4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20 gwiazdek = nowy rozdział!



-Mówię serio. - mruknęłam, gdy wraz ze Stefanem wchodziłam do Mystic Grilla - Jestem pewna, że to był Kol Mikaelson.

-Bonnie, byłaś pijana. - pokręciłam głową.

-Może i byłam pijana, ale jestem pewna co widziałam, a widziałam... - urwałam w połowie zdania. W barze było całkowicie pusto poza jedną osobą siedzącą przy ladzie. Kol MIkaelson. - Jego. - dodałam, wskazując palcem na szatyna przed nami. Stefan wytrzeszczył oczy.

-To naprawdę on... - wyszeptał, a ja przewróciłam oczami.

-Chodź. - mruknęłam i chwyciłam przyjaciela za nadgarstek ciągnąc go w stronę pierwotnego. Stanęliśmy przed szatynem.

- Czego tu szukasz? - warknął mój towarzysz. Zacisnęłam wargi, gdy Kol z szerokim uśmiechem na twarzy, przekręcił się tak, aby siedzieć z nami twarzą w twarz. Jaką ja miałam ochotę zadrzeć mi ten uśmieszek... Szkoda tylko, że nie mam możliwości, aby tego dokonać. Westchnęłam i rozejrzałam się wokół. Nie było dosłownie nikogo prócz Mikaelsona. To naprawdę dziwne, może i jest dziewiąta rano, ale jest sobota. Normalnie są tutaj tłumy. Coś jest nie tak. I gdzie jest barman? Powoli stanęłam na palcach i wychyliłam się, aby spojrzeć za ladę. Z moich ust uleciał cichy pisk, więc momentalnie zatkałam sobie usta.

-Bonnie, co jest? - Stefan spojrzał na mnie zmartwiony, a ja kiwnęłam głową by spojrzał na ladę, gdzie leżało ciało barmana. - Kurwa. - mruknął pod nosem - Musiałeś... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ Kol wstał i skręcił mu kark. Ciało mojego przyjaciela opadło na podłogę.

Zszokowana popatrzyłam na pierwotnego z przymrużonymi oczami.

-Mogłeś sobie darować. - syknęłam.

-Jasne, jasne... - przewrócił oczami, po czym sięgnął po szklankę i dopił swoje zamówienie - Chyba mieliście do mnie jakieś pytania. - prychnął.

-I mam rozumieć, że mi na nie odpowiesz? Tak po prostu? - parsknęłam.

Pochylił głowę w prawo patrząc prosto w moje oczy i wzruszył ramionami z miną niewiniątka. Pieprzony dupek.

-Mam propozycję. - oznajmił po chwili ciszy. Patrzyłam na niego wyczerpująco - Odpowiem na każde twoje pytanie, szczerze, jeśli ze mną wygrasz. - uśmiechnął się chytrze przygryzając dolną wargę.

- Nie mam czasu na twoje głupie gierki. - warknęłam i odwracając się, ruszyłam do wyjścia z baru. Zanim zdążyłam dojść do drzwi przeze mną wyrósł Kol. Zaskoczona odskoczyłam do tyłu.

-Może jednak znajdziesz dla mnie kilka minut? - prychnęłam na jego słowa.

-Poczekaj aż Stefan wróci do żywych, może on z Tobą pogra. - warknęłam.

-Albo grzecznie zgodzisz się na moją propozycję albo przestanę być taki miły. Pozwól, że ci przypomnę, że nie masz już swoich mocy, więc nie masz ze mną żadnych szans. - syknął mierząc mnie wzrokiem.

Zacisnęłam usta. Pieprzony cwaniak. Jest taki sprytny, bo wie, że ma nade mną przewagę. Gdybym miała moc, nie byłoby mu do śmiechu. Dobra Bonnie. Głęboki wdech. I wydech. Sztuczny uśmiech numer pięć i akcja.

-O co ci do cholery chodzi? - mruknęłam - W co chcesz grać? I co będziesz z tego miał? - warknęłam krzyżując ręce na piersi.

Pokręcił głową z szerokim uśmiechem. Uśmiechaj się póki możesz. Zedrę ci ten fałszywy uśmieszek. To tylko kwestia czasu... I jakiegoś dobrego pomysłu.

-Proponuję zagrać w bilarda. - mruknął - Jeśli wygrasz, odpowiem szczerze na każde twoje pytanie, ale jeśli przegrasz to zrobisz coś dla mnie. Stoi? - wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja spojrzałam na niego jeszcze bardziej nieufnie. Gdzieś jest postęp. Tylko gdzie? Westchnęłam. Przecież on mi nie da żyć.

- Nie. - warknęłam pewnie. Może i nie mam już swojej mocy, ale na pewno nie pozwolę się zastraszyć. Co to, to nie.

-A chciałem być miły. - westchnął i w wampirzym tempie znalazł się bliżej mnie. Szybko chwycił mnie za ramiona i zmusił, abym spojrzała mu w oczy, czego już po chwili żałowałam - Z przyjemnością zagrasz ze mną w bilarda, jeśli wygrasz odpowiem na wszystkie twoje pytania całkiem szczerze, jeśli przegrasz zrobisz coś dla mnie. - wyjaśnił jednocześnie mnie hipnotyzując. Gdy skończył mówić poczułam chcieć zrobienia, tego co mi kazał. Podstępna gnida.

-Ty dupku. - syknęłam - Jak mogłeś użyć na mnie perswazji? - warknęłam wściekła.

-Jak możesz nie zażywać werbeny? - zakpił, a ni zabrakło słów. Boże... Jaka ja jestem głupia.

- Bez żadnych numerów. - ostrzegłam go i ruszyłam do stołu. Chyba właśnie zgodziłam się na grę z diabłem...

****
Gwiazdki i komentarze mile widziane kochani! Do następnego rozdziału! ❤❤❤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro