26.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!



Starałam się nie ulec urokowi Mikaelsona, ale nie wyszło mi to najlepiej. Właśnie siedzieliśmy u niego w pokoju i kończyliśmy drugą butelkę bourbonu, który swoją drogą należał do Klausa. Kol miał rację, przez rzucone zaklęcie oboje byliśmy bardzo zmęczeni, więc pomysł, że sztylet zrobimy jutro, był trafiony w dziesiątkę.

Leżałam na łóżku pierwotnego i gapiłam się w sufit bez większego powodu.

-Wiesz co, Mikaelson? - przekręciłam się na bok, aby patrzeć bezpośrednio na wampira.

-Słucham. - spojrzał na mnie, kładąc ręce pod głowę, aby było mu wygodniej.

-Mówię to bardzo niechętnie, ale świetnie się bawiłam. - westchnęłam - Chyba naprawdę potrzebowałam dobrej zabawy i kogoś z kim mogłabym trochę wyluzować. Z moimi znajomymi ciągle muszę myśleć o konsekwencjach. - mruknęłam - Mają talent do pakowania się w kłopoty... - prychnął.

- Czy kiedykolwiek to oni ratowali Ciebie a nie ty ich? - zagaił temat. Czy kiedykolwiek to oni ratowali mnie? No nie bardzo... Raczej to moja rola. Spojrzałam mu w  oczy i pokręciłam głową.

- Nie. To ja jestem od ratowania innych. - zaśmiałam się. Pokręcił głową wzdychając.

-Szkoda mi Cię. Chyba nigdy w życiu nie byłem tym odpowiedzialnym. - uśmiechnął się pod nosem - Zawsze pakowałem się w kłopoty a Elijah musiał mnie z nich wyciągać. - rozmarzył się. Na mojej twarzy nieświadomie pojawił się uśmiech.

-Zazdroszczę. - stwierdziłam - Właśnie dlatego czas, który z Tobą spędziłam był taki przyjemny. Nie musiałam się niczym martwić. - wyznałam. Tak bardzo nie chcę wracać do codzienności...

-To dlaczego tak bardzo chcesz wrócić? - zdziwił się. Zagryzłam dolną wargę.

- Nie mam innej opcji. Tam są Stefan, Damon i Jeremy. Teraz zostali mi tylko oni. - westchnęłam.

-Tak. Zwłaszcza Jeremy, co? - poruszał brwiami. Wybuchłam śmiechem.

-No dobra... To długa historia, ale kurde! Gość mnie zdradził z duchem. - Kol parsknął śmiechem - To się nie zdarza często, ale dla mnie całowanie to też zdrada. - wyjaśniłam.

-A ja go w ogóle nie rozumiem. - mruknął.

- To znaczy? - zaintrygował mnie.

-Miał taką laskę i zdradził ją z duchem, ducha nie da się zaliczyć. - wybuchłam głośnym śmiechem.

-Seks nie jest najważniejszy! - pisnęłam i uderzyłam go poduszką w twarz. Jednak po dłuższym zastanowieniu, postanowiłam kontynuować. - W sumie masz rację... - skrzywiłam się - Idiota i tyle.- podsumowałam.

-No przecież mówię. - mruknął zadowolony faktem, że znów miał rację.

-Nie sądziłam, że to powiem, ale będzie mi Ciebie brakowało... Te dwa dni były całkiem znośne. - stwierdziłam.

-Było fajnie. - podsumował - Musisz wracać do Mystic Falls? - spojrzałam na niego zaskoczona. Takiego pytania się nie spodziewałam. - Przecież nic Cię tam nie trzyma. - mruknął. Westchnęłam zastanawiając się nad jego słowami. Kurde. A jeśli wróciłabym trochę później? Chyba żadna tragedia by się nie stała.

-Przenocujesz mnie jeszcze kilka dni? - spytałam. Uśmiech na jego twarzy od razu się poszerzył.

-Pytasz poważnie? - skinęłam głową.

- Nowy Orlean to duże miasto, jest jeszcze wiele miejsc, które chciałabym zobaczyć... A skoro mam przy sobie całkiem niezłego przewodnika to dlaczego nie. - wzruszyłam ramionami.

-Kobieto, oczywiście, że tak. - energicznie pokiwał głową. Uśmiechnęłam się.

-Więc zostaję na trochę dłużej. - westchnęłam - Ale muszę zadzwonić do Stefana, że żyję i nic mi nie jest. - stwierdziłam.

- To chyba nie będzie łatwa rozmowa...

-Gorzej będzie jak mu powiem, że zostaję na dłużej. Będzie wściekły. Zresztą Damon też, że o Gilbercie nie wspomnę...

-A ten ostatni co ma do gadania? - prychnął. Westchnęłam.

-Chciał do mnie wrócić. - wyjaśniłam - Grzecznie mu wytłumaczyłam, że nie ma na to najmniejszych szans, ale nie odpuszczał. - powiedziałam.

-Ma tupet. - warknął pod nosem. Pokiwałam głową.

-Mniejsza z nim. Gdzie mnie dziś zabierzesz? Na Bourbon Street było super, ale nie mogę ciągle tylko pić, bo popadnę w alkoholizm. - zaśmiałam się.

-W Nowym Orleanie, nie ma czegoś takiego jak alkoholizm. - zaoponował - Tu możesz pić rano, w południe, wieczorem i w nocy. - wzruszył ramionami - To miasto to raj na ziemi. - podsumował. Przewróciłam oczami.

-Błagam powiedz, że są miejsca do których mnie zabierzesz i ich główną atrakcją nie będzie bourbon, whisky, bimber czy wódka. - mruknęłam nie kryjąc nadziei.

-No chyba nie chcesz chodzić po muzeach. - posłał mi przerażone spojrzenie. Roześmiana pokręciłam głową.

-Dobra. Niech będzie, że zdaję się na Ciebie. Nie zawiedź mnie. - puściłam mu oczko.

-Wiesz, że za przewodnika się płaci? - uniósł brew w górę. Westchnęłam głośno.

-Czego chcesz w zamian?

-Przyjmuję zapłatę w naturze. - odparł i uśmiechnął się ukazując szereg idealnie białych zębów. Nim zdążyłam odpowiedzieć zostałam przygnieciona przez jego ciało, a jego usta szybko zaatakowały moje, łącząc je w brutalnym pocałunku.

Co ja odpierdalam? Dlaczego go nie odepchnęłam? Tak nie może być. Nie mogę mu tak po prostu ulegać. Przecież to nie w moim stylu.

Czy on może przestać mnie całować? Wtedy byłoby mi łatwiej. Dobra. Jebać konsekwencje. Wplątałam palce we włosy wampira. Niech mi powie jakiej odżywki używa, to z pewnością sobie taką sprawię.

******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro