33.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!




- Nie wierzę, że to przez nich... - wyszeptałam, gdy siedzieliśmy na ławce w parku.

- To bardzo w ich stylu i na ich poziomie inteligencji. - podsumował. Przetarłam twarz dłońmi. Za dużo się ostatnio dzieje...

- Czy wszystko musi się zepsuć? Znów wszystko tracę... - jęknęłam patrząc na niego. Zagryzł dolną wargę i wziął głęboki wdech.

-Chciałabyś spróbować? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi. Westchnął głośno. - Czy chcesz być moją dziewczyną? - wyjaśnił a ja wytrzeszczyłam oczy. On tak na poważnie? Jeśli robi sobie ze mnie żarty to skręcę mu kark, przysięgam!

-Jeśli to żart...

-Żaden żart. - przerwał mi - Pytam serio. - mruknął i wstał, po czym ukucnął przede mną - Bonnie, ludzie się na mnie gapią jak na debila. - zaczął z uśmiechem na ustach - Proszę nie pozwól, żebym robił to na marnę. - jęknął - Więc? - przygryzłam dolną wargę. Tego się nie spodziewałam. Dobra, Bonnie. Jest ryzyko, jest zabawa.

Pokiwałam głową.

- Tak. - mruknęłam - Tak, zostanę twoją dziewczyną. - uśmiechnęłam się szeroko. Zadowolony wstał i pociągnął mnie ze sobą, przez co staliśmy stykając się klatkami piersiowymi. Usta szatyna szybko znalazły się na moich, od razu odwazemniłam pocałunek. - Ale wiesz, że jeśli to jakiś głupi żart to znajdę kołek z białego dębu i wbiję Ci go w serce. - syknęłam uśmiechając się. Roześmiany pokiwał głową.

-Zrozumiałem.

- To dobrze. Nie chcesz poznać mojej gorszej strony. - warknęłam - Naprawdę nie chcesz. - syknęłam dobitnie.

-Wciąż się Ciebie nie boję, wiedźmo. - przewróciłam oczami.

Chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy na spacer. Zadowolona splotłam moje palce z jego. Podoba mi. On mi się naprawdę podoba.

- Bonnie. - usłyszałam znajomy głos. Kurwa. Nie dobrze. Bardzo, bardzo źle.

-Jeremy. - mruknęłam i wraz z Kolem, odwróciliśmy się w stronę chłopaka. Mocniej zacisnęłam dłoń na dłoni Mikaelsona.

Chłopak patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.

-To nie tak jak myślisz... - jęknęłam.

-Bonnie, czegoś takiego nie da się wytłumaczyć! Jak mogłaś mi nie powiedzieć? Jak w ogóle mogłaś to zrobić?! - warknął.

-Co takiego zrobiłam? - wyszeptałam - Nikomu nie zrobiłam krzywdy.

- To psychopata! - prychnął wskazując na bruneta stojącego obok mnie. Spojrzałam na Kola i lekko się uśmiechnęłam.

-Możliwe, ale to mój psychopata. - Mikaelson uśmiechnął się do mnie.

-Stefan mi wszystko powiedział... - prychnął kręcąc głową - Rozumiem, że nie chciałaś wrócić do mnie, ale na świecie jest tylu facetów a Ty wybrałaś sobie na chłopaka psychopatę! - syknął, pokazując na Kola.

-Ten psychopata przynajmniej nie zdradził! - warknęłam wściekła. Przegiął. Teraz to jestem naprawdę wściekła, a to wróży problemy dla niego. - Radzę Ci, następnym razem się ugryźć w język i spadać. - syknęłam.

-Otwórz oczy, Bonnie! Ani Stefan ani ja ani Damon, nie chcemy dla Ciebie źle! - zaoponował.

- Ale ja nic od was nie chcę! Dajcie mi święty spokój! - wrzasnęłam.

-Zaliczy Cię i zostawi! - prychnął. Ups. Moje ciało było teraz napięta niczym struna, a Kol wybuchł śmiechem.

-Bardzo nietrafiony komentarz. - zakpił kręcąc głową. Kol, zamknij się. Błagam zamilcz! - Jak długo byliście razem zanim skończyliście w łóżku? - zadał pytanie. - Bo mi się udało przy pierwszej wspólnej nocy. - mruknął szczerząc się. Dupek. Mógł sobie darować.

Przeniosłam wzrok na bruneta uśmiechając się delikatnie. Widziałam zawiedzenie w jego oczach. No cóż, to już jego problem.

-Powiedz, że on żartuje. - syknął.

- Mam kłamać? - zmarszczyłam brwi.

- Bonnie jak mogłaś! - prychnął - Przecież to nie w twoim stylu. - zaoponował.

-No tak. - przewróciłam oczami - W moim stylu, jest ratowanie Ciebie i reszty. - syknęłam - Koniec tego dobrego. Radźcie sobie sami! Skończyła się miłosierna Bonnie. - uśmiechnęłam się fałszywie.

- Co się z Tobą stało? - zdziwił się.

-Zmądrzała. - mruknął Kol, wzruszając ramionami - Przynajmniej jednej osobie z waszej wielkiej paczki się udało. - syknął. Spojrzałam na niego z mordem w oczach.

-Dzięki, Mikaelson. - prychnęłam.

- Nie ma za co, wiedźmo. - puścił mi oczko - Jeszcze tu jesteś, Gilbert? Zmiataj do lekcji. - zakpił. Jeremy spojrzał na mnie po raz ostatni i ruszył w przeciwnym kierunku. - Mogło być gorzej. - mruknął.

-Idiota. - mruknęłam, a szatyn wybuchł śmiechem i objął mnie ramieniem. Uroczo!



******
I w tym oto rozdziale mamy zawarty prolog, a to oznacza, że zbliżamy się do końca!
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤🖤🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro