« this is normal »

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Normalność to iluzja.

Co jest stanem normalnym dla pająka, 

jest chaosem dla muchy~





HAKYEON

  -Siemanko ludziska! Moje pieski kochane! Wasza cudowna pchełka przyszła!

Przekroczyłem szczęśliwy jak nigdy próg komisariatu. Dziś był taki piękny dzień. Gdy jeszcze chwilę temu szedłem ulicą, ptaszki tak pięknie ćwierkały. Bezpańskie kotki latały mi pod nogami, prosząc się o uwagę i pieszczoty. Moje ludki, które pieszczotliwie nazywam iskierkami, wyglądali dziś zjawiskowo i naturalniej niż zwykle. Nawet trawa była bardziej z zieloną niż wczoraj. Wszystko ze sobą współgrało i tworzyło istną harmonię kolorów.

A w tym wszystkim ja i Ravi.

Od wczoraj nie mogę pozbyć się uśmiechu z twarzy. Wszystko dla mnie rozbłysło. Moje iskierki zaczęły pięknie błyszczeć.

-Zamknij się Hakyeon. Cześć Wonsik. Komendant was wzywa.

Teatralnie złapałem się za serce i spojrzałem na mojego kolegę z pracy, który był tak bezwzględny dla mnie. Nie specjalnie się tym zdziwiłem ani przejąłem. Nic mi nie zniszczy tak pięknego dnia.

-Dzięki Sunggyu. Zaraz pójdziemy.

Mój oficjalnie, nieoficjalny chłopak jak zwykle zgrywał ważniaka. Od kilku lat tłumaczę mu, aby w każdą swoją czynność wkładał więcej uczuć. Niestety, nigdy nie słucha.

-Suho?! A co moja perełka ode mnie chce?

Kim Junmyeon, aka Suho, był najciekawszą osobą na komisariacie. Złościł się najszybciej i on jedyny potrafił wyczuć moją obecność z pięciu metrów oraz puścić się w ucieczkę jak najszybciej, tylko aby nie przebywać w moim towarzystwie dłużej niż to konieczne. Niestety nigdy mu się to nie udaje, jednak za jego upartość powinien dostać dodatkową odznakę.

-Yeon, chodź już.

Mój nadludzki radar wonsikowy wyczuwa zazdrość!

Ravi był typem zazdrośnika, co za każdym razem wykorzystywałem, ponieważ chłopak robił to strasznie uroczo.

-Idę pomidorku.

Ruszyłem za moim czerwonowłosym chłopakiem, którego uwielbiałem drażnić. W towarzystwie innych ludzi niestety chłopak był nie do zbicia i nigdy nie pokazywał prawdziwego siebie. Jednak wiedziałem, że wystarczy, abyśmy zostali sami, a całą swoją frustrację wyleję na nasze wspólne pikantne zabawy w łóżku albo na biurku. Ewentualnie na blacie kuchennym lub w radiowozie. No nie obraziłbym się również za ostry seks na kanapie u sąsiada albo w domu matki Raviego. W ostateczności możemy pójść też do mojej, ale ta szalona kobieta ma coś z głową i nie chciałbym ryzykować, że na drugi dzień moje zabawny obejrzy połowa Korei na stronie internetowej.

Szedłem tanecznym krokiem, aby zniwelować nudę, która za każdym razem wkradała się rano na komisariat. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy wstają z łóżka z ponurym wyrazem twarzy. Każdy powinien cieszyć się kolejnym dniem, gdyż ludzkie życie jest kruche, aczkolwiek piękne.

Gdy byliśmy już przed drzwiami od gabinetu komendanta, automatycznie na mojej twarzy poszerzył się uśmiech. Wszedłem od razu, gdyż nigdy nie pukałem. Junmyeon się za to wściekał, jednak nigdy jakoś się tym nie przejmowałem.

-Siemaneczko Suho! Moja perełko! Diamenciku tego królestwa! Matko, swoich dzieci! Jedyna suczko na komisariacie! Najwspanialszy...

-Zamknij się Hakyeon! Najlepiej to nie odzywaj się w ogóle! Możesz nawet stąd wyjść!

Mówiłem już, jak bardzo kocha mnie komendant? On mnie uwielbia. Pałuje ziemię, po której stąpam.

-Ktoś tutaj znowu wstał lewą nogą..

-Wyjdź.

Mówiłem, że mnie kocha.

-Już się zamykam szefuńciu!

Z nogi na nogę przemieszczałem ciężar swojego ciała, aby nie stać jak kołek. Nie lubiłem bezczynności.
Spojrzałem na moje czerwone jabłuszko, które wydawało się, że jest niesamowicie skupiony na poczynaniach komendanta.

Muszę zmusić Raviego do zmiany koloru włosów na zielony, abym mógł spełnić swoje życiowe marzenie. Teraz gdy ma czerwone, nie mogę do niego krzyknąć, gdy gotuje zupę: Brukseleczko chodź do mnie!

-... Rozumiecie?

Widocznie Junmyeon skończył swoje kazanie, które niestety całe ominąłem.

-Nie panie komendancie.

-Hakyeon idioto, czego nie rozumiesz w zdaniu; Wychodzę, wrócę jutro!?

Czyżbym popisał się swoją inteligencją?

-Rozumiem, że teraz gdy nie będzie ciebie, my mamy przejąć kontrolę nad komisariatem?

-Broń boże! Hakyeon może nawet zrobić sobie dzień wolnego. Kontrolę przejmujesz ty Wonsik. Niestety, ale Lay jedzie ze mną i nie będzie nikogo kompetentnego.

Czułem się trochę pominięty w tej rozmowie, ale nic nie mogłem poradzić, że komendant zgrywa takiego niedostępnego, a Ravi odwdzięcza się za moje wcześniejsze komentarze.

-Możecie już iść.

Od razu na te słowa Ravi otworzył drzwi i ruszył przed siebie. Niestety ja nie chciałem opuszczać jeszcze swojego przełożonego. Musiałem się wszystkiego dokładnie dowiedzieć i odpowiednio zdenerwować bruneta.
Podszedłem bliżej biurka i z wielkim uśmiechem na twarzy nachyliłem się nad Suho.

-Czy moja perełka powie mi jaki kolor skarpetek ma na sobie?

Patrzyłem uważnie mu w oczy, aby żadnej nowej reakcji nie ominąć. Ten człowiek był jak otwarta księga, więc musiałem korzystać, póki nie zna o mnie prawdy i poznać każdy jego odruch.

-Hakyeon...

-No co? Słuchałem dziś rano horoskopu! Pomarańczowe skarpetki to twój szczęśliwy przedmiot!

-Hakyeon..

-Ciesz się, że nie masz tak jak ja figurkę czarnego Power Rangers! Gdzie ja znajdę sklep z takimi rzeczami?!

-Wynoś się!

Byłem całkowicie zadowolony z reakcji Junmyeona. Jego złość była piękna tak jak dzisiejszy dzień.
Odwróciłem się do niego plecami i ruszyłem do wyjścia, śmiejąc się głośno. Musiałem szybko znaleźć Raviego i dokładnie przedyskutować z nim kwestie wczorajszego telefonu od Banga Yongguka. Brak obecności komendanta dzisiejszego wieczoru było jak brak matki podczas szlabanu.

-Rzodkieweczko moja! Gdzie się schowałeś?

Gdy nie usłyszałem żadnego odzewu, postanowiłem podejść do pierwszego lepszego człowieczka i wypytać się go o potrzebną dla mnie informacje.
Jednak jak na złość nikogo w zasięgu mojego wzroku nie było.
Chodziłem dalej i szukałem chłopaka, który został na zawsze uwięziony w moich sidłach. Bez niego będę miał zdecydowanie utrudnione zadanie.

Wszedłem do pomieszczenia, w którym było skupisko pracujących iskierek. Nikt z zebranych nie podniósł nawet głowy, aby na mnie spojrzeć. Zupełnie tak, jakbym nie istniał. Nie podobało mi się to.

-Bando hoboćków! Czy ktoś z was widział mojego granata?!

-Zamknij się idioto i sprawdź w magazynie broni! Niektórzy tutaj próbują pracować!

-Nie koniecznie o to mi chodziło, ale dobra.. Może rzeczywiście tam będzie? Ravi lubi broń..

Zanim się odwróciłem i wyszedłem, ruszyłem wzdłuż wszystkich biurek i upewniłem się, czy aby na pewno wszyscy posiadają pewną konkretną rzecz, która mnie tak interesowała.
Gdy u wszystkich zauważyłem kubek z napojem, zanotowałem w głowie, że nic nie stoi mi na przeszkodzie w wykonaniu mojego planu.

-Dobra ludziska! Bajo!

Ruszyłem biegiem w poszukiwaniu swojego chłopaka. Nie mogliśmy już dłużej czekać. Od tej chwili każda sekunda się liczyła.
Postanowiłem rozpocząć poszukiwania od wspomnianego wcześniej magazynu. Ravi uwielbia chodzić własnymi ścieżkami i często jego osoba jest tam, gdzie być nie powinna. Przynajmniej tak wychodzi z moich założeń. Jako mój chłopak powinien być zawsze przy mnie i opiekować się swoim skarbem.

Ravi powinien kochać mnie tak mocno, jak ja kocham siebie.

Gdy mijałem toaletę na drugim piętrze, coś mówiło mi, abym zajrzał tam i upewnił czy aby na pewno nie ma tam mojej truskaweczki.
Gdy wszedłem do środka, od razu rzuciło mi się w oczy, jaki panował tam brud. Zdecydowanie toaleta na drugim piętrze była najbardziej obrzydliwym pomieszczeniem na całym komisariacie.

-Yeon? Coś długo ci to zajęło.

Nie mogłem uwierzyć w to, że Ravi bez żadnego obrzydzenia dotyka tych obsranych ścian. Na sam widok robiło mi się nie dobrze.

-Ciężko jest znaleźć takiego buraka jak ty.

-Psycholku jakbyś nie zauważył, to przygotowuje wszystko na przyjazd Banga.

Bo papranie się w gównie uszczęśliwi jednego z najbardziej niebezpiecznych gangsterów w Korei.

-Jesteś obrzydliwy.

Jednak chłopak całkowicie olał mój komentarz i wszedł do jednej z kabin, która swoim odorem potrafiłaby zabić umarlaka.
Złapałem się za noc, nie mogąc dłużej wytrzymać tego smrodu. Zdecydowanie nigdy więcej tutaj nie wejdę.

-Moja wisienko na torcie... Nie mamy czasu. Później pobawisz się kupką. Chodź.

-O co chodzi?

Na głupotę swojego partnera przewróciłem oczami i wyszedłem z toalety, czekając przed drzwiami, aż w końcu mój chłopak wyjdzie z tej komory gazowej.
Gdy po nie całej minucie dotarł w końcu do mnie, nie czekając na nic, ruszyłem przed siebie. Kierowałem się do mojej osobistej szafki, aby wyciągnąć z niej coś, co będzie niezbędne do dalszej pracy.

-Marudo, powiesz w końcu, o co ci chodzi?

-Pomyśl!? Jest rano. Wszyscy piją kawę. A mu co chcemy zrobić?

Wyciągnąłem z szafki niewielki woreczek z białymi cukiereczkami w środku, przy tym uśmiechając się szatańsko.

Ten dzień jest piękny!

-Dobra! Więc plan jest taki. Ty papryczko moja masz ich wszystkich zagadać, a ja w tym czasie odwale resztę.

Nie czekając na odpowiedź, pobiegłem do pomieszczenia, w którym byłem jeszcze niecałe dziesięć minut temu. Musiałem znowu odwiedzić wszystkie moje iskierki, zanim spragnieni wypiją wszystkie swoje napoje.
Gdy otwierałem drzwi, zauważyłem jednego ze świeżaków. Młody początkujący policjant był idealny na pierwszą ofiarę.

Jednak kim byłby Cha Hakyeon, gdyby nie zaczął od samego diamencika?

-Hej Sungjong! Niesiesz kawę na komendanta?

Gdy chłopak mnie zauważył, od razu zalała go fala czerwieni. Wiedziałem, że młody podkochuje się w moim Ravim i mój widok za każdym razem go peszył. Jego dobre serduszko nie pozwalało mu w spokoju marzyć o moim chłopaku, bez żadnych wyrzutów sumienia. Niby nie był do końca pewny, czy coś jest między mną a Wonsikiem, bo nigdy oficjalnie nie powiedzieliśmy tego, ale mądry świeżak się domyślił.

-Tak, panie Hakyeon.

Czyż on nie jest uroczy? Gdyby był młodszy i nie kochał się w Ravim, to zaadoptowałbym go.

-Patrz, bocian!

Gdy chłopak na mój genialny sposób odwrócenia uwagi, zareagował właściwie, szybko do filiżanki kawy komendanta wrzuciłem trzy cukiereczki.

-Pan..

-Leć, bo wystygnie!

Ruszyłem przed siebie i podszedłem do pierwszego biurka w kolejce i do mojej drugiej ofiary w tym dniu.
Olbrzym, który mogę się założyć, leciał na hormonach wzrostu, gdyż to nie możliwe, aby przeciętny Koreańczyk był taki wysoki. W dodatku nie tylko ciało ma wielkie. Jego ego i osiągnięcia również sięgają zaskakujących rozmiarów.

-Hejka naklejka Sungyeol! Jak mija ci ten piękny dzionek?

-Teraz już gorzej.

Wykorzystując to, że chłopak zawsze odwracał wzrok, gdy mnie widział, wrzuciłem mu dwie białe kapsułki. Nigdy jakoś go nie lubiłem i specjalnie przygotowałem na niego taką ilość. W dodatku kto wie, jak podziałają na tak wyrośnięte ciało.

-Jak zwykle miły.

-Chcesz coś konkretnego? Mam pracę.

-Chciałem się jedynie przywitać z najprzystojniejszym, zaraz po mnie oczywiście, policjantem!

-Już to zrobiłeś. A teraz zjeżdżaj.

Mimo jego wrednego zachowania ja nadal utrzymywałem uśmiech na twarzy.
Gdy w końcu zauważyłem mojego zbłąkanego chłopaka, pomachałem mu, dając tym znak, aby do mnie podszedł. Sam odszedłem na bezpieczną odległość od olbrzyma, aby przypadkiem nie słyszał naszej rozmowy.

-Mogę włączyć alarm, aby poderwali się z miejsca.

-Nie, to za dużo zachodu. Mogę dać im to i powiedzieć, że to witaminki.

- Nikt zdrowy na umyśle nie weźmie od ciebie witaminek.

Czy powinienem się obrazić?

-Więc wracamy do planu A. Zagaduj ich, a ja podrzucę cukiereczka.

Kiwnął głową i ruszył do kolejnego osobnika, tym razem płci żeńskiej. Osobiście nie lubiłem tej kobiety. Była nieprzyjemna i wścibska. Roznosiła plotki szybciej, niż maszynówka rozdaje pociski.

Z rozdaniem białych kapsułek nie było żadnego problemu. Udało nam się wszystko dokładnie zrobić w mniej niż pięć minut. Czasem sami ułatwiali nam zadanie, idąc na przykład coś wydrukować, albo za potrzebą do toalety.
Byłem bardzo zadowolony z efektów naszej pracy i gdy nikt nie widział, szybko cmoknąłem mojego chłopaka w usta.

-Panie Hakyeon. Panie Wonsik, miałem was poinformować, że komendant opuścił komisariat.

Gdy młody Sungjong już odszedł od nas i usiadł przy swoim biurku na samym końcu, zaraz obok Myungsoo, doszła do mnie pewna niespodziewana i niedorzeczna myśl. Mianowicie, zapomniałem z tego wszystkiego wrzucić młodemu cukierka. W dodatku wytraciłem jego porcje na tego olbrzyma Sungyeola.

-Kurwa, no nie.

-Co się stało?

-Nie wrzuciłem Sungjongowi tabletki na przeczyszczenie. Na jego biurku nie stała żadna szklanka z napojem, więc zapomniałem o nim.

Ravi widocznie niczym się nie przejął, bo stwierdził, że młody nie będzie żadnym problemem. Wieczorem po prostu da mu się zadanie w dokumentacji albo przydzieli się go do słuchania zeznać starych babeczek, które będą narzekały na niewychowaną młodzież.

Przez resztę dnia na komisariacie było niesamowicie spokojnie. Ja nie wychylałem się i siedziałem przy biurku, obserwując swoich kolegów z pracy, którzy nagle poczuli chęć skorzystania z toalety częściej niż zazwyczaj. Chciało mi się śmiać za każdym razem, gdy widziałem ich zdezorientowane i zawstydzone miny.
Szczególnie zachowanie Sungyeola doprowadziło mnie do płaczu i bólu brzucha. Chłopak nie wiedział, co się z nim dzieje i jak już poszedł do upragnionej toalety, aby sobie ulżyć, do tej pory nie wrócił. Widocznie dwie tabletki były zbyt mocne.

W takim razie ciekawe co u naszego komendanta?

Tabletki, którymi ich poczęstowałem, były najmocniejszymi środkami oczyszczającymi, które poleciła mi moja mama. Twierdziła, że przez cały dzień będą działać i nie ma mowy, aby na kogoś nie podziałały.

A ta kobieta wiedziała, co mówi.

Gdy zauważyłem Raviego, gdy wchodził do pokoju, w którym trzymamy prywatne rzeczy, nie mogłem takiej okazji zmarnować. Szczególnie teraz, gdy wszyscy okupowali toalety.
Poderwałem się z krzesła i tanecznym szybkim krokiem ruszyłem do niego.
Od razu, gdy tylko odwrócił się w moją stronę, rzuciłem mu się na szyję i zacząłem namiętnie i dziko całować po całej twarzy. Byłem strasznie napalony na niego i nie mogłem normalnie myśleć. Wszystko odeszło na dalszy plan. Liczył się teraz tylko on.
Oczywiście Wonsik nie zostawał dłużny, każdy pocałunek oddawał, również z mocną zawziętością.

-Kochanie, dzwonił Bang. Jest już przed komisariatem i czeka na nasz znak.

No i zniszczył całą atmosferę. On się nigdy nie nauczy, że z tak drobnym i delikatnym chłopakiem jak ja odchodzi się bardzo delikatnie. Szczególnie w tak intymnych sytuacjach, jak ta.

-Moja słodka malinko... Kiedy ty się nauczysz, że to ja jestem dla ciebie najważniejszy?

-Malinko, truskawko, pomidorku, wisienko.. Masz coś jeszcze?

-Suszona żurawinko, soczysty arbuziku, kwaśna czeresienko, krwista papryczko... No i na tym koniec. Skończyły mi się pomysły...

-To dobrze.

-... więc teraz musisz zmienić kolor włosów na zielony, moja ty krewko z okresiku!  

~*~

Koniec!

Chciałam na początku zrobić z tego taką fajną krótką parodię, ale nie umiem jednak tak pisać ;'(
Wyszło więc jak wyszło xd

Mam nadzieję, że się podobało;*

Kocham was 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro