25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!




Kol szybko zdobył szczątki swojej matki i od razu ruszyliśmy na cmentarz Lafayette, gdzie była krypta, w której miałam poświęcić jej resztki. Tia... Moim marzeniem było spalenie zwłok kobiety, która była matką pierwotnych, w dodatku dziwką. Mikaelson położył kości kobiety na ołtarzu i podał mi księgę.

-Skoro nie mam mocy jak mam wypowiedzieć zaklęcie? - mruknęłam. Jak mogłam o tym wcześniej nie pomyśleć? Jestem głupia. - To się nie uda. - jęknęłam. Szatyn pokręcił głową.

-Uda się. - mruknął pewnie - Będziesz czerpała siłę ze mnie. - wyjaśnił.

- Ale nie mam mocy! - pisnęłam - Nie da się rzucić żadnego zaklęcia jeśli nie ma się mocy. - warknęłam wkurzona.

-Wiedźmo, powiedz mi. - zaczął - Kto żyje na tym świecie dłużej? - zawiązał ręce na piersi.

-Ty. - mruknęłam niechętnie.

-A wiesz, że byłem czarownikiem? - zainteresował się.

-Tak. - powiedziałam, wciąż go obserwując.

-Świetnie. - skwitował z uśmiechem na ustach - Więc mnie posłuchaj. Chwycisz mnie za rękę i wypowiesz słowa, która są tu zapisane. - mruknął uderzając dłonią w otwartą księgę - Proste, prawda? - wzruszył ramionami.

-Niby tak... - przytaknęłam.

-Tyle chciałem usłyszeć. - prychnął i wyciągnął dłoń w moją stronę. Niepewnie ją chwyciłam i skierowałam wzrok na zaklęcie. Okey... Wymaga naprawdę dużej mocy. A ja nie mam jej w ogóle! To się nie może udać. Wzięłam wdech i zaczęłam czytać. Najpierw muszę odebrać moc. Okey. Dam radę. Zamknęłam oczy.

-Phasmatos Tribum, Exum Sue, Redem Su, Tatou Quo. - zaczęłam mówić. Poczułam jak Kol mocniej ściska moją dłoń. Chyba miał rację, to działa. - Phasmatos Tribum, Exum Sue, Redem Su, Tatou Quo. - powtórzyłam, a ciało Esther zaczęło płonąć. Poczułam jak przez moje ciało przepływa fala gorąca, jakbym miała w organizmie ogień.

-Udało Ci się. - mruknął. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na pierwotnego. - Zabrałaś moc z jej ciała, teraz jest twoja. - wyjaśnił uśmiechając się. Ogień, który spalił szczątki kobiety zaczął słabnąć, aż w końcu całkowicie zniknął.

Zadowolona puściłam jego dłoń i rzuciłam mu się na szyję. Udało się! Dzięki niemu odzyskałam moc! Znów będę mogła wrócić do zaklęć.

-Dziękuję! - wyszeptałam wciąż mocno go przytulając. Poczułam jak jego dłonie mocniej obejmują mnie w talii. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Powoli się od niego odsunęłam, stając w odległości około metra.

Wziął głęboki wdech i oparł się o kamienny ołtarz.

-Wszystko okey? - zapytałam, kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Tak. - uśmiechnął się lekko - Po prostu czerpałaś siłę ze mnie, a przejęłaś naprawdę wielką moc. Trochę to odczułem. - zaśmiał się.

-Wybacz, nie wiedziałam, że będziesz przez to cierpiał. - wyjaśniłam zaciskając wargi.

-Nic mi nie będzie. - machnął dłonią - Napiję się krwi i wszystko wróci do normy. - puścił mi oczko. Pokiwałam głową. Chwyciłam za rękaw bluzy i podwinęłam go do łokcia. Pokonałam dzielącą nas odległość i podsunęłam nadgarstek bliżej jego twarzy.

-No co tak patrzysz? - prychnęłam - Pij, póki jestem hojna i chcę pomóc. - syknęłam szczerząc się.

- Nie będę Cię wykorzystywał. - zaoponował.

-Przeżywasz jakbyś to robił po raz pierwszy. - zakpiłam - W łóżku nie miałeś takich wątpliwości. - przewrócił oczami - Pij, idioto. - syknęłam.

-Jesteś pewna? - spojrzał mi w oczy. Od razu pokiwałam głową. Raczej mnie nie zabije... - Okey. - mruknął. Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie. Zdziwiłam się, gdy odsunął włosy z mojej szyi. - Nie patrz tak na mnie. - zaśmiał się - Jeśli mam wypić krew potężnej czarownicy to nie mam zamiaru się ograniczać do nadgarstka. Muszę korzystać. - wyszczerzył się ukazując pokaźnych rozmiarów kły. Przysunął się bliżej mnie i powoli wpił się w moją szyję. Wstrzymałam oddech, gdy przebijał się przez skórę. Ból był chwilowy i do zniesienia. Dłonie Mikaelsona znalazły się na moich biodrach, trzymając blisko siebie. Poczułam, że robię się słabsza. Pierwotny powoli się ode mnie odsunął i patrzył na moją twarz z uśmiechem. Oblizał usta pozbywając się z nich mojej krwi. - Wszystko Okey? - zapytał chwytając moją twarz w dłonie i przyglądając mi się.

-Tak. - skinęłam głową - Jest dobrze. Myślisz, że jak dużą moc teraz mam? - zapytałam obejmując się ramionami. Wzruszył ramionami.

-Większą niż wcześniej. - odparł - Pochodzisz z rodu Bennett, już wtedy miałaś wielką siłę. Teraz mając w sobie moc mojej matki jesteś jeszcze potężniejsza. - uśmiechnął się.

-Naprawdę dziękuję, Kol. - ponownie zarzuciłam ręce na kark Mikaelsona i mocno go przytuliłam. Zaśmiał się również mnie obejmując.

-Chodźmy stąd. - mruknął.

-A co z... - wskazałam na kości Esther - tym? - mruknęłam.

-Teraz już są bezużyteczne. - prychnął i pociągnął mnie za rękę. Szybko wyszliśmy za bramę cmentarza.

-Myślałam, że chcesz mnie po prostu wykorzystać do swoich celów. - wyjawiłam - Myliłam się. Wybacz. - zaśmiał się.

-Nie ma o czym mówić. Będąc szczerym potrzebowałem potężnej czarownicy. - wzruszył ramionami - Ty byłaś najpotężniejszą na jaką mogłem liczyć, więc w sumie chciałem Cię wykorzystać. - wyznał.

-Jednak dupek. - skwitowałam. Parsknął śmiechem. - Chodź, zrobię Ci ten twój sztylet. - oznajmiłam.

-Musisz odpocząć. Nie wszystko na raz, jutro rzucisz potrzebne zaklęcie. - skinęłam głową. Martwił się o mnie, to urocze! Albo po prostu potrzebuje mnie żywej... Mniejsza.


******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro