28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!



-Nie chcę tam iść... - jęczałam, gdy Kol ciągnął mnie za rękę w stronę swojej posiadłości - Chodźmy na kawę! - zaproponowałam, ale szatyn ciągnął mnie dalej - Może na bourbon! Ja stawiam! - pisnęłam i próbowałam się zaprzeć nogami, ale na nic mi się to zdało. - Kol! - warknęłam. Pierwotny odwrócił się i położył dłonie ma mojej talii po czym rzucił mnie na swój bark mocno trzymając.

-Bądź cicho. - mruknął dalej idąc przed siebie.

-Puszczaj! - wrzasnęłam i zaczęłam walić pięściami w jego plecy. I wiecie co? Nic to nie dało! Jakby w ogóle tego nie czuł.

-Uspokój się, bo pomyślą, że Cię ze skóry obdzieram. - prychnął. Dupek. Debil. Psychopata. Popapraniec.

- Kol, puść! - jęknęłam zmęczona. Przecież nie mam z nim szans siłowo, a nie sprawię mu bólu głowy.

- Nie przeżywaj, jakoś damy radę. - pocieszał mnie. Przewróciłam oczami wzdychając.

-Jeśli obiecam, że nie będę uciekać to mnie puścisz? - zaproponowałam. Zawahał się na chwilę zatrzymując się. Westchnął głośno.

-Obiecujesz, że będziesz grzeczna? - zapytał. Od razu pokiwałam głową.

-Tak! Ale proszę Cię, pozwól mi iść na własnych nogach. - poprosiłam. Powoli opuścił mnie na ziemię i spojrzał w oczy.

- Masz być grzeczna. - mruknął.

-A Ty będziesz grzeczny wobec nich? - skrzyżowałam ramiona na piersi.

-Mogę spróbować być miły dla Stefana, rozmowa o Damonie to strata czasu. - prychnął. Spiorunowałam go wzrokiem. - Nie patrz tak na mnie, bazyliszku. Nic Ci to nie da. - zakpił.

-Chociaż postaraj się go nie zabić. - westchnęłam. Pokręcił głową.

-Nie ma takiej opcji. Nie lubię go. - oznajmił i ruszyliśmy w dalszą drogę.

-Jesteś beznadziejny... - warknęłam łapiąc się za głowę.

- Ale w łóżku jestem zajebisty. - poruszał brwiami.

- To jest twój jedyny argument, Mikaelson. - parsknęłam śmiechem, gdy wyszliśmy na teren jego rodzinnej posiadłości.

-Ważne, że dobry i prawdziwy. - zaśmiał się i objął mnie ramieniem.

-Zabieraj od niej te łapy, Mikaelson. - usłyszałam warknięcie Damona. Wraz z pierwotnym szybko się odwróciliśmy i spojrzeliśmy na braci Salvatore.

-Hejka! - mruknęłam i pomachałam do nich. Na mojej twarzy pojawiło się zmieszanie. Co ja mam niby zrobić? Kol uśmiechnął się szerzej i przyciągnął mnie bliżej siebie, kładąc prawą dłoń na talii. Nie odepchnę go przecież, to by było bez sensu.

-Miło was widzieć. - zakpił Kol - Co was sprowadza w moje skromne progi? - przygryzł dolną wargę.

-Przyjechaliśmy po Bonnie, zgarniamy ją i wyjeżdżamy. - wyjaśnił Stefan. Spojrzałam na nich sztucznie się uśmiechając. Co ja mam zrobić? Co ja mam robić, do cholery?

- Z tym może być mały problem. - mruknął uradowany pierwotny.

-Może i jesteś starszy, ale nas jest dwóch. - syknął Damon - Damy Ci radę. - odchrząknęłam.

- To nie tak. - zaczęłam, przełykając gulę w gardle - Znaczy... Po pierwsze, dzięki niemu odzyskałam moc. - uśmiechnęłam się do przyjaciół - Po drugie, nie jestem tu wbrew woli. Miasto mi się spodobało i chciałam trochę pozwiedzać, a Kol był świetną opcją na przewodnika. - wyjaśniłam wzruszając ramionami - Nic mi nie zrobił. - mruknęłam i zagryzłam wargę.

-Ciekawe jak zapłaciłaś mu za bycie przewodnikiem. - zakpił Damon i skrzyżował ramiona na piersi. Uchyliłam usta będąc w szoku. Błagam, Kol, nie odzywaj się. Błagam po prostu milcz.

- Mam opowiedzieć ze szczegółami czy w skrócie? - zapytał zadowolony z samego siebie. Stefan pochylił głowę w przód i wytrzeszczył oczy.

-Bonnie... - wyjąkał - Powiedz, że on żartuje. - mruknął młodszy Salvatore. Otworzyłam usta, ale nie wyszedł z nich żaden dźwięk. Nie dobrze. - Przespałaś się z Kolem? - syknął. Ponowanie uchyliłam wargi i nic. Nie mogłam Ci z siebie wydusić. Bo niby co miałabym mu powiedzieć? Na szczęście Kol postanowił mnie wyręczyć.

-Dwa razy. - pokazał dwa palce. Przekręciłam głowę patrząc na niego z mordem w oczach. Nie pomagasz, Kol. Nie pomagasz.

-Chyba żart. - warknął Damon - Nie wierzę. - spojrzałam czarnowłosemu w oczy, a on uchylił usta - To prawda... - wyjąkał zdziwiony. Powoli skinęłam głową.

-Tak jakby. - mruknęłam cicho.

-Kurwa Bonnie! - syknął - Albo się z kimś przespałaś albo nie. - wyrzucił ręce w powietrze - Więc jak było? - syknął.

- Ale że w sensie? - udałam głupią.

-Spałaś z nim czy nie?! - warknął Damon patrząc mi prosto w oczy. Posłałam mu najlepszy uśmiech na jaki było mnie stać, ale miałam wrażenie, że i tak wyglądało to strasznie sztucznie.

Wskazałam palcem na Kola i posłałam starszemu z braci Salvatore pytające spojrzenie.

-Tak z nim! Jest to ktoś jeszcze z kim mogłaś spać? - warknął Stefan. Mechanicznie pokręciłam głową. - Więc spałaś z Kolem? - ponowił pytanie.

-Dwa razy. - powtórzył szczerząc się. Kopnęłam go w kostkę. - Ał! No przecież prawdę mówię. - mruknął udając smutek. Zacisnęłam usta w linię i przeniosłam wzrok na Salvatorów. Nie zdążyłam się nawet odezwać.

-Spadamy. - mruknął Damon i opuścił posesję. Stefan posłał mi jedynie przepraszające spojrzenie i poszedł za bratem. Zerknęłam na Kola, który szeroko się uśmiechnął.

-Przynajmniej nikogo nie zabiłem. - pochwalił się. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. To jest powód do dumy? Był z siebie dumny, że nikogo nie zabił? Co jest z nim nie tak?!



*******
Zapraszam na mój profil, nowa praca na was czeka! ⬇️

Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału, wariaci! 🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro