21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!


Po kilku drinkach czułam jak alkohol rozgrzewa mnie od środka. Siedziałam z Kolem w tym samym barze i kończyłam już piątą szklankę przy okazji jedząc hamburgera, który swoją drogą był przepyszny.

-Która godzina? - mruknęłam z pełną buzią, gdy Mikaelson wyciągnął telefon z kieszeni spodni. Spojrzał na wyświetlacz.

-Dwudziesta druga. - odparł a ja skinęłam głową - Kończ jedzenie i idziemy. - poinformowałam. Przełknęłam kawałek, który właśnie gryzłam.

- To jeszcze nie koniec? - zdziwiłam się. Parsknął śmiechem.

-Uważasz, że zabrałbym Cię do miasta, w którym odbywają się najlepsze imprezy i jedyne co bym Ci pokazał to bar? - zakpił - Za kogo Ty mnie masz? To dopiero początek, tego cudownego wieczoru. - oznajmił szczerząc się jak psychopata. Zaczynam się bać...

- Ale jutro musimy się zabrać za szukanie księgi Esther i... - zatkał mi usta dłonią.

-Cśśś. - uciszył mnie - Nie psuj tego cudownego wieczoru. Powiedziałem, że jutro się tym zajmiemy, więc tak zrobimy. - westchnął - Trochę zaufania. - oderwałam jego dłoń od swoich ust. Popatrzyłam na niego z politowaniem... Przecież jeśli dalej będziemy tak pić, to nie będziemy w stanie jutro wstać...

- Więc musimy już teraz przestać pić. - oznajmiłam.

-Miałaś nie myśleć tylko się bawić! Przestań ciągle ustalać zasady, przeżyjesz całe życie i nie zrobisz nic szalonego! - narzekał - Wyobraź sobie, że ja nie jestem Eleną i nie potrzebuję niańki. - prychnął. Chciałabym mu zwrócić uwagę, ale nie mogłam. Miał cholerną rację, cokolwiek robiłam, musiałam mieć na uwadze dobro Eleny i innych. Może faktycznie potrzebuję odrobiny zabawy i luzu?

-Gdzie mnie zabierasz? - zapytałam, gdy przełknęłam ostatni kawałek hamburgera. Dopiłam drinka i szybko wzięłam cytrynę do ust. Nie chcę więcej czuć tego ognia w gardle...  To był horror.

- Po prostu chodź. - uśmiechnął się wstając. Westchnęłam i niepewnie podążyłam za szatynem.

Wyszliśmy z baru, a pierwotny zaczął się rozglądać po czym wysunął dłoń w moją stronę. Uniosłam brew w górę. Chyba jakiś żart. Westchnął głośno.

- Mam Cię ciągnąć żebyś się nie zgubiła? Czy nie lepiej będzie wyglądało jeśli po prostu dasz mi rękę? - wzruszył ramionami. Na jego ustach był ten charakterystyczny uśmiech, który przeraziłby nie jednego... Westchnęłam głośno i powoli podał mu rękę. Mikaelson uśmiechnął się pod nosem i splótł nasze palce. Posłał mi ostatni uśmiech i ruszył do przodu. Rozglądałam się wokół, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów w razie gdyby Kol postanowił mnie gdzieś zostawić. Nagle przed nami pojawił się tłum ludzi. Wszyscy tańczyli i śpiewali, w kilkoro nawet grało na różnych instrumentach. Na twarzach mieli najróżniejsze maski.

-W Nowym Orleanie ciągle odbywają się jakieś parady i imprezy. Wszystko dla ludzi. - wyjaśnił - Praktycznie co weekend coś się dzieje. Nie ma nudy. - skwitował.

-Wow... - pokiwałam głową z uznaniem - Ludzie nie mają dość hałasów? - zapytałam.

-Proszę Cię. - wzruszył ramionami - Każdy wychodzi z domu i korzysta, alkohol i jedzenie za darmo plus świetna zabawa w towarzystwie znajomych. - skwitował. Pokiwałam głową.

-Rozumiem. - mruknęłam wciąż się rozglądając. Zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę tłumu. W mojej dłoni od razu znalazł się kieliszek z alkoholem. Zaskoczona spojrzałam na Kola.

-Mówiłem. - zaśmiał się i podniosł drugą dłoń, w której miał kieliszek z trunkiem. Przygryzłam dolną wargę.

-Co to w ogóle jest? - zapytałam. Roześmiany szatyn pokręcił głową.

-Nikt nie wie dopóki nie spróbuje. - skwitował. Niepewnie przeniosłam wzrok na szkło w dłoni. To zdecydownaie nie był dobry pomysł. - Do dna. - zarządził stukajac naszymi kieliszkami. Szybko opróżnił szkło, nawet się nie krzywiąc. - Dalej. - ponaglił mnie. Pokręciłam głową, ale szybko powtórzyłam jego działanie i po chwili trzymałam w dłoni pusty kieliszek. Przełknęłam ostry trunek.

- Co do kurwy... - wyszeptałam chwytając się za gardło. Ale pali!

-Bimber. - wyjaśnił.

-Dzieło szatana. - podsumowałam wzdychając. Widząc moją minę po raz kolejny wybuchł śmiechem, a ja mu zawtórowałam.

Ruszyliśmy dalej i ponownie w mojej dłoni znalazł się trunek w szkle. Co opróżniłam jeden już miałam drugi, także po chwili miałam w głowie niezły chaos. Nagle poczułam dłonie Kola na mojej twarzy, a po chwili miałam na niej jakąś maskę. Zażenowana popatrzyłam na pierwotnego, który zanosił się śmiechem. Szybko chwyciłam telefon z kieszeni i wycięgnęłam go. Odblokowałam ekran i włączyłam aparat. No i z czego on się śmieje? W tej masce wyglądam świetnie. Poczułam dłoń szatyna na swojej wyciągnął mi telefon i uśmiechnął się do obiektywu. Posłałam mu zdegustowane spojrzenie, ale widząc jego karcący wzrok spojrzałam na aparat i wytknęłam język robiąc dłonią znak Victori. Mikaelson w tym czasie zrobił nam zdjęcie, po czym oddał moją własność.





******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro