Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gabrielle Evans była kolejnym elementem układanki.

Delilah nachyliła się nad stertą papierów i przekartkowała kilka stron, mocniej zaciskając usta. Jej falowane blond włosy wyswobodziły się z upięcia i opadały po bokach jej twarzy, ale nawet nie drgnęła, by je poprawić. Nieprzerwana w pomieszczeniu cisza wydawała się z niej kpić. Za oknem od dobrych kilku godzin było ciemno, a zegarek wskazywał drugą trzydzieści, gdy z trzaskiem odłożyła na bok kolejną teczkę.

– Kurwa mać – syknęła przez zęby i zmrużyła złowrogo oczy.

– Wiesz, że wypowiadanie przekleństw łagodzi ból? – zamruczał Ian, który nagle wszedł do pokoju. Delilah poderwała głowę do góry i obrzuciła go ostrym spojrzeniem. Mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko i nim odezwała się choćby słowem, postawił kubek parującej kawy tuż przed jej nosem. – Prosto z ekspresu, więc smakuje jak szczyny. Smacznego, Warren – dodał z irytującym błyskiem w oku, a ona zgrzytnęła zębami.

– Pierdol się – warknęła i zabrała papierowy kubek, tym samym upijając spory łyk. Skrzywiła się z obrzydzeniem, gdy poczuła na języku gorący, kwaśny smak, ale przełknęła tą cholerną imitacją kawy i poprawiła się na krześle.

– Nie bolą cię przypadkiem plecy? – zironizował, siadając naprzeciwko niej. Delilah mocniej zacisnęła palce na długopisie i skreśliła kolejne nazwisko z listy osób do przesłuchania. – I nie jesteś może zmęczona? Słabo wyglądasz – gadał dalej, nieprzejęty tym, że pobielały jej kostki u palców i coraz mocniej zaciskała szczękę.

– Idź stąd – wychrypiała. – Zanim wbiję ci długopis w oko – dodała szorstko i zaczęła czytać kolejną z kartek. Boże, ależ on niemożliwie głośno oddychał!

Ponownie poderwała głowę do góry i wbiła w niego wzrok, gdy upił spory łyk kawy, siorbiąc głośno. Zaczęła stukać obcasem buta o kafelki, a wtedy w doborowym humorze uniósł brew, a jego niebieskie oczy błysnęły.

– W czymś ci przeszkadzam? – zapytał niewinnie, po czym rozparł się na krześle, a biała koszula mocniej opięła jego widoczne pod materiałem mięśnie.

– Zatruwasz mi powietrze – odparła chłodno i wstała z miejsca, by odłożyć jeden z segregatorów na regał. Wsunęła go na półkę i odwróciła się z zamiarem pozbierania reszty rzeczy i wrócenia do domu, ale najwyraźniej Ian miał inne plany. Zabrał jeden z plików dokumentów i wertował go z udawanym zainteresowaniem. Wiedziała, że z nią pogrywał. Był tak samo wkurwiony jak ona, ale najwyraźniej przekomarzanie się z detektyw było jego rekompensatą. Cóż, ona najchętniej zrzuciłaby go z krzesła, a potem wywaliła przez okno. Nieważne, że znajdowali się na pierwszym piętrze. Może złamałby nogę, a potem jakimś sposobem pęknięta kość wbiłaby się w jego serce i po prostu by umarł.

Ta wizja sprawiła, że Delilah uśmiechnęła się złośliwie pod nosem.

– Wyglądasz jak wariatka – skwitował Ian, nawet na nią nie patrząc. Uśmiech spełzł z jej ust i wypuściła głośno powietrze przez nos.

Pokręciła powoli głową i już się nie odzywając, ponownie usiadła na krześle. Wzięła do ręki jedną z kartek, gdzie Christian spisał dowody, po czym zaczęła przeglądać wykonane przez fotografów zdjęcia. Co pominęła i kto wtedy znajdował się w domu Crafwordów, gdy Diane została zabita?

– A więc Gabrielle Evans – mruknął po chwili ciemnowłosy, spoglądając na nią znad kartki. Delilah skrzyżowała z nim spojrzenie. – Co o niej wiemy?

– Że była kochanką Williama – prychnęła. – A to oznacza, że to małżeństwo wcale nie było tak idealne.

– Żadne małżeństwo nie jest idealne – odparł, wzruszając ramionami. I choć pod jego uważnym spojrzeniem powinna poczuć się nieswojo, wpatrywała się w niego z tym samym spokojem. Ian natomiast w końcu zrozumiał, że trafił na człowieka, który nie uciekał przed jego wzrokiem i który odwzajemniał się tym samym chłodem. A jednak byli przecież tak bardzo inni.

– Dobra – powiedziała powoli. – William zarzekał, że nie mieli żadnych problemów i wrócił do domu, kiedy Diane była już martwa. Potwierdzają to pracownicy kancelarii, którzy wtedy z nim pracowali. Z dokumentów wynika, że nie miał żadnych problemów z prawem, a rozwiązywane przez niego spray nie wpływały na jego życie prywatne, więc był bezpieczny. Dowiadujemy się jednak, że ma kochankę, o której nie raczył nam wspomnieć na przesłuchaniu. Więc może ta kobieta zabiła z zazdrości o niego?

Ian przez moment milczał, a przez jego twarz przemknął cień. Zmrużył lekko oczy i zacisnął usta, bębniąc palcami o jasny blat stołu, przy którym siedzieli. Przez moment panowała cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara wiszącego na białej ścianie. Deilah oparła się o siedzenie i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.

– Mamy za mało dowodów.

– I informacji – przytaknął, po czym znowu na siebie spojrzeli. W szarych oczach blondynki pojawił się błysk. – Nawet o tym nie myśl – dodał nagle, a ona ułożyła usta w ciup.

– O co ci chodzi? – zapytała niewinnie.

– Nie pojedziesz do jego kochanki o trzeciej w nocy – odpowiedział.

– Nie pojadę? – zamruczała, a wtedy zmrużył ostrzegawczo oczy. W tym samym momencie wstała, więc zerwał się z miejsca i przeklął siarczyście pod nosem, gdy sięgnęła po czarną, skórzaną kurtkę.

– Delilah – syknął.

– Jedziesz czy nie? – zapytała, poprawiając skórzany materiał i odwracając się w jego stronę. Zgrzytnął zębami, wyraźnie zirytowany, ale przez pierwsze kilka sekund nie poruszył się nawet o krok.

– Niech cię szlag – warknął i zabrał z krzesła kurtkę. Delilah uśmiechnęła się pod nosem. – Ale jedziemy moim autem – dodał, przechodząc obok niej i wychodząc na korytarz. Przewróciła oczami.

– Wcale nie jestem takim złym kierowcą! – zawołała za nim.

– I dodaj do tego, że jeszcze mnie lubisz – powiedział, nawet się do niej nie odwracając. Warren prychnęła, ale podążyła za nim, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki.

Dojazd zajął im kilkanaście minut, podczas których zawzięcie dyskutowali o śledztwie. Po zmęczeniu nie było już śladu. Detektyw Warren po raz kolejny znalazła szansę na ruszenie do przodu i trzymała się tej wizji przez cały czas. Nie miała zamiaru odpuszczać, a już na pewno przyznawać się, że jak na razie nie zdobyli nic, co mogło wskazywać na zabójcę. Tyle tylko, że Gabrielle mogła im w tym pomóc.

Nie odezwała się ani słowem, kiedy podjechali pod wysoki wieżowiec i Ian zaparkował sprawnie przy drodze. Rzucił jej wtedy wymowne spojrzenie, które skomentowała kolejnym przewróceniem oczami i poprawiła kaburę broni, nim wysiadła na zewnątrz. Zamknęła z trzaskiem drzwi, kiedy tylko stanęła na chodniku i z satysfakcją obserwowała, jak Calloway mocniej zacisnął zęby.

– Żeby się tylko nie porysowało – sarknęła, gdy uniósł brwi. Sapnął, kręcąc głową, po czym ruszył obok niej w kierunku budynku.

Weszli do środka i skierowali się do windy. Na dworze było chłodno, ale w środku Delilah w końcu nieco rozluźniła ramiona i poprawiła swoje blond włosy, które wyswobodziła z lekkiego upięcia. Kilka sekund później winda zatrzymała się na dziesiątym piętrze. Zerknęli za siebie raz jeszcze, po czym Delilah otworzyła wejście i weszła na korytarz.

Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, kiedy Ian pojawił się u jej boku. Uniósł lekko głowę, gdy odpowiedziała im cisza. Delilah zadzwoniła więc jeszcze raz, a wtedy po drugiej stronie rozległy się szybkie kroki i już po chwili dotarł do nich dźwięk przekręcanego zamka.

Gabrielle Evans uchyliła im drzwi i otworzyła szerzej oczy na widok dwóch policjantów, stojących przed nią.

– Dobry wieczór – powiedział Ian. – Detektyw Calloway i sierżant Warren. Mamy nakaz przesłuchania.

Drobna kobieta w czerwonym szlafroku i upiętych niechlujnie włosach jedynie szerzej otworzyła usta, a jej palce mocniej zacisnęły się na klamce.

– Dzień dobry – powiedziała zachrypniętym głosem. – O tej godzinie?

– To pilne – odparła Delilah. – Wpuści nas pani?

Kochanka Williama jeszcze przez chwilę wyraźnie się wahała, więc blondynka wyciągnęła odznakę. Nim jednak ją pokazała, drzwi otworzyły się szerzej z głośnym skrzypnięciem, a szatynka odsunęła się, by weszli do środka. Skwapliwie z tego korzystali i przeszli przez próg, nie odzywając się już ani słowem.

– Czy wie pani, dlaczego tutaj jesteśmy? – zapytała Delilah, ani na moment nie zrzucając ze swojej twarzy maski opanowanej i spokojnej. Gabrielle zatrzasnęła drzwi i ponownie przekręciła zamek, odwracając się w ich stronę.

– Nie. O co chodzi? – spytała wyraźnie wystraszona i nerwowo poprawiła materiał wełnianego szlafroka.

– Nie ogląda pani wiadomości? – mruknął pod nosem Ian, ale nie zareagowała w żaden sposób. Jedynie wskazała dalszą część mieszkania, więc Delilah ruszyła do salonu, cały czas trzymając się na baczności. Jedno jej spojrzenie wystarczyło, by Gabrielle spuściła wzrok i odchrząknęła.

– Większość czasu spędzałam w pracy – powiedziała w końcu. – Proszę usiąść. O co chodzi?

Delilah i Ian wymienili spojrzenia, po czym blondynka rozsiadła się na kanapie, a mężczyzna do niej dołączył. Mieszkanie było małe, ale utrzymane w porządku i w pomieszczeniu panował półmrok. Gabrielle zapaliła więc światło, przeszła szerokość pokoju i usiadła na krześle, nadal wpatrując się w nich z zaskoczeniem.

– Diane Crawford została zabita – powiedziała Delilah, nie odrywając wzroku od twarzy podejrzanej. Gabrielle zamarła, a jej twarz wyraźnie pobladła.

– Och – westchnęła, mrugając. – Och – powtórzyła głucho i w końcu potrząsnęła głową, jak gdyby chciała wybudzić się z szoku.

– Żona Williama została znaleziona dwa dni temu w ich domu. Została uderzona czymś ciężkim w głowę, nasi specjaliści zajmują się jak na razie, czym dokładnie. Na jej ciele znaleziono jednak liczne siniaki, więc prawdopodobnie szarpała się z oprawcą lub broniła – powiedział Ian i choć jego głos ciął niczym sztylet, był nad wyraz spokojny i nie odrywał spojrzenia od kobiety, która z każdym słowem kuliła się na krześle coraz bardziej. – Czy wie pani, dlaczego panią przesłuchujemy?

Usta jej zadrżały, nim zdobyła się na odpowiedź. Delilah bezszelestnie wyciągnęła znajomy, czarny notes i długopis, po czym otworzyła go i przekartkowała kilka zapisanych stron. Jej ruchy były jednak automatyczne i opanowane, a z każdą sekundą jej spojrzenie twardniało. W tej pracy nie można było okazywać słabości, a ona nauczyła się, że zdecydowanie i oziębłość szły ze sobą parą.

– Wiem – przyznała w końcu i spuściła wzrok na swoje spleciona na kolanach dłonie. Przeszedł ją dreszcz. – Ale przysięgam, że nie mam z tym nic wspólnego. Nigdy bym... Nigdy bym nie zabiła innego człowieka.

Delilah miała ochotę przewrócić oczami. Słyszała tą regułę zbyt wiele razy i stała się dla niej tak samo bezwartościowa jak tłumaczenie, że każdy podejrzany nie miał z tym nic wspólnego. Może dlatego kiedy Gabrielle spojrzała na nią raz jeszcze, nie zobaczyła w jej szarych tęczówkach nawet grama współczucia.

– Z informacji od jednego świadka wiemy, że pani i pan Crawford spotykaliście się – podjęła Delilah spokojnym głosem i zacisnęła palce na długopisie. – Łączył was romans, jak mniemam – dodała, unosząc znacząco brwi.

– To wszystko jedno wielkie nieporozumienie – zaprzeczyła gorliwie kobieta i pociągnęła nosem, choć dłonie wyraźnie jej drżały. – Tak, mieliśmy romans. Poznaliśmy się na jednym z bankietów, a między Willem i Dianą nie układało się wtedy i jakoś tak wyszło, że wylądowaliśmy ze sobą w łóżku. A potem... To wszystko przyszło samo – dodała niechętnie, jak gdyby nie chciała się do tego przyznawać. Delilah jednak od razu zwróciła uwagę na to, że kobieta użyła zdrobnienia przy wymowie imienia mężczyzny. Może więc byli ze sobą jeszcze bliżej, niż zakładała na początku.

– W takim razie coś panią z nim łączy. Czy pan William wspominał o tych problemach małżeńskich? – zapytał Ian, specjalnie zadając nieco inne pytanie, by odwieść kobietę od głównych myśli. Czasami podejrzany skupiał się jedynie na jednym wątku i robił wszystko, by nie wydać prawdy. Zadanie mu nieco innego pytania, które zmieniało bieg wypowiedzi bardzo często sprawiało więc, że przez przypadek mówili więcej niż powinni. Delilah ledwie widocznie kiwnęła głową z aprobatą.

– Starali się o dziecko – przyznała w końcu. – Bardzo długo. Przez to mieli wiele kłótni i niezbyt przyjemną atmosferę w domu. Spotkaliśmy się z Willem akurat wtedy, kiedy mieli dość duży kryzys, a później to wszystko potoczyło się tak, że zbliżyliśmy się do siebie i nie potrafiliśmy tej znajomości zerwać.

– Jesteście blisko nawet teraz? – Kolejne pytanie ze strony Delilah. Zapisała już najważniejsze informacje na jednej z kartek, a teraz ponownie nieustępliwie wpatrywała się w oczy kobiety.

– Tak – potwierdziła, a Ian zerknął znacząco na blondynkę.

– Nie była więc pani zazdrosna o to, że William dzielił życie i z panią, i z inną kobietą?

– Oczywiście, że byłam – odpowiedziała i nagle umilkła, jak gdyby zdała sobie sprawę, że ta informacja działała na jej niekorzyść. Od razu przeszła więc do zaprzeczenia. – Ale nic nie mogłam z tym zrobić, a za bardzo zależało mi na Williamie, żebym odpuściła. Nigdy bym jednak nie zabiła Diany. Przysięgam – jęknęła.

– Naprawdę? – sarknęła Delilah, a Gabrielle poruszyła się niespokojnie. – Dlaczego?

I w tym momencie ponownie zapanowała ta znajoma cisza. Niedługo trzeba było jednak czekać na odpowiedź podejrzanej.

– Ponieważ przyjaźniłam się z Dianą – wyszeptała, a do jej oczu napłynęły zdradzieckie łzy. Właśnie w tej chwili dotarło do niej, że jej przyjaciółka została zamordowana. Słone krople spłynęły po jej twarzy, a z jej gardła wyrwał się szloch, który stłumiła, zasłaniając usta dłonią.

Delilah miała ochotę przekląć głośno pod nosem, ale jedynie zapisała kolejną informację w notesie i mocniej zacisnęła palce na długopisie.

sztambuch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro