ROZDZIAŁ 97

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Scott zaczął coś tam tłumaczyć, a ja udawałam, że go słucham. Wiem, że to niekulturalne, ale jakoś nie mogłam się skupić na jego słowach. Moje myśli w dalszym ciągu odlatywały gdzieś we wspomnienia. Cholera, muszę się jakoś skupić, bo nic z tego nie wyjdzie. W ten sposób podam się Nogitsune jak na tacy, a tego on właśnie chce. Nie dam mu tej satysfakcji. Potrząsnęłam głową i skupiłam się na słowach Scott'a.

- ... i musimy tam jechać – usłyszałam końcówkę monologu Scott'a. - Nina, co myślisz ?

- Myślę, że powinniście zostać – powiedziałam wymijająco.

- Co ?! Ty chyba na głowę upadłaś ! - Wydarł się na mnie Stiles.

- Wyjątkowo się z nim zgodzę – odezwał się Isaac. - Samej Cię nigdzie nie puścimy .

- Właśnie. To ja tu jestem Alfą i to ja decyduję o takich akcjach – powiedział stanowczo Scott.

- Tak ? A to od kiedy ? Bo zawsze to ja decydowałam.

- Czasy się zmieniają.

- Nikt nie zmienia się z dnia na dzień, Scott. Wolę , abyście jednak zostali. Tam może być Nogitsune i ONI. Ba, oni z pewnością tam będą. Co wtedy ? On może was zabić, a ja tego nie przeżyję. Nie mogę was stracić, jasne ?

- A my nie możemy stracić Ciebie – odpowiedział Isaac. - Jesteś dla nas ważna, jesteś rodziną. Nie możesz iść sama i walczyć z czymś silniejszym. Nie dasz sobie rady.

- Dziękuję za wiarę – powiedziałam sarkastycznie.

- Nie chodzi o wiarę , Nina – Scott spojrzał na mnie. - Każdy z nas martwi się o każdego. Ty nie jesteś żadnym wyjątkiem. To, że jesteś silniejsza wcale nie oznacza, że martwimy się mniej. Jest wręcz przeciwnie, każdy Cię chce. Najpierw Deucalion, teraz Nogitsune. Nie dziw się, że nie pozwalamy Ci działać samodzielnie. Kochamy Cię.

          Popatrzyłam na każdego z nich z łzami w oczach. Nie były one jednak całkowicie spowodowane słowami Scott'a. Raczej tym, co mnie czeka. Każdy z nich we wierzy, każdy się martwi. A ja ? Wystawiam się na śmierć, świetna jestem. Mogę ich w każdej chwili stracić i to na własne życzenie. Co ja robię ze swoim życiem ?

- Nie powinniście się narażać. Wiem jednak, że nie odpuścicie. Trzeba się tym zająć, razem – uśmiechnęłam się do nich.

           Nagle mój telefon zaczął wibrować, więc spojrzałam na niego. Leżał na biurku Scott'a, podeszłam tam i wzięłam urządzenie do ręki. Sześć nieodebranych od Kol'a ? Jeden od Klaus'a, nagranie na poczcie. Postanowiłam najpierw sprawdzić nagranie, może coś się stało ? Oby to jednak nie była informacja od Pierwotnego, że jednak się wycofuje.

- Wy planujcie, ja zaraz wracam – powiedziałam do reszty i wyszłam z pokoju.

              Podeszłam do schodów i usiadłam na nich. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po chwili usłyszałam wiadomość od Klaus'a :

,, Nina,uważaj. Kol ma zamiar do Ciebie zadzwonić. Nie przyznawaj się do tego, że jesteś w Beacon Hills, jak coś to podróżujesz. A i wie o Twoim rozstaniu z Derekiem. Rozegraj to mądrze, bo z Twojego planu nic nie wyjdzie. Jestem już blisko. Do zobaczenia, mała. ''

           No i pięknie. Za mało mam problemów w życiu, to jeszcze Kol'a na mnie zrzucają ? Swoją drogą, Klaus dobrze to wykombinował. Jestem mu za to wdzięczna. Jest już blisko, więc mój plan powinien wypalić. Muszę zadzwonić do Kol'a i kręcić mu piękną bajeczkę na temat moich podróży. Wybrałam numer do mężczyzny, który po chwili odebrał.

- Hej, czemu nie odbierasz ? - Zapytał zmartwiony.

- A co Cię nagle wzięło na telefon do mnie ? - Zapytałam, udając oburzenie. Nie chciałam tego, ale musiałam coś zrobić.

- Nie chciałem Ci przeszkadzać – odpowiedział skruszony.

- A teraz jednak zmieniłeś zdanie ?

- Nina, przepraszam. Nie chciałem po prostu Ci przeszkadzać, ani wchodzić w Twoje życie z butami.

- W porządku. Chciałeś coś konkretnego ?

- Gdzie jesteś ? - Zapytał już bardziej ożywiony.

- W Brazylii – to pierwsze, co mi przyszło do głowy.

- Czemu nie dałaś znać, że gdzieś jedziesz ? Zabrałbym się z Tobą.

- Chciałam pobyć sama i teraz też chcę Kol, wybacz.

- Jasne, a przyjedziesz do nas ? Tęsknimy.

- Przyjadę, ja też się za wami stęskniłam. A teraz przepraszam, ale muszę kończyć.

- Odezwiesz się ? - Zapytał z nadzieją.

- Pewnie, że tak - ,, jeśli przeżyję '' dopowiedziałam w myślach.

- Będę czekał.

- Pa, Kol – rozłączyłam się i westchnęłam.

            Nie chciałam okłamywać Kol'a, bo jest dla mnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Pomimo początkowej nienawiści, złapaliśmy wspólny język i świetnie nam się spędzało czas w swoim towarzystwie. Jednak on nie jest Klaus'em, nie poparłby mojego pomysłu. Nie żeby starszy to robił, ale przynajmniej mi pomoże. Wstałam i skierowałam się do chłopaków.

- Dobra, chłopcy. Zbieramy się, trzeba odnaleźć Lydię.

- Z kim rozmawiałaś ? - Zapytał Isaac.

- Z Kol'em, młodszy brat Klaus'a. Jeszcze jakieś pytania ? Nie ? To w drogę.

- Ja dzwonie po Kirę, zadzwoń po Allison. Stiles dzwoni po tatę, aby ten zabrał Meredith – powiedział szybko Scott.

- Po cholerę nam Kira ? - Zapytałam lekko zła.

- Każda pomoc się przyda.

           W sumie wilczek może mieć rację. Każda para rąk do walki jest przydatna. Obawiam się tylko, że ta lisica bardziej nas pogrąży, niż nam pomoże. Przecież ona w walce jest beznadziejna. Wątpię, aby nagle wzięła jakieś dodatkowe lekcje i walczyła teraz jak zawodowiec. Nie myśląc więcej o znienawidzonej dziewczynie, wybrałam numer do Allison.

- Halo ? - Dziewczyna odebrała niemal natychmiast.

- Zbieraj się, za chwile po Ciebie będziemy.

- Stało się coś ? - W jej głosie była słyszalna panika.

- Wiemy, gdzie jest Lydia.

- Zbieram się i czekam pod domem.

- Zawiadom Chris'a, będziemy za pięć minut.

            Rozłączyłam się i we czwórkę zeszliśmy na dół. A co z Meredith ? Nie mam pojęcia. Niech sama poczeka tu na Szeryfa. My zbytnio nie mamy na to czasu. Czeka nas zapewne walka z Nogitsune, ale to nie jest jeszcze mój czas. Cholera, oby wszystko się nam teraz udało. Po tym, jak znajdziemy Lydię, od razu wcielam w życie swój plan. Nie ważne, czy Klaus już przyjedzie czy też nie. Nie ma czasu do stracenia.


* Perspektywa Dereka *

            Wraz z Chris'em wprowadzamy właśnie rannych bliźniaków do Loftu. Całe szczęście, że byłem akurat wtedy w lesie i usłyszałem strzały, inaczej mogliby skończyć martwi. Co ich podkusiło do samotnej wędrówki po lesie ? Nie mam bladego pojęcia. Nie wiem też, kto do nich strzelał. Zadzwoniłem do Chris'a z nadzieją, że on coś będzie wiedział. Jeden nabój mam przy sobie, aby mu go pokazać. Położyliśmy bliźniaków na moim łóżku, a sami usiedliśmy na kanapie. Westchnąłem ciężko.

- Co się tam wydarzyło ? - Zapytał po chwili Chris.

- Wyszedłem się przejść po lesie i pomyśleć. Wiesz, ta cała sprawa z Nogitsune i w ogóle – popatrzył na mnie rozbawiony. - No dobra, ta cała sprawa z Niną – wywróciłem oczami, a ten się zaśmiał. - Bardzo śmieszne, Argent. W każdym razie chciałem pomyśleć, co mam z tym wszystkim zrobić i usłyszałem strzały. Pobiegłem w tamtym kierunku i zobaczyłem ich – wskazałem na bliźniaków. - Schowaliśmy się w norze kojota i zadzwoniłem po Ciebie, bo jesteś Łowcą. Myślałem, że to ktoś od was.

- Ani ja , ani Allison już nie polujemy na was, przecież wiesz.

- Wiem, ale to musiał być jakiś Łowca. Z ich ran wypływa czarna krew, więc musieli dostać tojadem. Oboje wiemy, że tylko Łowcy używają tojadu, bo wiedzą, że mają do czynienia z wilkołakami. Normalny myśliwy by tego nie zrobił.

- Podejrzewasz kogoś ? Trzeba tam wrócić i poszukać śladów albo łusek, może tam namierzymy tego, kto strzelał.

- Nie ma takiej potrzeby. Mam to – wyciągnąłem nabój z kieszeni. - Sam zobacz.

- Pokaż – wziął ode mnie nabój i zaczął się przyglądać. - To nie tej kobiety, która więziła Ciebie i Peter'a ?

- Dlaczego miałoby być jej ? - Zapytałem zdziwiony.

- Głupie pytanie, Hale – pokręcił głowa. - Ona była Łowczynią, a Ty wilkołakiem. Zostaliście uratowani, przez co ona nie zdobyła informacji. Może przyjechała was zabić ?

- Przecież nie złamaliśmy Kodeksu, przynajmniej ja. Z Peter'em nigdy nic nie wiadomo.

              Chris wzruszył ramionami i zaczął się przyglądać dokładniej nabojowi. To by mogła być ta kobieta, ale po jaka cholerę przyjechałaby aż do Beacon Hills ? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. Chciała informacji, których ja bym jej nie dostarczył. Prędzej prawdę powiedziałby jej Peter, on pewnie wie więcej ode mnie na ten temat. Ja wiem tyle co nic. Zresztą, po co niby miałaby celować w bliźniaki ? Może i nie byli zbyt mili w przeszłości i nie trzymali się kodeksu, ale nie zabiłaby ich od razu, prawda ? W sumie to ja już sam nie wiem. Wariuję od tego wszystkiego.

- To niemożliwe – szepnął nagle Chris, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.

- Co jest niemożliwe ?

- To – wskazał na nabój, a ja popatrzyłem na niego jak na wariata.

- Co ? Chris, jaśniej proszę.

- To ... - przerwał nagle po usłyszeniu telefonu. Natychmiast wyciągnął urządzenie z kieszeni i odebrał. - Coś się stało ?

- Wiemy, gdzie jest Lydia – usłyszałem głos Allison, a Chris od razu spojrzał na mnie.

- Gdzie jest ?

- Na terenie starego Oak Creek – odpowiedziała natychmiast dziewczyna.

- Czekajcie na nas, już jedziemy.

- Tato, nie ma czasu. Dojedziecie na miejsce, my już wyjeżdżamy.

- Nawet nie próbujcie, to zbyt niebezpieczne – zaprzeczył natychmiast Chris.

- Nic nam nie będzie, przecież mamy Ninę – na dźwięk imienia dziewczyny moje ciało się spięło. - Poradzimy sobie.

- Allison, błagam Cię, nie ruszajcie się z miejsca. Pojedziemy tam razem, a najlepiej, jak wy zostaniecie – powiedział niemal błagalnym głosem.

- Za późno, spotkamy się na miejscu. Kocham Cię.

- Allison ! - Usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia. - Szlag !

- Nie denerwuj się, jedziemy tam – powiedziałem stanowczo.

- A co z nimi ? - Wskazał palcem na Bliźniaków.

- Nie umrą tu, spokojnie.

            Chris popatrzył na mnie zmartwiony, ale kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Nie mogliśmy postąpić inaczej, musimy tam jechać teraz.Nina wpada na głupie pomysły i to właśnie najbardziej mnie niepokoi. Ta kobieta zaskakuje mnie na każdym kroku, nie zawsze w ten pozytywny sposób. Boję się, że tym razem wpadła na coś, przez co ją stracimy. Chyba bym tego nie przeżył. Już wolę z nią nie być, ale żeby była żywa. Zrobię dla niej wszystko. Przestanę pisać, dzwonić, nachodzić ją, aby tylko przeżyła.




******************************

Hej, Kochani :*

Przepraszam za późną godzinę, wcześniej nie dał am rady :( Mogę wam obiecać, że czeka was zaskoczenie w najbliższych rozdziałach :D No, przynajmniej dwóch lub trzech, więcej nie zdradzę :P 

Przypominam o głosowaniu na nową książkę/ opowiadanie, które kończy się w niedzielę o północy. Głosy można oddawać w rozdziale ,, INFORMACJA '' :*

Miłej nocy :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro