogitsune, za co byłam wszystkim wdzięczna. Chciałam, aby Stiles chociaż na chwile mógł oderwać się od tego wszystkiego i aby poczuł się jak normalny nastolatek. Szkoda mi ich wszystkich. Zamiast cieszyć się życiem i korzystać z niego, to muszą walczyć z demonami i różnymi istotami nadprzyrodzonymi. To nie jest sprawiedliwe, ale ja niewiele mogę w związku z tym zrobić. Jedynie mogę stać u ich boku i wspomagać ich tak długo, jak żyję. Boję się tylko, że nawet przed śmiercią nie zdołam ich wszystkich ocalić.

          Po skończonym posiłku wszyscy przenieśliśmy się do salonu. Wiedziałam, że teraz czeka nas rozmowa, którą wolałabym ominąć dzisiejszego dnia. Niestety, nie mogliśmy czekać w nieskończoność. Trzeba ruszyć do przodu, aby pozbyć się demona raz na zawsze. Muszę zadzwonić do Klaus'a i zapytać, ile zajmie mu droga do nas. Czas nam się kończy, a on mi jest bardzo potrzebny. Mogłabym go teleportować i byłoby po problemie, ale wtedy mogłoby wszystko wyjść na jaw. Jak niby miałabym wytłumaczyć nagłe pojawienie się Pierwotnego ? Scott zapewne nie uwierzyłby w to, że ściągnęłam go do zwykłej pomocy. Ostatnio zrobił się strasznie podejrzliwy i patrzy na każdy mój ruch. Czuję się przez niego niekomfortowo.

- To koniec ? - Zapytał niepewnie Szeryf.

- Jesteśmy już blisko, Szeryfie. Teraz wszystko pójdzie z górki – powiedziałam, aby go uspokoić. Tak naprawdę to czeka nas teraz najcięższa walka.

- Jak chcecie się go pozbyć ? - Odezwała się Melissa.

- Najpierw trzeba go znaleźć, a potem się go pozbyć – powiedziałam wymijająco. Przecież nie zdradzę im swojego planu.

- Tyle wiem – odpowiedziała. - Ale jak chcesz się go pozbyć ?

- Powiedzmy, że mam jeden, genialny plan na pozbycie się go raz na zawsze.

- Jaki ? - Scott popatrzył na mnie podejrzliwie.

- Nie możecie mi po prostu zaufać ? Wiem co robię, spokojnie.

- Nina – warknął na mnie.

- No co Nina ? Zaufajcie mi, będzie dobrze – przewróciłam oczami. Wiedziałam, że będą drążyć temat, dlatego szybko go zmieniłam. - Jak myślicie, po co Nogitsune porwał Lydie ?

- Bo jest Banshee – odezwał się Scott.

- Tyle to i ja wiem . Ale po co ona mu potrzebna ? Trzeba ją jakoś znaleźć.

- Może chce skontaktować się ze zmarłymi ? - Podsunęła Melissa.

- Ale po co ? Gdzie tu jest sens ? - Zapytał Szeryf. - On musi mieć jakiś plan, schemat.

- A my musimy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie wszystko miał zaplanowane już o wiele wcześniej. Wiedział, że będziemy chcieli odzyskać Stiles'a. Teraz potrzebujemy kogoś, kto pomoże nam namierzyć Lydie.

- A Ty nie możesz ? - Zapytała zdziwiona Melissa.

- Nie – pokręciłam głową. - Nogitsune skutecznie mnie blokuje. Mówiłam, że jest silnym przeciwnikiem.

- Meredith – odezwał się cicho Stiles.

- Kto ? - Zapytałam zdziwiona. Pierwszy raz słyszę to imię.

- Meredith, poznałem ją w Eichen. Często powtarzała, że słyszy głosy, które coś do niej mówią. Pewnego razu rozmawiała z kimś przez telefon. Okazało się, że on nie działał, ale ona i tak kogoś tam słyszała.

- Skoro słyszy głosy, to może być taka jak Lydia – powiedziałam zamyślona. - Moglibyśmy to sprawdzić. Jeśli to prawda, to może pomoże nam ją znaleźć.

- Musimy jechać do Eichen House – odezwał się pewnie Scott.

- To nie najlepszy pomysł – odpowiedział Szeryf. - Po ostatnim mam dość.

- Przecież nic takiego się nie stało – powiedziałam do niego zdziwiona.

- Oprócz tego, że chciałaś zabić recepcjonistę i go zahipnotyzowałaś ? To nie, nic się nie stało – odpowiedział sarkastycznie.

- Chciałaś zabić recepcjonistę ? - Zapytała oburzona Melissa.

- Nie moja wina, że podniósł mi ciśnienie. To on zawinił, nie ja – powiedziałam obrażona. - Mógł zachowywać się jak normalny człowiek i wykonać swoja pracę należycie, a nie podnosić mi ciśnienie.

- Faktycznie, miałaś powód do zabicia go – powiedział sarkastycznie Szeryf. - Dzwonie do Parrish'a, aby sprowadził tą całą Meredith na komisariat albo chociaż załatwił nam przepustkę.

- Ale przecież możemy tam jechać. Będę grzeczna. - Obiecałam, chociaż nie było to szczere. Ja i grzeczność ? My się chyba za bardzo nie lubimy.

- Przepraszam, ale jakoś Ci nie wierzę – powiedział i pokręcił głowa.

          Usiałam na kanapie obrażona na świat. Dobra, może nie zachowałam się wtedy najlepiej, ale to była wina tego recepcjonisty. Gdyby odpowiedział nam na pytania w normalny sposób, to nic by się nie stało. A on zachowywał się jak ślimak i jeszcze był obrażony, bo musiał pracować. Jak niby miały mi nie puścić nerwy ? Przecież to graniczyło z cudem. Nie moja wina, że ludzie potrafią mnie tak szybko wytrącić z równowagi. Na swoja obronę powiem, że to wszystko wina Nogitsune. To przez niego moja kontrola nie jest w najlepszym stanie. Gdyby nie próbował mieszać mi w głowie, to prawdopodobnie nie chciałabym nikogo zabić.

          Zastanawiam się, czy ta cała Meredith faktycznie jest taka sama jak Lydia. Jeśli tak, to mogłaby pomóc dziewczynie w ogarnięciu tego wszystkiego. Miałam to zrobić ja, ale kompletnie się na tym nie znam. Lydia jest pierwszą Banshee spotkaną w moim życiu. Nawet mama nic nie napisała o niej w księgach, a znała większość istot nadprzyrodzonych. Musimy teraz jak najszybciej odnaleźć dziewczynę i wydostać ją z rąk Nogitsune. Nie mogę pozwolić, aby komuś coś się stało. Klaus zdecydowanie musi się pospieszyć, bo zaczyna się robić gorąco. Nie mogę zrobić nic bez niego, bo on gra ważną rolę w moim planie, zaraz po mnie. Nie mogę poprosić nikogo innego o to, ponieważ nikt by się na to nie zgodził. Pierwotny ledwo co dał się namówić do współpracy. Wyobrażam sobie minę takiego Scott'a, gdyby dowiedział się o wszystkim. Przecież on by mnie zabił na miejscu. Klaus zapewne też to zrobi, ale przynajmniej mi pomoże. Jeśli nie, to osobiście przebiję jego cholerne serce. Nie ma co, muszę być dobrej myśli. Chociaż raz trzeba myśleć pozytywnie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro