15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!




Witamy w Nowym Orleanie.

-Daleko jeszcze? - mruknęłam gdy minęliśmy tabliczkę, która informowała, że znaleźliśmy się w mieście.

- Nie. Jakieś dwadzieścia minut. - poinformował.

- Gdzie musimy się udać najpierw? - zapytałam.

-Moja rodzinna posiadłość. - odparł - Musimy znaleźć księgę Esther, mam wrażenie, że będzie właśnie tam. - wyjaśnił. Skinęłam głową. Chwila!

-Jak to "masz wrażenie"? Powiedziałeś, że wiesz gdzie jest ta cholerna księga! - warknęłam patrząc na niego.

- No wiem... Ale odpowiedz szczerze, gdybym powiedział, że nie jestem pewny tego gdzie jest księga przyjechałabyś tu ze mną? - zerknął na mnie. Zastanowiłam się chwilę.

- Nie. - odparłam zgodnie z prawdą - Gdybym wiedziała, że nie wiesz gdzie księga to nie przyjechałabym tu. - mruknęłam niechętnie.

-No właśnie! - spojrzał na mnie i machnął jedną dłonią, ściągając ją z kierownicy. Przełknęłam gulę w gardle.

-Błagam obie ręce na kierownicy! - pisnęłam zasłaniając usta dłońmi i szybko zamknęłam oczy. Nie chcę na to patrzeć.

-Już. - mruknął - Wyluzuj, możesz patrzeć. - Westchnął. Niepewnie uchyliłam jedno oko i spojrzałam na Kola. Nie kłamał, obie ręce trzymał na kierownicy. Wypuściłam powietrze z płuc i otworzyłam oczy.

- To nie zmienia faktu, że nie powinieneś mnie okłamywać. - przewrócił oczami - Przecież tej księgi może tam nie być... Co wtedy zrobimy, geniuszu? - zakpiłam spoglądając na niego.

-Poszukamy gdzieś indziej. - zaproponował. Debil... Jeśli bez sensu zmarnuję dla niego czas to zacznę szukać kołka z białego dębu. Przysięgam.

-Jesteś beznadziejny. - prychnęłam. Parsknął głośnym śmiechem.

-Dzięki, wiedźmo. - mruknął - Jesteśmy. - dodał po chwili i zjechał na parking. Rozejrzałam się wkoło. Całkiem ładna okolica. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy Mikaelson opuścił auto. Nagle zauważyłam pierwotnego przed drzwiami samochodu, wyciągnął dłoń w moją stronę. Przyjąć pomoc czy nie? Przyjąć czy nie? Co robić? Miałam mu dać szansę, ale miałam też na niego uważać... Pomocy. Potrzebuję pomocy specjalisty.

Odpięłam pas i niepewnie chwyciłam go za rękę, jednocześnie przyjmując oferowaną pomoc. Kol pomógł mi wyjść z auta. Stanęłam przed nim. Ponownie był zbyt blisko, uniosłam głowę w górę, aby spojrzeć mu w oczy.

-Mikaelson. - wyszeptałam.

-Hm? - mruknął.

-Powiedziałam, przynajmniej metr odstępu. - warknęłam puszczając jego dłoń i krzyżując ręce na piersi. Roześmiał się i przewrócił oczami. Spojrzał na mnie spod byka i zrobił krok w tył. Uśmiechnęłam się zwycięsko. - Od razu lepiej. - mruknęłam. Jeszcze raz rozejrzałam się wokół, w końcu mój wzrok padł na Mikaelsona, który cały czas się we mnie wpatrywał. - Powiesz, gdzie idziemy? Jestem tu po raz pierwszy i nie mam pojęcia gdzie twój dom. - mruknęłam wzruszając ramionami.

-Chodź. - uśmiechnął się pod nosem i ruszył przed siebie. Westchnęłam i ruszyłam za nim, cały czas się rozglądając. Jejku, dlaczego nikt nigdy nie powiedział mi, że Nowy Orlean to takie cudowne, kolorowe miasto? Gdybym o tym wiedziała na pewno bym tu przyjechała wcześniej. Zapatrzona w budynki wpadłam na plecy Mikaelsona. Szatyn odwrócił się w moją stronę i spojrzał kpiąco. - To chyba ja powinienem kazać tobie trzymać się z daleka. - parsknął śmiechem. Przewróciłam oczami.

-Pierwszy raz jestem w tak ładnym mieście, nigdy nie miałam okazji, aby patrzeć na coś takiego na żywo. - wyjaśniłam - Masz zdecydowanie za wysoką samoocenę. To chyba kompleks każdego Mikaelsona. - zauważyłam przygryzając dolną wargę. Nie dam się sprowokować. Już ja mu pokażę!

-Tłumacz to sobie jak chcesz, ale to ty lecisz na mnie. - puścił mi oczko. Parsknęłam śmiechem.

-Zatrzymałeś się nagle na środku chodnika! - pisnęłam - Nikt normalny by się tego nie spodziewał! - tłumaczyłam się - Zresztą nie ważne! - potrząsnęłam głową - Miałeś prowadzić do waszej rodzinnej posiadłości, a... - przeniosłam wzrok z Kola na bramę przed nami. O kurwa. Posiadłość? To jest pieprzony zamek... Jestem pewna, że moje oczy wyglądają teraz jak pięciozłotówki. Jeśli wewnątrz wygląda tak jak na zewnątrz, to chcę tam zamieszkać.

-Wiem, robi wrażenie. - mruknął i stanął ramię w ramię ze mną.

- Kol. - zaczęłam.

- Tak? - spojrzał na mnie.

-Metr odstępu! - wrzasnęłam. Pierwotny parsknął śmiechem i odsunął się ode mnie na krok. Od razu lepiej.

*****
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro