27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!




Mój plan trzymania Kola na dystans, nie wyszedł mi najlepiej. Skończyłam z nim w łóżku po raz drugi i niechętnie przyznam, że znów nie żałuję. Nigdy nie sądziłam, że wskoczę komuś do łóżka, nie będąc w oficjalnym związku. Tym bardziej nie pomyślałabym, że tym kimś będzie Kol Mikaelson.

W Nowym Orleanie jestem już od przeszło tygodnia i wciąż nie zadzwoniłam do Stefana. Jakoś mam wrażenie, że nie będzie to przyjemna rozmowa, a ja po prostu rewelacyjnie się tutaj bawiłam i nie miałam zamiaru psuć sobie nastroju. Poza tym jestem dorosła i nie muszę mu się z niczego tłumaczyć. Zresztą ani jemu ani nikomu innemu.

Mocniej objęłam Kola za szyję, aby nie spaść. Szatyn przemierzał właśnie ulicę Nowego Orleanu ze mną na plecach. Roześmiana wciąż się rozglądałam po nowych miejscach, których jeszcze nie miałam okazji zobaczyć.

-Wiesz co? Czuję się wykorzystany. - mruknął i podrzucił mnie lekko w górę, aby było mu wygodniej. Szybko wzmocniłam uścisk, aby nie upaść.

-Cicho bądź i nie psuj zabawy. Podoba mi się taki sposób zwiedzania. - oznajmiłam. Niech nie przesadza, jako wampir ma dużo siły, więc nic mu się nie stanie jak mnie trochę ponosi.

-Masz ze mną za dobrze. - prychnął, ale słyszałam nutkę radości w jego głosie. Naprawdę go polubiłam. Byłam pewna, że kiedy zrobię mu sztylet to kopnie mnie w dupe i tyle w temacie, ale prawda okazała się być zupełnie inna. Wziął sztylet, ale mimo to ciągle spędzał ze mną czas, a ja z każdym dniem bawiłam się z nim coraz lepiej. Naprawdę mu zaufałam i miałam głęboką nadzieję, że nie będę musiała tego żałować. - Dzwoniłaś do miłośnika wiewiorek? - zakpił. Pokręciłam głową wzdychając.

- Nie. - jęknęłam żałośnie - Wiem, że będę musiała wysłuchać kazania i jakoś mi się to nie uśmiecha. - wyznałam - Plus jak znam Damona to dorzuci swoje dwa grosze. - prychnęłam.

-Jak chcesz to ja zadzwonię. - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Już widzę jak Kol dzwoni do Stefana. Genialna myśl.

-Z pewnością oboje byliby zachwyceni twoim telefonem. - prychnęłam.

- Nie jestem taki zły! - zaoponował dalej się śmiejąc.

-Powiedzmy, że nie jesteś ich ukochanym znajomym wampirem. - wyjaśniłam.

-Zazdroszczą mi uroku. - wybuchłam śmiechem - Przecież taka prawda! - syknął i mocniej zacisnął dłonie na moich udach.

-Jasne... - wydusiłam pomiędzy napadami śmiechu.

-Przecież taka jest prawda! - powtórzył pewnie - Zresztą mam dowody. - stwierdził dumnie. Oparłam podbródek o jego ramię, wciąż kurczowo się go trzymając.

-Niby jakie? - zainteresowałam się.

-Ze mną spałaś dwa razy. A z nich żaden nie zaliczył. - mruknął dumnie. Wybuchłam śmiechem.

-Jesteś debilem. - warknęłam. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogłoby dojść do czegoś między mną a Damonem. Lubię go, ale nic więcej. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie go jako kogoś więcej niż kumpla, to samo ze Stefanem. - Przestaniesz w końcu poruszyć ten temat przy każdej możliwej okazji? - jęknęłam.

- Nie. Jestem z siebie cholernie dumny. - odparł, ponownie wywołując u mnie śmiech - Mówię serio. - prychnął - Zawsze słyszałem jako to z Ciebie grzeczna i poukładana dziewczynka, a tu proszę. - przewróciłam oczami. Debil, po czym debil.

-Przeze mnie masz jeszcze wyższe mniemanie o sobie, a myślałam, że to niemożliwe. - parsknęłam. W odpowiedzi usłyszałam inny męski głos.

-Mikaelson. - Kol automatycznie się odwrócił i wzmocnił uścisk, aby mnie nie puścić. Przed nami stał Marcel, którego miałam okazję poznać podczas mojego pierwszego dnia w Nowym Orleanie.

-Czego chcesz? - syknął pierwotny.

- Nie mam zamiaru marnować na was czasu. - oznajmił - Chciałem Ci tylko powiedzieć, że dwa wampiry kręciły się wokół twojego domu. - mruknął krzyżując ramiona na piersi. Moje ciało spięło się na jego słowa. To niemożliwe, żeby to byli oni...

-Jak wyglądali? - pytanie opuściło moje usta nim zdążyłam to przemyśleć. Czarnoskóry zmarszczył brwi.

-Jeden miał ciemne włosy, ubrany od stóp aż po głowę na czarno, był w skórzanej kurtce drugi włosy koloru ciemnego blondu? Coś takiego. - wzruszył ramionami - Zwykłe jeansy i też skórzana kurtka. Byli mniej więcej tego samego wzrostu. - wyjaśnił. Westchnęłam i oparłam czoło o tym głowy Kola.

-Bracia Salvatore sami postanowili Cię znaleźć. - mruknął pierwotny, a ja niechętnie skinęłam głową. Pięknie...






*******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro