14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!




-Wiedźmo. - usłyszałam czyjś głos. Zamruczałam pod nosem i olałam go. - Bonnie, zlituj się. Obiecałem, że Cię nie dotknę, a coś czuję, że jeśli nie dotrzymam słowa a Ty odzyskasz moc to ja na tym ucierpię. - Kol... Czyli to wszystko nie był sen. A szkoda. Westchnęłam i powoli uchyliłam powieki. Zamrugałam kilkukrotnie rozglądając się wokół.

-Coś mówiłeś? - mruknęłam i powoli się podniosłam, aby usiąść. Postawiłam fotel do pierwotnej pozycji i oparłam o siedzenie. Nie była to najprzyjemniejsza noc w moim życiu, trochę ścierpłam, ale mogło być gorzej. Rozejrzałam się wokół. - Gdzie jesteśmy? W Nowym Orleanie? - zapytałam. Matko, ale mam chrypę...

-Jeszcze jakieś dwie godziny. W nocy zrobiłem jeden postój, żeby zatankować i teraz robię drugi. Chcesz coś do picia albo do jedzenia? - zaproponował. Od razu pokiwałam głową.

-Tak. - odparłam - Zdecydowanie muszę coś zjeść. - zaśmiał się kręcąc głową i skręcił, aby wjechać na stację paliw. Przeciągnęłam się i powoli odpięłam pas. Wampir szybko zabrał się za zatankowanie auta. Wyszłam i samochodu. Zdecydowanie muszę rozprostować nogi, ścierpłam bardziej niż myślałam.

-Idziemy? - mruknął. Pokiwałam głową. Szybko złapałam dwie czekolady mleczne, paczkę chipsów i dwie pepsi w puszce. O mój Boże! Żelki! Pragnę ich. Nie mam wolnej ręki... Zaczęłam się rozglądać, aby złapać wzrokiem Kola. Mam go.

-Mikaelson. - uśmiechnęłam się uroczo, pierwotny zmarszczył brwi i powoli do mnie podszedł.

-Zdajesz sobie sprawę z tego, że w Nowym Orleanie są sklepy i nie musisz robić zapasów? - parsknął śmiechem. Przewróciłam oczami.

-Powiedziałeś, że jeszcze jakieś dwie godziny drogi, mam umrzeć z głodu? - prychnęłam. - Zresztą mniejsza, weź mi dwie paczki żelek. - skinęłam głową na półkę ze słodyczami. Pierwotny uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową. Mimo to szybko chwycił w dłoń dwie paczki słodkości. Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.

-Zadowolona? - zapytał, gdy zmierzaliśmy do kasy. Szybko skinęłam głową. Kasjerka szybko skasowała zakupy, ale nim zdążyłam sięgnąć po portfel, Mikaelson już zapłacił kartą. Spiorunowałam go wzrokiem. Szatyn całkowicie to olał i szybko chwycił torbę z jedzeniem.

-Wiesz, że ja mam pieniądze i mogę za siebie zapłacić? - prychnęłam, gdy już siedzieliśmy w samochodzie. Wampir szybko odpalił silnik i odjechał.

-Wiem, ale dla mnie pieniądze to nie problem. - wzruszył ramionami - Nie widzę problemu, żebym nie mógł zapłacić Ci za jakieś słodycze. - zaśmiał się. Pokręciłam głową.

-Jeśli myślisz, że przekupisz mnie jedzeniem to jesteś w błędzie. - prychnęłam mierząc go wzrokiem.

-Naprawdę myślisz o mnie aż tak źle? Cokolwiek zrobię musi mnie jakiś ukryty cel? - spojrzał na mnie kątem oka, ale szybko przeniósł wzrok na drogę. Kurde... Czy myślę o nim aż tak źle? Tak. Przecież to przez niego nie żyje moja mama. Jest psychopatą, który próbował zabić Jeremiego. Zresztą ma na koncie dużo więcej przewinień. Pokręciłam głową.

-Znam tylko taką wersję Kola Mikaelsona. - mruknęłam w końcu - Niebezpiecznego, psychopatycznego maniaka. - wyjaśniłam - Nie wiem czy masz jakąś dobrą stronę, bo najzwyczajniej w świecie takiej nie wiedziałam. Nigdy wcześniej jej nie pokazałeś. - westchnęłam.

-Więc może dasz mi szansę? - mruknął. Spojrzałam na niego niepewnie. - No co masz do stracenia, kobieto? - jęknął zmęczony. Westchnęłam głośno.

-No nie wiem. - pokręciłam głową - Nie wiem czy jestem w stanie Ci zaufać. - stwierdziłam szczerze.

- Nie musisz mi mówić wszystkiego. - westchnął - Przecież nie twierdzę, że od razu mamy się stać najlepszymi przyjaciółmi. - wzruszył ramionami. Burknęłam cicho pod nosem. Ma rację... Wystarczy, że będę go tolerować przez kilka dni, nie muszę się z nim zaprzyjaźniać, wystarczy, że się dogadamy.

-Okey. Niech będzie. - niepewnie zabrałam głos - Dam ci szansę, ale i tak utrzymujemy dystans. - mruknął dobitnie - Między nami ma być przynajmniej metr odstępu. - warknęłam - I nie przekraczasz tej granicy, jasne? - syknęłam. Spojrzał na mnie w politowaniem.

-Mam chodzić z metrowym odstępem od Ciebie? - prychnął.

-Tak. - warknęłam.

-W tym momencie dzieli nas mniej niż metr. - parsknął śmiechem.

-Więc wyjdź. - uśmiechnęłam się wrednie. Przewrócił oczami.

-Może się jednak dogadamy. - wzruszył ramionami, śmiejąc się.



*******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro