16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!






-Zapraszam! - wskazał dłonią wejście. Westchnęłam i powoli przekroczyłam bramę, rozglądając się. Nagle zapragnęłam zostać Mikaelsonem. Chcę mieszkać w takim miejscu!

-Wow. - wyszeptałam i obkręciłam się wokół własnej osi rozglądając się - Zazdroszczę.

-Mieszkania? Daj spokój... - prychnął - Może i fajnie mieszkałem, ale za to moje stosunki z rodziną to istna masakra. Oddałbym to, żeby tylko mieć lepszy kontakt z rodzeństwem. - wzruszył ramionami. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy bym nie pomyślała, że Kol Mikaelson chciałaby być bliżej z rodziną. On jednak ma uczucia. Albo bardzo dobrze udaje, żeby zdobyć moje zaufanie... Yhhh. Chcę wiedzieć o czym on myśli i jaki ma w tym wszystkim cel! Zobaczyłam jak Kola macha mi dłonią przed twarzą. - Halo. Wiedźmo, znowu Cię ścięło. - mruknął. Zamrugałam i spojrzałam na niego.

-Wybacz, po prostu nie spodziewałam się takich słów od Ciebie. Nie pomyślałabym, że zależy ci na kontakcie z rodziną... Nie wiedziałam, że są dla Ciebie tak ważni. - mruknęłam wzruszając ramionami. Prychnął.

- Daj spokój. Skończmy temat. - mruknął - Oprowadzę Cię. - chwyciłam go za nadgarstek.

-Pierwszy raz zauważyłam, że masz uczucia. - zdziwiłam się - Więc nie marnuj szansy, że zbudziłeś moje zainteresowanie i mów co chciałeś powiedzieć. - warknęłam patrząc mu w oczy.

-Naprawdę masz ochotę słuchać o moich problemach z rodzeństwem? - zakpił. Pokiwałam głową z uśmiechem. - A mogę w skrócie? - jęknął, przewróciłam oczami i mimo wątpliwości powoli skinęłam głową - Świetnie! - skwitował - Lata temu, złożyli sobie przysięgę zawsze i na wieki, jak się domyślasz beze mnie. Tylko Klaus, Elijah i Rebekah. - wyjaśnił - Ciągnęło się to przez wieki, siebie bronili mnie wystawiali. - tłumaczył dalej - Nigdy nie wiadomo co strzeli Klausowi do głowy, ale wolę być ubezpieczony. Nie ufam mu. - prychnął kręcąc głową.

-Wow... - wyszeptałam - Nie pomyślałabym, że aż tak bardzo nie lubisz rodzeństwa. - mruknęłam - Próbowałeś z nimi porozmawiać? - spytałam.

-Tak. - pokiwał głową - Ale gdy tylko zacząłem mówić, Klaus wbił mi sztylet w serce. - wyjaśnił i w końcu spojrzał mi w oczy. On mówi prawdę. Nie kłamie... A to aż dziwne. - Dobra. Koniec mojej historii rodzinnej! - skwitował - Oprowadzę Cię i wybierzesz sobie pokój. - odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku schodów. Westchnęłam cicho i poszłam za nim.

-Współczuję... - mruknęłam cicho.

-Żadnej litości! Nie potrzebuję tego. - spojrzał na mnie - Było minęło. - uśmiechnął się lekko - Teraz mam kogoś kto pomoże mi z rodzinką. - puścił mi oczko.

- Nie pomagam Ci z rodziną! - zaoponowałam - Jeśli odzyskam moc, dostajesz sztylet i tyle. Przysługa za przysługę. - spiorunowałam go spojrzeniem - Więc nie wyobrażaj sobie za dużo. - mruknęłam.

-Ale przyznaj, że trochę mnie jednak lubisz. - zaśpiewał pokonując ostatnie stopnie, spojrzałam na niego zażenowana.

-Tak. Zyskałeś moją sympatię kiedy zabiłeś mi matkę! - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Prychnął pod nosem.

-Było minęło. - machnął lekceważąco dłonią - Przestań żyć przeszłością... I po prostu przyznaj, że masz do mnie słabość. - wzruszył ramionami - Zresztą jak każda kobieta na ziemi, przecież nazywam się Kol Mikaelson. - dumnie wypiął pierś. Stanęłam obok niego na szczycie schodów.

-Przez słabość do Ciebie, mam ochotę zrzucić Cię ze schodów. - odparowałam szatańsko się uśmiechając.

-Ciekawa gra wstępna. - skwitował - Uprzedzam, że lubię przejmować kontrolę. - zaśmiał się i ruszył korytarzem, a ja poszłam od razu za nim.

-Chyba się nie zrozumieliśmy. - prychnęłam.

-Ważne, że przyznałaś, że masz do mnie słabość. - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.

-W twoich snach. - odparowałam. Szatyn pokręcił głową śmiejąc się. Nagle zostałam przyparta do ściany. Dłonie pierwotnego znalazły się na moich ramionach, swoimi biodrami przywarł do moich, aby mnie unieruchomić. Mój oddech przyspieszył, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Powoli uniosłam wzrok i spojrzałam Kolowi w oczy, jednocześnie starałam się zrobić najgroźniejszą minę na jaką było mnie stać.

-I co? Dalej uważasz, że nie masz do mnie słabości? - sarknął. Jego spojrzenie przewiercało mnie na wylot, ale mimo to zawzięcie patrzyłam mu w oczy.

-Kol. - wyszeptałam, szatyn skinął głową, dając mi znać, że mam kontynuować - Krok w tył! - syknęłam, zebrałam w sobie całą siłę jaką miałam i odepchnęłam wampira. Czego on nie rozumie w zdaniu "trzymaj się metr ode mnie".



******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro