ROZDZIAŁ 94

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

            Tak sobie myślę, że limit moich nerwów chyba się wyczerpał, serio. Stoję teraz przed tą kobietą i nawet nie mam siły na nią krzyknąć. Stoję bezradnie i patrzę na nią, a ona rozgląda się wystraszona. Czego tu się bać ? Przecież nie mamy zamiaru jej zabijać. Nawet mi przeszła na to ochota. Nawet obecność Kiry mnie nie denerwuje, nic mnie nie denerwuje. Wiem jednak, że to tylko chwilowe. Zaraz zapewne wybuchnę jak odbezpieczona bomba, to tylko kwestia czasu. Znam się zbyt dobrze.

- Nie wiesz kim jest Lydia ? - Zapytałam spokojnie.

- Nie, a powinnam ją znać ?

- Pewnie tak. Czym jesteś ? - Od razu przechodzimy do konkretów. Po co bawić się w podchody.

- Jestem Meredith.

- Fajnie – prycham. - Pytam o to, czym jesteś, a nie jak masz na imię.

- Nina – odezwał się spokojnie Scott. - Może lepiej ją najpierw stąd zabrać ?

- Gdzie mnie chcecie zabrać ? Ja nigdzie nie jadę ! Nie wrócę tam ! - No i kobieta zaczęła nam panikować, tego jeszcze brakowało.

- Uspokój się, chcemy Ci pomóc – powiedziałam spokojnie i podeszłam do niej bliżej. - Zabierzemy Cię stąd w bezpieczne miejsce, dobrze ? - Sama siebie nie poznaję. Nie wiedziałam, że potrafię mówić do kogoś tak spokojnym tonem.

- Nie oddacie mnie im ? - Wskazała na leżącego Brunskiego.

- Nie mamy takiego zamiaru. Chcemy Ci pomóc, musisz nam zaufać.

- Nie skrzywdzicie mnie ? - W tym momencie chyba wraca mój gniew. Co za uparta kobieta.

- Nie skrzywdzimy, pomożemy – powiedziałam z ledwością hamując złość. Jeśli teraz wybuchnę, to ona nam nie pomoże.

- Pójdę z wami, ale nie róbcie mi krzywdy.

- Nie zrobimy – odezwał się Scott i podszedł do niej, spoglądając na mnie. Pewnie wyczuł mój gniew. - Spokojnie, pomożemy Ci. Musimy już iść, aby nikt nas nie zatrzymał.

           Kobieta kiwnęła głową i pozwoliła się prowadzić Scott'owi. Posłałam mu wdzięczny uśmiech za pomoc. Ja zapewne długo nie wytrzymałabym podczas tej rozmowy. A już myślałam, że do końca dnia będę całkowicie spokojna. Marzenia ściętej głowy, jak to mówią. Scott wyprowadził Meredith z sali muzycznej , a my ruszyliśmy za nimi.

- Nic nie widziałem – odezwał się Trener i puścił mi oczko.

- Dziękuję, mamy u Pana dług – uśmiechnęłam się.

- Wykorzystam to, Fortem.

- Nie wątpię.

            Uśmiechnął się do nas i oddalił. Zaśmiałam się pod nosem. Już mnie ciekawi, co Trener wymyśli. On nie należy do normalnych osób, więc to zapewne będzie coś głupiego. Jakby nie patrzeć, bardzo nam dzisiaj pomógł, więc jestem w stanie spełnić jedną jego prośbę. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, Kira oczywiście podążyła za nami, jednak nic się nie odezwała. Może to i dobrze ? Mogłabym wybuchnąć, a miałam być grzeczna. Meredith w dalszym ciągu była prowadzona przez Scott'a, ale rozglądała się niepewnie dookoła. Chyba szukała potencjalnego zagrożenia.

- Co z nią zrobimy ? - Zapytał szeptem Stiles.

- Musimy jakoś do niej dotrzeć. Jeśli jest w stanie odnaleźć Lydie, to musi nam pomóc.

- A jeśli nie będzie chciała rozmawiać ?

- Namówimy ją, ewentualnie hipnoza pójdzie w ruch – puściłam mu oczko. - Nie ma co się zamartwiać na przyszłość.

             Chłopak kiwnął mi głową i się uśmiechnął. Tak strasznie było mi go szkoda. Niby na jego twarzy był uśmiech, ale oczy w dalszym ciągu były smutne. Jedynie mogę podejrzewać to, co teraz czuje. Kiedyś, po włączeniu człowieczeństwa, sama miałam okropne poczucie winy. Miałam ochotę nawet się zabić, aby tylko przestać o tym myśleć. Boję się, że Stiles dojdzie do takich samych wniosków, co ja kiedyś. Muszę zapewnić mu opiekę i ochronę, aby nigdy do tego nie doszło. Chyba hipnoza będzie dobrym rozwiązaniem , prawda ? Jednak nie chciałabym mieszać żadnemu z nich w głowie. Zależy mi na nich, a tym mogłabym go zranić.

- Nina ? - Stiles przerwał moje rozmyślania, więc spojrzałam na niego. - Zawiesiłaś się.

- Przepraszam – zaśmiałam się.

- Nina ? - Usłyszałam kolejny głos, lecz on zdecydowanie nie należał do chłopaka. Odwróciłam się do Kiry. - Chciałam tylko powiedzieć, że zostaję.

- Nie chcesz jechać z nami ? - Czy ja właśnie powiedziałam to nagłos ? Nina Fortem zgupiała do reszty.

- Nie, muszę porozmawiać z rodzicami.

- Spoko, jak chcesz.

              Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w przeciwną stronę. Wraz z Stiles'em ruszyliśmy ponownie w stronę wyjścia. Dziwne jest to, że nie natknęliśmy się na żadnego nauczyciela. Trener oczywiście się nie liczy. W głowie cały czas powtarzały mi się te same pytania.Gdzie jest Lydia ? Czego chce Nogitsune ? Czy mój plan się powiedzie ? Czy przyjaciele mi to wybaczą ? Miałam wiele obaw, jednak nie zamierzam się z niczego wycofać. Doprowadzę to wszystko do końca, bez zwracania uwagi na konsekwencje. Zresztą , ja zawsze robiłam głupie rzeczy. Niby dlaczego teraz nagle miałoby się to zmienić ? Nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie odwaliła.

- Nina ? - Stiles ponownie przerwał mi rozmyślanie. - Mogę się o coś zapytać ?

- Pytaj o co chcesz – uśmiechnęłam się do niego.

- Co zamierzasz zrobić ?

- Nie rozumiem – zmarszczyłam brwi.

- Jak zamierzasz pokonać Nogitsune ? - Wyjaśnił.

- Mówiłam już, chcę go przenieść do innego ciała.

- Do czyjego ? - Włączył mu się chyba tryb detektywa.

- Jeszcze tego nie wiem, ale na coś wpadnę. - Puściłam mu oczko. - Nie przejmuj się niczym, uratujemy Cię. Przecież obiecałam.

- Wiem , i tego się właśnie boję – wyszeptał.

- Czemu ? - Zapytałam zdziwiona.

- Wiem do czego jesteś zdolna, Nina. Nie cofniesz się przed niczym, jesteś w stanie poświęcić wszystko dla naszego dobra. Boję się, że tym razem zrobisz to samo. Nie chcę, aby stała Ci się krzywda. Nie rób mi tego – ostatnie zdanie powiedział niemal płacząc.

- Stiles, posłuchaj mnie – zatrzymałam się i złapałam go za ramiona, patrząc w oczy. - Nic mi się nie stanie – piękne kłamstwo, Fortem. - Wyjdziemy z tego cało, masz moje słowo. Kiedyś będziemy się z tego śmiać, obiecuję Ci to. Teraz o tym nie myśl. Nie ma sensu zawracać sobie tym głowę.

- Będzie dobrze ? - Zapytał z nadzieją w oczach.

- Będzie dobrze – odpowiedziałam z uśmiechem.

             Stiles o nic więcej nie pytał. Objął mnie ramieniem i oboje wyszliśmy za zewnątrz. Nie czuję się dobrze z tym, że cały czas ich okłamuję. Tak naprawdę nie mam pojęcia, jak to się skończy. Ryzykuję zbyt wiele, aby dać im gwarancje na przeżycie. Nie mogę jednak im nic powiedzieć, bo by się załamali, w szczególności Stiles. On i tak ma zbyt wiele na głowie, nie mam zamiaru dokładać mu kolejnych zmartwień. Przy moim samochodzie ujrzałam Scott'a i Meredith. Od razu do nich podeszliśmy, a ja otworzyłam im drzwi. Usiedli z tyłu, a my ze Stiles'em zajęliśmy miejsca z przodu. Kobieta siedziała niepewnie, patrząc na nas wszystkich. Odpaliłam samochód i ruszyłam przed siebie.

,, Gdzie jedziemy ? '' Zapytałam Scott'a w myślach.

,, Na razie do mnie. ''

,, Nie lepiej będzie u mnie ? Jest bezpieczniej . ''

,, Mój dom jest bliżej. Nie mamy czasu. Później najwyżej pojedziemy do Ciebie . ''

,, Tak jest, Panie Alfo . ''

             Spojrzałam na niego w lusterku wstecznym i puściłam mu oczko z uśmiechem na twarzy. On przewrócił oczami, przez co miałam ochotę się zaśmiać. Wiedziałam jednak, że nie wypada się śmiać w tej sytuacji. Jesteśmy w ciemnej dupie, porwano Lydie, musimy zabić Nogitsune, a ja się śmieję. Wzięliby mnie za chorą, chociaż jakaś prawda w tym jest.

- Meredith, wiesz, gdzie jest Lydia ? - Odezwałam się po chwili ciszy.

- Kim jest Lydia ? - Zapytała niepewnie.

- Przecież ją znasz – powiedział Scott. - Mówiłaś, że ją znasz.

- Kiedy ? - Zapytałam zdziwiona.

- Gdy prowadziłem ją do samochodu – odpowiedział mi i ponownie spojrzał na kobietę. - Gdzie jest Lydia ?

- Nie wiem, kim ona jest.

            Trzymajcie mnie, bo urwę tej kobiecie łeb. Jedno mówi, zaraz zmienia zdanie. Co z nią jest nie tak ? Złapałam mocniej kierownice, aby przypadkiem w coś nie uderzyć. Moja kontrola ponownie jest wystawiona na próbę. Jak mam zachować spokój, gdy ona bardziej irytuje mnie od Kiry ? W sumie nie, nie bardziej. Kira jest w tym najlepsza. W każdym razie albo faktycznie Meredith ma coś z głowa, albo tylko udaje taką głupią. Wejdę jej do głowy, jeśli tego będzie wymagać sytuacja. Wolałabym nie, ale czego nie robi się dla przyjaciół.

            Reszta drogi minęła nam w kompletnej ciszy, co dla mnie było zbawienne. Obawiam się, że przy kolejnych słowach mogłabym nie wytrzymać i zrobić coś, czego byśmy później żałowali. Muszę być miła dla Meredith, skoro ma nam pomóc. Ale jak mam to zrobić ? Nie odzywać się, to zawsze jakiś plan. Zaparkowałam na podjeździe Scott'a i wszyscy wyszliśmy z pojazdu. Meredith ponownie stanęła blisko chłopaka, a ja przewróciłam oczami. Spojrzała na mnie ze strachem, ale szybko odwróciła wzrok. Aż taka straszna jestem ? Skierowaliśmy się do wejścia, a ja od razu poczułam, że ktoś jest w środku. Przecież Melissa jest w pracy, a Szeryf pojechał na komisariat. Coś mi się wydaję, że mi się to nie spodoba.

           Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do salonu. Nagle stanęłam jak wryta. Mówiłam, że mi się to nie spodoba ? I miałam rację. Rozumiem wszystko, zniosę wiele, ale nie tego wstrętnego faceta, który własnie stoi przed nami w towarzystwie Isaac'a, i patrzy na nas.

- Jeszcze tego idioty brakowało – mruknęłam cicho pod nosem. - Isaac ? Co tu robisz ? - Zapytałam głośniej.

- Czekałem na was – uśmiechnął się lekko.

- A Ty ? - Zapytał Scott, patrząc na ojca złowrogo.

- Czekałem na Ciebie, a wtedy przyszedł Twój kolega. - Wytłumaczył Agent McCall. - A oni co tu robią ?

- A Ciebie co to obchodzi ? - Powiedziałam złośliwie. - Z tego co wiem, to nie mieszkasz tu.

- Kultury, młoda damo.

- Do damy mi daleko, kultura jest mi obca. Przykro mi, Agencie McCall. - Powiedziałam z udawanym smutkiem.

- Scott, nie powinieneś się z nią zadawać – powiedział ostro mężczyzna, a we mnie się zagotowało. Mogę go zabić ?

- A Tobie co do tego ? - Zapytał zły Scott. - Nie interesowałeś się mną, więc teraz też tego nie rób. Dobrze mi bez Ciebie.

- Było miło, ale my już pójdziemy na górę – odezwał się nagle Stiles. - Idziemy – skierował się do Meredith.

- Pójdę z nim – powiedziała i popatrzyła na Isaac'a, a ja parsknęłam śmiechem. Jego mina była bezcenna.

- No, Isaac, idź ładnie z koleżanką – powiedziałam, z ledwością hamując śmiech.

- Idziemy – powiedział chłopak i zmierzył mnie wzrokiem.

             Zaśmiałam się cicho pod nosem wraz ze Stiles'em i udaliśmy się na górę, zostawiając Scott'a z ojcem. To z pewnością będzie trudna i burzliwa rozmowa, ale co ja mogę zrobić. Ewentualnie pozbawić go życia, ale Scott za cholerę się na to nie zgodzi. Jakby nie patrzeć, to jego ojciec. Weszliśmy do pokoju chłopaka i popatrzyliśmy na Meredith. Usiadła na krześle obok biurka i spojrzała na nas.

- No to teraz sobie porozmawiamy – powiedziałam i wlepiłam w nią wzrok.




**************************

Hej , Kochani :*

Wena powraca, rozdziały piszę mi się o wiele lepiej. To wszystko dzięki wam, jesteście najlepsi <3

Za chwilę wstawię pewną informację, ale nie musicie jej czytać, tak tylko uprzedzam ;) Jednak jeśli ktoś by był zainteresowany, to zapraszam :D Mam kilka pomysłów na nowe opowiadania i chcę wstawić opisy, może komuś się coś spodoba ? Podejmiecie decyzję, a ja wezmę się za pisanie ;)

Miłej nocy :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro